Żywa historia hipochondrii

Cia­ło ze szkła. Histo­ria hipo­chon­drii Caro­li­ne Cramp­ton jest książ­ką auto­bio­gra­ficz­ną, choć jed­no­cze­śnie zacho­wu­je cha­rak­ter mono­gra­fii jed­ne­go poję­cia. Moż­na ją posta­wić na pół­ce obok kul­tu­ro­wych histo­rii pojęć – by przy­wo­łać cho­ciaż­by Nor­mal­ne i pato­lo­gicz­ne Georges’a Can­gu­il­he­ma czy Melan­cho­lię. O tych, co nigdy nie odnaj­dą stra­ty Mar­ka Bień­czy­ka – oraz obok ksią­żek o oso­bi­stym doświad­cze­niu cho­ro­by, takich jak O cho­ro­wa­niu Vir­gi­nii Woolf czy Zni­ka­nie Iza­be­li Mor­skiej. Oba te poznaw­cze kon­tek­sty (arche­olo­gii pojęć i auto­pa­to­gra­fii) książ­ka Cramp­ton jed­nak prze­kra­cza. Odkry­wa­nie histo­rii hipo­chon­drii jest dla autor­ki nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­ne z odkry­wa­niem praw­dy o wła­snym lęku, któ­ry nie mie­ści się w ramach żad­nej z dotych­cza­so­wych teo­rii. Nie spo­sób wsze­la­ko z tym lękiem żyć bez stwo­rze­nia wyja­śnia­ją­cej opo­wie­ści, poma­ga­ją­cej to odczu­cie zro­zu­mieć i oswo­ić.

Dziwna wędrówka

Opo­wieść Cramp­ton ma wyraź­ny począ­tek – jest nim dia­gno­za nowo­two­ru, któ­rą bry­tyj­ska dzien­ni­kar­ka i pod­ca­ster­ka usły­sza­ła w wie­ku sie­dem­na­stu lat. To prze­ży­cie wywar­ło ogrom­ny wpływ na bio­gra­fię autor­ki; w Cie­le ze szkła… czę­sto wra­ca ona do tego doświad­cze­nia, a rekon­struk­cja histo­rii hipo­chon­drii spla­ta się tu coraz sil­niej z histo­rią oso­bi­stą, któ­rą oświe­tla pod róż­ny­mi kąta­mi. Cia­ło autor­ki uwol­ni­ło się od raka w wie­ku dwu­dzie­stu dwóch lat – w ten spo­sób o poko­na­niu nowo­two­ru Cramp­ton pisze na począt­ku książ­ki.

Wyle­cze­nie nowo­two­ru (cia­ło) nie spra­wi­ło, że Bry­tyj­ka prze­sta­ła przej­mo­wać się swo­im sta­nem (umysł). Poja­wie­nie się cho­ro­by w jej życiu dopro­wa­dzi­ło do prze­ło­mu, któ­ry pod­wa­żył naj­bar­dziej pod­sta­wo­we sche­ma­ty myśle­nia zwią­za­ne ze zdro­wiem i cho­ro­bą – te opie­ra­ją­ce się na powszech­nych prze­ko­na­niach: że nasze cia­ła są nam zna­ne i gdy będzie to koniecz­ne, w porę ostrze­gą nas przed zagro­że­niem; że zdro­wie jest prze­ci­wień­stwem cho­ro­by i nie ist­nie­ją tu sta­ny pośred­nie; że postęp medy­cy­ny zapew­ni nam odpo­wie­dzi na wszyst­kie pyta­nia o cia­ło i umysł – i w ten spo­sób pozwo­li nam wyru­go­wać z życia nie­pew­ność i strach. Rak został zastą­pio­ny lękiem o przy­szłość: o nawrót cho­ro­by, o nie­do­strze­że­nie sygna­łów ostrze­gaw­czych cia­ła, o nie­zro­zu­mie­nie ze stro­ny oto­cze­nia i brak wia­ry w nasze obja­wy lub ból, o zbyt póź­ną dia­gno­zę, o nie­sku­tecz­ność tera­pii i próż­ny wysi­łek wło­żo­ny w pro­ces lecze­nia. W tego rodza­ju splo­cie wąt­pli­wo­ści uwię­zio­na jest Caro­li­ne Cramp­ton, autor­ka i zara­zem głów­na boha­ter­ka tej książ­ki, hipo­chon­drycz­ka.

