Wybierając Londyn na miejsce akcji powieści Wielkie Kiedy, Alan Moore szedł w ślady wielu innych twórców, którzy uczynili z tego miasta światową stolicę gatunku urban fantasy. Tylko dlaczego tak się stało?
W naszej zbiorowej wyobraźni pewnym miastom przypisujemy określone gatunki czy motywy literackie. Chicago na przykład kojarzy się z powieścią gangsterską, Paryż – rzecz jasna, z romansem, ewentualnie z komedią romantyczną, Nowy Jork z nocą, światłami samochodów, deszczem i samotnym detektywem, który przeczesuje mroczne zaułki. Nowojorską przestrzeń oglądamy przy tym niekiedy z biur ulokowanych na najwyższych piętrach wieżowców, w których rozgrywa się gra o niebotyczne stawki między maklerami z Wall Street. Los Angeles przywodzi na myśl blichtr, luksusowe przyjęcia i celebrytów, a Waszyngton – thriller polityczny. Warszawa związana jest z opowieściami wojennymi. Mowa tu oczywiście o dominujących skojarzeniach, nie żelaznych regułach – przecież romans może rozgrywać się w Sztokholmie, a komedia w Berlinie. Niemniej, gdy ktoś wspomni Berlin, przed oczami stanie nam raczej fabuła historyczna albo osadzona w realiach drugiej wojny światowej, albo ukazująca upadek muru berlińskiego. Narracje mogą też ewoluować, dlatego obecnie Nowy Jork to dom nie tylko zgorzkniałych gliniarzy, ale również superbohaterów.
Miastem szczególnie związanym z konkretnym typem opowieści jest Londyn, który – jeżeli wierzyć literaturze – pełen jest magii.
Magiczne oddziaływanie Londynu, jak można by nazwać to zjawisko na potrzeby niniejszych rozważań, jest wyjątkowo silne. Co zrozumiałe, wpływa na twórców lokalnych, urodzonych w Londynie: Michaela Moorcocka (autora powieści Mother London, wychwalanej jako niesamowity portret powojennego Londynu), Catherine Webb (publikującą też pod pseudonimami Kate Griffin i Claire North) czy Bena Aaronovitcha. Wymienić należy tu ponadto Chinę Miéville’a, który do stolicy Anglii przeprowadził się za młodu, urodzonego w Liverpoolu Mike’a Careya (znanego z serii Felix Castor), pochodzącą z Nottingham Susannę Clarke, mieszkającego w Northampton – i wspomnianego we wstępie – Alana Moore’a czy wychowanego w Portchester Neila Gaimana[1]. Tajemnicze oddziaływanie Londynu dosięga również inne kontynenty, czego przykładem są utwory Amerykanki Victorii (V.E.) Schwab oraz mieszkających w Polsce pisarek Anny Lange i Magdaleny Kubasiewicz, które postanowiły stworzyć historie o magicznym Scotland Yardzie.
Wszystkich wymienionych autorów łączy wizja Londynu jako miejsca, w którym świat realny to ledwie przedsionek czegoś większego, innego, magicznego (znamy ten zabieg z Matrixa, choć tam to realny świat był tym ukrytym, a sztuczny nie został wykreowany przez magię, lecz stanowił wirtualną rzeczywistość). Niektórzy twórcy chcą odkryć przed nami prawdę, pokazać, że do tej pory widzieliśmy jedynie fragment całości, a ten właściwy Londyn ma do zaoferowania dużo, dużo więcej. Inni z kolei upierają się, że istnieje wiele Londynów, a ten nasz to najmniej ekscytująca wersja.
Oczywiście trzeba również wspomnieć o ogromnej liczbie bestsellerów, których akcja wprawdzie rozgrywa się w Londynie lub jego najbliższych okolicach, ale samo miasto nie jest tematem tych opowieści – stąd nie będą one stanowić przedmiotu niniejszych rozważań. Grupę tę tworzą takie pozycje, jak choćby trylogia Mroczne materie Philipa Pullmana, Cyrk nocy Erin Morgenstern czy Jonathan Strange i pan Norrell Susanny Clarke oraz – do pewnego stopnia – seria Harry Potter.
