„Z trudem udało mi się ukryć uśmieszek, bo od dawna żyję z wampirem z Transylwanii i moja teściowa, samica wilkołaka, nauczyła mnie wszystkich sekretów kulinarnych, pozwalających zaspokoić nawet najbardziej żarłoczne wampiry”1 – Leonora Carrington pozostaje dla nas postacią tajemniczą, a przywołane zdanie, pochodzące z jednego z jej opowiadań, równie dobrze mogłoby pojawić się w autobiograficznych wyznaniach artystki. Tajemniczość Carrington wynika bowiem nie tylko z surrealistycznej, nieprzewidywalnej i niezwykle fascynującej sztuki, nie tylko z legend narosłych wokół historii jej życia, ale przede wszystkim z gry, którą nawet dziś, czternaście lat po swojej śmierci, prowadzi z nami ta niezwykła twórczyni.
Życie Carrington, choć fascynujące i pełne zwrotów, nie było w żadnej mierze podobne do jej fantastycznych fabuł (choć trudno uznać, że jej teksty są od życia zupełnie oderwane). Upłynęło pod znakiem wyzwań i tragedii, które w sposób niezwykle otwarty autorka opisała w swoich pamiętnikach:
Na świecie działy się rozmaite wydarzenia: upadek Belgii, wkroczenie Niemców do Francji. Wszystko to obchodziło mnie niewiele i nie budziło we mnie najmniejszej trwogi. Wieś roiła się od Belgów, a kilku żołnierzy, którzy wtargnęli do mojego domu, oskarżyło mnie o szpiegostwo i zagroziło rozstrzelaniem na miejscu – powodem miał być ktoś, kto nocą, przy latarce, szukał ślimaków w pobliżu mego domu. Ich groźby nie wywarły na mnie prawie żadnego wrażenia, gdyż wiedziałem, że nie jest mi pisane umrzeć2.
Rzeczywiście Carrington wielokrotnie otarła się o śmierć, groziły jej także różne formy pozbawienia wolności, mimo to dane jej było wieść długie życie (Agnieszka Taborska nie bez powodu pisała o niej jako ostatniej surrealistce)3. Urodzona w 1917 roku w mrocznej (co widać zwłaszcza na jej malarskich przedstawieniach) brytyjskiej posiadłości, zmarła w 2011 roku w idealnym dla surrealistycznej wyobraźni miejscu – w Meksyku, który po wielu perturbacjach i ucieczkach artystki (przed patriarchalnym systemem, kontrolującym ojcem, reżimem nazistowskim) stał się jej prawdziwym domem:
Wtedy pojawił się Max, z Peggy [Guggenheim], i odtąd wszyscy trzymaliśmy się razem. Było to bardzo osobliwe – wszyscy ci ludzie z dziećmi, byłymi mężami i byłymi żonami. Czułam, że jest w tym coś niewłaściwego, iż Max był z Peggy. Wiedziałam, że jej nie kocha, a we mnie wciąż żyje ta surowa, niemal purytańska zasada, że nie wolno być z kimś, kogo się nie darzy miłością. Ale Peggy bywa oceniana krzywdząco. Była raczej osobą szlachetną, szczodrą i nigdy nie była niemiła. Zaproponowała nawet, że zapłaci za mój bilet lotniczy do Nowego Jorku, bym mogła polecieć z nimi. Lecz nie chciałam tego. Byłam z Renato i ostatecznie popłynęliśmy statkiem do Nowego Jorku, gdzie zatrzymałam się na blisko rok, aż do chwili, gdy wyruszyliśmy do Meksyku. Tak oto wyglądała ta historia4.