Publicz­na auto­iden­ty­fi­ka­cja, swo­isty rodzaj coming outu oso­by, któ­ra sta­le oba­wia się o swo­je zdro­wie, nie były dla Cramp­ton łatwe, o czym wspo­mi­na ona dopie­ro w jed­nym z ostat­nich aka­pi­tów książ­ki. Opis doświad­czeń i prze­my­śleń autor­ki nie jest bowiem histo­rią z hap­py endem. Nie pocie­szy nas i nie napeł­ni opty­mi­zmem. Co waż­ne, nie jest to tak­że spra­woz­da­nie z doj­rze­wa­nia w cho­ro­bie ani lite­rac­ki obraz zacho­dzą­cych w boha­ter­ce zmian. Jest to prze­kaz nie­zwy­kle oso­bi­sty, a wysta­wie­nie tego, co pry­wat­ne, na widok publicz­ny, przy­czy­nia się do wzmo­że­nia lęku, z któ­rym autor­ka żyje na co dzień. Nar­ra­tor­ka tej histo­rii jest wraż­li­wa i szcze­ra, świa­do­ma tego, jak na nią samą i na czy­ta­ją­cych wpły­wa snu­ta opo­wieść: co komu przy­nie­sie, a co odbie­rze. Dla­te­go tę książ­kę czy­ta się w poczu­ciu uczest­nic­twa w waż­nym pro­ce­sie poznaw­czym, w któ­rym oczy­wi­ście odkry­wa­my dzie­je hipo­chon­drii i losy hipo­chon­dry­ków, ale tak­że przy­glą­da­my się same­mu mecha­ni­zmo­wi pozna­wa­nia sie­bie i prze­szło­ści, śle­dzi­my stra­te­gię two­rze­nia opo­wie­ści oraz zdo­by­wa­nia wie­dzy, w tym wie­dzy medycz­nej. Histo­rię hipo­chon­drii Cramp­ton przed­sta­wia line­ar­nie, epi­zod po epi­zo­dzie, nie pró­bu­je jed­nak ukła­dać w ten sam spo­sób histo­rii swo­jej cho­ro­by i jej prze­ży­wa­nia, ponie­waż ta jest nie­do­koń­czo­na, trwa do dziś, jest nie­za­mknię­tym roz­dzia­łem w dzie­jach tytu­ło­we­go zja­wi­ska.

Swo­je odkry­wa­nie histo­rii tej przy­pa­dło­ści Cramp­ton okre­śla jako „dziw­ną wędrów­kę”. To wędrów­ka przez medycz­ne kla­sy­fi­ka­cje, języ­ki i ety­mo­lo­gię, stu­dia przy­pad­ków („chwiej­ne sto­sy bio­gra­fii nazna­czo­nych hipo­chon­drią”)1, lite­ra­tu­rę pięk­ną i wła­sne „reje­stry myśli”, czy­li opi­sy doświad­czeń prze­la­ne na papier i zło­żo­ne w nar­ra­cyj­ną całość. W tej podró­ży przez dzie­je hipo­chon­drii poja­wia się pewien ele­ment fru­stra­cji, spo­wo­do­wa­nej przez trud­no­ści zwią­za­ne z pre­cy­zyj­nym okre­śle­niem tego, czym wła­ści­wie jest ta dole­gli­wość. O samym poję­ciu autor­ka pisze jako o czymś „rów­nie nie­uchwyt­nym jak przy­pa­dłość, któ­rą okre­śla”. Mimo nie­jed­no­znacz­no­ści owe­go ter­mi­nu Cramp­ton nie może go porzu­cić, ponie­waż jego „mgli­stość” i „gięt­kość” odda­ją cha­rak­ter cho­ro­by, do któ­rej się on odno­si. Ta cho­ro­ba pod­le­ga cią­głym zmia­nom, nie da się jej wyczer­pu­ją­co scha­rak­te­ry­zo­wać; być może po pro­stu wymy­ka się jakiej­kol­wiek cało­ścio­wej defi­ni­cji – dla­te­go w odnie­sie­niu do swo­jej książ­ki Cramp­ton uży­wa sfor­mu­ło­wa­nia „żywa bio­gra­fia”. Pod­miot histo­rii opo­wie­dzia­nej w Cie­le ze szkła… przy­wią­zu­je się do poję­cia hipo­chon­drii i do histo­rii tego okre­śle­nia; po pierw­sze dla­te­go, że podej­mu­je pró­bę napi­sa­nia wła­śnie tej histo­rii, a po dru­gie – z powo­du odczu­wa­nej potrze­by poszu­ki­wa­nia w tym pro­ce­sie pocie­sze­nia i wspól­no­ty doświad­czeń, pozwa­la­ją­cych zła­go­dzić (choć jedy­nie cza­so­wo) ból wyni­kły z trud­nych egzy­sten­cjal­nych prze­żyć, z prze­świad­cze­nia o ludz­kiej kru­cho­ści czy bez­rad­no­ści, i to nie tyl­ko w obli­czu cho­ro­by i lęku o zdro­wie.

Ciało, umysł i humory

Histo­ria medycz­nych inter­pre­ta­cji hipo­chon­drii jest w pew­nym sen­sie roz­dwo­jo­na. Z jed­nej stro­ny mamy bowiem do czy­nie­nia z defi­ni­cja­mi, któ­re wska­zu­ją na soma­tycz­ne źró­dła pro­ble­mu, z dru­giej – z roz­po­zna­nia­mi dowo­dzą­cy­mi, że to cho­ro­ba, któ­ra tkwi wyłącz­nie w naszej gło­wie i ma przede wszyst­kim pod­ło­że psy­chicz­ne. Współ­cze­śnie ta histo­ria stop­nio­wo uspój­nia się dzię­ki kolej­nym bada­niom i two­rzo­nym na ich pod­sta­wie kla­sy­fi­ka­cjom cho­rób, przed­sta­wia­nym mię­dzy inny­mi w kolej­nych wyda­niach pod­ręcz­ni­ka Dia­gno­stic and Sta­ti­sti­cal Manu­al of Men­tal Disor­ders (DSM), wyda­wa­ne­go przez Ame­ry­kań­skie Towa­rzy­stwo Psy­chia­trycz­ne. Cramp­ton sku­pia się na ana­li­zo­wa­niu wspo­mnia­ne­go roz­dwo­je­nia, ponie­waż dla niej – jako hipo­chon­drycz­ki i oso­by, któ­ra ma za sobą doświad­cze­nie cho­ro­by nowo­two­ro­wej – owa dwo­istość ma real­ne, dotkli­we skut­ki i wywie­ra wpływ na jej codzien­ne funk­cjo­no­wa­nie. Dzię­ki spo­glą­da­niu w prze­szłość autor­ka nie osią­ga pew­no­ści, któ­rej potrze­bu­je – odkry­wa jed­nak fakt, że w swo­im lęku przed cho­ro­bą nie jest osa­mot­nio­na.

