Widelczyk w torcie

Często szukam w książkach nowego sposobu postrzegania pojęć i zjawisk, czekam na ujęcie ich z nietypowej, przewrotnej perspektywy. I tak w pierwszej chwili odebrałam pomysł Weroniki Murek na Urodziny, jej nową powieść, opublikowaną w 2025 roku przez Wydawnictwo Czarne. Autorka na samym początku książki umieszcza cytat z klasycznego horroru W kleszczach lęku Henry’ego Jamesa. Dzięki temu już we wstępie przywołuje widmo przerażającej śmierci, ale w całej historii akcent kładzie przede wszystkim na spotęgowaną grozę urodzin. Spodobało mi się to odwrócenie porządków myślowych i to, że właśnie świętowanie urodzin może stać się źródłem strachu. Jednak Weronika Murek, znana ze skłonności do zacierania granic między jawą a snem, konstruuje opowieść, która tylko na poziomie deklaratywnym czerpie z estetyki grozy, a w praktyce okazuje się melancholijną historią o samotności, przemijaniu i kobiecym przemęczeniu.

Całość opowiedziana jest w powolnym tempie, przypominającym upływ czasu rankiem po nieprzespanej nocy. Może to dzień po urodzinach, kiedy trzeba wstać i wreszcie posprzątać? Narracja płynie powoli, niekiedy niemal niezauważalnie. Autorka unika dramatyzmu, nie tworzy momentu kulminacyjnego przedstawianych wydarzeń, nie prowadzi czytelnika przez żadne punkty zwrotne. I choć można zachwycać się niebanalnym stylem pisarskim Murek, wyłączanie głównej bohaterki z aktywnego uczestnictwa w historii jest zastanawiające.

Groza, której się nie czuje

Choć książka zdaje się zapowiadać świat grozy, trudno w niej znaleźć właściwe temu światu napięcie. Dzieje się tak między innymi dlatego, że Murek nie tworzy historii, w której łatwo utożsamić się z bohaterką i wraz z nią współodczuwać opisywany koszmar rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, powieść ma być raczej nośnikiem idei, nie ma zaś bezcelowo straszyć. Najistotniejszymi tematami są w Urodzinach starość, poczucie niewystarczalności i osaczenia, a dominującą emocją nie jest strach, ale rozczarowanie i lęk potraktowane jako zjawiska wymagające omówienia. Jaga Babażyna, starzejąca się aktorka, jest w separacji z mężem Adamem i samotnie mieszka w bliźniaku na Żoliborzu. Pracuje w teatrze, uczestniczy w tworzeniu słuchowisk. Mimo że jest doświadczoną aktorką, inni podważają jej kompetencje, wytykają potknięcia i kwestionują decyzje o przyznaniu jej ról. W pewnym momencie jej ogród, a potem dom zaczynają nawiedzać podejrzane postacie – mężczyzna i dwójka dzieci z charakterystycznymi, żółtymi plecaczkami. Wraz z bohaterką, pełną wątpliwości, można zadać pytanie: czy oni istnieją? Dlaczego pojawiają się, gdy Jaga jest wyczerpana? Czy to rodzaj halucynacji? Murek celowo wprowadza do tekstu klimat oniryczny, by odtąd bawić się wiarygodnością bohaterów. Jaga zaczyna odczuwać strach, jednak historia nie staje się z tego powodu horrorem. Bohaterka trwa w zawieszeniu, opowieść o jej losach jest pełna niedopowiedzeń, a niepokojące, niewyjaśnione epizody się powtarzają. Rodzina wciąż obserwuje Jagę, szuka z nią kontaktu, lecz kobieta ucieka przed bliskimi w świat teatru. W kontekście Urodzin warto za Piotrem Mrozem przywołać rozróżnienie na dwa rodzaje strachu w powieściach grozy:

Konieczne w tym miejscu staje się wprowadzenie wyraźnego rozgraniczenia między „strachem płytkim” i „strachem głębinowym”. […] P. Varma stosuje terminy horror i terror – nieodłącznie tłumaczone na język polski jako „groza” (coś, co wywołuje strach). W przypadku horroru mamy do czynienia z negatywnym uczuciem wywołanym w obliczu konkretnego zdarzenia, np. pojawienia się upiora, wampira czy też nadprzyrodzonego zjawiska. Strach ten nie posiada cech permanencji – ustępuje zazwyczaj wraz ze zjawiskiem, które go wywołało (jedna z bohaterek A. Radcliffe po spotkaniu z klasyczną strzygą-wampem szybko powraca do normy i najspokojniej w świecie udaje się do karczmy na obfity posiłek). Natomiast terror to strach, obawa pozornie nieuzasadniona, spowodowana domniemaniami, brakiem pewności. Z rosnącym niepokojem (miejscami trudnym do zwerbalizowania) zaczynamy się bać tego wszystkiego, czego nie rozumiemy w pełni. Innymi słowy, odczuwa się lęk przed tym, co nie jest bezpośrednio dane – lecz czego istnienie zabarwia w sposób negatywny strumień podświadomości. Jest to właśnie lęk głębinowy: lęk przed niedostatecznie poznanymi składnikami, komponentami świata i swojego „ja”[1].

