Widelczyk w torcie

Czę­sto szu­kam w książ­kach nowe­go spo­so­bu postrze­ga­nia pojęć i zja­wisk, cze­kam na uję­cie ich z nie­ty­po­wej, prze­wrot­nej per­spek­ty­wy. I tak w pierw­szej chwi­li ode­bra­łam pomysł Wero­ni­ki Murek na Uro­dzi­ny, jej nową powieść, opu­bli­ko­wa­ną w 2025 roku przez Wydaw­nic­two Czar­ne. Autor­ka na samym począt­ku książ­ki umiesz­cza cytat z kla­sycz­ne­go hor­ro­ru W klesz­czach lęku Henry’ego Jame­sa. Dzię­ki temu już we wstę­pie przy­wo­łu­je wid­mo prze­ra­ża­ją­cej śmier­ci, ale w całej histo­rii akcent kła­dzie przede wszyst­kim na spo­tę­go­wa­ną gro­zę uro­dzin. Spodo­ba­ło mi się to odwró­ce­nie porząd­ków myślo­wych i to, że wła­śnie świę­to­wa­nie uro­dzin może stać się źró­dłem stra­chu. Jed­nak Wero­ni­ka Murek, zna­na ze skłon­no­ści do zacie­ra­nia gra­nic mię­dzy jawą a snem, kon­stru­uje opo­wieść, któ­ra tyl­ko na pozio­mie dekla­ra­tyw­nym czer­pie z este­ty­ki gro­zy, a w prak­ty­ce oka­zu­je się melan­cho­lij­ną histo­rią o samot­no­ści, prze­mi­ja­niu i kobie­cym prze­mę­cze­niu.

Całość opo­wie­dzia­na jest w powol­nym tem­pie, przy­po­mi­na­ją­cym upływ cza­su ran­kiem po nie­prze­spa­nej nocy. Może to dzień po uro­dzi­nach, kie­dy trze­ba wstać i wresz­cie posprzą­tać? Nar­ra­cja pły­nie powo­li, nie­kie­dy nie­mal nie­zau­wa­żal­nie. Autor­ka uni­ka dra­ma­ty­zmu, nie two­rzy momen­tu kul­mi­na­cyj­ne­go przed­sta­wia­nych wyda­rzeń, nie pro­wa­dzi czy­tel­ni­ka przez żad­ne punk­ty zwrot­ne. I choć moż­na zachwy­cać się nie­ba­nal­nym sty­lem pisar­skim Murek, wyłą­cza­nie głów­nej boha­ter­ki z aktyw­ne­go uczest­nic­twa w histo­rii jest zasta­na­wia­ją­ce.