Pod­sta­wą naj­wcze­śniej­szych sys­te­mów lecze­nia było obser­wo­wa­nie obja­wów cho­ro­by; żeby z kolei zin­ter­pre­to­wać jej symp­to­my, ucie­ka­no się do wie­rzeń i prze­są­dów. Empi­ryzm łączył się więc z prze­świad­cze­niem o tym, że bez inter­wen­cji sił nad­przy­ro­dzo­nych wyzdro­wie­nie jest nie­moż­li­we. Cramp­ton zwra­ca uwa­gę na te wcze­sne eta­py roz­wo­ju medy­cy­ny, ponie­waż dostrze­ga w nich zwią­zek cie­le­sno­ści i ducho­wo­ści (meta­fi­zy­ki), któ­ry z cza­sem w wyni­ku zło­żo­nych i dłu­go­trwa­łych pro­ce­sów racjo­na­li­za­cji doko­nu­ją­cych się w róż­nych dzie­dzi­nach wie­dzy o czło­wie­ku prze­kształ­cił się w zależ­ność mię­dzy cie­le­sno­ścią a psy­chi­ką (umy­słem).

Pierw­szym kro­kiem na wspo­mnia­nej dro­dze racjo­na­li­za­cji była meto­da hipo­kra­tej­ska, opie­ra­ją­ca się na zało­że­niu, że pod­sta­wo­wym i wła­ści­wym sta­nem każ­de­go orga­ni­zmu jest rów­no­wa­ga pły­nów, z któ­rych ten się skła­da. Jakie­kol­wiek zakłó­ce­nie w tym zakre­sie pro­wa­dzi do cho­ro­by. Zasad­ni­czym ele­men­tem pro­ce­su lecze­nia i jed­no­cze­śnie głów­nym zada­niem leka­rza jest więc dąże­nie do przy­wró­ce­nia owej rów­no­wa­gi. W myśl tej meto­dy naj­lep­szym spo­so­bem lecze­nia nie­któ­rych sta­nów cho­ro­bo­wych było na przy­kład upusz­cza­nie krwi. Teo­ria, meto­da, dia­gno­za i prak­ty­ka – przy­wra­ca­ją­cy zdro­wie tor racjo­na­li­za­cji.

W tym miej­scu w swo­jej książ­ce Cramp­ton doko­nu­je rady­kal­ne­go cię­cia (to jed­na z dość cha­rak­te­ry­stycz­nych cech jej spo­so­bu opo­wia­da­nia) i wpro­wa­dza kolej­ny epi­zod histo­rii oso­bi­stej. Opi­su­je zdję­cie z cza­sów szkol­nych, na któ­rym widać zgru­bie­nie na jej ple­cach. Póź­niej to zgru­bie­nie zosta­nie zba­da­ne i zdia­gno­zo­wa­ne jako nowo­twór – „cho­ro­ba zro­bio­na z tego same­go, co ja”, jak pisze autor­ka. Rów­no­cze­śnie Cramp­ton zada­je sobie pyta­nie o to, jak mogła nie zauwa­żyć guza, sko­ro było go widać nawet na foto­gra­fii ze szkol­ne­go balu. Cia­ło zawio­dło (wytwo­rzy­ło cho­ro­bę), owszem, ale jak boha­ter­ka mogła zawieść samą sie­bie? W książ­ce jest wie­le wąt­ków o podob­nie tra­gicz­nym cha­rak­te­rze, nie­mniej wła­śnie ten – dodat­ko­wo skon­tra­sto­wa­ny z opi­sem meto­dy Hipo­kra­te­sa, z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy pro­stej i racjo­nal­nej – mówi o bez­sil­no­ści wobec cho­ro­by i o poczu­ciu winy wyni­ka­ją­cym z nie­do­sta­tecz­nie uważ­ne­go przy­glą­da­nia się swo­je­mu cia­łu. To rów­nież frag­ment publi­ka­cji, któ­ry zaświad­cza o nie­prze­wi­dy­wal­no­ści losu i o nie­pew­no­ści czło­wie­ka zwią­za­nej z tym, co dzie­je się wewnątrz jego cia­ła – zacho­dzą tam prze­cież pro­ce­sy, któ­rych nie jeste­śmy zdol­ni cał­ko­wi­cie kon­tro­lo­wać. Nie­pew­ność i nie­prze­wi­dy­wal­ność odno­szą­ce się kolej­no do cia­ła, zdro­wia i cho­ro­by – to wła­śnie źró­dła hipo­chon­drii.