Według mnie w powieści Murek dużą rolę odgrywają terror i lęk głębinowy. Dominantę stanowią niepewność Jagi i jej mnożące się przypuszczenia, że jest śledzona. Terror to obawa kobiety, że ktoś wyrządzi jej krzywdę. Teoretycznie w opowieści da się też dostrzec typowy dla horroru „strach chwilowy”, wywołany przez konkretne wydarzenie, niekoniecznie nadprzyrodzony fenomen. Po spotkaniu z dziwną rodziną Jaga się boi, ale wraca do zwyczajnego życia, dyscyplinuje się jako aktorka, zagłuszając pracą nawracający lęk związany z tym, że jest prześladowana. Jednak przywołane przeze mnie rodzaje strachu i ich skutki nie działają w Urodzinach tak jak w klasycznym horrorze, chociaż Murek ma takie intencje i wyraźnie inspiruje się powieściami grozy. W tym kontekście warto przypomnieć sobie, na czym polega paradoks horroru: „źródłem lęku nie jest to, co nieznane, chwilowo niewidzialne, ukryte za zamkniętymi drzwiami lub na końcu korytarza, lecz, jak stwierdza Stephen King, same drzwi i schody, które prowadzą do tego, co nieznane”[2]. W Urodzinach, przy okazji kontaktu Jagi z nieznanym, pojawia się dziwność, ale wrażenie to momentalnie znika, gdy na pierwszy plan wysuwa się teoretyzowanie trzecioosobowego narratora:

Oto konkrety: od jakiegoś czasu jest prześladowana za sprawą dziwnych wizyt. Ktoś bada, czy Jaga jest w domu, stary numer. Ktoś próbuje włamania, to często się zdarza. Ktoś wchodzi i zostawia po sobie ślad, tak bywa. Ten ślad to ostrzeżenie, ale i demonstracja: nie boimy się ciebie ani twoich kontaktów z policją. Możecie nas sprawdzać, możecie przetrząsać walizkę i zdejmować odciski. Nie dostaniecie nas w swoje ręce. Nie istniejemy, a więc nigdy się nie poddamy. Jaga mówi więc policji tyle, ile uważa za konieczne, by nie stracili zainteresowania. Wystarczy nieopatrzny szczegół, aby uznali ją za osobę niepoważną, odrzucali połączenie, ilekroć na ekranach ich telefonów wyświetli się jej numer[3].

Tego typu zabiegi działają na niekorzyść akcji i oddalają od „struktury odkrywania” zdarzeń, którą opisywał Noël Carroll w Filozofii horroru. Struktura owa składa się z: wprowadzenia, odkrywania, potwierdzania oraz konfrontacji. Można uznać, że we wprowadzeniu książki Jaga Babażyna podejrzewa, że ktoś ją śledzi, potem stopniowo odkrywa tajemnicze postacie nawiedzające ją w mieszkaniu, ale długo nie dowiaduje się o nich zbyt dużo ani się z nimi nie konfrontuje – powtarzalność zachowań bohaterów wpływa na unieruchomienie akcji i przewidywalność historii. Intencją Murek było zapewne wytworzenie poczucia osaczenia Jagi Babażyny, kojarzonego ze strategią „horroru przetrwania”. Bohaterka znajduje się w ciągłym niebezpieczeństwie, przez co wpada w paranoję. Miejsce jej życia staje się więc jej głównym przeciwnikiem.