Groza, której się nie czuje

Choć książ­ka zda­je się zapo­wia­dać świat gro­zy, trud­no w niej zna­leźć wła­ści­we temu świa­tu napię­cie. Dzie­je się tak mię­dzy inny­mi dla­te­go, że Murek nie two­rzy histo­rii, w któ­rej łatwo utoż­sa­mić się z boha­ter­ką i wraz z nią współ­od­czu­wać opi­sy­wa­ny kosz­mar rze­czy­wi­sto­ści. Wręcz prze­ciw­nie, powieść ma być raczej nośni­kiem idei, nie ma zaś bez­ce­lo­wo stra­szyć. Naj­istot­niej­szy­mi tema­ta­mi są w Uro­dzi­nach sta­rość, poczu­cie nie­wy­star­czal­no­ści i osa­cze­nia, a domi­nu­ją­cą emo­cją nie jest strach, ale roz­cza­ro­wa­nie i lęk potrak­to­wa­ne jako zja­wi­ska wyma­ga­ją­ce omó­wie­nia. Jaga Baba­ży­na, sta­rze­ją­ca się aktor­ka, jest w sepa­ra­cji z mężem Ada­mem i samot­nie miesz­ka w bliź­nia­ku na Żoli­bo­rzu. Pra­cu­je w teatrze, uczest­ni­czy w two­rze­niu słu­cho­wisk. Mimo że jest doświad­czo­ną aktor­ką, inni pod­wa­ża­ją jej kom­pe­ten­cje, wyty­ka­ją potknię­cia i kwe­stio­nu­ją decy­zje o przy­zna­niu jej ról. W pew­nym momen­cie jej ogród, a potem dom zaczy­na­ją nawie­dzać podej­rza­ne posta­cie – męż­czy­zna i dwój­ka dzie­ci z cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi, żół­ty­mi ple­cacz­ka­mi. Wraz z boha­ter­ką, peł­ną wąt­pli­wo­ści, moż­na zadać pyta­nie: czy oni ist­nie­ją? Dla­cze­go poja­wia­ją się, gdy Jaga jest wyczer­pa­na? Czy to rodzaj halu­cy­na­cji? Murek celo­wo wpro­wa­dza do tek­stu kli­mat oni­rycz­ny, by odtąd bawić się wia­ry­god­no­ścią boha­te­rów. Jaga zaczy­na odczu­wać strach, jed­nak histo­ria nie sta­je się z tego powo­du hor­ro­rem. Boha­ter­ka trwa w zawie­sze­niu, opo­wieść o jej losach jest peł­na nie­do­po­wie­dzeń, a nie­po­ko­ją­ce, nie­wy­ja­śnio­ne epi­zo­dy się powta­rza­ją. Rodzi­na wciąż obser­wu­je Jagę, szu­ka z nią kon­tak­tu, lecz kobie­ta ucie­ka przed bli­ski­mi w świat teatru. W kon­tek­ście Uro­dzin war­to za Pio­trem Mro­zem przy­wo­łać roz­róż­nie­nie na dwa rodza­je stra­chu w powie­ściach gro­zy:

Koniecz­ne w tym miej­scu sta­je się wpro­wa­dze­nie wyraź­ne­go roz­gra­ni­cze­nia mię­dzy „stra­chem płyt­kim” i „stra­chem głę­bi­no­wym”. […] P. Var­ma sto­su­je ter­mi­ny hor­ror i ter­ror – nie­od­łącz­nie tłu­ma­czo­ne na język pol­ski jako „gro­za” (coś, co wywo­łu­je strach). W przy­pad­ku hor­ro­ru mamy do czy­nie­nia z nega­tyw­nym uczu­ciem wywo­ła­nym w obli­czu kon­kret­ne­go zda­rze­nia, np. poja­wie­nia się upio­ra, wam­pi­ra czy też nad­przy­ro­dzo­ne­go zja­wi­ska. Strach ten nie posia­da cech per­ma­nen­cji – ustę­pu­je zazwy­czaj wraz ze zja­wi­skiem, któ­re go wywo­ła­ło (jed­na z boha­te­rek A. Radc­lif­fe po spo­tka­niu z kla­sycz­ną strzy­gą-wam­pem szyb­ko powra­ca do nor­my i naj­spo­koj­niej w świe­cie uda­je się do karcz­my na obfi­ty posi­łek). Nato­miast ter­ror to strach, oba­wa pozor­nie nie­uza­sad­nio­na, spo­wo­do­wa­na domnie­ma­nia­mi, bra­kiem pew­no­ści. Z rosną­cym nie­po­ko­jem (miej­sca­mi trud­nym do zwer­ba­li­zo­wa­nia) zaczy­na­my się bać tego wszyst­kie­go, cze­go nie rozu­mie­my w peł­ni. Inny­mi sło­wy, odczu­wa się lęk przed tym, co nie jest bez­po­śred­nio dane – lecz cze­go ist­nie­nie zabar­wia w spo­sób nega­tyw­ny stru­mień pod­świa­do­mo­ści. Jest to wła­śnie lęk głę­bi­no­wy: lęk przed nie­do­sta­tecz­nie pozna­ny­mi skład­ni­ka­mi, kom­po­nen­ta­mi świa­ta i swo­je­go „ja”[1].

