Tyłem, prosto w nieznane

Bez ceremonii powitalnej

„Zostałem serdecznie zaproszony do wstąpienia w szeregi bebechorealistów. Oczywiście zgodziłem się. Nie było żadnej ceremonii powitalnej. I dobrze”[1]. Zgodnie z zawartą w tytule obietnicą Dzicy detektywi rozpoczynają się od zagadki. Detektywi? Bebechorealizm? Narrator rzuca nas w sam środek historii dotyczącej losów enigmatycznej grupy poetyckiej działającej w mieście Meksyk w latach 70. XX wieku. Przenikający książkę detektywistyczny duch sprawia, że czytelnicze wyobrażenia o życiu poetów mieszają się tu z pełnymi przemocy obrazami Ameryki, gangsterów, skorumpowanych polityków i upartych, lecz pozbawionych złudzeń detektywów.

Sama zagadka nie jest zaś w ścisłym sensie kryminalna. Przedmiotem śledztw prowadzonych przez bohaterów powieści są bowiem zawsze zaginięcia poetów. Dlaczego literaci znikają? Czy mówiąc konkretniej, chodzi tu o kwestię przemilczenia – bo jak to się dzieje, że tyle arcydzieł nigdy nie zyskuje rozgłosu? To jeden z lejtmotywów twórczości Bolaño – fascynacja postacią pisarza niedocenionego, przegranego, który tworzy swoje dzieło niejako na przekór otaczającej go obojętności i anonimowości.

Bebechorealiści zagubieni w Meksyku (i nie tylko)

Poczucie niedocenienia było Bolaño dobrze znane przez większą część jego kariery. Urodzony w 1953 roku autor w latach 70. nie pisał jeszcze prozy, lecz wiersze. Ich eksperymentalna poetyka, inspirowana surrealizmem i dorobkiem beatników, oraz działalność twórcy w efemerycznych radykalnych grupach poetyckich wpływały na marginalną pozycję Bolaño w meksykańskim życiu literackim. Emigracja do Europy, na którą zdecydował się w 1977 roku, tylko utrwaliła ten stan rzeczy. Bolaño osiadł w Katalonii, a pisanie musiał godzić ze słabo płatną pracą – bywał stróżem nocnym na campingu, zbierał winogrona czy rozładowywał statki. Choć w końcu zaczęto kojarzyć go w kręgach katalońskich młodych pisarzy, to proza, którą w tamtym okresie tworzył, nie zapewniła mu sukcesu. Autor został zauważony dopiero dużo później, w drugiej połowie lat 90. Po docenionej przez hiszpańską krytykę Literaturze faszystowskiej w obu Amerykach (1996) opublikowana w 1998 roku w prestiżowym wydawnictwie Anagrama powieść Dzicy detektywi stanowi wspaniały, lecz zarazem końcowy akord tyleż wielkiej, co krótkotrwałej kariery. W 2003 roku w wieku pięćdziesięciu lat Bolaño umiera jako autor dziesięciu opublikowanych powieści i licznych opowiadań oraz „jeden z najważniejszych głosów najnowszej literatury światowej”. Dziś, ponad dwadzieścia lat później, uznaje się go już bezsprzecznie za współczesnego klasyka.