W histo­rii hipo­chon­drii oba­wy o cia­ło i jego kon­dy­cję przy­bie­ra­ły róż­ne for­my. W naj­star­szych opi­sach tego sta­nu może­my prze­czy­tać o cier­pie­niu z powo­du prze­ko­na­nia, że czło­wiek został stwo­rzo­ny z gli­ny. W póź­niej­szych wie­kach poja­wia­ły się podob­ne obse­sje, rów­nież zwią­za­ne z nie­uf­no­ścią wobec cia­ła – w wyobra­że­niach tych gli­nę zastą­pi­ło szkło. Cramp­ton przy­wo­łu­je mię­dzy inny­mi przy­pa­dek fran­cu­skie­go kró­la Karo­la VI, prze­ko­na­ne­go, że każ­dy dotyk może spo­wo­do­wać roz­bi­cie jego (rze­ko­mo szkla­ne­go) cia­ła na drob­ne kawał­ki. Podob­ną przy­pa­dłość Migu­el de Cervan­tes wpi­sał w histo­rię boha­te­ra jed­ne­go ze swo­ich opo­wia­dań, Toma­sza Ruedy, któ­ry ze wzglę­du na „cia­ło ze szkła” zyskał rów­nież więk­szą wraż­li­wość i deli­kat­ność w kon­tak­tach z ludź­mi.

Cho­ciaż pró­bo­wa­no róż­nych środ­ków, aby „ludziom ze szkła” udo­wod­nić, że ich cia­ła się nie stłu­ką – w tym celu mię­dzy inny­mi ich bito – oma­wia­ne tu prze­ko­na­nie oka­zy­wa­ło się tak sil­ne, że deter­mi­no­wa­ło życie tych osób, wpły­wa­ło na ich zacho­wa­nie i rela­cje spo­łecz­ne. Przy­pad­ki „ludzi ze szkła” poka­zu­ją siłę sta­nów takich jak hipo­chon­dria, a jed­no­cze­śnie ich para­dok­sal­ny cha­rak­ter – choć lęk o zdro­wie jest wytwo­rem umy­słu, może mieć poważ­ne soma­tycz­ne skut­ki. Prze­świad­cze­nie, któ­re wpły­wa na cia­ło i zmie­nia codzien­ne życie czło­wie­ka, to kolej­ny ele­ment defi­ni­cji tytu­ło­we­go zabu­rze­nia rekon­stru­owa­nej w książ­ce Cramp­ton.

Naj­ła­twiej wyja­śnić soma­tycz­ną przy­pa­dłość przez zlo­ka­li­zo­wa­nie jej w kon­kret­nym miej­scu w cie­le. Przed epo­ką oświe­ce­nia tego rodza­ju miej­sce rów­nież łączo­no z hipo­chon­drią. Mia­ła nim być pod­że­bro­wa oko­li­ca brzu­cha (łac. hypo­chon­drium), gdzie mie­ści­ły się orga­ny pro­du­ku­ją­ce czte­ry głów­ne „humo­ry”: krew, żółć, czar­ną żółć i fleg­mę, czy­li pły­ny, któ­re wedle ówcze­snych prze­ko­nań regu­lo­wa­ły dzia­ła­nie orga­ni­zmu oraz wpły­wa­ły na kon­dy­cję emo­cjo­nal­ną czło­wie­ka. Hipo­chon­dria – podob­nie jak melan­cho­lia – była postrze­ga­na jako stan fizycz­no-emo­cjo­nal­ny pocho­dzą­cy z wewnątrz, moż­li­wy do zdia­gno­zo­wa­nia i lecze­nia. Kształ­tu­ją­ca się w ten spo­sób medycz­na inter­pre­ta­cja hipo­chon­drii dopro­wa­dzi­ła do powsta­nia pew­nej obiek­tyw­nej meto­dy dia­gno­stycz­nej, w któ­rej pod­sta­wo­wą rolę ode­gra­ła ana­li­za symp­to­mów, w tym ich loka­li­za­cji w cie­le.

Wraz z roz­wo­jem medy­cy­ny kom­pli­ko­wa­ła się kwe­stia infor­ma­cji doty­czą­cych sta­nów pogra­nicz­nych, w tym emo­cjo­nal­no-fizycz­nych. Oświe­ce­nie przy­nio­sło nowe wia­do­mo­ści na temat mecha­ni­ki cia­ła. Psy­cho­lo­gia, kształ­tu­ją­ca się w dru­giej poło­wie XIX wie­ku, wpły­nę­ła na pogłę­bie­nie wie­dzy o apa­ra­cie psy­chicz­nym, z kolei dzię­ki neu­ro­lo­gii odkry­to włók­na ner­wo­we i zaczę­to rein­ter­pre­to­wać orga­nicz­ne rela­cje wystę­pu­ją­ce wewnątrz naszych ciał. Histo­ria, któ­rą rekon­stru­uje Cramp­ton, wyda­je się więc histo­rią postę­pu, line­ar­ną i upo­rząd­ko­wa­ną, utrzy­mu­ją­cą czy­tel­ni­ków w prze­ko­na­niu, że za spra­wą roz­wo­ju medy­cy­ny wszyst­kie zagad­ki ludz­kie­go cia­ła i umy­słu zosta­ną roz­wią­za­ne.