Według mnie w powie­ści Murek dużą rolę odgry­wa­ją ter­ror i lęk głę­bi­no­wy. Domi­nan­tę sta­no­wią nie­pew­ność Jagi i jej mno­żą­ce się przy­pusz­cze­nia, że jest śle­dzo­na. Ter­ror to oba­wa kobie­ty, że ktoś wyrzą­dzi jej krzyw­dę. Teo­re­tycz­nie w opo­wie­ści da się też dostrzec typo­wy dla hor­ro­ru „strach chwi­lo­wy”, wywo­ła­ny przez kon­kret­ne wyda­rze­nie, nie­ko­niecz­nie nad­przy­ro­dzo­ny feno­men. Po spo­tka­niu z dziw­ną rodzi­ną Jaga się boi, ale wra­ca do zwy­czaj­ne­go życia, dys­cy­pli­nu­je się jako aktor­ka, zagłu­sza­jąc pra­cą nawra­ca­ją­cy lęk zwią­za­ny z tym, że jest prze­śla­do­wa­na. Jed­nak przy­wo­ła­ne prze­ze mnie rodza­je stra­chu i ich skut­ki nie dzia­ła­ją w Uro­dzi­nach tak jak w kla­sycz­nym hor­ro­rze, cho­ciaż Murek ma takie inten­cje i wyraź­nie inspi­ru­je się powie­ścia­mi gro­zy. W tym kon­tek­ście war­to przy­po­mnieć sobie, na czym pole­ga para­doks hor­ro­ru: „źró­dłem lęku nie jest to, co nie­zna­ne, chwi­lo­wo nie­wi­dzial­ne, ukry­te za zamknię­ty­mi drzwia­mi lub na koń­cu kory­ta­rza, lecz, jak stwier­dza Ste­phen King, same drzwi i scho­dy, któ­re pro­wa­dzą do tego, co nie­zna­ne”[2]. W Uro­dzi­nach, przy oka­zji kon­tak­tu Jagi z nie­zna­nym, poja­wia się dziw­ność, ale wra­że­nie to momen­tal­nie zni­ka, gdy na pierw­szy plan wysu­wa się teo­re­ty­zo­wa­nie trze­cio­oso­bo­we­go nar­ra­to­ra:

Oto kon­kre­ty: od jakie­goś cza­su jest prze­śla­do­wa­na za spra­wą dziw­nych wizyt. Ktoś bada, czy Jaga jest w domu, sta­ry numer. Ktoś pró­bu­je wła­ma­nia, to czę­sto się zda­rza. Ktoś wcho­dzi i zosta­wia po sobie ślad, tak bywa. Ten ślad to ostrze­że­nie, ale i demon­stra­cja: nie boimy się cie­bie ani two­ich kon­tak­tów z poli­cją. Może­cie nas spraw­dzać, może­cie prze­trzą­sać waliz­kę i zdej­mo­wać odci­ski. Nie dosta­nie­cie nas w swo­je ręce. Nie ist­nie­je­my, a więc nigdy się nie pod­da­my. Jaga mówi więc poli­cji tyle, ile uwa­ża za koniecz­ne, by nie stra­ci­li zain­te­re­so­wa­nia. Wystar­czy nie­opatrz­ny szcze­gół, aby uzna­li ją za oso­bę nie­po­waż­ną, odrzu­ca­li połą­cze­nie, ile­kroć na ekra­nach ich tele­fo­nów wyświe­tli się jej numer[3].

