Od 24 lutego 2022 roku, od pierwszego dnia pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę, minęły już trzy lata, za naszą wschodnią granicą świat kończył się już wielokrotnie, rosyjscy żołnierze ujawniali swoje bestialstwo, ukraińscy – bohaterstwo. Przeszliśmy nad tym, co działo się w Buczy, i nad tym, co dzieje się w Gazie, do porządku dziennego. Apokalipsa została sprozaizowana. Przez te trzy lata tematyka wojenna spowszedniała. Szczepan Twardoch, goszcząc w podcaście Dwie Lewe Ręce, stwierdził nawet: „W Polsce w ogóle już nie chcemy słuchać o tej [rosyjsko-ukraińskiej – D.Ż.] wojnie. W żadnym wymiarze”. To prawda, a jednocześnie doświadczenia tych trzech lat – choć zabrzmi to źle – stanowią dobry materiał umożliwiający przekucie życia w literaturę. W tym samym wywiadzie autor Dracha przyznaje, że nie spodziewał się sukcesu komercyjnego i pozytywnej recepcji Nulla. A jednak!
Tak więc niemal równolegle, w 2025 roku, w odstępie zaledwie czterech miesięcy, ukazały się na naszym rynku wydawniczym dwie książki o wojnie w Ukrainie: w lutym Null Szczepana Twardocha (dwa dni po rocznicy ataku), a w czerwcu Arabeski Serhija Żadana. Obaj pisarze podejmują działania na rzecz obrońców: Żadan najpierw prowadził kronikę Charkowa, której pokłosiem jest publikacja W mieście wojna (2024), organizował fundusze, by wreszcie w czerwcu zeszłego roku wstąpić do wojska, co stanowiło ukoronowanie jego zaangażowania. Natomiast Twardoch włącza się do pomocy udzielanej ukraińskiemu wojsku. Ta działalność legitymizuje i uwiarygadnia prozę, której akcja rozgrywa się w atakowanym kraju. Autorzy widzieli to, co dzieje się na froncie, obaj to opisali – w dobrych i bardzo ważnych książkach – choć wybrali zupełnie inne perspektywy opisu.
Z pozoru Arabeski i Null to dwie skrajnie odmienne opowieści. Żadan napisał zbiór opowiadań, a Twardoch – pełnoprawną powieść. w Arabeskach akcja właściwie rozgrywa się poza frontem, na drugiej linii, gdzieś z tyłu, w tle teatru wojny, natomiast w książce Twardocha – na nullu, w najbardziej przeklętym miejscu, po drugiej stronie „waszego ojca Dniepru”. W prozie Żadana życie toczy się, objawia – właśnie w tych momentach, gdy udaje się na chwilę wyrwać poza front, za jego kulisy. Z kolei prozę Twardocha przepełnia śmierć, którą zwiastuje już pierwsze, skądinąd bardzo dobre i znaczące, zdanie książki, wypowiedziane przez Szczura: „Nam pizda”1. O ile Żadan nie kreuje wyrazistego protagonisty, zszywa opowiadania lejtmotywem, o tyle Twardoch kreśli dominującą postać Konia, Polaka, który ledwie w jednej czwartej jest Ukraińcem, po dziadku od strony ojca.
Jednak – wbrew pozorom i wynotowanym różnicom – jestem przekonany, że symultaniczne czytanie obu narracji pozwala na pełne zrozumienie dramatyzmu tej wojny; w tym sensie Null i Arabeski są nie tylko komplementarne, ale nawet nierozerwalne, bo łączy je Ukraina rozumiana jako wspólnota, która w szaleństwie wojny próbuje zachować albo odzyskać człowieczeństwo.