Czy autor­ka wie­rzy w tę nar­ra­cję? Nie do koń­ca, a źró­dłem wąt­pli­wo­ści jest oso­bi­ste doświad­cze­nie Bry­tyj­ki. W swo­jej książ­ce kil­ka­krot­nie przed­sta­wia ona gorz­ką reflek­sję nad ilu­zo­rycz­no­ścią tej pew­no­ści, zbu­do­wa­nej przez dys­kurs medycz­ny i współ­cze­sne dys­kur­sy doty­czą­ce dobro­sta­nu (ang. wel­l­ness). Zauwa­ża rów­nież, że „nasza wie­dza na temat cia­ła nigdy nie jest osta­tecz­na. Ludz­ka myśl to nie­ustan­nie aktu­ali­zo­wa­ny zbiór naj­róż­niej­szych teo­rii, a wszel­ka pew­ność jest ułu­dą”2. Doświad­cze­nie Cramp­ton sta­no­wi rodzaj lustra dla dys­kur­su medycz­ne­go, któ­ry w okre­ślo­nych roz­po­zna­niach czę­ścio­wo tak­że może opie­rać się na błę­dzie lub wie­dzy podat­nej na dez­ak­tu­ali­za­cję, ogra­ni­czo­nej cza­so­wo i prze­strzen­nie. I nie jest to odosob­nio­ny przy­pa­dek tego typu nie­uf­no­ści. Naj­więk­szym nie­uf­nym nadal pozo­sta­je Michel Foucault, któ­re­mu zawdzię­cza­my świa­do­mość per­for­ma­tyw­ne­go dzia­ła­nia dys­kur­sów medycz­nych. W swo­jej książ­ce Cramp­ton nie pró­bu­je pod­wa­żać auto­ry­te­tu medy­cy­ny, przed­sta­wia jed­nak reflek­sję kry­tycz­ną opar­tą na wła­snym doświad­cze­niu. Ta reflek­sja – co war­to pod­kre­ślić – nie pro­wa­dzi autor­ki do odrzu­ce­nia wie­dzy medycz­nej ani do zwro­tu ku alter­na­tyw­nym prak­ty­kom lecz­ni­czym, pozwa­la jej nato­miast spoj­rzeć z pew­nym dystan­sem na pro­ble­my i kwe­stie, któ­re są sta­łą czę­ścią jej życia od momen­tu dia­gno­zy onko­lo­gicz­nej.

Okładka książki Caroline Crampton pod tytułem „Ciało ze szkła. Historia hipochondrii”.
Caroline Crampton, „Ciało ze szkła. Historia hipochondrii”, tłum. Martyna Tomczak, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2025.

Czy hipochondria jest kobietą?

W opo­wia­da­niu Żół­ta tape­ta (1892) Char­lot­te Per­kins Gil­man, ame­ry­kań­skiej sufra­żyst­ki i pisar­ki, bory­ka­ją­ca się z dole­gli­wo­ścia­mi soma­tycz­no-psy­chicz­ny­mi kobie­ta dosta­je zale­ce­nie odpo­czyn­ku od codzien­nych aktyw­no­ści, co koń­czy się ogra­ni­cze­niem jej prze­strze­ni życio­wej: boha­ter­ka osta­tecz­nie prze­by­wa tyl­ko w poko­ju z żół­tą tape­tą. W utwo­rze wąt­ki fik­cyj­ne prze­pla­ta­ją się z oso­bi­stym doświad­cze­niem Gil­man, któ­ra po uro­dze­niu dziec­ka cier­pia­ła na róż­ne dole­gli­wo­ści, w tym praw­do­po­dob­nie na depre­sję popo­ro­do­wą. Dia­gno­za jej sta­nu brzmia­ła jak wyrok: histe­ria. Cho­ro­ba kobie­ca, któ­ra – jak twier­dzi­ła część leka­rzy z oto­cze­nia Gil­man – wyni­ka­ła z inte­lek­tu­al­nej nadak­tyw­no­ści, trud­nej do pogo­dze­nia z rola­mi spo­łecz­ny­mi przy­pi­sa­ny­mi płci.

Zwią­za­ny z histe­rią roz­dział w dzie­jach dia­gno­zo­wa­nia kobiet jest bar­dzo istot­ny tak­że dla histo­rii hipo­chon­drii. Medy­cy­na od XVII wie­ku obie przy­pa­dło­ści loko­wa­ła w tym samym orga­nie – w maci­cy (gr. hyste­ra). Jeśli z cia­łem kobie­ty dzia­ło się coś odbie­ga­ją­ce­go od ówcze­snej nor­my medycz­nej, za źró­dło pro­ble­mu uzna­wa­no wła­śnie ten narząd. Ogra­ni­cze­nie hory­zon­tu inter­pre­ta­cji i uprosz­cze­nie pro­ce­su dia­gno­zo­wa­nia pro­wa­dzi­ły do błę­dów medycz­nych i dys­kry­mi­na­cji kobiet w prze­strze­ni zdro­wia (kobie­ce symp­to­my trak­to­wa­no mniej poważ­nie niż obja­wy cho­ro­bo­we wystę­pu­ją­ce u męż­czyzn).