Tego typu zabie­gi dzia­ła­ją na nie­ko­rzyść akcji i odda­la­ją od „struk­tu­ry odkry­wa­nia” zda­rzeń, któ­rą opi­sy­wał Noël Car­roll w Filo­zo­fii hor­ro­ru. Struk­tu­ra owa skła­da się z: wpro­wa­dze­nia, odkry­wa­nia, potwier­dza­nia oraz kon­fron­ta­cji. Moż­na uznać, że we wpro­wa­dze­niu książ­ki Jaga Baba­ży­na podej­rze­wa, że ktoś ją śle­dzi, potem stop­nio­wo odkry­wa tajem­ni­cze posta­cie nawie­dza­ją­ce ją w miesz­ka­niu, ale dłu­go nie dowia­du­je się o nich zbyt dużo ani się z nimi nie kon­fron­tu­je – powta­rzal­ność zacho­wań boha­te­rów wpły­wa na unie­ru­cho­mie­nie akcji i prze­wi­dy­wal­ność histo­rii. Inten­cją Murek było zapew­ne wytwo­rze­nie poczu­cia osa­cze­nia Jagi Baba­ży­ny, koja­rzo­ne­go ze stra­te­gią „hor­ro­ru prze­trwa­nia”. Boha­ter­ka znaj­du­je się w cią­głym nie­bez­pie­czeń­stwie, przez co wpa­da w para­no­ję. Miej­sce jej życia sta­je się więc jej głów­nym prze­ciw­ni­kiem.

Cie­ka­wy jest fakt, że tyl­ko Jaga Baba­ży­na zauwa­ża dziw­ne posta­cie. Żaden z sąsia­dów nie potwier­dza, że one ist­nie­ją. Według Car­rol­la tego typu zabieg może dzia­łać na korzyść napię­cia w histo­rii: „fabu­ły hor­ro­ru mają dowieść, że ist­nie­ją na nie­bie i zie­mi rze­czy, o któ­rych racjo­na­li­stom się nie śni­ło. Z tego punk­tu widze­nia szcze­gól­nie inte­re­su­ją­ce jest napię­cie wywo­ły­wa­ne odra­cza­niem potwier­dze­nia”[4]. Czy rodzi­na jest wytwo­rem umy­słu boha­ter­ki, któ­ra zna­la­zła się w eks­tre­mal­nej sytu­acji? Odpo­wie­dzi szu­kam tam, gdzie Murek sub­tel­nie suge­ru­je: „Pro­szę pań­stwa, oto kobie­ta, któ­ra poświę­ci­ła rodzi­nę dla karie­ry, a teraz ma Rodzi­nę, ale nie karie­rę, któż by się spo­dzie­wał?”[5]. Zatem lęk i gro­za dzia­ła­ją tutaj jako nie­uświa­do­mio­ne poczu­cie Jagi Baba­ży­ny, że zaprze­pa­ści­ła ona swo­ją szan­sę na posia­da­nie rodzi­ny. Posta­cie, któ­re ją nawie­dza­ją, ucie­le­śniać mogą wstyd lub oba­wy kobie­ty, jej wąt­pli­wo­ści, czy postą­pi­ła słusz­nie. Zna­cze­nia nabie­rać zaczy­na­ją tytu­ło­we uro­dzi­ny, a może raczej nie­wy­da­rzo­ne naro­dzi­ny dzie­ci. Do Jagi powra­ca odło­żo­ny gdzieś na bok temat macie­rzyń­stwa, śmier­ci byłe­go męża i pra­cy, któ­ra wca­le nie przy­no­si jej upra­gnio­nej satys­fak­cji. I znów, teo­re­tycz­nie, posta­cie w powie­ści – tak jak w hor­ro­rze – przy­po­mi­na­ją potwo­ry: „mogą sta­no­wić sym­bo­licz­ną repre­zen­ta­cję nie­świa­do­mych lęków ludz­kich, wyobra­żeń kul­tu­ro­wo zaka­za­nych czy też ucie­le­śnie­nie pod­świa­do­mych pra­gnień czy­tel­ni­ka, któ­rych repre­sja koniecz­na jest dla zacho­wa­nia wła­snej toż­sa­mo­ści i funk­cjo­no­wa­nia w kul­tu­rze”[6]. Murek w swo­jej nar­ra­cji odwra­ca się jed­nak od potwor­no­ści na rzecz posęp­no­ści i kre­śli psy­cho­lo­gicz­ny mecha­nizm obron­ny, jakim jest wypar­cie prze­ja­wia­ne przez głów­ną boha­ter­kę. Szcze­gól­nie odczu­wa­ne są samot­ność i roz­cza­ro­wa­nie kobie­ty jej sytu­acją życio­wą i zawo­do­wą. Gro­za sta­je się tu raczej meta­fo­rą, lite­rac­kim orna­men­tem.