Dzicy detektywi to powieść głośna, nagradzana, tłumaczona na liczne języki oraz wielokrotnie wznawiana. Bardzo szybko osiągnęła wśród czytelników status dzieła kultowego. Bolaño okazał się bowiem jeszcze przed śmiercią nie tylko autorem wybitnym, lecz przede wszystkim takim, który – podobnie jak wcześniej Julio Cortázar lub Jorge Luis Borges – potrafił wykreować swój własny mit. Oś owego mitu stanowi romantycznie pojęta „dzikość”, czyli gotowość, by – podobnie jak Arthur Rimbaud i wielu innych poetów – bez mrugnięcia okiem porzucić wszystko i wyjść na spotkanie przygodzie. W Dzikich detektywach mit opakowany jest w zabawę konwencją kryminalną. Głównym zadaniem detektywów okazuje się poszukiwanie i wydobycie na światło dzienne zapomnianych głosów poetyckich. W powieści Bolaño kreuje mit twórcy zmarginalizowanego – mit, w którym wątki literackie (Arthur Rimbaud, Charles Baudelaire czy Franz Kafka) mieszają się z jego własną biografią – ale składa również hołd zapominanym dziś całkowicie poetom, w latach 70. współtworzącym wraz z autorem grupę infrarealistów. Jest to także ukłon w stronę Maria Santiago Papasquiaro, wielkiego przyjaciela Bolaño.

Bebechorealiści są powieściowym odpowiednikiem faktycznie istniejącej od lat 70. meksykańskiej grupy infrarealistów. Odrzucają obowiązujące konwencje estetyczne, eksperymentują, lecz nie łączy ich wspólna poetyka. Tę możemy sobie tylko wyobrażać – choć to zaskakujące, w Dzikich detektywach, grubym tomie poświęconym poetom, nie przeczytamy wierszy młodych literatów z miasta Meksyk. Mimo tego braku bez wątpienia wszystko w życiu bebechorealistów kręci się wokół poezji, oczywiście w charakterystyczny dla bohemy, graniczny sposób – książki to ich fetysz. Młodzi poeci kradną je z księgarń i czytają nieustannie – jeden z przywódców bebechorealizmu, Ulises Lima, zasłynął tym, że oddawał znajomym przemoczone książki, ponieważ czytał je nawet pod prysznicem. Wreszcie – aktywność literacką bebechorealistów cechuje entuzjastyczna nadmiarowość. Jak po dwóch miesiącach przynależności do grupy podsumowuje narrator: „Ile napisałem wierszy? Od kiedy to się wszystko zaczęło: pięćdziesiąt pięć. W sumie stron: 76. W sumie wersów: 2453”[2].

Kim zatem są bebechorealiści? Zdaniem tego samego Ulisesa Limy „szli tyłem. […] Plecami, patrząc w jeden punkt, ale oddalając się od niego, prosto w nieznane”[3].

Cytaty i nawiązania, często humorystyczne, jak powyższa reinterpretacja Benjaminowskiego anioła historii, są w rozmowach młodych poetów wszechobecne. Nie tworzą one jednak spójnego kodu, który w powieści postmodernistycznej skrywa kolejne warstwy sensu. Erudycyjna intertekstualność i tematyzacja literatury funkcjonują tu niejako na powierzchni tekstu, pełniąc rolę żargonu spajającego tożsamość grupy.

Wobec braku poetyckich próbek dyskusje literackie stają się przestrzenią, w której ujawnia się kreatywność poetów oraz przenikający całą powieść „dziki”, ocierający się o nonsens humor. Jeden z bebechorealistów „w potężnym oceanie poezji wyróżnił kilka nurtów: pedalski, ciotowski, gejowski, cwelowski, homo-niewiadomo, pedziowaty, nimfetyczny, zniewieściały. Jednak najważniejsze prądy to pedalski i ciotowski. Na przykład Walt Whitman to poeta pedalski. Pablo Neruda – ciotowski. William Blake jest bez cienia wątpliwości pedałem, a Octavio Paz ciotą”[4].

Ten słynny, puszczający oko do czytelników Borgesa fragment (bez cienia wątpliwości niebędący homofobicznym żartem) nie jest bynajmniej alegorią, skupia natomiast jak w soczewce absurdalną i wulgarną żywiołowość, która charakteryzuje działalność bebechorealistów. Tak w odniesieniu do fabuły, jak języka powieści, hołdowi dla meksykańskich infrarealistów towarzyszy nieodparty urok karnawalizacji.