Nie­po­kój, spa­zmy, histe­ria czy wresz­cie wapo­ry były przy­pa­dło­ścia­mi typo­wo kobie­cy­mi, podob­nie jak nad­wraż­li­wość zwią­za­na ze sta­nem zdro­wia. Hipo­chon­dria, tak jak histe­ria, doty­czy­ła rów­nież męż­czyzn, lecz wymie­nio­ne sta­ny ilu­stro­wa­no naj­czę­ściej za pomo­cą odwo­łań do przy­pad­ków kobie­cych, na co zwra­ca uwa­gę Cramp­ton. Jej powrót do histo­rii (a wła­ści­wie her­sto­rii) histe­rii jest poprze­dzo­ny rela­cją z oso­bi­ste­go doświad­cze­nia pobra­nia komó­rek jajo­wych przed mogą­cą spo­wo­do­wać bez­płod­ność che­mio­te­ra­pią. To wątek, któ­ry przy­po­mi­na autor­ce o bólu i roz­ter­kach doty­czą­cych zamro­że­nia jej komó­rek roz­rod­czych. Po raz kolej­ny histo­ria oso­bi­sta Cramp­ton jest wpla­ta­na w medycz­no-kul­tu­ro­wą histo­rię roz­po­zna­wa­nia, nazy­wa­nia i przed­sta­wia­nia cho­rób, ale opi­sy przy­pa­dło­ści zwią­za­nych z maci­cą to te miej­sca w książ­ce, w któ­rych naj­wy­raź­niej zazna­cza­ją się sprze­ciw i nar­ra­cja o cha­rak­te­rze inter­wen­cyj­nym, pod­kre­śla­ją­ca nie­spra­wie­dli­wość w dia­gno­zo­wa­niu kobiet, a tak­że innych mar­gi­na­li­zo­wa­nych osób czy grup spo­łecz­nych.

Z dzie­jów hipo­chon­drii i cho­rób kobie­cych war­to wydo­być jesz­cze jeden wątek – psy­cho­ana­li­tycz­ny. Freu­dow­ska psy­cho­ana­li­za bazo­wa­ła w dużej mie­rze na opi­sach przy­pad­ków kobiet; to kobie­ty były czę­sty­mi pacjent­ka­mi psy­cho­ana­li­ty­ków, a ich losy zna­my z ksią­żek trak­tu­ją­cych o meto­dzie tera­pii mową. U źró­deł psy­cho­ana­li­zy leżą więc oso­bi­ste histo­rie wyko­rzy­sty­wa­ne do zbu­do­wa­nia odpod­mio­to­wio­nej teo­rii, a tak­że spek­ta­ku­lar­na pomył­ka w wyja­śnia­niu etio­lo­gii hipo­chon­drii. Ta ostat­nia pozo­sta­wa­ła co praw­da poza obsza­rem zain­te­re­so­wań Freu­da (choć on sam bar­dzo przej­mo­wał się swo­im sta­nem zdro­wia), za to zain­te­re­so­wa­li się nią jego ucznio­wie. Hipo­chon­drię zde­fi­nio­wa­li jako stan zako­cha­nia we wła­snej cho­ro­bie, wyni­ka­ją­cy z prze­nie­sie­nia libi­do na dole­gli­wość. Oma­wia­ną przy­pa­dłość nale­ża­ło więc zali­czyć do dys­funk­cji sek­su­al­nych. Następ­nie psy­cho­ana­li­ty­cy uzna­li, że hipo­chon­dria ma pod­ło­że fizycz­ne, a nie psy­chicz­ne – zatem inne niż ner­wi­ce, któ­ry­mi się zaj­mo­wa­li – dla­te­go nie moż­na jej leczyć ana­li­zą opar­tą na języ­ku i odnie­sie­nia­mi do wypar­tych wspo­mnień.

Jesz­cze na począt­ku XX wie­ku nie było odpo­wie­dzi na pyta­nie, jak radzić sobie z hipo­chon­drią. Nie­mniej stop­nio­wo sta­wa­ło się jasne, że nie­któ­re stra­te­gie medycz­ne zwią­za­ne z tym pro­ble­mem są uwa­run­ko­wa­ne płcio­wo lub mogą pro­wa­dzić do prze­oczeń czy złych dia­gnoz. W przy­pad­ku Gil­man ogra­ni­cze­nie aktyw­no­ści i odosob­nie­nie nie przy­nio­sły spo­dzie­wa­nych rezul­ta­tów, a zale­co­ne „udo­mo­wie­nie” spo­wo­do­wa­ło dłu­go­trwa­ły spa­dek ogól­nych sił psy­cho­fi­zycz­nych kobie­ty. Dia­gno­za dzia­ła jak per­for­ma­tyw, któ­re­go skut­ków nie zawsze może­my być pew­ni. Pew­ne jest jed­nak to, że wpły­wa ona na nasze życie.

Kolektywny lęk o zdrowie

W krót­kiej histo­rii XXI wie­ku nie doszło do donio­ślej­sze­go wyda­rze­nia – w kon­tek­ście zdro­wia i cho­ro­by – niż pan­de­mia COVID-19. Była ona glo­bal­nym doświad­cze­niem wytrą­ce­nia z codzien­nych rytu­ałów i przy­zwy­cza­jeń oraz wezwa­niem do sku­pie­nia się na ochro­nie zdro­wia – i swo­je­go, i innych ludzi. Wszy­scy zaczę­li­śmy się bać o zdro­wie, więc wszy­scy zaczę­li­śmy funk­cjo­no­wać jak hipo­chon­dry­cy.