Chodzi oczywiście o Maxa Ernsta, ale nie będę rozwijać tego wątku, ponieważ o losach Carrington zbyt często opowiadano właśnie z tej perspektywy – w konsekwencji związek z Ernstem (dla młodej artystki oczywiście niezwykle ważny, otwierający i uwalniający) przesłonił działalność i niezwykłą osobowość twórczyni. Dodam jedynie – za Taborską – że bolesne i traumatyzujące rozstanie z Ernstem wyraźnie wpłynęło na pisarstwo i dzieła malarskie autorki Trąbki do słuchania. Niemniej rozpad relacji i nowy związek nie były jedynymi czynnikami oddziałującymi na twórczość Carrington, również Meksyk musiał, co dość oczywiste, kształtować jej wyobraźnię artystyczną. Wpłynął zresztą na całkiem sporą grupę europejskich emigrantek i emigrantów. Inny, zachwycający egzotyczną roślinnością, pełen nowych zapachów, smaków i dźwięków, odmienny kulturowo od francuskich czy brytyjskich uliczek i salonów (nawet tych najbardziej awangardowych), dla przybyszów z Europy stał się miejscem schronienia i nowego początku. Jak pisze Whitney Chadwick:
Kilka lat później odyseja Leonory Carrington również zakończyła się w kraju, który Breton nazwał „surrealistycznym miejscem par excellence” – Leonora i Renato Leduc wprowadzili się do mieszkania przy Rosa Moreno, kilka ulic od miejsca, gdzie mieszkali Varo i Péret. […] Meksyk wydał się Leonorze nadzwyczajnym, egzotycznym miejscem, tętniącym życiem i skrzącym się jaskrawymi barwami, wypełnionym śladami dawnych cywilizacji, nietkniętych przez klasyczną tradycję Zachodu5.
Czytając teksty Carrington, a przede wszystkim oglądając jej obrazy, trudno oprzeć się wrażeniu, że przestrzeń i – w szerszym ujęciu – całe otoczenie artystki w dużym stopniu wpłynęły na jej twórczość. Wydaje się, że w samych pracach oraz w związanych z życiem autorki barwnych anegdotach Meksyk został uwidoczniony szczególnie wyraźnie, niewykluczone jednak, że być może dowartościowujemy rolę tego miejsca za sprawą badaczek życia i twórczości Carrington (w tym jej wkładu w rozwój surrealizmu). Mowa o Joanne Moorhead i Agnieszce Taborskiej, które odwiedziły artystkę w Meksyku i ukazały jej sylwetkę niejako przez pryzmat tego kraju.
Tu warto dodać, że twórczość Carrington stanowi dość specyficzną mozaikę – odzwierciedla określone sytuacje i przeżycia, ludzi i miejsca, trudno nie dostrzec w niej wpływów klimatu Kornwalii, reminiscencji paryskich doświadczeń awangardowych, śladów tęsknoty za Nowym Jorkiem i motywów nawiązujących do meksykańskiej egzotyki. Może właśnie dlatego Moorhead, której książka niebawem ukaże się w polskim przekładzie, zdecydowała się w swojej pracy posłużyć kluczem przestrzennym i w porządku chronologicznym przypisać poszczególne dzieła malarskie artystki do konkretnych miejsc, ludzi i zdarzeń.
Wróćmy jednak do osób, z którymi łączyły Carrington różne, czasami niezwykle złożone relacje. Z jednej strony była rodzina, reprezentująca opresyjne, patriarchalne środowisko (nakreślony w ten sposób obraz pojawia się także w opowiadaniach i powieściach autorki: krewni są tutaj ludźmi, z którymi bohaterki tekstów nie mogą znaleźć porozumienia). Z drugiej strony zdarzały się osoby inspirujące, które potrafiły obudzić w artystce prawdziwy zew wolności – intelektualnej i twórczej. Oczywiście w okresie paryskim byli to Breton i Ernst. Była to także, choć dużo później, Remedios Varo – trudno nie zauważyć w pracach, które powstały już w Meksyku, nowej perspektywy: dzikości, egzotyki, skupienia na kobiecym ciele – ciele bogini, ciele zanimalizowanym, a także ciele dojrzałym.
Warto również wspomnieć o tym, co zawdzięczamy Peggy Guggenheim, odpowiedzialnej za przygotowanie ekspozycji zatytułowanej 31 kobiet, pierwszej wystawy sztuki poświęconej w pełni pracom kobiet. W tym roku miałam okazję obejrzeć inspirowaną tym wydarzeniem wystawę, która wiernie odzwierciedliła wybrane przez Guggenheim zbiory. Patricia Mayayo, kuratorka w Museum of Contemporary Art and Architecture Centre w Lizbonie, zaznacza:
Świadome wyzwań, z jakimi mierzyły się jako kobiety, te artystki często szły pod prąd, wykorzystując dominujące języki artystyczne swojej epoki: reinterpretowały dorobek surrealizmu i ekspresjonizmu abstrakcyjnego, aby uwidocznić patriarchalne założenia, na których te ruchy były oparte6.