Wzmożone zainteresowanie twórców fantastyki Londynem jako sceną wydarzeń literackich swój początek wzięło prawdopodobnie od wydanej w 1996 roku powieści Nigdziebądź Neila Gaimana. Opublikowana pierwotnie jako coś w rodzaju dodatku do serialu BBC o tym samym tytule, historia ta szybko zyskała popularność. Czytelnicy i czytelniczki zaproszeni zostali do Londynu, który mogli znać dzięki jego najważniejszym zabytkom, a przynajmniej kojarzyć z takimi obiektami. Sęk w tym, że za fasadą normalności i codzienności kryło się coś więcej – tak zwany Londyn Pod, czyli rzeczywistość zaludniona przez tych, których na co dzień nie zauważamy, na przykład przez bezdomnych. Londyn Pod zajmuje tę samą przestrzeń co miasto właściwe, ale jest niezwyklejszy. Gaiman podszedł twórczo do charakterystycznych elementów związanych z miastem, nadając im nowe znaczenie, często zaczerpnięte z dosłownego rozumienia ich nazw. Stąd na przykład w okolicach stacji Blackfriars można spotkać czarnych mnichów, a w Shepherd’s Bush – bardzo groźnych pasterzy. Z kolei przy stacji metra Angel w dzielnicy Islington naprawdę mieszka anioł imieniem Islington, zresztą bardzo ważny dla fabuły Nigdziebądź.
Genialnym w swojej prostocie zabiegiem zastosowanym przez Gaimana jest wpisywanie tego, co naprawdę istnieje wokół nas, w nowy, szerszy kontekst – „uzupełnianie” rzeczywistości o dodatkowe, magiczne sensy. Takie sztuczki wyjątkowo silnie oddziałują na naszą wyobraźnię, o czym świadczy choćby wiecznie zatłoczony kąt na londyńskiej stacji kolejowej King’s Cross. Umieszczono tam w ścianie symboliczny wózek z przyborami szkolnymi, identyczny jak ten, który miał ze sobą Harry Potter, gdy łapał pociąg odjeżdżający z peronu 9 i ¾.
Gaiman bynajmniej nie był pierwszym twórcą, który zastosował taką „nakładkę”, strategię „rozszerzenia” rzeczywistości. Przed jego Nigdziebądź powstało wiele opowieści fantasy, których akcja nie była osadzona w fantastycznej Nibylandii, ale w świecie takim jak nasz – tyle że skrywającym tajemnicę albo połączonym z innym, sekretnym miejscem. Koronnym przykładem są przygody Alicji, która do Krainy Czarów trafiła przez króliczą norę. Faktem jest jednak, że to właśnie książka Gaimana była źródłem inspiracji wielu autorów i ugruntowała pozycję Londynu jako stolicy urban fantasy – czyli magicznych opowieści rozgrywających się w przestrzeni miejskiej.
Nie sposób wymienić wszystkich (ani nawet znaczącego odsetka) twórców pozostających pod większym lub mniejszym wpływem Gaimana i jego tekstu, trzeba więc skupić się na najpopularniejszych i najciekawszych nazwiskach. Do tej ostatniej grupy z pewnością należy China Miéville, autor skierowanej do młodzieży powieści LonNiedyn (2007). Można powiedzieć, że w procesie twórczym początkowo Miéville podążał tą samą ścieżką co Gaiman, szybko jednak porzucił utarty szlak, by w swoim stylu przemierzać dzikie ostępy, czarować nas i zaskakiwać. Jego historia to jak gdyby Nigdziebądź na wyższym biegu wyobraźni; powieść Miéville’a w pewnym sensie koresponduje zresztą z tekstem Gaimana. Ten ostatni pisał o ludziach trafiających do Londynu Pod – zagubionych, niezauważanych i niewidzialnych dla społeczeństwa. Miéville z kolei pisze o rzeczach, które londyńczycy zgubili, a które trafiły do LonNiedynu, zyskując tam nowe życie. Dosłownie, bo nieuważnego spacerowicza zaatakować może choćby świadoma sterta śmieci, a wielkim „złolem” tej historii jest Smog. Magiczny Londyn Miéville’a jest więc wykręconą wersją tego prawdziwego, pewne aspekty metropolii są tu pokazane w krzywym zwierciadle. Pisząc o Miéville’u i historiach, w których dwa miasta zajmują wspólną przestrzeń, trzeba też wspomnieć o powieści Miasto i miasto tego autora. Nie ma ona z Londynem nic wspólnego, ale jest jednym z arcydzieł współczesnej literatury fantastycznej.