W poszukiwaniu paraleli
Kluczem do obu opowieści są ludzie – w przypadku Żadana bohaterowie na różne sposoby starający się radzić sobie z warunkami, z którymi przyszło im się mierzyć. „Drugiego marca, w siódmy dzień wojny, zadzwonił Kola i poprosił, żeby wywieźć trupa”2 – tak zaczyna się pierwsze opowiadanie w zbiorze, zatytułowane: Zawołaj mnie do tej bramy. W tych okolicznościach postaci pracują, żyją, usiłują jakoś wypełniać swoje zadania – ktoś wynosi trupa, ktoś inny opiekuje się wyłączoną z użytku szkołą, jeszcze ktoś próbuje zachować godność podczas przyjmowania darów. Wszystko to tworzy całą galerię świetnie zarysowanych pełnokrwistych bohaterów. W opowiadaniu Wzejdzie światło nad miastem sprawiedliwych jeden z nich, Serhij, mówi: „Nikt nam nie obiecywał, że życie będzie łatwe. Mnie na pewno nikt nie obiecywał. A gdyby obiecywał – nie uwierzyłbym”3. Te słowa, adekwatne zawsze i wszędzie, w prozie traktującej o wojnie wybrzmiewają zupełnie inaczej, nabierają innego znaczenia. Ich zwyczajność, surowość, brak patosu są uderzające. Patos pojawia się tylko raz w I nie wystarczy słońca, by to wszystko oświetlić – podczas dialogu wojennego kombatanta, inwalidy, z jego dawną szkolną miłością. Zdumiewa on i onieśmiela chyba najbardziej wypowiadających te słowa ludzi, którzy natychmiast zdają sobie sprawę z ich banalności. Pozostałe dialogi w żadnym wypadku nie rażą sztucznością, podkreślają za to wyjątkowość sytuacji. Dzieje się tak dzięki krótkim uwagom, zdawkowym gestom, tak jak w Wyrwiesz zwycięstwo jak serce wroga:
Potem oglądają film, o czymś rozmawiają, telefonują do mamy Tochy, telefonują do dziadka, taty Bohdana. Tocha opowiada, jak minął dzień, życzy dobrej nocy. Później ścielą łóżka, milczą. Bohdan ściąga z siebie koszulkę, dżinsy, wpycha je do pralki. Kładzie koło łóżka swoje ubranie na jutro. Ubranie, choć jest wyprane, wciąż pachnie bronią4.

Ostatnie, krótkie zdanie o ubraniu, które wciąż pachnie bronią, wyrywa bohaterów z normalności, przenosi z powrotem w świat wojny, która nie daje o sobie zapomnieć; jednak oni nie pozwalają jej nimi zawładnąć, próbują normalnie funkcjonować. Podobnie dzieje się w przypadku Nulla. Tutaj akcja skupia się wokół Konia, który na froncie znalazł się z pozoru przypadkiem. W Warszawie miał wszystko: dom, samochód, oszczędności. Zdawałoby się, że było to ustatkowane życie. Szybko orientujemy się jednak, że tamto życie było tylko wydmuszką. Jak w takim razie znalazł się na froncie? Był przecież „normalnym Polakiem” – tak mówi jego ojciec5, chociaż wszyscy wiedzą, że ktoś, kto z uporem maniaka podkreśla swoją normalność i polskość, nie może być „normalnym Polakiem”. W potwierdzaniu tkwi zaprzeczenie. W protagoniście płyną domieszki ukraińskiej i niemieckiej krwi, choć w momentach przypływu fantazji daje się on ponieść i bełkoce, że jest potomkiem Scyta, Prtatvahy, którego imię oznaczałoby „potężnego w bitwie”6. Kwestia tak zwanej trudnej tożsamości to znany i często eksploatowany, a może nawet eksplorowany, motyw w twórczości Twardocha. Jednak Koń nie musi wcale oddawać się refleksji na temat tego, kim jest. Musi bowiem odpowiedzieć na ważniejsze pytanie: po co jeszcze jest? Przecież ci, którzy walczą, już nie istnieją, pogodzili się z własnym odejściem, nie planują innego życia.
Koń w poprzednim życiu wierzył w humanizm, pacyfizm. Teraz fascynują go żołnierze, z którymi przebywa. Zna ich losy i paradoksalne odczuwa w stosunku do nich jakieś dziwne emocje, niektórych darzy wręcz uczuciem, co powoduje, iż mimo maczystowskiego charakteru opowieści można się tu dopatrzeć pierwiastka homoseksualnego. Żołnierze, z którymi siedzi na nullu, wywołują w nim zarówno poczucie niższości, jak i wyższości. Bohater śledzi ich każde potknięcie, dostrzega brak ucywilizowania, ale równocześnie odkrywa, że w poprzednim życiu pewnych rzeczy by nie robił, nie mówiłby tak, jak mówi na nullu, nie smarkałby w palce. On – wykształcony przedstawiciel Europy, oni – niewykształcone żduny. Już sam ich wygląd zdradza, po której stronie świata się urodzili. Wieloma z nich mężczyzna gardzi, mniej lub bardziej świadomie, a jednocześnie odczuwa, że tworzy wraz z nimi tę samą wspólnotę. Wszyscy są mięsem, którym karmi się ta wojna. Bohater zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że w tamtym świecie był kimś lepszym, teraz jest jak oni.