Prace Carrington zdecydowanie wyróżniają się na tle innych dzieł sztuki tego czasu, ponieważ świadczą równocześnie o wielkim talencie i odrębności artystycznej. Sama autorka twierdziła, że nie jest surrealistką, niemniej założenia tego nurtu realizowała w swojej twórczości w nowej, udoskonalonej formie. Choć jej prace często były pełne grozy i niepokoju, nie należały do tak zwanej sztuki śmierci, ponieważ ostatecznie ciążyły ku życiu i witalności, nawet jeżeli wspomniane wartości były reprezentowane przez postaci wampiryczne, ukrywające się pod osłoną nocy. Carrington nie deklarowała nigdy otwarcie walki w imię feminizmu, ale jej działania wyraźnie sprzyjały kobiecemu wyzwoleniu.
Początkowo pozostawała pod silnym wpływem paryskiego surrealizmu, dziś postrzeganego jako klasyczny/kanoniczny (co zapewne doprowadziłoby założycieli ruchu do rozpaczy). W pracach Carrington pobrzmiewa jedna z ważniejszych tez Manifestu surrealizmu:
Surrealizm, taki, jak go rozumiem, nie pozostawia wątpliwości co do naszego nonkonformizmu, nie może więc być mowy o powołaniu go na świadka obrony w procesie wytoczonym realnemu światu. […] Pod żadnym prawie względem świat nie jest na miarę naszych myśli, a zdarzenia tego rodzaju są to, jak dotąd, najwybitniejsze epizody wojny o niepodległość, w jakiej mam zaszczyt brać udział7.
Wśród artystów i artystek surrealistycznych trudno znaleźć lepszy przykład nonkonformizmu i niezłomnej walki o wolność niż te wyróżniające postawę Leonory Carrington.
Choć od samego początku pewne cechy jej opowiadań czy obrazów nie przystawały do założeń zawartych przez André Bretona w manifestach i tekstach programowych, swoją własną nadrealistyczną wizję artystyczną Carrington wypracowała dopiero wtedy, kiedy wraz z Remedios Varo znalazła się w kręgach artystycznych, do których „należeli Günther Gerzso i Emerico «Chiki» Weisz (który miał zostać drugim mężem Leonory), a także fotografki Kati Horna i Eva Sulzer”8. Pierwsze obrazy i opowiadania Carrington składają się w nierozerwalną całość i należy je „czytać” holistycznie. Osadzone w świecie pełnym personifikowanych zwierząt i dzikich bestii historie, zawarte choćby w tekście Debiutantka (jednym z bodaj najczęściej przytaczanych opowiadań, w którym młoda kobieta, chcąc uniknąć tradycyjnego, z ducha patriarchalnego balu, wysyła w swoim zastępstwie przebraną w skórę zjedzonej wcześniej pokojówki hienę), stają się semantyczną i estetyczną pełnią dopiero w zestawieniu z obrazami (idealną ilustrację do Debiutantki mógłby stanowić autoportret artystki przedstawiający zamkniętą w pokoju młodą kobietę, a także hienę i galopującego za oknem białego konia – symbol niedostępnej wolności).