Cramp­ton roz­po­czę­ła pisa­nie książ­ki o histo­rii hipo­chon­drii mniej wię­cej w cza­sie pan­de­mii. Jak zauwa­ża, to glo­bal­ne doświad­cze­nie prze­su­nę­ło gra­ni­ce nor­mal­no­ści, w tym tak­że te, któ­re doty­czy­ły uza­sad­nio­ne­go bądź pato­lo­gicz­ne­go lęku o zdro­wie. Wów­czas posta­wa hipo­chon­drycz­na prze­sta­ła być rodza­jem zabu­rze­nia, a sta­ła się reak­cją obron­ną w obli­czu śmier­tel­ne­go zagro­że­nia. Hipo­chon­drię w łagod­nej for­mie – czy­li nie­zwią­za­nej z zabu­rze­nia­mi o cha­rak­te­rze kom­pul­syw­nym czy z poważ­ny­mi soma­tycz­ny­mi reak­cja­mi – inter­pre­tu­je się jako jeden z mecha­ni­zmów obron­nych, w któ­re wypo­sa­ży­ła nas ewo­lu­cja po to, żeby­śmy mogli prze­trwać. Ten mecha­nizm uak­tyw­nia się wte­dy, kie­dy nasz mózg wykry­wa zagro­że­nie, na przy­kład gdy widzi­my inną cho­rą oso­bę. Pan­de­mia nie­ja­ko uru­cho­mi­ła ten mecha­nizm w ska­li glo­bal­nej, przy­po­mi­na­jąc nam, jak waż­na jest tro­ska o nasze wła­sne i cudze zdro­wie. Celem w tej sytu­acji była po pro­stu obro­na przed wiru­sem, utoż­sa­mia­na z moż­li­wo­ścią prze­trwa­nia.

Pan­de­mia z pew­no­ścią przy­czy­ni­ła się do depa­to­lo­gi­za­cji hipo­chon­drii rozu­mia­nej jako lęk o zdro­wie. W nowej kla­sy­fi­ka­cji DSM‑5 roz­róż­nio­no hipo­chon­drię z obja­wa­mi soma­tycz­ny­mi i hipo­chon­drię uzna­wa­ną za zabu­rze­nie, któ­re­mu towa­rzy­szy lęk o zdro­wie. Czy hipo­chon­dryk prze­sta­nie więc być figu­rą uosa­bia­ją­cą nad­miar lęku?

Współ­cze­sna wzmo­żo­na tro­ska o zdro­wie jest cie­ka­wym zja­wi­skiem socjo­lo­gicz­no-medycz­nym, nie­po­wią­za­nym wyłącz­nie z samym doświad­cze­niem pan­de­mii. Cramp­ton pisze o hipo­chon­drii jako o cho­ro­bie naszych cza­sów – cza­sów rewo­lu­cji nauko­wych, któ­re dostar­czy­ły nam ogro­mu wie­dzy na temat cia­ła i umy­słu, ale para­dok­sal­nie wpły­nę­ły tak­że na poja­wie­nie się nowych obaw doty­czą­cych zdro­wia, zin­ten­sy­fi­ko­wa­nych za spra­wą medycz­nych teo­rii spi­sko­wych, na cze­le z teo­rią o Big Phar­mie, rze­ko­mo kon­tro­lu­ją­cej świat. Wytwo­rem naszych cza­sów jest rów­nież cyber­chon­dria, czy­li lęk o zdro­wie spo­wo­do­wa­ny regu­lar­nym wyszu­ki­wa­niem infor­ma­cji medycz­nych w Inter­ne­cie. Hipo­chon­dryk z takim zaple­czem wie­dzy o wsze­la­kich jed­nost­kach cho­ro­bo­wych nie będzie miał pro­ble­mu z przy­pi­sa­niem sobie nowej przy­pa­dło­ści.

A może po pro­stu jest się cze­go bać? Wła­śnie to pyta­nie nasu­wa się pod­czas lek­tu­ry książ­ki Cramp­ton. Łatwo prze­oczyć moment auto­re­flek­sji, ostrze­że­nie przed tym, że może wła­śnie przej­mu­je­my strach autor­ki, któ­ra opo­wie­dzia­ła nam o wła­snym doświad­cze­niu, o przy­pad­kach chy­bio­nych dia­gnoz, o bólu, o złym trak­to­wa­niu przez per­so­nel medycz­ny, o nauce nie­do­star­cza­ją­cej odpo­wie­dzi na wszyst­kie pyta­nia. Cia­ło ze szkła… jest książ­ką o nie­po­ko­ju, któ­ra – para­dok­sal­nie – wzbu­dza nie­po­kój. Dla­te­go czy­ta­niu empa­tycz­ne­mu i emo­cjo­nal­ne­mu musi towa­rzy­szyć spoj­rze­nie z dystan­su – wła­śnie takie, jakie od cza­su do cza­su pro­po­nu­je autor­ka, na przy­kład gdy kry­tycz­nie przy­glą­da się bran­ży wel­l­ness czy poru­sza wąt­ki eko­no­micz­ne (pyta o to, kogo stać na odpo­wied­nią tro­skę o wła­sne zdro­wie, a kto nie może sobie na nią pozwo­lić).