Dziw­ność to zakłó­ce­nie, któ­re Mark Fisher w swo­jej książ­ce Dzi­wacz­ne i oso­bli­we nazy­wa „fascy­na­cją pomie­sza­ną z oba­wą”. Jaga Baba­ży­na doświad­cza tych uczuć, lecz napię­cie zni­ka, gdy Murek wpro­wa­dza nagłe prze­sko­ki z teraź­niej­szo­ści w prze­szłość lub sko­ja­rze­nia z poetyc­ko opi­sa­ny­mi deta­la­mi codzien­no­ści. Pod tym wzglę­dem na pierw­szy plan wysu­wa się język powie­ści. Nar­ra­tor czę­sto w zręcz­ny i cie­ka­wy spo­sób opi­su­je ner­wo­wość Jagi i bez­li­to­sną rze­czy­wi­stość. Pod­su­mo­wu­je też w gorz­ko realia arty­stycz­nej bran­ży zawo­do­wej:

Męż­czyź­ni chwi­lę temu prze­mie­rza­li Morze Egej­skie lub przy­naj­mniej tak twier­dzą. Przede wszyst­kim jed­nak gło­szą, że są ludź­mi, któ­rzy marzą, by być kocha­ni za to, jacy są napraw­dę. Jaga chcia­ła­by być mię­dzy nimi, nigdzie indziej. Do tego świa­ta nale­żą jej aspi­ra­cje; choć raz móc wygrzać ambi­cję w jasnym słoń­cu. Czy to jej wina, że po tylu latach w zawo­dzie chcia­ła­by odwró­cić się mięk­kim brzu­chem do świa­ta, wysta­wić na jego piesz­czo­tę? Ma dwa try­by. W tym pierw­szym wyda­je się nad­mier­nie pod­nie­co­na, opo­wia­da dużo i cha­otycz­nie, a jej zęby robią się różo­we od wina. Ale w ten spo­sób sta­je się jed­nym z tych jowial­nych gości, z któ­ry­mi nikt nie chce utknąć na ban­kie­cie, bo ich mono­lo­gi są nie­po­trzeb­ne, a wła­dza żad­na; arty­stycz­ny feu­da­lizm kwit­nie i każ­dy szu­ka oso­by, przed któ­rą mógł­by się sen­sow­nie zgar­bić. Jaga nie zatrud­nia, nie daje niko­mu pra­cy. Jaga zabie­ra pra­cę, jest kon­ku­ren­cją, wobec tego nale­ży ją eli­mi­no­wać, nie zaś o nią zabie­gać czy zawra­cać sobie gło­wę tym, co ma do powie­dze­nia[7].

