Nie jest ani łatwo, ani bezpiecznie wygłaszać krytyczne opinie wobec władzy w Azji Centralnej. Ograniczenie wolności słowa, skutkujące utratą możliwości kontroli, krytyki i rozliczania rządzących, jest jedną z największych przeszkód rozwojowych w każdym z pięciu państw tego regionu. Władza, która wie, że nie nikt nie popatrzy jej na ręce, nie rozliczy z działań ani nie zakwestionuje jej oficjalnej narracji, w naturalny sposób dąży do autorytaryzmu. Niemniej jeśli ustrój już jest autorytarny, wówczas blokowanie wolności słowa w jeszcze większym stopniu prowadzi do jego scementowania i zawłaszczenia państwa przez sprawujących władzę, a w konsekwencji – do stagnacji gospodarczej, kulturowej i społecznej. Od dziesięcioleci wszystkie wspomniane procesy możemy obserwować w pięciu krajach Azji Centralnej. Warto przyjrzeć się z osobna każdemu z nich.
Przewrotnie zacznę od tego, co łączy Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan. Otóż każdy z przywołanych krajów jest autorytarny. Wprawdzie są to różne odcienie autorytaryzmu, lecz władza zawsze spoczywa tam w rękach krzepkich gospodarzy, niejako żywcem wyjętych z sowieckiej propagandy. Tutaj dłuższa dygresja: chociaż do 1991 roku wszystkie te kraje wchodziły w skład Związku Radzieckiego, wzbraniałbym się przed nazywaniem ich republikami postsowieckimi, ponieważ od tamtego okresu minęło ponad trzydzieści lat, myślę więc, że pora już skończyć z dwudziestowieczną wizją świata. Ale: żaden z owych pięciu krajów, mimo bogatej historii swoich poszczególnych regionów, nie istniał przed rosyjskim podbojem w XIX wieku, a ich ostateczne granice ukształtowały się dopiero w latach 30. XX wieku. Wytyczył je Stalin i miały być jedynie wewnętrznymi administracyjnymi liniami na mapie sowieckiego imperium. Mimo to stały się granicami państwowymi z całym towarzyszącym temu bagażem konsekwencji. Każdy ze wspomnianych krajów jest także urozmaicony etnicznie, chociaż z dominującą pozycją ludności tytularnej. Warto dodać, że we wszystkich dominuje umiarkowany nurt islamu, ponieważ prądy fundamentalistyczne (albo zbyt niezależne od władz) są systematycznie zwalczane i to nie bez łamania praw człowieka. Wreszcie są to kraje niezbyt zamożne i gospodarczo zależne od Rosji i Chin, co w oczywisty sposób nie sprzyja wolności słowa.
Społeczeństwa Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu i Uzbekistanu nawykły do dyktatury i autocenzury, ponieważ w tym regionie nigdy nie istniały kraje demokratyczne. Później nastały rządy carskiej Rosji, która z czasem przepoczwarzyła się w Związek Radziecki. Kraj Rad zaś nie tolerował krytyki ani w słowie, ani w myśli. Mieszkający tam ludzie, od pokoleń poddawani długotrwałej opresji tego rodzaju, wykształcili w sobie mechanizm aktywnego unikania zainteresowania polityką. To fenomen znany w Azji Centralnej, powszechny również we wszystkich krajach mających nieszczęście kiedykolwiek należeć do ZSRR, a także w najrozmaitszych innych dyktaturach. Dla przeciętnego obywatela ogłoszenie całkowitego désintéressement wobec polityki było najbezpieczniejszym rozwiązaniem, ponieważ w przeciwnym razie polityka mogła zainteresować się obywatelem. Oczywiście mechanizm autocenzury skutecznie zniechęcał do otwartego sprzeciwiania się władzy, ale również do działalności twórczej w ogóle. Odmiennym, ale równie istotnym czynnikiem, który nawet dzisiaj znacząco ogranicza liczbę obywateli piśmiennych, jest bieda. Poza Kazachstanem, i to nie całym, kraje Azji Centralnej są ubogie: ich mieszkańcy skupiają się przede wszystkim na walce o przetrwanie, co razem z wyuczoną autocenzurą drastycznie zmniejsza liczbę ludzi gotowych chwycić za pióro.
