Co nieprzyzwoitego kryje się w kobiecych zębach?

Książki Piotra Oczki są niebezpieczne. Wiem coś o tym, bo lektura Pocztówek z Mokum. 21 opowieści o Holandii w moim przypadku poskutkowała znacznym uszczupleniem stanu konta. Aż strach pomyśleć, co stanie się teraz, kiedy na półki księgarń trafiła kolejna książka profesora nauk humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego i wytrwałego badacza Niderlandów, zatytułowana Suknia i sztalugi. Historie dawnych malarek.

Ale zacznijmy od początku. Otóż po tym, jak parę lat temu przeczytałam Pocztówki z Mokum…, miałam tylko jedno marzenie: natychmiast kupić bilety i polecieć do Amsterdamu. Byłam wcześniej w tym mieście, odwiedziłam najważniejsze muzea, na czele z Rijksmuseum, oglądałam dzieła Rembrandta i innych holenderskich mistrzów, jednak po lekturze książki Oczki nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę niewiele widziałam. Bo jak mawiają historycy sztuki, tyle się widzi, ile się wie. A ja wiedziałam zdecydowanie zbyt mało.

Zmienił to autor, który prowadził mnie przez sztukę niderlandzką – zwracał uwagę na twórczość mniej znanych artystów, na trudne do wychwycenia detale, na szczegóły architektoniczne i dzieła sztuki rzemieślniczej ściśle związane z tym krajem. Zrobił to za pośrednictwem swojej książki, której poszczególne rozdziały zostały poświęcone charakterystycznym dla kultury niderlandzkiej tematom, takim jak choćby częste w tamtejszym malarstwie motywy ludzi czytających lub przelewających słowa na papier. Ale Oczko nie tylko szczegółowo analizował obrazy (na przykład dzieło Jana Ekelsa młodszego Pisarz, który ostrzy swe pióro – autor opracowania zastanawiał się, co oznaczają odsłonięte kolano mężczyzny z obrazu czy czerwona, muślinowa chustka, na której ten usiadł). Oczko zrobił coś więcej – poddał dzieła sztuki głębszej interpretacji, szukając odniesień do historii i współczesności, w tym do poziomu kształcenia Holendrów i Polaków. Pisze o tym następująco:

W ostatnich dekadach XVIII stulecia, czyli wtedy gdy Jan Ekels namalował Pisarza, piśmienność Holendrów wzrosła znacząco i obejmowała około 68% kobiet i 84% mężczyzn w całym społeczeństwie Republiki, zarówno w miastach, jak i na wsiach. Dla porównania, szacuje się, że w tym samym czasie, w drugiej połowie XVIII wieku, u progu rozbiorów, w Rzeczypospolitej litery znało zaledwie jakieś 10% jej mieszkańców. Jeszcze w 1921 roku aż jedna trzecia (sic!) polskich obywateli nadal głęboko tkwiła w analfabetyzmie, podczas gdy w Holandii zjawisko to już dawno nie istniało, a pisać i czytać nie umieli jedynie ludzie zupełnie wykluczeni społecznie. Według raportu Biblioteki Narodowej (2020) jakąkolwiek (czyli niekoniecznie mądrą…) książkę, na papierze lub czytniku, wzięło do ręki jedynie 42% Polek i Polaków. W Holandii odpowiednio 93%. Warto o tym chyba pamiętać, gdy na wciąż rosnącej fali „narodowej” megalomani (czytaj: pychy i głupoty) śni się sny o rzekomej wielkości, planuje odbudowy średniowiecznych zamków, rozpamiętuje odsiecz wiedeńską, fetyszyzuje nieliczne wygrane bitwy i liczne przegrane powstania, a zapomina o pewnej ustawie z 7 lipca 1949 roku (obowiązkowa i bezpłatna nauka dla analfabetów w Polsce Ludowej).

Jak widać, Pocztówka z Mokum… nie jest poświęcona wyłącznie sztukom wizualnym. To rodzaj erudycyjnego przewodnika, którego autor „oprowadził” mnie po różnorakich aspektach kultury holenderskiej, nie omijając niewygodnych, a czasami zaskakujących tematów, takich jak choćby obsesja Holendrów na punkcie sprzątania. Problem ten zgłębił zresztą Piotr Oczko w swojej pracy doktorskiej, opublikowanej pod tytułem Miotła i krzyż. Po jej lekturze nie jestem już w stanie oglądać niderlandzkich obrazów bez poszukiwania na nich narzędzi służących do utrzymania porządku. Tego typu śledztwom poświęciłam niemało czasu podczas kolejnych podróży do Amsterdamu na wystawy Vermeera i Fransa Halsa.

Niebawem znowu będę pakować walizkę. I znów winny temu jest Piotr Oczko wraz z jego najnowszą książką Suknia i sztalugi. Historie dawnych malarek. Tak jak w wypadku poprzedniego tomu jest to niezwykle bogato ilustrowany zbiór esejów, które ukazywały się na łamach miesięcznika „Znak”. Publikacja rozbudziła we mnie potrzebę przyjrzenia się z bliska wyrazom twarzy artystek tworzących od XVI do końca XVIII stulecia – kobiet, które przez wieki były niewidzialne dla patriarchalnej historii sztuki.

