Imiona zapisane

Na tom Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego Przeszłość zagarnia swoje piękne dzieci składa się cykl 55 wierszy skonstruowanych z precyzyjnie dobranych elementów autobiograficznych i geograficznych, społecznych i historycznych.

Układają się one w minitraktat metapoetycki, oparty na kanwie opowieści o wyjątkowo złym dzieciństwie. W anegdotycznych utworach, pozornie banalnych, pojawiają się motywy budujące powagę egzystencji i reaktywujące sens powiedzenia, że poeta jest jak dziecko.

Kompozycja cyklu nie opiera się na chronologii, lecz na autotematycznym zamyśle artystyczno-intelektualnym.
W wierszach napisanych w różnych latach autor odnosi się do roli i statusu poety oraz źródeł i sensu poezji. Problemom poetologicznym towarzyszą nawiązania do refleksji o twórczości autorów bliskich Tkaczyszynowi-Dyckiemu, według którego „praca poety choć trudna polega na nicnierobieniu”. Podobnie w twórczości Mirona Białoszewskiego poeta występuje jako „niepewny cozrobień / yeń”, przypominamy sobie też zdanie Tadeusza Różewicza, że „poeta nie pisze wierszy / pisze jeden wiersz przez całe życie”. O Tkaczyszynie-Dyckim można powiedzieć, że od zawsze tworzy jeden cykl. Dla literaturoznawców jego poezje stanowią i stanowić będą wdzięczne pole do analizowania aluzji intertekstualnych i relacji z tradycją literacką. Ciekawym rozwiązaniem jest to, że jedna z głównych bohaterek tej twórczości, matka, idzie ulicami, których patronami są polscy pisarze: Nałkowska, Żeromski, Baczyński i inni. Poeta pozostaje rzecznikiem i poniekąd opiekunem rodzicielki, dlatego pyta: „kto i dlaczego skrzywdził moją unicką matkę”.

Logiką tomu kieruje prawo powracania do zdarzeń, lęków, traum, osób, miejsc, ale też rzadkich chwil szczęśliwych, kiedy matka smażyła „najlepsze pampuchy na świecie”. Przeszłość nieustannie powraca. Pamięć wciąż pracuje i komplikuje, domaga się wyjaśnień. Wspomnienia przenikają się i wchodzą ze sobą w konflikt. Upływ czasu pomniejsza i unieważnia przebyte cierpienia, a mimo to one wciąż ranią. Minione wydarzenia pozostają żywe w świadomości i potrafią zaskakiwać, jak dobry wiersz. Pisanie poezji to uporczywe przypominanie przeszłości, bliskich i obcych, wołanie z nadzieją, że „może w końcu ktoś nas zobaczy”.

Poeta przeciwstawia się ogólnikowości, stara się upamiętnić to, co jednostkowe. Realistyczne szczegóły czerpane z autobiografii uwiarygodniają tekst i jego narratora. Wtrącenia nawiasowe zakłócają i dynamizują przekaz. Podjęte wątki splatają się, rozplątują, powracają i znikają, tworząc nowe konfiguracje. W tej grze nie ma mowy o niezborności. Potwierdzanie i zaprzeczanie, pozorna dywagacyjność oznacza daleko posuniętą kontrolę nad wierszem, ale wskazuje również na pokorę poety. Chciałby dokonać rzeczy niemożliwej: pogodzić ludzi i sprzeczności, wypowiedzieć wszystko, co najważniejsze, prawdziwie przeżyte. Pozostaje pielęgnowanie w sobie empatii, wrażliwości etycznej oraz pamięci o losie, który ma wymiar wspólnotowy.

Zapisywanie imion i nazw to trwała cecha poetyki Tkaczyszyna-Dyckiego. Jego onomastyka nie tylko uwierzytelnia tekst, ale stanowi również pewnego rodzaju ostatnią przysługę wobec ludzi i zwierząt, których istnienie się zakończyło. Tytuł tomu Przeszłość zagarnia swoje piękne dzieci wskazuje na proces twórczy polegający na rozpamiętywaniu tego, co ukryte w nazwiskach, imionach, nazwach znanych od dzieciństwa. Poeta twierdzi, że wszystkie one „na pewno odnajdą się / w poezji trzeba tylko chcieć”. Poezja zatem ocala. Oczywiście, nie są przywoływane imiona wszystkich istnień, bo jak czytamy w wierszu Ścichapęk: „nie każdy z nas / nadaje się do pokazania w wierszu”.

Szukanie drogi do domu to zarazem poszukiwanie matczyzny – szeroko pojętego dziedzictwa po matce – i ojczyzny. Poeta nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, gdzie znajduje się jego zakątek wszelkiego bezpieczeństwa: przy grobie babuni Hrudniowej na cmentarzu w Wydminach, w Lisich Jamach czy Wólce Krowickiej. Tkaczyszyn-Dycki celowo sytuuje się na peryferiach politycznych, geograficznych czy kulturowych. Sugerując erotyczny podtekst, wyznaje: „lubię siebie na zadupiu”.

Jedną z historycznych determinant tej poezji jest akcja „Wisła” z 1947 roku, w wyniku której ludność ukraińska z terenów Polski południowo-wschodniej została przymusowo przesiedlona między innymi na Warmię i Mazury. Przeszłość ta pozostawiła ślad w każdym wierszu, dając podstawę do refleksji nad wpływem historii na tożsamość poety. Motyw „czarnego podniebienia” symbolizuje degradację Ukraińców za pomocą negatywnego stereotypu: „nie było mi do śmiechu kiedy ktoś / kogo kochałem powiedział / głośno o moim czarnym podniebieniu”. Te i inne świadectwa trudnej rodzinno-sąsiedzkiej wspólnoty można odczytywać jako zaczyn tożsamości poety.

Wiersze nawiązują do różnych systemów wersyfikacyjnych, poeta zaś szczodrze korzysta z bogactwa i twórczego potencjału polszczyzny. Posługuje się też ukrainizmami, osiągając efekt stylu zbliżonego do mowy potocznej, swobodnej, śpiewnej. Niektóre liryki przypominają poetyckie piosenki. Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki w sposób godny podziwu i przekonująco przedstawia zakamarki autobiograficznej przeszłości ze stygmatem ośmieszenia i odrzucenia. Poetycki język dociera jednak do granicy bezsilności: „w poezji nie udźwigniesz / wszystkich zagadnień”. Pozostaje ona przestrzenią niepewną, choć ocala imiona i pamięć o tych, którzy je nosili. Najnowsza książka Tkaczyszyna-Dyckiego potwierdza jego wysoką klasę jako twórcy; przypomina, że istotnie to, co ma szansę przetrwania, ustanawiają poeci.

poeta, prozaik, krytyk literacki, historyk literatury.

więcej →

Fallback Avatar

(ur. 1962) – poeta, felietonista 

więcej →

Powiązane teksty

25.06.2025
Nowe Książki

Stary artysta maluje obraz

Maria Poprzęcka nie zwraca się ku dobrze rozpoznanej ikonografii martyrologicznej, ale ku całkiem innym, nie zawsze dostrzeganym związkom sztuki ze starością i śmiercią: ku jej zdolnościom regeneracyjnym obalającym mit „stylu późnego” oraz starczej niemocy twórczej, ale też ku jej siłom wprost zabójczym – pisze Marta Leśniakowska o książce Śmierć przed obrazem. O sztuce, starości i znikaniu.