Rozciąga się ona u Bolaño również na postaci. W świecie bebechorealistów zajmująca jest nie normalność everymana, lecz swoiście pojmowana ekscentryczność – dystans do tego, co centralne; czy to do dominujących („normalnych”) wzorców męskości, czy do kanonicznej poetyckości. To świadome lokowanie się na marginesie. Śmiertelna powaga, z jaką bebechorealiści traktują swoją, efemeryczną przecież, działalność poetycką (ale i miłość, przyjaźń, politykę), w połączeniu z radykalną pogardą dla społecznych konwencji i norm postępowania, może sprawiać wrażenie pewnej irracjonalności czy niedopasowania. Dlatego też postaci jawią się tu jako miotane skrajnościami lub wprost ocierające się o szaleństwo.

Królami karnawału są dwaj magnetyczni bohaterowie, przywódcy bebechorealizmu, przyjaciele Arturo Belano i Ulises Lima. Lima to w rzeczywistości przyjaciel Bolaño z meksykańskich czasów, poeta Mario Santiago Papasquiaro. Chilijczyka Belano łączy natomiast z autorem powieści tyle szczegółów biograficznych, że zwykło się uznawać go za alter ego autora 2666. Nie można jednak zapominać, że mamy do czynienia z powieścią, a Bolaño swobodnie, czy wręcz bardzo swobodnie, beletryzuje swoją biografię.

Jeśli w Dzikich detektywach zostaje ona przekuta w mit marginalnego poety, to owa mitologizacja paradoksalnie uwzględnia prawdę, nawet jeśli nie jest to prawda biograficznego szczegółu. Historii bebechorealizmu towarzyszy bowiem wątek socjologiczny. Metaforyczne znikanie poetów – problem przemilczenia, niedocenienia – wiąże się bowiem z relacjami władzy.

Roberto Bolaño, „Dzicy detektywi”, tłum.: Nina Pindel, Tomasz Pindel, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2025.

Powieściowi bebechorealiści prowadzą we własnym mniemaniu literacką wojnę z „imperium Octavia Paza” z jednej, a „imperium Pabla Nerudy” z drugiej strony. Choć obaj nobliści należeli do awangardy, nie zbliżało ich to bynajmniej do wywrotowych bebechorealistów. Octavio Paz, jeden z największych meksykańskich poetów współczesnych, reprezentuje u Bolaño poezję oficjalną – taką, która zapewnia autorom wsparcie instytucji i dostęp do państwowych etatów. W przeciwieństwie do Belana i Limy nie oddaje się on z pasją literaturze, lecz prowadzi wygodne życie w zaciszu swojego gabinetu, gdzie zajmuje się głównie odpowiadaniem na przychodzące z całego świata listy. Przemilczenie nie jest więc wpisane w los poety, lecz stanowi, jak powiedziałby socjolog literatury, skutek działania systemu. W nielicznych wspomnieniach o rzeczywistych infrarealistach z lat 70. powraca wątek wywrotowości – Bolaño i jego przyjaciół nazywano terrorystami, ponieważ regularnie zakłócali oni przebieg tradycyjnych spotkań poetyckich. Fundament konstruowanego w powieści bebechorealistycznego mitu tworzą więc dwa elementy: sprzeciw wobec konwencjonalnej i bezpiecznej praktyki literackiej oraz afirmacja poezji traktowanej jako bezkompromisowy, a przez to jedyny autentyczny sposób bycia. Bebechorealizm to, podkreślmy, nie sztuka pisania, ale sztuka życia.

W Pierwszym manifeście infrarealistycznym z 1976 Bolaño stwierdza, że prawdziwy poeta to ten, który w każdej chwili jest gotów, by wszystko porzucić. Ta dyspozycja jest warunkiem poezji, która powinna „sprawiać, by pojawiały się nowe odczucia – podważać codzienność”[5]. Nie treść ani forma, lecz anarchiczna żywiołowość i stała dyspozycja do ponoszenia ryzyka są sednem mitu w Dzikich detektywach. Jego zalążek znajduje się we wczesnych, infrarealistycznych poszukiwaniach Chilijczyka.