Z kolei na liście najpopularniejszych utworów fantastycznych związanych z Londynem znajdziemy między innymi serię Rzeki Londynu Bena Aaronovitcha, która obecnie składa się z dziesięciu powieści i czterech mikropowieści. Historia zaczyna się w 2011 roku, kiedy bohater cyklu, młody policjant Peter Grant, przypadkowo spotyka ducha. Niezwykłe wydarzenie sprawia, że wyjątkowa jednostka londyńskich służb mundurowych werbuje Granta i powierza mu sprawy kryminalne dotyczące zbrodni na tle magicznym. Mamy więc tu do czynienia nie tylko z urban fantasy, ale również z kryminałem – z częstą i niezwykle popularną mieszanką (za przykład niech posłużą serial Grimm albo Akta Harry’ego Dresdena Jima Butchera, które doczekały się adaptacji telewizyjnej). Inaczej więc niż w książce Gaimana, którego inspirowała geografia miasta, w twórczości Aaronovitcha bramą do innego świata jest tak zwany światek przestępczy – co również jest rozwiązaniem genialnym w swej prostocie. Dla przeciętnej osoby sfera występku i zbrodni jest bowiem inną, na co dzień niedostępną rzeczywistością, która wzbogacona o szczyptę magii, tym bardziej przyciąga aurą tajemnicy.
Podobną ścieżką podążyły wspomniane już wcześniej Lange i Kubasiewicz. Mowa o powieściach – odpowiednio – Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu oraz Cienie z Donlonu (trzeba przyznać, że nazwa „Londyn” jest wyjątkowo wdzięczna, jeżeli chodzi o zabawy słowne). Anna Lange przenosi nas do stolicy Anglii z końca XIX wieku, a właściwie do alternatywnej wersji tego miasta. Pewna część ukazanego w książce społeczeństwa posiada magiczne zdolności, ale przede wszystkim nie czyni z tego tajemnicy, nie ukrywa nadnaturalnych mocy przed niemagicznymi sąsiadami. To bardzo ciekawy punkt wyjścia, inny od standardowej otoczki tajemniczości, może też dlatego w Clovis LaFay to magia, jej oryginalny system (oparty na chemii) dominuje nad samym miejscem akcji. Magdalena Kubasiewicz, której książka jest nie mniej magiczna, zdecydowanie skupiła się na lokacji. Pisarka stworzyła własną rzeczywistość, inspirowaną naszą. Jej Donlon z prawdziwym Londynem ma wiele wspólnego, co zresztą było w pełni zamierzone, jako że miasto i jego charakterystyczne miejsca są kluczowymi elementami powieściowej intrygi. „Ciekawie było kreować alternatywne odpowiedniki najsłynniejszych londyńskich lokacji” – powiedziała mi pisarka. Wypowiedź zawiera kolejny argument przemawiający za wybieraniem Londynu jako miejsca akcji utworów literackich: elementarną wiedzą o przynajmniej najważniejszych londyńskich lokacjach i budynkach dysponują nawet ci, którzy w stolicy Anglii nigdy nie byli. Jest więc Londyn doskonałą plastyczną masą, która w rękach twórców i twórczyń może przybierać najbardziej fantastyczne kształty, ale wciąż pozostaje rozpoznawalna.
Wizję słynnego miasta zupełnie inną niż dotychczas opisane wykreowała Victoria Schab, która pozycje dla dorosłych czytelników publikuje jako V.E. Schwab. W 2015 roku wydała ona powieść Mroczniejszy odcień magii, będącą pierwszym tomem trylogii Odcienie magii. Seria ta skupia się na stolicy Anglii, ukazując Londyn w aż czterech wersjach, inspirowanych różnymi kulturami i reprezentujących różne relacje z magią. Szary Londyn jest jak ten prawdziwy – magii w nim brak. Londyn Czerwony czerpie z kultury tureckiej, a od magii aż w nim kipi. Mieszkańcy skandynawskiego Londynu Białego magii mieli w bród, ale byli zbyt łasi, wyczerpali jej zasoby i teraz doświadczają kryzysu. Mogło być jednak gorzej, czego przykładem jest tajemniczy Czarny Londyn, gdzie wydarzyła się magiczna katastrofa, która odcięła tę wersję miasta od innych. Naszym przewodnikiem po różnych wersjach stolicy Anglii jest Kell, posiadający zdolność przemieszczania się między Londynami, co stanowi dar, ale bywa też źródłem kłopotów. Schwab snuje opowieść z wartką, dynamiczną akcją, a alternatywne Londyny tworzą niezwykle różnorodne tło tej magicznej historii.