Lekkość i ciężar narracji
Żadan konsekwentnie pozostaje wierny tradycji literackiej, jego narrator z powodzeniem radziłby sobie w każdych warunkach. Operuje co prawda zawężonym polem widzenia, gdyż wykorzystuje przede wszystkim narrację personalną, ale też nierzadko auktorialną. Dzięki temu osiąga efekt surowości, właściwie trudno znaleźć tutaj słowa niepotrzebne. Minimalizm prowadzi do kondensacji treści, a następujące po sobie nowele są doskonale rozpisanymi miniaturami, w których sprawnie zakreślono początek i koniec, zwieńczony wyrazistą pointą.
W Nullu rzecz wygląda inaczej. Dominuje tu naturalizm, widoczny szczególnie w języku – zarówno bohaterów, jak i narratorów. Bowiem w tej powieści, choć trudno to stwierdzić z całą pewnością, nie ma jednego narratora. Twardoch bawi się narracją, niespodziewanie zmienia perspektywę, jak gdyby kadrował ujęcia z różnych kamer, stosuje fokalizację, by ograniczyć, zawęzić punkt widzenia, a na koniec ujawnia najważniejszego, dominującego narratora, a może dokonuje tylko pozornego zjednoczenia narratorów, które ma zwieść odbiorcę. Co ciekawe, w bardzo udany sposób zostaje wprowadzona narracja drugoosobowa, tak jak w tym fragmencie: „Nie zamierzasz mówić o tym, jak trafiłeś na wojnę. Tylko o tym, jak trafiłeś tutaj, do blindażu po złej stronie waszego ojca Dniepru”7. Jest to interesujące, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę, że czytelnik wszystkie wypowiedzi przypisuje Koniowi albo jakiemuś głosowi w jego głowie. Jednak za chwilę ten sam narrator ujawnia coś, czego protagonista by nie powiedział – zdradza go, przekracza prawa wynikające z jego miejsca w świecie przedstawionym.
Narracja tej książki „niesie” fabułę. Dzieje się tak dzięki operowaniu konstrukcją całości – między kolejnymi rozdziałami zdarzają się cliffhangery, raz po raz urywają się wątki, do których wraca się po kilkunastu stronach, co zaostrza apetyt czytelnika. Niejednokrotnie przejścia są wręcz efekciarskie, choć odznaczające się pisarską zręcznością. Podczas lektury towarzyszyło mi przeświadczenie, że wiem, jak to się skończy. Eskalowało ono na przestrzeni kolejnych kart tej powieści, zmierzając w ustalonym przez autora kierunku. Pod koniec książki świetnie sprawdziło się użycie strumienia świadomości, którego efekt został wzmocniony przez zanik interpunkcji. Ciekawie łączy się to z obrazowaniem, gdyż Null z jednej strony jest antyfilmowy, a z drugiej stanowi gotowy materiał na film (kiedy piszę te słowa, wiem już, że prawa do ekranizacji zostały sprzedane). Jeżeli miałbym z tej powieści tkać film, to kierowałbym się w stronę Wojny – naturalistycznego obrazu Raya Mendozy i Alexa Garlanda z 2025 roku.