To tyle, w skrócie, jeżeli chodzi o podobieństwa. Różnic jest natomiast znacznie więcej, dlatego każdy kraj warto pokrótce scharakteryzować. Kazachstan jest krajem terytorialnie największym, dysponującym sporymi zasobami naturalnymi, co plasuje go na szczycie rankingu, jako kraj najbogatszy i o najwyższym poziomie życia spośród całej omawianej tu piątki. Kazachowie są również najsilniej zrusyfikowaną nacją w regionie: symbolicznie obrazuje to fakt, że więcej obywateli tego kraju zna język rosyjski niż kazachski. Stan ten był wynikiem kilku czynników. Przede wszystkim Kazachstan został podporządkowany Rosji jako pierwszy, a proces ten rozpoczął się już w połowie XVIII wieku. O brutalności rosyjskiej kolonizacji niech świadczy fakt, że wskutek systematycznych prześladowań, sztucznie wywołanego głodu i przymusowej kolektywizacji z rozkazu Stalina w latach 20. i 30. XX wieku, a także mobilizacji do Armii Czerwonej, w ciągu jednego pokolenia liczba etnicznych Kazachów spadła o połowę. Ponadto w rezultacie przymusowych przesiedleń całych narodów do Kazachstanu, jeszcze w 1991 roku, czyli w czasie ogłoszenia niepodległości, jedynie dwóch na pięciu obywateli tej republiki było etnicznymi Kazachami.
Zadanie zbudowania niepodległego państwa i nowoczesnego narodu kazachskiego wziął na siebie Nursułtan Nazarbajev. Objąwszy władzę zaraz przed rozpadem Związku Radzieckiego, stracił ją dopiero w styczniu 2022 roku. Sposobem Nazarbajewa na utrzymanie państwa w całości było powolne i ostrożne reformowanie systemu sowieckiego. W efekcie po trzydziestu latach jego rządów powstał kraj, w którym nie ma realnej walki o władzę, ale za to można tę władzę krytykować, byle umiarkowanie i z szacunkiem. Należy więc oficjalnie nazywać Kazachstan państwem autorytarnym. Można tam na przykład powiedzieć publicznie, że lokalny urzędnik bierze łapówki, ale nie można powiedzieć, że ma to cokolwiek wspólnego z działaniami czy nawet samą wolą prezydenta. Obywatele nierozumiejący tej zależności mogą popełnić „samobójstwo”, często w niezmiernie brutalny sposób, albo ulec tragicznemu w skutkach wypadkowi samochodowemu. W najlepszym razie zostaną aresztowani za „występek o charakterze chuligańskim”, oszustwa podatkowe lub zwolnieni z pracy.
Kirgistan to wybitnie górzysta republika, która swego czasu była promykiem nadziei na demokratyzację regionu. W 2005 i 2010 roku doszło tam do ulicznych rewolucji, które obaliły autorytarnych prezydentów oraz znacząco zwiększyły zakres swobód i wolności w kraju. Kolejni prezydenci byli wybierani i oddawali władzę bez oporów aż do przejęcia władzy przez obecną głowę tego państwa – Sadyra Dżaparowa. W 2021 roku polityk ten uczciwie wygrał wybory, wcześniej zdobywszy popularność na fali – a jakże! – wielkich protestów. Niemniej rządy Dżaparowa stawały się w coraz większym stopniu autorytarne i opresyjne. W trakcie jego prezydentury Kirgistan spadł w rankingu The Economist Democracy Index z kategorii reżimu hybrydowego do autorytarnego. Z kolei w rankingu swobody prasy prowadzonym przez Reporterów Bez Granic w tym samym czasie kraj ten – spośród stu osiemdziesięciu badanych krajów – spadł z osiemdziesiątego na sto czterdzieste czwarte miejsce. Obecnie znajduje się więc minimalnie poniżej Kazachstanu i niewiele wyżej od Tadżykistanu, co jeszcze pięć lat temu byłoby nie do pomyślenia. Poza opresyjną władzą Kirgistan mierzy się także z biedą. Po przeliczeniu na naszą walutę średnia pensja wynosi tam około tysiąca złotych netto, a minimalna około stu dwudziestu złotych. Dlatego właśni Kirgizi masowo migrują do Rosji, gdzie stale lub czasowo przebywa kilkanaście procent ludności kraju, a przesyłane przez nich pieniądze mają największy wpływ na gospodarkę rodzimego kraju.