Późniejsze dzieła Carrington stają się odważniejsze, koncentrują się na kobiecej perspektywie, na kobiecym ciele – wyzwolonym, dzikim, przede wszystkim jednak pełnym życia. Nawet jeżeli artystka nie chciała, by jej sztukę określano mianem surrealistycznej, przesiąknięta wpływem surrealistów – założycieli ruchu – wytworzyła po latach własny styl, niepowtarzalny i zindywidualizowany, ale niezaprzeczalnie surrealistyczny. Mimo to warto zastanowić się, jak odmienny od surrealizmu Bretonowskiego, czyli męskiego i męskocentrycznego, był żywioł wyobraźni Carrington, a także innych surrealistek. Zmianę i dojrzałość stylu znów najlepiej analizować w ramach korelacji obrazów i słów. Tak więc trudno nie dostrzec wyrazistej metamorfozy – kolorystyki, sposobów przedstawiania postaci, tematyki obrazów powstających w latach 60. i 70., XX wieku, czego przykładami mogą być choćby Kuszenie św. Antoniego czy Peacocks of Chen. Jednocześnie trudno pomylić Carrington z jakąkolwiek artystką jej czasów. Specyficznie maluje twarze, dobiera zwierzęce postaci, niejednokrotnie zacierając granice między człowiekiem a zwierzęciem. Znajdziemy więc tu kobiety-konie, kobiety-ptaki, uczestniczące w obfitych ucztach-obrzędach ludzko-zwierzęce postaci. W sztuce Carrington owo zezwierzęcenie nigdy nie jest jednak sygnałem gradacji; to istoty niemal uświęcone, wolne, górujące nad człowiekiem:
Wzięła czerwoną serwetę i rozpostarła ją na ziemi, a potem wyjęła z żelaznej skrzynki duży placek. Z najskrytszego zakamarka wydobyła klatkę, a gdy ją otworzyła, na serwetę ociężale wyskoczył wielki tłusty nietoperz – samica z siedmiorgiem nietoperzątek, przyssanych do siedmiu sutków. Jemima gwizdnęła na palcach, a wtedy przez okno wpadły trzy czarne koty. Wszyscy wzięli się do jedzenia9.

Przykładów tego niezwykłego połączenia obrazu, słowa, symbolicznej rewolucji i sennej wizji jest w twórczości Carrington znacznie więcej i o ile osoby zainteresowane tą artystką z łatwością znajdą obszerne teksty i książki zawierające analizy jej obrazów, o tyle teksty literackie tej autorki właściwie nie stanowiły nigdy obiektu szczególnej troski literaturoznawczyń/literaturoznawców. Dostrzegalny dziś wzrost zainteresowania jej postacią może stanowić dobrą okazję, żeby ta sytuacja uległa odwróceniu. Obawiam się jednak, że w tym przypadku biografia zawsze będzie w większej mierze pociągająca niż sztuka (zupełnie jakby te obszary mogły stanowić osobne zagadnienia). Warto docenić to, że choć wspomniane zainteresowanie nigdy nie było masowe, to od lat przybiera na sile. Sporo dzieje się zwłaszcza w Polsce – kiedyś o surrealistkach mogliśmy przeczytać właściwie wyłącznie dzięki książce i artykułom Agnieszki Taborskiej, dziś publikacji tego rodzaju jest zdecydowanie więcej. Choć z ogromnym opóźnieniem, wreszcie dostępna stała się polska wersja językowa wspominanej już książki Artystki i surrealizm Whitney Chadwick – w przekładzie Anny Arno i w pięknej oprawie, jaką zapewniło wydawnictwo Smak Słowa. Na stulecie publikacji Manifestu surrealizmu wznowiono Spiskowców wyobraźni Taborskiej. Dostępne są polskie tłumaczenia opowiadań w zbiorze Siódmy koń (wydawnictwo Filtry, przekład Michała Kłobukowskiego i Maryny Ochab) i fantastyczna surrealistyczna, pełna magii i okultyzmu Trąbka do słuchania (Wydawnictwo Literackie, przekład Maryny Ochab), która doczekała się dwóch adaptacji teatralnych (w reżyserii Weroniki Szczawińskiej, Wrocławski Teatr Współczesny, oraz w reżyserii Mateusza Bednarkiewicza, Warszawski Teatr Lalka).
Na polskim rynku wydawniczym dostępne są także książki Leonora Eleny Poniatowskiej i Surrealistka Michaela Cartera, niemniej są to opowieści dość mocno romantyzowane, miejscami nawet fabularyzowane – tam, gdzie zabrakło faktów, autorzy posłużyli się własną wyobraźnią (cóż, trudno zapewne oprzeć się tej pokusie). O obu wspomnianych tu tytułach nie sposób tym samym myśleć jako o rzetelnych źródłach informacji.