Utopie i pustynia

Na zakończenie przywoływanego wcześniej Pierwszego manifestu… Bolaño parafrazuje legendarne wezwanie André Bretona, pisząc: „O.K. Porzućcie wszystko, raz jeszcze. Wyruszcie w drogę”[6]. I rzeczywiście fabuła Dzikich detektywów zmusza postaci, by porzuciły względnie stabilną egzystencję i wyruszyły w podróż. Młodzi poeci opuszczają stolicę i ruszają samochodem przez olbrzymią pustynię rozciągającą się na północy Meksyku. Zapewniają opiekę koleżance, prostytutce, która próbuje uwolnić się od swojego złowrogiego alfonsa. Podróż bohaterów jest więc trzymającą w napięciu ucieczką przed groźnym gangsterem i zaprzyjaźnionym z nim, skorumpowanym policjantem.

Prócz sensacyjnego, wątek ten ma również wymiar symboliczny. Podobnie jak w wielu literackich opowieściach o podróży – począwszy od historii Odyseusza, przez dziewiętnastowieczne narracje o wyprawach wielorybniczych, na amerykańskiej odysei Jacka Kerouaca skończywszy – bohaterowie Bolaño są wystawiani na próby, mierzą się nawet ze śmiercią, by poznać samych siebie.

Gdy przerażony narrator próbuje poradzić sobie ze wszechogarniającym strachem, ma na poły narkotyczną wizję (porównywaną w tekście do tripu po LSD), w której inny młody poeta, Horacy, wychodzi na pole bitwy pod Filippi, by bronić republiki rzymskiej przed imperialnym zagrożeniem. W momencie próby bebechorealiści również, zupełnie dosłownie, podejmą walkę przeciwko przemocy i złu.

Bezkompromisowa odwaga to zatem kolejny rys „dzikiego” poety. Oczywiście nie każdego; w twórczości Chilijczyka spotkamy bowiem cały wachlarz ludzi pióra, również tych, którzy w krytycznym momencie stają po stronie faszyzmu i zła (Gwiazda daleka) lub nade wszystko pożądają uznania i „małej stabilizacji”. Dlatego bebechorealista to ktoś więcej niż tylko człowiek, który pisze – to uosobienie radykalnego mitu poety. Wątki sensacyjne zostają tu zaskakująco splecione z hołdem złożonym odwadze. Bolaño nie byłby sobą, gdyby ów hołd nie został doprawiony ironią, stąd wśród klasyków, których przywołuje, znajduje się miejsce również dla takich poetów, jak: Archiloch czy Katullus. Niemniej bebechorealiści uosabiają postawę, której sens jest uniwersalny; sprowadza się ona bowiem do robienia tego, „co trzeba”, w chwili próby – do bycia odważnym i przeciwstawiania się złu.

Podróż przez Sonorę nie jest jednak tylko ucieczką. Wyjazd ze stolicy staje się pretekstem do kontynuowania śledztwa prowadzonego przez Belana i Limę, którzy poszukują legendarnej zaginionej poetki awangardowej – Cesarei Tinajero. To od niej młodzi literaci zapożyczyli nazwę swojej grupy. Po założeniu oryginalnego ruchu bebechorealistów Tinajero zniknęła gdzieś wśród pustyń północnego Meksyku.

Wątek poszukiwań zaginionej twórczyni można rozumieć jako wariację na temat samotności zmarginalizowanych poetów, którzy odrzucają patronat Paza czy Nerudy i decydują się na matronat. W tym sensie Dzicy detektywi, w których wyraźne są tony powieści inicjacyjnej o dojrzewaniu, dokonują feministycznego odwrócenia. Topos poszukiwania ojca w celu symbolicznego domknięcia dojrzewania zostaje tu zastąpiony motywem podróży w poszukiwaniu matki.