A może Jaga Baba­ży­na mogła­by być współ­cze­sną Babą Jagą, któ­ra widzi wię­cej niż inni? Myślę tu o mocy sta­rze­ją­cej się cza­row­ni­cy, wpły­wa­ją­cej fan­ta­zją na gro­zę rze­czy­wi­sto­ści. Bo czy życze­nia sole­ni­zant­ki nie mogły­by być zaklę­ciem? Dzie­je się jed­nak ina­czej. Widocz­na u Murek inten­cja „roz­rze­dza­nia” spraw­czo­ści Jagi jest o tyle cie­ka­wa, że poma­ga dostrzec głę­bo­ko ukry­tą roz­pacz boha­ter­ki. Postać ta nie przy­wo­dzi jed­nak na myśl cza­row­ni­cy, któ­ra w magicz­ny spo­sób zakli­na rze­czy­wi­stość. Jest raczej tą, któ­ra zani­ka, czu­je się nie­po­trzeb­na, ale ostat­ni­mi siła­mi wal­czy o swo­ją widocz­ność. Rodzaj jej opo­ru nie wyni­ka jed­nak z prze­mia­ny pod wpły­wem histo­rii, ale z nie­ustan­nie uru­cha­mia­nych aspi­ra­cji do bycia dobrą aktor­ką i sil­ną kobie­tą, do dzia­ła­nia momen­ta­mi pod prąd, po omac­ku. Murek kre­śli więc por­tret psy­cho­lo­gicz­ny kobie­ty, któ­ra wypar­ła waż­ne dla niej tema­ty i być może nie zauwa­ży­ła upły­wa­ją­ce­go cza­su. Ta histo­ria poka­zu­je tak­że, jak trud­na jest dro­ga życio­wa aktor­ki, jak wyglą­da śro­do­wi­sko teatral­ne i z jaki­mi wyzwa­nia­mi trze­ba się mie­rzyć w tym zawo­dzie. Tak napraw­dę Jaga boi się samej sie­bie. A może samot­no­ści, bo gdy przy­cho­dzi jej cele­bro­wać uro­dzi­ny, sama zapa­la i gasi świecz­kę, choć jest pew­na, że są wokół niej dzie­ci i nie­za­do­wo­lo­ny ze świę­to­wa­nia mąż?

Motyw uro­dzin nasą­czo­nych gro­zą poja­wia się rów­nież w fil­mie bla­sku ekra­nu z 2024 roku w reży­se­rii Jane Scho­en­brun. Głów­ny boha­ter, Owen, bar­dzo dłu­go opie­ra się potrze­bie pozna­nia same­go sie­bie, przez co uka­zu­je obraz toż­sa­mo­ścio­wej poraż­ki. Jako wyob­co­wa­ny nasto­la­tek lat 90., jest zafa­scy­no­wa­ny queero­wą Mad­dy i jej alter­na­tyw­nym świa­tem, ale wciąż stwa­rza dystans. Gdy w koń­cu orien­tu­je się, że na dłu­go utknął w kosz­ma­rze rze­czy­wi­sto­ści, i w trak­cie baj­ko­wych uro­dzin pew­ne­go chłop­ca wystę­pu­je jako pod­sta­rza­ły sprzą­tacz – prze­ry­wa „sto lat” i wrzesz­czy, jest prze­ra­żo­ny. W prze­ci­wień­stwie do boha­ter­ki Murek, Owen, mimo swe­go wyco­fa­nia, uczest­ni­czy w histo­rii. Wraz z nim oglą­da­my weir­do­wy serial The Pink Opa­que i zasta­na­wia­my się nad mocą wyobraź­ni, queero­wo­ścią i wal­ką z prze­ra­ża­ją­cym Panem Melan­cho­lią. I choć duchy powra­ca­ją w tym fil­mie nostal­gicz­nie, dzia­ła­ją na rzecz nowych zna­czeń i wytrą­ca­ją z przy­zwy­cza­jeń, tro­chę jak youtube’owa Kra­ina Grzy­bów lub old­scho­olo­wa Gęsia skór­ka, emi­to­wa­na na Fox Kids. Jak­by ostat­nie uro­dzi­ny Owe­na mia­ły wyda­rzyć się już zaraz. I choć jest to nie­spiesz­nie popro­wa­dzo­ny dra­mat scien­ce fic­tion, nie mam wąt­pli­wo­ści co do gro­zy tej histo­rii.

Weronika Murek, „Urodziny”, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2025.