Profesor pisze o nich brawurowo, acz w przystępny i pozbawiony akademickiej maniery sposób. Z jednej strony przypomina nazwiska takich mistrzyń, jak: Sofonisba Anguissola, Artemisia Gentileschi czy Angelika Kauffmann, które w swoim czasie osiągnęły zawrotny sukces dzięki portretowaniu królów i ludzi z wyższych sfer. Z drugiej strony – autor sięga też po historie malarek mniej popularnych, którym nie zawsze udawało się wywalczyć pozycję równoważną ich talentowi. Jedną z takich kobiet jest prawie nieznana Agnieszka Piotrkowczyk-Dolabella. Badacz szczegółowo omawia jej sylwetkę twórczą oraz okoliczności, które wpłynęły na to, że malarka nie zyskała sławy. Swoje ustalenia Oczko opiera na źródłach historycznych. Kiedy zaś dotarcie do źródeł okazuje się niemożliwe, korzysta z własnej intuicji i umiejętności interpretowania dzieł sztuki.

Symboliczny jest jeden z pierwszych autoportretów zamieszczony w książce Artystka i jej zajęcia autorstwa Marie-Nicole Vestier Dumont. Widzimy na nim kobietę w jednej ręce trzymającą paletę i pędzle, a w drugiej kołyszącą niemowlę.

W mojej książce […] pytam o motywacje artystek i często dramatyczne wybory, opisuję pokonywanie przez nie społecznych i genderowych ograniczeń, pokazuję też ich determinację, a przede wszystkim cenę, jaką musiały zapłacić, kiedy chciały zaistnieć jako malarki. Były to najczęściej koszty osobiste: bycie wystawioną na plotki i oszczerstwa, samotność, brak zrozumienia partnera dla profesji i pasji żony lub – jeśli sam był malarzem – tworzenie w jego cieniu albo znoszenie wybuchów zazdrości, gdy okazała się od niego lepsza. Czasem, by móc się rozwijać i tworzyć, trzeba było się zdobyć na radykalny krok i porzucić męża, a nawet dzieci. Wielu malarkom nie udało się też pogodzić pracy z życiem rodzinnym, co stanowi skądinąd uniwersalny problem kobiet chcących robić karierę – pisze Piotr Oczko.

W zasadzie każda z historii malarek jest historią walki o siebie, o swoją sztukę. Jest też historią walki z męską dominacją, która nie pozwalała kobietom studiować w akademiach, nie wspominając nawet o możliwości poznawania ludzkiego ciała podczas lekcji rysowania aktów. Jedną z bardziej zaskakujących spraw omawianych przez autora jest niestosowność malowania przez kobiety zębów. Ośmieliła się to zrobić dopiero Elisabeth Marie-Louise Vigée-Lebrun, gdy w 1789 roku zaprezentowała na Salonie swój Autoportret z córką Julie. Okrzyknięto ją wówczas mianem skandalistki i uznano, że rozchylone usta nie tylko łamią zasady przyzwoitości, lecz także świadczą o plebejskości, a nawet chorobie psychicznej przedstawionej kobiety.

Wszystkie przytaczane w książce historie zyskują szerszy kontekst dzięki jeszcze jednemu czynnikowi, który wyróżnia publikacje Piotra Oczki na tle prac innych badaczy. Autor dostrzega wszelkie subtelności technik artystycznych, stylów, kompozycji i ikonografii opisywanych artystek i artystów, ale opowiada on równocześnie o sobie, wplatając w narracje o sztuce bardzo osobiste wyznania. Taka perspektywa sprawia, że w jeszcze bardziej emocjonalny sposób patrzymy na interpretowane dzieła. Podobną strategię przyjął Oczko już w Pocztówce z Mokum…, w której miłość do Holandii splatała się z miłością do pewnego mężczyzny. Gdy pisał tę książkę, miał już za sobą bolesne rozstanie, którego historię odsłaniał przed czytelnikiem w kolejnych rozdziałach w subtelny, zawoalowany sposób.

W Sukni i sztalugach także znajdziemy sporo odniesień do prywatnej sytuacji autora. Jakby mimochodem włącza on do poszczególnych tekstów anegdoty dotyczącej swojej genderowej tożsamości, przemocy seksualnej, której doświadczył, czy wypartej w młodości niebinarności. Prywatne przemyślenia sprawiają, że opisywane przez Oczkę herstorie nabierają dodatkowych, ważnych z dzisiejszego punktu widzenia znaczeń.

Ale to nie wszystko. Kiedy autor przygotowywał tom do druku, dowiedział się, że jest ciężko chory.

Tak się niestety złożyło, że większość książek przyszło mi pisać w chwilach różnych traum – nie inaczej było też z tą. Po otrzymaniu w sierpniu 2023 roku diagnozy i dokonaniu kilku życiowych bilansów postanowiłem nie rozpoczynać terapii, załatwić to, co konieczne (w tym skończyć pisać niniejszą książkę), i «wylogować się» na własnych zasadach. Okazało się, że jednak na takie rozwiązanie (według mnie racjonalne i zgodne z bliskim mi holenderskim sposobem myślenia) nie byli gotowi moi Bliscy – przyznaje autor, który na szczęście ostatecznie zdecydował się na leczenie.

Wierzę w skuteczność terapii i trzymam mocno kciuki za jej powodzenie. Wybieram się w podroż po muzeach, w których odnajdę niezwykłe obrazy kobiet. Będę spoglądała na nie oczami Piotra Oczki, nie zważając na coraz bardziej uszczuplone bankowe konto. W świat sztuki i literatury nie wkracza się bezkarnie i czasami sporo się na tym traci. Książki krakowskiego profesora są jednak dowodem na to, że o wiele więcej się zyskuje.

 

 

 

– dziennikarka, publicystka, redaktorka, absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim.

więcej →

– anglista, polonista, niderlandysta, kulturoznawca, historyk sztuki i tłumacz, profesor nauk humanistycznych. Autor licznych studiów oraz monografii naukowych.

więcej →

Powiązane teksty