Powróćmy jednak do początkowego pytania: dlaczego to właśnie Londyn stał się światową stolicą urban fantasy?
Odpowiedzi udzieliła Victoria Schwab w wywiadzie dla „Phoenix New Times”. „Każde duże miasto z jasnymi ulicami i ciemnymi alejkami jest świetne do zabawy przestrzenią liminalną” – tłumaczyła pisarka. „A miasto takie jak Londyn ma aurę długowieczności. Tyle razy było budowane, burzone i odbudowywane, że widać w nim setki lat architektonicznej historii. Można spacerować nowocześnie wyglądającą ulicą, skręcić za róg i nagle znaleźć się w alejce, która nie zmieniła się od czasów elżbietańskich”. I faktycznie, ta długa historia Londynu jest czymś, co można wyraźnie poczuć w trakcie spaceru ulicami miasta. Na Cannon Street trafimy na tak zwany Kamień Londynu, znajdujący się tam rzekomo od czasu najazdu Rzymian, czyli od początku naszej ery. Z kolei na skrzyżowaniu Monument Street i Fish Street Hill góruje Monument to the Great Fire of London, wzniesiony niedługo po wielkim pożarze Londynu z 1666 roku. Ale nie chodzi nawet o zabytki, bo ważniejsze jest to, że w tym mieście historia żyje – nietrudno trafić tam chociażby na kilkusetletni pub, w którym miejscowi i przyjezdni wciąż mogą raczyć się napitkami. W okolicach Piccadilly ulokowana jest z kolei księgarnia Hatchards, działająca w tym miejscu nieprzerwanie od 1797 roku.
Bardziej współczesne miasta mają szerokie, jasne, proste ulice z wysokimi ścianami wieżowców i apartamentowców po bokach, co w połączeniu daje złudzenie betonowo-asfaltowych wąwozów. W takich miejscach wszystko jest wymierzone i dookreślone, a wyobraźnia nie może działać swobodnie. Starsze dzielnice Londynu są ciasne, kręte, zarośnięte roślinnością i zagracone. Łatwo tu się zgubić, co nie jest możliwe choćby na Manhattanie, podzielonym prostymi liniami numerowanych ulic i alejek. To wszystko jest bardzo inspirujące.
W stolicy Anglii wiele uwagi poświęca się literaturze (w czym tak po prawdzie pomaga kapitalizm). Nikt przebywający w okolicach Baker Street nie przegapi faktu, że przy numerze 221B mieszkał powieściowy Sherlock Holmes. Nie brakuje również ciekawych miejsc związanych z Kubą Rozpruwaczem, a magia Harry’ego Pottera wręcz zalewa miasto – od wspomnianego King’s Cross przez oficjalne sklepy po prawdziwy wysyp różnej maści sklepików o nazwach takich jak Wizards & Wands. Z wystaw spoglądają na nas smoki i czarodzieje, kuszą nas najróżniejsze magiczne artefakty, czy to z książek J.K. Rowling, czy może filmowego Władcy pierścieni, czy serialowej Gry o tron.
A przecież fikcyjne opowieści mają moc przejmowania narracji o danym mieście. Kto nie wierzy, niech pomyśli o Sandomierzu bez skojarzeń z Ojcem Mateuszem albo zapyta mieszkańców maleńkiego Forks o to, jak życie ich miasteczka zmieniło się (na dobre), po tym jak Stephenie Meyer zdecydowała się osadzić w nim akcję serii powieści Zmierzch.
Wreszcie: może twórcy literatury fantastycznej tak upodobali sobie Londyn, ponieważ londyńczycy ewidentnie upodobali sobie literaturę? W samym centrum miasta, w okolicach Leicester Square i Piccadilly Circus księgarń jest tyle, że każdemu bibliofilowi raduje się serce (portfel mniej). Od olbrzymich Waterstones czy Foyles przez komiksowe Gosh i Forbidden Planet, szereg antykwariatów przy Charing Cross Road aż po ciasną, nieco schowaną przed światem uliczkę Cecil Court, gdzie każda witryna kusi nas nowymi i starymi publikacjami. Ten związek miasta z księgarniami eksplorował zresztą popularny pisarz Garth Nix w swojej powieści The Left-Handed Booksellers of London, doprawiając całość solidną dawką magii.