Teatr życia i życie w teatrze

Naj­cie­kaw­szy motyw Uro­dzin to zacie­ra­nie gra­nic mię­dzy sce­ną teatral­ną a codzien­no­ścią. Jaga Baba­ży­na to aktor­ka, któ­ra kie­dyś gra­ła pięk­ną księż­nicz­kę Pary­sa­dę, a dziś jest der­wi­szem powta­rza­ją­cym: „Nie wol­no mi zasnąć, nie wol­no mi umrzeć, nie wol­no mi spo­cząć!”. Funk­cjo­nu­je jak duch swo­je­go zawo­du, zanu­rzo­na w fik­cyj­no­ści, z któ­rej nie potra­fi się wydo­stać. Jej dom przy­po­mi­na teatral­ną sce­no­gra­fię – niby jest rze­czy­wi­sty, ale prze­ry­so­wa­ny, jak­by zapro­jek­to­wa­ny nie do miesz­ka­nia, lecz do bycia oglą­da­nym. Wypo­wie­dzi Jagi czę­sto brzmią jak cyta­ty – jak­by mówi­ła ona nie wła­snym gło­sem, lecz języ­kiem ról, któ­re gra­ła przez całe życie. Wyda­je się, że boha­ter­ka nie zna inne­go spo­so­bu mówie­nia o sobie. Nawet jej pry­wat­ne myśli brzmią jak dida­ska­lia. Jed­nak poten­cjał tego wie­lo­wy­mia­ro­we­go tema­tu – egzy­sten­cjal­ne­go pogu­bie­nia oso­by, któ­ra całe życie była kimś innym, a teraz nie wie, kim jest – nie zosta­je w peł­ni wyko­rzy­sta­ny. Murek nie pro­wa­dzi czy­tel­ni­ka w głąb psy­chi­ki Jagi, nie pozwa­la mu prze­żyć z boha­ter­ką momen­tu zała­ma­nia, roz­pa­czy czy bun­tu. Baba­ży­na pozo­sta­je posta­cią odle­głą, bar­dziej figu­rą niż czło­wie­kiem. Sta­je się sym­bo­lem współ­cze­sne­go przy­mu­su pro­duk­tyw­no­ści, cią­głej obec­no­ści, wiecz­ne­go bycia w roli.

Przez to w książ­ce Murek widzę wyraź­ne roz­sz­cze­pie­nie – mię­dzy este­ty­ką gro­zy a gestem wyci­sze­nia głów­nej boha­ter­ki – i tu kry­je się głów­ny para­doks Uro­dzin. To powieść, któ­ra odbie­ra spraw­czość gro­zie, ale o gro­zie chce mówić.

 

 

[1] P. Mróz, Angiel­ska powieść gro­zy (gothic novel). Uwa­gi o este­ty­ce gatun­ku [w:] Este­ty­ka i sztu­ki, red. M. Goła­szew­ska, War­sza­wa: Uni­wer­sy­tet Jagiel­loń­ski, 1983 s. 95.

[2] A. Woliń­ska, W ocze­ki­wa­niu na obraz. Uwa­gi o budo­wa­niu napię­cia w sztu­ce hor­ro­ru, „Sztu­ka i Filo­zo­fia” 2006, nr 29, s. 112.

[3] W. Murek, Uro­dzi­ny, Woło­wiec: Wydaw­nic­two Karak­ter, 2025, s. 122.

[4] N. Car­roll, Filo­zo­fia hor­ro­ru albo para­dok­sy uczuć, tłum. M. Przy­li­piak, Gdańsk: Słowo/obraz tery­to­ria, 2004, s. 175.

[5] W. Murek, Uro­dzi­ny, s. 127.

[6] M. Kuna, Este­tycz­na cha­rak­te­ry­sty­ka pod­ga­tun­ków pro­zy, „Este­ty­ka i Kry­ty­ka” 2004/2005, nr 7/8, onli­ne: 985755d8-4e0b-4118-aca9-4e23c5023afc [dostęp: 23.06.2025].

[7] Tam­że, s. 153.

pisarka, rysowniczka, scenarzystka filmowa.

więcej →

(ur. 1989) – prozaiczka i dramatopisarka, absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego.

więcej →

Powiązane teksty