Ciekawy jest fakt, że tylko Jaga Babażyna zauważa dziwne postacie. Żaden z sąsiadów nie potwierdza, że one istnieją. Według Carrolla tego typu zabieg może działać na korzyść napięcia w historii: „fabuły horroru mają dowieść, że istnieją na niebie i ziemi rzeczy, o których racjonalistom się nie śniło. Z tego punktu widzenia szczególnie interesujące jest napięcie wywoływane odraczaniem potwierdzenia”[4]. Czy rodzina jest wytworem umysłu bohaterki, która znalazła się w ekstremalnej sytuacji? Odpowiedzi szukam tam, gdzie Murek subtelnie sugeruje: „Proszę państwa, oto kobieta, która poświęciła rodzinę dla kariery, a teraz ma Rodzinę, ale nie karierę, któż by się spodziewał?”[5]. Zatem lęk i groza działają tutaj jako nieuświadomione poczucie Jagi Babażyny, że zaprzepaściła ona swoją szansę na posiadanie rodziny. Postacie, które ją nawiedzają, ucieleśniać mogą wstyd lub obawy kobiety, jej wątpliwości, czy postąpiła słusznie. Znaczenia nabierać zaczynają tytułowe urodziny, a może raczej niewydarzone narodziny dzieci. Do Jagi powraca odłożony gdzieś na bok temat macierzyństwa, śmierci byłego męża i pracy, która wcale nie przynosi jej upragnionej satysfakcji. I znów, teoretycznie, postacie w powieści – tak jak w horrorze – przypominają potwory: „mogą stanowić symboliczną reprezentację nieświadomych lęków ludzkich, wyobrażeń kulturowo zakazanych czy też ucieleśnienie podświadomych pragnień czytelnika, których represja konieczna jest dla zachowania własnej tożsamości i funkcjonowania w kulturze”[6]. Murek w swojej narracji odwraca się jednak od potworności na rzecz posępności i kreśli psychologiczny mechanizm obronny, jakim jest wyparcie przejawiane przez główną bohaterkę. Szczególnie odczuwane są samotność i rozczarowanie kobiety jej sytuacją życiową i zawodową. Groza staje się tu raczej metaforą, literackim ornamentem.

Dziwność to zakłócenie, które Mark Fisher w swojej książce Dziwaczne i osobliwe nazywa „fascynacją pomieszaną z obawą”. Jaga Babażyna doświadcza tych uczuć, lecz napięcie znika, gdy Murek wprowadza nagłe przeskoki z teraźniejszości w przeszłość lub skojarzenia z poetycko opisanymi detalami codzienności. Pod tym względem na pierwszy plan wysuwa się język powieści. Narrator często w zręczny i ciekawy sposób opisuje nerwowość Jagi i bezlitosną rzeczywistość. Podsumowuje też w gorzko realia artystycznej branży zawodowej:

Mężczyźni chwilę temu przemierzali Morze Egejskie lub przynajmniej tak twierdzą. Przede wszystkim jednak głoszą, że są ludźmi, którzy marzą, by być kochani za to, jacy są naprawdę. Jaga chciałaby być między nimi, nigdzie indziej. Do tego świata należą jej aspiracje; choć raz móc wygrzać ambicję w jasnym słońcu. Czy to jej wina, że po tylu latach w zawodzie chciałaby odwrócić się miękkim brzuchem do świata, wystawić na jego pieszczotę? Ma dwa tryby. W tym pierwszym wydaje się nadmiernie podniecona, opowiada dużo i chaotycznie, a jej zęby robią się różowe od wina. Ale w ten sposób staje się jednym z tych jowialnych gości, z którymi nikt nie chce utknąć na bankiecie, bo ich monologi są niepotrzebne, a władza żadna; artystyczny feudalizm kwitnie i każdy szuka osoby, przed którą mógłby się sensownie zgarbić. Jaga nie zatrudnia, nie daje nikomu pracy. Jaga zabiera pracę, jest konkurencją, wobec tego należy ją eliminować, nie zaś o nią zabiegać czy zawracać sobie głowę tym, co ma do powiedzenia[7].

A może Jaga Babażyna mogłaby być współczesną Babą Jagą, która widzi więcej niż inni? Myślę tu o mocy starzejącej się czarownicy, wpływającej fantazją na grozę rzeczywistości. Bo czy życzenia solenizantki nie mogłyby być zaklęciem? Dzieje się jednak inaczej. Widoczna u Murek intencja „rozrzedzania” sprawczości Jagi jest o tyle ciekawa, że pomaga dostrzec głęboko ukrytą rozpacz bohaterki. Postać ta nie przywodzi jednak na myśl czarownicy, która w magiczny sposób zaklina rzeczywistość. Jest raczej tą, która zanika, czuje się niepotrzebna, ale ostatnimi siłami walczy o swoją widoczność. Rodzaj jej oporu nie wynika jednak z przemiany pod wpływem historii, ale z nieustannie uruchamianych aspiracji do bycia dobrą aktorką i silną kobietą, do działania momentami pod prąd, po omacku. Murek kreśli więc portret psychologiczny kobiety, która wyparła ważne dla niej tematy i być może nie zauważyła upływającego czasu. Ta historia pokazuje także, jak trudna jest droga życiowa aktorki, jak wygląda środowisko teatralne i z jakimi wyzwaniami trzeba się mierzyć w tym zawodzie. Tak naprawdę Jaga boi się samej siebie. A może samotności, bo gdy przychodzi jej celebrować urodziny, sama zapala i gasi świeczkę, choć jest pewna, że są wokół niej dzieci i niezadowolony ze świętowania mąż?