Wokół katastrofy
Żadan nie nadaje swojemu tekstowi konkretnego adresu. Nie musi tego robić ze względu na to, jak buduje świat przedstawiony. Opowiada z zaplecza katastrofy, w gruncie rzeczy kreśli świat po katastrofie, zapowiada go. Jego proza mówi o Twardochowym „tamtym” świecie, o próbie choćby chwilowej rekonstrukcji tego, co było. W opowiadaniu Ta, która zagrzeje cię nocą żołnierska para wyrywa się z jednostki na seks do hotelu. Co prawda jest niezręcznie, ale w końcu kochankowie decydują się położyć i wyspać w normalnych warunkach, w zwykłym łóżku. Całość kończy się puentą: „On zasnął pierwszy. Ona od razu po nim. On swoich tabletek nie wziął. Ona swoich też nie”8. W opowiadaniu Kogo później wspomnisz autor opisuje żołnierski ślub, a w Bestiach, poświęconych pilnowaniu gmachu szkoły, nauczyciel słyszy: „Dobro narodowe to pana uczniowie”9. Natomiast w Nikt o nic nie będzie prosić czytamy następujące słowa:
Całkiem młoda. Całkiem biedna. Ceglana ściana baraku za plecami, wywalone drzwi klatek po obu stronach. Kpiące i kłujące dziecięce spojrzenia obok niej. Patrzy w przyszłość i coś tam widzi. Coś, czego nie dojrzysz, nie znajdując się na jej miejscu. Coś, co trwa, skomplikowane, pełne bólu, pełne radości. Coś, czym nie można się podzielić. Czego nie można uniknąć. Coś, co nie bardzo cieszy. Ale i nie przeraża10.
Takiej nadziei nie ma w książce Twardocha, choć ostatnim słowem tej powieści jest „może”.
Null pisany jest z wnętrza apokalipsy, ze środka katastrofy, ze świata zapomnianego przez Boga i ludzi. Widać, że autor Morfiny kieruje swoją opowieść do ludzi z innego świata, do tych, którzy nie mają pojęcia, jak to wygląda. Stąd stale następują kolejne głosy, objaśnienia, swoiste przypisy do tego, co mówią bohaterowie. Ukraińskie frazy są tłumaczone przez narratora niemal symultanicznie, wygląda to tak: „Бережіть себе, хлопці. Uważajcie na siebie. Jak można na siebie uważać po złej stronie rzeki?”11. Albo tak: „Triochsotyj, czyli trzysetny, to ranny, dwochsotyj, dwusetny – trup”12. Zresztą w tym świecie ludzie dzielą się głównie na triochsotyj i dwochsotyj. Dominuje brutalność, nie ma litości, jest prawo wojny – zabijanie, umieranie. Nie ma konwencji genewskiej, choć są skrupuły przed dobiciem wroga. Jakby przemawiał głos z innego świata ukazujący rzeczywistość po zagładzie.
Charakterystyczny język, pełen wulgarności, oddaje maczyzm i wszechogarniającą beznadzieję. Iskrzy, odzwierciedlając uwarunkowania tego świata, w którym na jednostkę nic już nie czeka. Zełenski w Nullu poświęca życie swoich żołnierzy dla propagandy, by utrzymać przyczółki i mówić, że nasi chłopcy są po tamtej stronie rzeki. Granica, ziemia niczyja, strategiczny przyczółek na Zadnieprzu to teren przeklęty, trafiają tutaj albo ci, którym nie zależy na życiu, albo ci niemający wyboru. Zasadniczo bohaterów Twardocha można podzielić na ochotników i poborowych „mobików” – przynajmniej tak widzi to Koń, który nie ukrywa swojej pogardy dla tych drugich – nierzadko określa ich mianem żdunów, co znaczy ni mniej, ni więcej, że nie identyfikują się oni ze stroną, po której walczą. Czekają na „wyzwolenie”, ruski mir i powrót do swoich domów. Jeszcze większą pogardę czuje protagonista do mężczyzn, którzy wyjechali z Ukrainy, uciekli od walki.
W Nullu – z racji tego, że książkę tę napisał Polak (choć Twardoch, jako zadeklarowany Ślązak, za „Polaka” pewnie by się obraził), zostaje poruszona jedna bardzo ważna sprawa: kwestia ludobójstwa, do którego doszło na Wołyniu, a także hołubienia przez Ukraińców UPA i SS-Galizien. Dziadek Konia był żołnierzem tej formacji, potem spotykał się z kombatantami, których w książce jeden z bohaterów porównał do AK. Jednocześnie nikt o tych sprawach nie mówił głośno. Twardoch zdaje się dostrzegać, że bez tej perspektywy nie da się mówić o polsko-ukraińskich relacjach. Dlatego podejmuje ten problem, choć próbuje go niuansować, między innymi porównując polskie podziemie niepodległościowe do UPA. Nastawienie głównego bohatera do tej formacji zbrojnej nie jest jasne: raz nią gardzi, innym razem się z nią solidaryzuje ze względu na służącego w Hałyczynie dziadka.