Podobna sytuacja gospodarcza panuje w Tadżykistanie. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest nawet gorsza, ponieważ w Rosji przebywa co czwarty Tadżyk. Zresztą w Tadżykistanie nigdy nie doszło do procesów demokratyzacji władzy, nawet relatywnych. Przeciwnie: w pierwszych kilku latach po odzyskaniu niepodległości krajem tym wstrząsnęła brutalna wojna domowa. Wprawdzie po jej zakończeniu zwycięska nomenklatura partii komunistycznej skupiona wokół Emomalego Rahmona podzieliła się władzą z opozycją, ale jedynie po to, żeby w kolejnych latach ją odebrać. Opozycjoniści zostali następnie uciszeni, czyli aresztowani lub zmuszeni do emigracji. Następnie Rahmon przeszedł do zawłaszczania państwa. Praktycznie cała gospodarka znalazła się w rękach prezydenta, jego rodziny i zauszników. Obecnie władca Tadżykistanu przygotowuje się do przekazania przywództwa synowi. Tadżykistan to jedno z najbardziej autorytarnych państw świata, gdzie nawet umiarkowana krytyka władzy jest równoznaczna z zagrożeniem życia. W Tadżykistanie można pisać i wydawać poezję opiewającą piękno natury, powieści obyczajowe czy historyczne, ale pod warunkiem, że nie kwestionują porządków zaprowadzonych przez Twórcę Pokoju i Narodowej Jedności, Lidera Nacji, Prezydenta Republiki Tadżykistanu, jak brzmi oficjalna tytulatura Emomalego Rahmona. W 2022 roku Lider Nacji pokazał światu swoją reakcję na protesty, kiedy przeciwko pokojowym manifestacjom mniejszości etnicznych w Badachszanie wysłał regularne wojsko, które rozstrzelało kilkadziesiąt osób.
Równie beznadziejna sytuacja panuje w Uzbekistanie. W 2022 roku także tam doszło do protestów, które zostały krwawo stłumione przez wojsko. Liczba ofiar nie jest znana: władze przyznały się do dwudziestu jeden ofiar śmiertelnych i dwustu osób rannych. Jak na Uzbekistan to i tak umiarkowany wynik, zakładając, że jest prawdziwy, ponieważ w 2005 roku w efekcie stłumienia protestów w Andiżanie zginęło dwieście osób, przynajmniej według oficjalnych danych – w rzeczywistości ofiar było najprawdopodobniej kilkakrotnie więcej. Pomiędzy jednym a drugim wydarzeniem Uzbekistan otrzymał nagrodę Kraju Roku 2016 tygodnika „The Economist”, przyznawaną krajom, które osiągnęły największy postęp w demokratyzacji i prawach człowieka. Nie był to przypadkowy rok, ponieważ właśnie 2 września owego roku w Taszkencie zmarł wieloletni przywódca Islom Karimov, który odpowiadał zarówno za masakrę w Andiżanie, jak i za zwalczanie opozycji przez gotowanie opozycjonistów w więzieniach żywcem. Jego następca, Shavkat Mirziyoyev, jedynie z pozoru okazał się zmianą na lepsze. Jest to człowiek z głębi karimovskiego systemu, który pełnił urząd premiera w czasie, gdy obywatele tego kraju byli rozstrzeliwani w Andiżanie i torturowani w więzieniach. W Uzbekistanie strach przed represjami jest na tyle wszechobecny, że w trakcie mojej wizyty na Uniwersytecie w Andiżanie w 2022 roku każdy z pracowników naukowych dbał o to, by nie zostać z obcokrajowcami sam na sam i w ten sposób nie budzić podejrzeń. W tym kraju można już publicznie krytykować ustrój sowiecki czy prześladowania Uzbeków, można nawet mówić o współczesnych problemach gospodarczych, ale nie można ich łączyć z prezydentem. Bezpieczniej jest także nie manifestować zanadto swojej religijności, ponieważ – podobnie jak w Tadżykistanie – może to spotkać się z nerwową i brutalną reakcją władz. Dość powiedzieć, że w obu krajach ogłaszano oficjalne zakazy noszenia długiej brody czy wpuszczania dzieci do meczetów.