Inaczej jest w przypadku Surrealistycznych przestrzeni Joanny Moorhead – publikacji opracowanej z niezwykłą dbałością o szczegóły, świetnie przetłumaczonej przez Agnieszkę Nowak-Młynikowską, uzupełnionej (tak jak oryginał) wysokiej jakości reprodukcjami prac Carrington oraz zdjęciami jej malowideł wykonanymi przez autorkę książki. To zapis wyjątkowo osobistej relacji, oczywiście wynikającej z dogłębnego poznania artystycznego dorobku Carrington, ale także ze znajomości z samą autorką. Uzupełnienie stanowi przedmowa Agnieszki Taborskiej – badaczki, która sama poznała tę ekscentryczną artystkę i miała okazję odwiedzić ją w jej domu w Meksyku.
W Spiskowcach wyobraźni Taborska podsumowała swoje rozważania o Carrington w następujący sposób:
Dobiegając wieku Marion Leatherby [bohaterki „Trąbki do słuchania” – M.P.G.], […] autorka pozostaje outsiderką w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jest ostatnią niezłomną surrealistką, która twórczą wolność przedkłada nad wszelkie artystyczne powiązania. Jej biografia jest tak fantastyczna, że zdaje się wymyślona przez scenarzystę o bujnej wyobraźni. Kiedyś z pewnością Hollywood zrobi o niej film. Na razie jej książki są lekturą kultową dla wtajemniczonych10.
Adaptacji tego rodzaju faktycznie się doczekaliśmy, choć nie jest to hollywoodzka produkcja – Thor Klein i Lena Vurma wyreżyserowali film Leonora in the Morning Light. Produkcja nie jest jeszcze dostępna w Polsce, chociaż zapowiedź zdradza, że może to być, niestety, romantyzowana wersja opowieści o zmaganiach ekscentrycznej europejskiej artystki. Na ostateczne wnioski należy zdecydowanie poczekać (dotychczas film został oficjalnie zaprezentowany na lipcowym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Monachium i otrzymał pozytywne recenzje).
O Leonorze Carrington wiemy więc już całkiem sporo, choć jestem przekonana, że artystka zachowała dla siebie jedną czy dwie tajemnice. Dramatyczne wydarzenia z jej życia i podtrzymywana przez nią samą aura ekscentrycznej wiedźmy podającej swoim gościom omlety z ich własnymi włosami, obciętymi przez gospodynię w czasie, kiedy spali, sprawia, że nie możemy do końca mieć pewności, czy w większym stopniu fascynuje nas jej biografia czy twórczość. Najpewniej oczywiście chodzi o punkt przecięcia życia i sztuki – sztuki nieprzewidywalnej i życia zdecydowanie surrealistycznego. Naturalnie nie jest to materiał przeznaczony do masowego odbioru, niemniej niezwykła osobowość autorki sprawia, że badacze i badaczki wciąż wracają zarówno do postaci Leonory Carrington, jak i do sztuki, jaką pozostawiła po sobie.
1 L. Carrington, Siódmy koń, tłum. M. Ochab, M. Kłobukowski, Warszawa: Wydawnictwo Filtry, 2022, s. 132.
2 Taż, Down Below, New York: New York Review Books, 2017, s. 29.
3 A. Taborska, Spiskowcy wyobraźni. Surrealizm, Gdańsk: słowo/obraz terytoria, 2024, s. 350–369.
4 L. Carrington, Down Below, s. 67.
5 W. Chadwick, Artystki i surrealizm, tłum. A. Arno. Sopot: Smak Słowa, 2024, s. 259.
6 31 Women. An Exhibition by Peggy Guggenheim, online: https://www.ccb.pt/en/evento/31-women-an-exhibition-by-peggy-guggenheim/ [dostęp: 23.09.2025].
7 A. Ważyk, Surrealizm. Antologia, Warszawa: Czytelnik, 1976, s. 98.
8 W. Chadwick, Artystki i surrealizm, s. 259.
9 L. Carrington, Siódmy koń, s. 193–194.
10 A. Taborska, Spiskowcy wyobraźni…, s. 369.