Symboliczne i faktyczne poszukiwanie ojca stanowi lejtmotyw jednej z najważniejszych meksykańskich powieści współczesnych, Pedra Páramo Juana Rulfo. Pisarz osadza akcję utworu w wymarłym – dosłownie i w przenośni – miejscu i opowiada o spustoszeniach, jakich dokonała w Meksykanach długa i pełna przemocy wojna domowa, nazywana rewolucją meksykańską. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że w tytułowym określeniu (hiszp. páramo – pustkowie) dają się słyszeć echa Eliotowskiej Ziemi jałowej. Pedro Páramo wprowadza więc do literatury meksykańskiej wątek pustyni jako symbolu nieudanej modernizacji, pustki nowoczesności – postępu, który według początkowych założeń miała zapewnić rewolucja meksykańska.

Belano i Lima, prowadząc swoje śledztwo dotyczące Cesarei Tinajero, nie tylko poruszają się po meksykańskiej „ziemi jałowej”, ale też przepytują znajomych, którzy należeli do (znów – faktycznie istniejącego) awangardowego ruchu estrydentystów. Ci ostatni działali w Meksyku w latach 20. XX wieku, a ich poszukiwania, obejmujące różne dziedziny sztuki, skupiały się w „Estridentópolis”, niezrealizowanym projekcie utopijnego miasta na pustyni, które miało stać się przestrzenią meksykańskiej nowoczesności.

Literackie śledztwo prowadzone w Dzikich detektywach można więc również odczytywać jako hołd składany awangardzie i jej niespełnionej obietnicy. Ta obietnica – przekroczenia granicy, która u początków nowoczesności oddzieliła literaturę (czy szerzej – sztukę) od tak zwanego życia – ma oczywiście wymiar społeczny. W tym sensie pełen przemocy, jałowy Meksyk, który pojawia się zarówno w Dzikich detektywach, jak i w innych utworach Bolaño, ukazuje klęskę projektowanej nowoczesności.

W dojrzałej twórczości autora 2666 istotny jest motyw klęski awangardy rozumianej jako wywrotowa i utopijna koncepcja uprawiania literatury – koncepcja, której sam pisarz hołdował jako dwudziestoletni poeta. W tym sensie całe dzieło prozatorskie Bolaño – a powieść Dzicy detektywi w sposób szczególny – zaczyna się tam, gdzie wygasa projekt awangardowy. Zarówno późniejsza poezja, jak i proza Bolaño, są bowiem tyleż ukłonem w stronę awangardowej utopii, co formą namysłu nad ograniczeniami, niebezpieczeństwami i aporiami tej wizji.

Strategia przetrwania

Jaki człowiek kryje się za postacią poety odważnego, ale też zmarginalizowanego i dojmująco samotnego? Bolaño mówi o tym w charakterystyczny sposób – traktuje literaturę jako metonimię egzystencji. Opisuje dwa rodzaje czytelników. Typowy przedstawiciel pierwszego z nich jest „raczej spokojny, wykształcony, prowadzący mniej więcej zdrowe życie, dojrzały […]. Taki człowiek może czytać to, co się pisze dla ludzi spokojnych, dla wyciszonych, ale może też czytać każdy inny rodzaj literatury […], bez absurdalnego, czy pożałowania godnego zaangażowania, bez ekscytowania się”[7]. Tymczasem Belano reprezentuje drugą grupę odbiorców; to czytelnik zrozpaczony – „czytelnik młodociany albo niedojrzały dorosły, wystraszony, z nerwami jak postronki. To taki palant […], który popełnia samobójstwo po lekturze Wertera[8]. Dla czytelnika tego rodzaju literatura jest wszystkim – zastępuje świat realny w tym sensie, że to, co istotne, może wydarzyć się tylko w jej obrębie. Czytelnik zrozpaczony to zatem ktoś, kto niebezpiecznie ociera się o szaleństwo.