Ciężko jest nie oceniać krytycznie władzy w Azji Centralnej jako pewnej całości, w mniejszym lub większym stopniu zawsze opresyjnej wobec wolności obywatelskich, co wielokrotnie robiłem tu już wcześniej, mimo to na osobny opis zasługuje Turkmenistan. Umieściłbym ten kraj w całkowicie osobnej kategorii. Zakres drastycznego ograniczenia tam swobód obywatelskich można porównywać wyłącznie z Koreą Północną czy Syrią Assadów. Jakakolwiek krytyka władz jest całkowicie zabroniona, a nawet świętokradcza. W Turkmenistanie panuje odgórnie narzucony kult wodzów, a konkretnie: ojca i syna. Gurbanguly Berdimuhamedov, faktyczny władca kraju – mimo scedowania prezydentury na syna Serdara – już dawno przekroczył granicę absurdu w budowaniu kultu jednostki. Jego oficjalny tytuł to Arkadag, czyli opiekun. To właśnie tym imieniem nazwano zbudowane od zera miasto i znajdujący się w nim klub piłkarski, który oczywiście dominuje w lidze krajowej.
Opiekun jest także nadzwyczaj płodnym pisarzem. Wydaje książki jedna za drugą – i to na każdy temat. Napisał już podręczniki na temat hodowli koni, książki o narodowej tradycji, poradniki na znajdowanie szczęścia w codziennym życiu oraz spisał wykłady o historii Turkmenów. Podobną płodnością literacką wyróżniał się również jego przedwcześnie zmarły poprzednik Saparmurat Nyýazov. Naturalnie obaj zostali obsypani nagrodami w krajowych konkursach literackich. Prezydenckie dzieła muszą także nabywać – oczywiście obowiązkowo – pracownicy sfery budżetowej, czyli większość zatrudnionych. Berdimuhamedov jest jedynym pisarzem w Turkmenistanie, który może pisać bez obaw na każdy temat. Tu można złośliwie dodać, że ponieważ prezydent publikuje tak wiele książek, inni pisarze są w kraju już niepotrzebni, co jest swego rodzaju ewenementem. Od większości reżimów świata turkmeńska dyktatura różni się także tym, że dysydentów woli trzymać na własnym terytorium, niż pozwolić im wyjechać za granicę. Zresztą nie dotyczy to wyłącznie dysydentów – zwykli Turkmeni także mają problem z wyjazdem z kraju, ponieważ wydawanie paszportów jest ściśle reglamentowane. Nawet jeśli ktoś zdoła wyjechać z kraju, wstrzymuje się z krytyką władz, bo te nie krępują się z aresztowaniami czy wyrzucaniem z pracy rodzin niepokornych emigrantów. Największą krytyką porządków panujących w Turkmenistanie, jaką udało mi się usłyszeć od mieszkających w Polsce emigrantów, a i to w prywatnej rozmowie, było stwierdzenie, że po chleb trzeba długo stać w kolejce.
Nie powinien więc dziwić fakt, że jednym z najdłużej więzionych współcześnie pisarzy na świecie był Yusuf Ruzimuradov. Z uzbeckiego więzienia wypuszczono go dopiero po dziewiętnastu latach. Za jego „przestępstwo” uznano napisanie krytycznego wobec prezydenta artykułu do gazety „Erk”. Od 2018 roku Ruzimuradov przebywa na wolności, ale w tym czasie nie opublikował nawet krótkieego tekstu. Działalność pisarską zawiesił także zwolniony z więzienia w 2017 roku Nurullo Otahanov, w którego książce Bu Kunlar (Te czasy) władze dopatrzyły się propagowania ekstremistycznych idei. Inny pisarz, Mamadali Mahmudov, odsiedział siedemnaście lat za wyrażenie poparcia dla opozycji. W trakcie odbywania wyroku w obozie pracy w Chirchiq był bity, a także torturowany przez nacinanie nożem i wcieranie w rany ostrej papryki i soli. Grożono mu również gwałtami na kobietach pochodzących z jego rodziny. Zmarł kilka lat po wyjściu na wolność, niczego już nie opublikowawszy.