Lęk to pułap­ka, w któ­rą może wpaść każ­dy z nas. Z jed­nej stro­ny jest stra­te­gią prze­trwa­nia (boimy się tego, cze­go nale­ży uni­kać), z dru­giej – może wpły­wać destruk­cyj­nie na nasze życie (pozba­wiać nas spraw­no­ści pod wie­lo­ma wzglę­da­mi). Wła­śnie dla­te­go nale­ży go oswo­ić – zarów­no emo­cjo­nal­nie, jak i racjo­nal­nie, dro­gą auto­ana­li­zy i dro­gą nauki. W ten spo­sób Cramp­ton, dążąc do odcza­ro­wa­nia hipo­chon­drii, pro­wa­dzi swo­ją nar­ra­cję. Poka­zu­je, że choć lęk jest czymś natu­ral­nym, nie wol­no mu się bez­wa­run­ko­wo pod­da­wać. Autor­ka oswa­ja nas z myślą, że zdro­wie nie jest po pro­stu bra­kiem cho­ro­by, lecz pew­nym spek­trum sta­nów i odczuć, a wraz z roz­wo­jem nauk medycz­nych i wie­dzy o czło­wie­ku nor­my zdro­wia ule­gną zmia­nie. Cramp­ton pro­po­nu­je tak­że rekon­cep­tu­ali­za­cję hipo­chon­drii i trak­to­wa­nie jej jak mecha­ni­zmu obron­ne­go, któ­ry pozwa­la nam powąt­pie­wać, spo­glą­dać kry­tycz­nie, afir­mo­wać nie­pew­ność i godzić się na wła­sną bez­rad­ność. Nie bać się być kru­chym jak szkło.

Akceptacja

Jed­nym z naj­cie­kaw­szych ele­men­tów w książ­ce Cramp­ton jest czę­sto powra­ca­ją­ca reflek­sja nad prak­ty­ką opo­wia­da­nia oraz jej funk­cja­mi. Opo­wia­da­nie jest odpo­wie­dzią na sil­ną potrze­bę nada­nia sen­su wła­sne­mu doświad­cze­niu. Poma­ga w zbu­do­wa­niu nar­ra­cji albo teo­rii prze­ży­wa­nej (czy­li wywo­dzą­cej się z oso­bi­ste­go doświad­cze­nia), któ­re wpro­wa­dzą pewien porzą­dek w cha­os myśli i uczuć. W przy­pad­ku Cramp­ton opo­wieść jest jed­nak czymś wię­cej niż meto­dą racjo­na­li­za­cji i porząd­ko­wa­nia. Żeby okre­ślić rolę, jaką w histo­rii hipo­chon­drii (tak­że tej oso­bi­stej) odgry­wa­ją opo­wia­da­nie i pisa­nie, autor­ka posłu­gu­je się meta­fo­rą tkan­ki łącz­nej, peł­nią­cej w orga­ni­zmie nastę­pu­ją­ce funk­cje: pod­po­ro­wą, ochron­ną, trans­por­to­wą i maga­zy­nu­ją­cą. To traf­ne porów­na­nie, ponie­waż nar­ra­cji może­my przy­pi­sać iden­tycz­ne zada­nia – powin­na ona wspie­rać, chro­nić, prze­ka­zy­wać infor­ma­cje i dzia­łać jak archi­wum. Inny­mi sło­wy, jak stwier­dza Cramp­ton: nar­ra­cja po pro­stu „odda­la zie­ją­cy mrok nie­wia­do­mej”.

Mimo pesy­mi­zmu, któ­ry w wie­lu frag­men­tach publi­ka­cji wybrzmie­wa dość moc­no, książ­ka jest świa­dec­twem, że Cramp­ton zaak­cep­to­wa­ła swój stan zdro­wia. Cia­ło ze szkła… nie wyzna­cza koń­ca poszu­ki­wań pomo­cy dla cho­rej, nie mówi o kre­sie zdo­by­wa­nia wie­dzy na temat nowych tera­pii i metod radze­nia sobie z lękiem o zdro­wie, ale rów­no­cze­śnie nie wzy­wa do wal­ki prze­ciw­ko śmier­tel­ne­mu wro­go­wi. Jest jak ostat­ni akt pro­ce­su prze­ży­wa­nia stra­ty. Docho­dzi tu rów­nież do pew­ne­go rodza­ju kathar­sis. Autor­ka godzi się na zawie­sze­nie mię­dzy zdro­wiem a cho­ro­bą i doce­nia to, że po pro­stu jest. To wła­śnie wyra­zem zado­wo­le­nia z wła­snej obec­no­ści w świe­cie koń­czy swo­ją opo­wieść.

 

1 C. Cramp­ton, Cia­ło ze szkła. Histo­ria hipo­chon­drii, tłum. M. Tom­czak, Woło­wiec: Wydaw­nic­two Czar­ne, 2025, s. 25.

2 Tam­że, s. 72.

– badaczka kultury literackiej, doktorka nauk humanistycznych.

więcej →

Fallback Avatar

– brytyjska dziennikarka i autorka podkastów.

więcej →

Powiązane teksty