Motyw urodzin nasączonych grozą pojawia się również w filmie blasku ekranu z 2024 roku w reżyserii Jane Schoenbrun. Główny bohater, Owen, bardzo długo opiera się potrzebie poznania samego siebie, przez co ukazuje obraz tożsamościowej porażki. Jako wyobcowany nastolatek lat 90., jest zafascynowany queerową Maddy i jej alternatywnym światem, ale wciąż stwarza dystans. Gdy w końcu orientuje się, że na długo utknął w koszmarze rzeczywistości, i w trakcie bajkowych urodzin pewnego chłopca występuje jako podstarzały sprzątacz – przerywa „sto lat” i wrzeszczy, jest przerażony. W przeciwieństwie do bohaterki Murek, Owen, mimo swego wycofania, uczestniczy w historii. Wraz z nim oglądamy weirdowy serial The Pink Opaque i zastanawiamy się nad mocą wyobraźni, queerowością i walką z przerażającym Panem Melancholią. I choć duchy powracają w tym filmie nostalgicznie, działają na rzecz nowych znaczeń i wytrącają z przyzwyczajeń, trochę jak youtube’owa Kraina Grzybów lub oldschoolowa Gęsia skórka, emitowana na Fox Kids. Jakby ostatnie urodziny Owena miały wydarzyć się już zaraz. I choć jest to niespiesznie poprowadzony dramat science fiction, nie mam wątpliwości co do grozy tej historii.

Weronika Murek, „Urodziny”, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2025.

Teatr życia i życie w teatrze

Najciekawszy motyw Urodzin to zacieranie granic między sceną teatralną a codziennością. Jaga Babażyna to aktorka, która kiedyś grała piękną księżniczkę Parysadę, a dziś jest derwiszem powtarzającym: „Nie wolno mi zasnąć, nie wolno mi umrzeć, nie wolno mi spocząć!”. Funkcjonuje jak duch swojego zawodu, zanurzona w fikcyjności, z której nie potrafi się wydostać. Jej dom przypomina teatralną scenografię – niby jest rzeczywisty, ale przerysowany, jakby zaprojektowany nie do mieszkania, lecz do bycia oglądanym. Wypowiedzi Jagi często brzmią jak cytaty – jakby mówiła ona nie własnym głosem, lecz językiem ról, które grała przez całe życie. Wydaje się, że bohaterka nie zna innego sposobu mówienia o sobie. Nawet jej prywatne myśli brzmią jak didaskalia. Jednak potencjał tego wielowymiarowego tematu – egzystencjalnego pogubienia osoby, która całe życie była kimś innym, a teraz nie wie, kim jest – nie zostaje w pełni wykorzystany. Murek nie prowadzi czytelnika w głąb psychiki Jagi, nie pozwala mu przeżyć z bohaterką momentu załamania, rozpaczy czy buntu. Babażyna pozostaje postacią odległą, bardziej figurą niż człowiekiem. Staje się symbolem współczesnego przymusu produktywności, ciągłej obecności, wiecznego bycia w roli.

Przez to w książce Murek widzę wyraźne rozszczepienie – między estetyką grozy a gestem wyciszenia głównej bohaterki – i tu kryje się główny paradoks Urodzin. To powieść, która odbiera sprawczość grozie, ale o grozie chce mówić.

 

 

[1] P. Mróz, Angielska powieść grozy (gothic novel). Uwagi o estetyce gatunku [w:] Estetyka i sztuki, red. M. Gołaszewska, Warszawa: Uniwersytet Jagielloński, 1983 s. 95.

[2] A. Wolińska, W oczekiwaniu na obraz. Uwagi o budowaniu napięcia w sztuce horroru, „Sztuka i Filozofia” 2006, nr 29, s. 112.

[3] W. Murek, Urodziny, Wołowiec: Wydawnictwo Karakter, 2025, s. 122.

[4] N. Carroll, Filozofia horroru albo paradoksy uczuć, tłum. M. Przylipiak, Gdańsk: Słowo/obraz terytoria, 2004, s. 175.

[5] W. Murek, Urodziny, s. 127.

[6] M. Kuna, Estetyczna charakterystyka podgatunków prozy, „Estetyka i Krytyka” 2004/2005, nr 7/8, online: 985755d8-4e0b-4118-aca9-4e23c5023afc [dostęp: 23.06.2025].

[7] Tamże, s. 153.

pisarka, rysowniczka, scenarzystka filmowa.

więcej →

(ur. 1989) – prozaiczka i dramatopisarka, absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego.

więcej →

Powiązane teksty