Mimo wyroku skazującego pisać i publikować zdołał Aron Atabek z Kazachstanu. Trafił do więzienia w 2006 roku, kiedy jako lider opozycyjnej – i rzecz jasna pozaparlamentarnej – partii Ałasz wstawił się za mieszkańcami osiedla w Ałmaty, które miało zostać wyburzone, a jego mieszkańcy wysiedleni bez rekompensaty finansowej i bez zapewnienia lokali zastępczych. Protest przemienił się w rozpaczliwą obronę domów przed buldożerami, starcia z policją i wreszcie zakończył się siłowym zduszeniem. Atabek spędził w więzieniu kolejnych piętnaście lat. W trakcie odsiadywania wyroku napisał i przekazał grypsem powieść Serce Eurazji, która została następnie nielegalnie wydana w kraju. Była to książka zawierająca jednoznaczną krytykę polityki Nursułtana Nazarbajewa. Publikację tę opłacił prawie dożywotnim wyrokiem pozbawienia wolności. Sądów nie zmiękczyła nawet głodówka pisarza, która omal nie kosztowała go życia. Atabeka zwolniono dopiero wtedy, gdy zaczął ciężko chorować na powikłania pocovidowe, ponieważ władze nie chciały, aby jego śmierć obciążała kolonię karną. Zmarł w szpitalu zaledwie miesiąc po wyjściu na wolność. Represje kazachskiej dyktatury nie ominęły nawet prezydenta kazachskiego PEN Clubu. Bigeldy Gabdullin kilkukrotnie popadał w konflikt z władzami, aż w 2017 roku został skazany na karę pięciu lat ograniczenia wolności, co należy uznać za dość łagodny wyrok, jak na specyfikę tamtejszego reżimu.
Historie kolejnych pisarzy, dziennikarzy czy aktywistów z każdego spośród pięciu opisywanych tu krajów są do siebie rozczarowująco podobne. Najpierw wypowiedź nieprzyjazna wobec władzy, niemal natychmiastowy policyjny nalot i aresztowanie pod dowolnym pretekstem, a zaraz później błyskawiczny i odstraszający innych wyrok bezwzględnego pozbawienia wolności. Na tak zarysowanym tle wybija się Kirgistan, który jak wspomniałem wcześniej, jeszcze kilka lat temu pozostawał krajem, gdzie poziom swobód obywatelskich ocierał się o dolną granicę dla państwa demokratycznego. Właśnie w Kirgistanie władze nie dość, że rozgoniły opozycyjne media, jak choćby Kloop.kg i „Temirov Live” (kanał na YouTube poświęcony ujawnieniu korupcji w tym kraju przez raporty śledcze), ale poszły o krok dalej. W przeciwieństwie do bardziej autorytarnych sąsiadów władze kirgiskie wolą mieć opozycjonistów za granicą niż w więzieniach, dlatego założycielowi „Temirov Live” Bolotowi Temirovowi odebrano obywatelstwo i deportowano go z Kirgistanu.
W krajach Azji Centralnej publikowanie jakiegokolwiek tekstu krytycznego wobec władzy jest niezmiernie trudne, a czasami wręcz niemożliwe. Wynika to z całego szeregu czynników ograniczających swobodę wypowiedzi. Przede wszystkim społeczeństwo, przez całe pokolenia nauczone bierności, boi się zabierania głosu w przestrzeni publicznej. Jeżeli nawet ktoś miałby tego rodzaju potrzebę, to codzienna walka o przetrwanie powoduje, że – z całą prostotą – może nie mieć czasu albo sił, by usiąść do klawiatury. Ale jeśli mimo to jakiemuś twórcy powiedzie się ta sztuka, musi jeszcze znaleźć wydawcę, który odważy się wydrukować jego słowa lub na swoją odpowiedzialność umieścić je w internecie. Można oczywiście na własną rękę publikować opozycyjne treści w mediach społecznościowych, często dla wąskiego grona odbiorców. Niemniej tego rodzaju publiczna krytyka, jeżeli zyska rozgłos, spotka się z szybką reakcją władz, czerpiących garściami z metod chińskich i rosyjskich. Reakcja ta oznacza więzienie, często także tortury, nie wspominając o zniszczeniu normalnego życia i konsekwencjach dla rodziny, której członkowie muszą żyć z odium małżonka, krewnego czy dziecka kryminalisty. Dlatego najprościej jest siedzieć cicho, nie wychylać się albo wyemigrować, ponieważ nawet w Kirgistanie, w którym społeczne rewolty wywracały już despotów, wcześniej czy później wszystko i tak wraca na dawne tory.
Azja Centralna jest doskonałym przykładem ogólnoświatowego antydemokratycznego trendu, który trwa od około dekady. Systematycznie obserwujemy tam ograniczanie wolności słowa, narastanie podziałów społecznych i odwracanie się osób sprawujących władzę od demokracji w stronę rządów o charakterze reżimowym. Dzieje się tak zarówno w krajach autorytarnych, jak i demokratycznych, co musi napawać niepokojem. Dziś zamiast zastanawiać się, jak pomóc mieszkańcom Azji Centralnej w zapewnieniu swobody wypowiedzi, coraz częściej zastanawiamy się, co robić, żeby nie stracić tych swobód na własnym podwórku.