Jest jednak autor, który pisząc o Londynie, na warsztat wziął nie jakiś pojedynczy aspekt tego, co zostało tu omówione, ale… wszystkie powyższe kwestie. Nazywa się Alan Moore i światu znany jest przede wszystkim jako słynny scenarzysta legendarnych komiksów Strażnicy czy V jak Vendetta. Ostatnimi czasy Brytyjczyk poświęca się jednak tworzeniu prozy, czego efektem jest między innymi powieść Wielkie Kiedy, otwierająca planowaną pentalogię książek fantastycznych dotyczących Londynu. Publikacja ta jest niczym punkt węzłowy, w którym spotyka się wszystko to, co o swoich magicznych Londynach pisali inni autorzy.
Gaiman ożywił mapę stolicy Anglii, „uzupełniając” charakterystyczne miejsca o magiczną historię czy właściwości. Miéville tchnął życie we wszystko inne, w samą miejskość Londynu. Aaronovitch, Lange i Kubasiewicz zajęli się światem zbrodni, a Garth Nix księgarniami. Schwab wykreowała kilka Londynów, inspirując się bogatą historią i wielokulturowością miasta. Moore stworzył wizję największą, a zarazem ostateczną – jak gdyby chciał scalić i ulepszyć wszystkie dotychczasowe opowieści. Jego powieść zarówno reprezentuje dany gatunek, jak i stanowi formę metadyskusji z tym gatunkiem (podobnie jak w przypadku Strażników, publikacji, która zrewolucjonizowała sposób myślenia i pisania o superbohaterach).
Pierwszoplanową postacią Wielkiego Kiedy jest pracownik antykwariatu, Dennis, który jako dziecko przeżył bombardowanie Londynu przez Luftwaffe, i to właśnie wówczas po raz pierwszy dostrzegł przebłysk czegoś, co później nauczył się nazywać Długim Londynem. Wtedy nie wiedział, co dokładnie zobaczył, wyparł więc to z pamięci. Aż do czasu, gdy niecałą dekadę później ten inny świat nagle zwalił mu się na głowę, przytłaczając swoją niepojmowalnością. Bo Długi Londyn to nie tylko miejsce, w którym żyją magiczne istoty. To również przestrzeń, która sama żyje, bo autonomię zyskują jej najróżniejsze elementy. Charakter wizji Moore’a najlepiej oddaje słowo: „kipiąca”. Brytyjczyk postawił na niepohamowaną, momentami ekscentryczną kreację, kreśląc przed nami oszałamiające, straszne, makabryczne, intrygujące i piękne obrazy. Znajduje to odbicie w języku, celowo nadmiernie plastycznym, można rzec: „przegadanym”, który w opisach uderza mnogością bodźców, przytłacza kakofonią wrażeń. Ostatecznie jednak dzięki tak ukształtowanej warstwie językowej tekstu możemy odczuć to, co opisuje Moore, wyobrazić sobie smaki i zapachy, ciasnotę uliczek, ścisk tłumu czy twardość kostki brukowej – a to świadczy o wielkim kunszcie autora. Wielkie Kiedy to jedna z najbardziej pobudzających zmysły powieści, jakie można obecnie znaleźć na półkach księgarń.
Celem Moore’a było zaś oddanie całej prawdy o Londynie, o wielu Londynach, o całej historii miasta, wszystkich jego kulturach, postaciach historycznych i fikcyjnych. Bo, jak powiedział autor, gdy słyszymy „Londyn”, nie myślimy o faktycznym mieście, ale o jego wyobrażeniu, składającym się ze wspomnień, historii i legend. Cel ambitny i wciąż nieosiągnięty, ponieważ według planu seria ma się składać z pięciu książek, z których każda ma dotyczyć innej dekady w dwudziestowiecznej historii Londynu.
Już teraz jednak, na początku literackiej przygody Alana Moore’a z Długim Londynem, można bez wahania powiedzieć, że Wielkie Kiedy to jedna z najoryginalniejszych, najciekawszych i najlepiej napisanych powieści fantastycznych o stolicy Anglii, jakie kiedykolwiek opublikowano.
[1] W ostatnim czasie w przestrzeni medialnej pojawiły się oskarżenia pod adresem Neila Gaimana. Wiele kobiet zarzuca mu molestowanie seksualne, a nawet gwałt. Gaiman zaprzecza zarzutom. Więcej o tej sprawie przeczytać można między innymi na stronie internetowej „The Guardian”, online: https://www.theguardian.com/books/2025/jan/15/neil-gaiman-denies-sexual-assault-allegations-new-york-magazine-ntwnfb [dostęp: 28.07.2025].