Ku końcowi
W obu książkach widać silny głód miłości. W prozie Żadana jest jednak przestrzeń na flirty, a także na prosty żołnierski ślub. W powieści Twardocha nie ma miejsca na uczucie. Niewiele występuje tu zresztą kobiet, a jeżeli się pojawiają – to jako wspomnienie. Wielokrotnie gwałcona i torturowana Zuja w reminiscencjach jest bardziej fantazmatem niż realną kobietą. Jej seksualność została spaczona przez wielokrotne gwałty. Kobieta, której nie ma, istnieje jako kontakt w telefonie. Ona chce żyć, a protagonista chce umrzeć. Jest pozostałością po tamtym, innym świecie. Spotykamy tu też postać przypominającą Lilith albo biblijną Ewę, która swoją zdradą sprowadza zagładę na mężczyzn. Zresztą świat Nulla pod tym względem to świat okaleczony, jak gdyby wojna zabierała kobiety.
Obaj pisarze odwołują się do tradycji – Twardoch zaczyna Iliadą, przypomina mity i Wojnę peloponeską Tukidydesa. W ten sposób szyje siatkę nawiązań, dekonstruuje mity, jednocześnie pokazując powtarzalność historii. Wszystko to ma służyć uwiarygodnieniu bohatera, który odwołując się do sanskrytu, pokazuje swoje wykształcenie. Gdy Zuja opowiada o serii gwałtów, których padła ofiarą, porównuje się do mitycznej Pazyfae. Żadan również sięga po tradycję literacką, gdyż w tytułach jego opowiadań występuje język biblijny: „Wzejdzie światło nad miastem sprawiedliwych” to fraza brzmiąca niczym wyjęta żywcem z Księgi Psalmów albo Księgi Izajasza. Czemu to służy? Chyba przede wszystkim po raz kolejny przywołaniu nadziei. Nadziei, którą może dać tylko zwycięstwo. Tak o nim czytamy:
Jest wielki dlatego, że zwyciężył. Zwyciężył, rozumiesz? Zwycięzcom wiele się wybacza. Nie wszystko, oczywiście, ale wiele. Zwycięstwo – czyni bezbronnym. Kiedy patrzysz na tego, kto zwyciężył, wiesz, na co był gotów. A na co był gotów? Na wszystko. Wyjść i wyrwać to cholerne zwycięstwo jak serce z piersi. Ręką, zębami, głową, paznokciami. Popatrz na niego teraz, tu, kiedy wszystko już się skończyło. Jakie mogą być do niego pytania? Po prostu wyjść i zrobić to, co trzeba. Nie zostawiając wrogowi żadnych szans. Nikogo nie słuchając, nikomu nie wierząc, nikomu się nie tłumacząc. Wziąć i wyrwać. Jak serce. Jak rybę z rzeki. I koniec. Potem niech pytają, niech się obrażają. Zwycięstwa nie da się anulować. Porażkę można wyjaśnić, ale zwykle nie można jej naprawić. Jasne?13
W przypadku ukraińskiej wojny zwyciężyć to znaczy: przetrwać. I właśnie to przetrwanie jest kluczowym słowem dla rozumienia Nulla i Arabesek.
1 S. Twardoch, Null, Warszawa: Marginesy, 2025, s. 7.
2 S. Żadan, Arabeski, tłum. M. Petryk, Wołowiec: Czarne, 2025, s. 5.
3 Tamże, s. 18.
4 Tamże, s. 27.
5 S. Twardoch, Null, s. 24.
6 Tamże, s. 72.
7 Tamże, s. 34.
8 S. Żadan, Arabeski, s. 44.
9 Tamże, s. 88.
10 Tamże, s. 109.
11 S. Twardoch, Null, s. 8.
12 Tamże, s. 12.
13 S. Żadan, Arabeski, s. 26.