Celowo używam kategorii szaleństwa. Nie mamy tu jednak bynajmniej do czynienia z jednostką chorobową, lecz z przetworzeniem klasycznego motywu, który nie tylko od tysiącleci spleciony jest z działalnością poetycką, ale także leży również u podstaw pierwszej nowoczesnej powieści.

Inaczej niż Andrzej Sosnowski, który pisał, że poezja „zapewne nie jest strategią przetrwania”[9], Bolaño zdaje się wierzyć, że choć czytanie może prowadzić do szaleństwa, to może być również antidotum – tym, co pozwala nie zwariować. Z perspektywy młodego narratora Dzicy detektywi są przecież opowieścią o dojrzewaniu, w której bohater przechodzi przez wszystkie tradycyjne etapy inicjacji: lekturę, seks i podróż. Jednak zakończenie procesu przynoszące rozwiązanie wszelkich konfliktów nie następuje, a radykalne doświadczenie prowadzi do rozczarowania i porażki. Co robić? Jak pisze Bolaño w eseju Literatura + choroba = choroba, należy wtedy wrócić do początku – czytać, podobnie jak Ulises Lima, który robił to nawet wtedy, kiedy wchodził pod prysznic.

Dla młodych i radykalnych, „dzikich”, skazanych na rozczarowanie czytelników literacki streaming, w którym się zatapiają, okazuje się antidotum na rozpacz i szaleństwo. Jest to zarazem wariacja na temat Bildungsroman. Egzystencja czytelników totalnych, którzy na modłę Borgesa chłoną teksty, jak gdyby dało się przeczytać wszystko, co zostało napisane, to specyficzna postać dojrzałości. Literatura i codzienność faktycznie łączą się w jedno w życiu Belana (i Bolaño), choć dzieje się to w inny sposób, niż głosiły awangardowe idee.

Jeśli autor Dzikich detektywów na kanwie historii infrarealistów tworzy literacki mit, to jego głównym celem jest zapewne ocalenie owej „dzikiej” intensywności życia. W optyce pisarza skoncentrowała się ona w kilku dzielnicach miasta Meksyk w połowie lat 70., by potem rozproszyć się po świecie – Europie, Izraelu, Barcelonie, po peryferiach, rubieżach, marginesach. Mit ten jest swoistym wyznaniem wiary czytelnika totalnego, który zdaje się traktować lekturę jako substytut egzystencji. „Z tego, co utracone, co nieuchronnie utracone”, mówi narrator niewydanej po polsku powieści Amberes, „chciałbym zachować tylko […] wersy zdolne złapać mnie za włosy i podnieść, kiedy ciało nie będzie już mogło dłużej wytrzymać”[10].

A zatem, być może, jest to jednak strategia przetrwania.

[1] R. Bolaño, Dzicy detektywi, tłum. T. Pindel, N. Pluta, Warszawa: Muza, 2010, s. 11.

[2] Tamże, s. 124.

[3] Tamże, s. 15.

[4] Tamże, s. 84–85.

[5] R. Bolaño, Déjenlo todo, nuevamente”. Primer Manifiesto Infrarrealista, tłum. A. Trojanowski, online: https://garciamadero.blogspot.com/2007/08/djenlo-todo-nuevamente-primer.html [dostęp: 3.06.2025].

[6] Tamże.

[7] R. Bolaño, Dzicy…, s. 205.

[8] Tamże, s. 206.

[9] A. Sosnowski, Czym jest poezja? [w:] tegoż, Życie na Korei, Warszawa: Przedświt, 1992, s. 29.

[10] R. Bolaño, Amberes, tłum. A. Trojanowski, Barcelona: Anagrama, 2002, s. 119.

– poeta i tłumacz.

więcej →

Fallback Avatar

– chilijski pisarz, poeta i prozaik.

więcej →