W maju 2025 roku ukazał się debiutancki tom wierszy Agi Zano czwarte wymieranie. Od dłuższego czasu wiadomo, że Zano to niezwykle zdolna tłumaczka (przełożyła między innymi utwory Anny Burns, Sylvii Plath i Virginii Woolf). Teraz zaś okazuje się, że jest również autorką, która potrafi mówić własnym głosem w poezji.
W książce czwarte wymieranie bada konkretne, osobiste doświadczenia, zakreślając jednocześnie niezmiernie szerokie kręgi. Punkt wyjścia jej poetyckiej refleksji stanowią historia przesiedleń na ziemie odzyskane po drugiej wojnie światowej oraz poczucie wykorzenienia towarzyszące kolejnym pokoleniom przesiedleńców i repatriantów. Ale zamiast lokalnej historii oraz ukształtowanej pod jej wpływem tożsamości obserwujemy milczenie i potykanie się o cudze rzeczy – meble, pamiątki, podpisane po niemiecku zdjęcia – wszystkie przedmioty, które były zbyt ciężkie i za mało potrzebne, by zabrać je ze sobą w sytuacji nagłej przeprowadzki. Tekstem otwierającym tom jest wiersz martwa natura ze szpadlem:
jak mam mówić za siebie kiedy
podobno rozpychają mnie warstwy gleby
gruzłowatej twardo
zwapniałej
od posiniałych zębów
radzieckich motocykli
zdjęć obcych dzieci
cudzych zeszytów
że niby da się coś z tego poskładać1.
„Podobno” i „niby” da się dotrzeć do fundamentów własnej tożsamości za pomocą szpadla i sztuki dopowiadania sobie historii do przedmiotów z cudzej przeszłości, która osobliwym zrządzeniem losu rozegrała się właśnie tu, gdzie ta tożsamość osadzona jest w czasie teraźniejszym. Niemniej już w pierwszym wierszu czwartego wymierania Zano daje nam do zrozumienia, że wszystkie próby dociekania przeszłości i konstruowania z niej własnego „ja” to jedynie robienie kolaży z resztek pozostałych po życiu obcych ludzi i kolekcjonowanie niezrozumiałych strzępów. Nie da się dotrzeć do prawdziwej treści zdarzeń, do cudzych motywacji, myśli i cierpień, ale nie można również uciec przed ich widmem – „jak mam mówić za siebie kiedy / podobno rozpychają mnie warstwy gleby”, zapisuje Zano. Składamy się z nich i one nas otaczają, potykamy się o ślady czyichś kroków, choć nie dowiemy się ani dokąd zmierzały, ani dlaczego. Tom czwarte wymieranie w pewnym sensie traktuje o gubieniu orientacji w świecie i o życiu, które rozmazuje się i umyka w kolejne miejsca, zanim zdąży osiąść gdzieś na dobre. To także książka o przemocy, która przybiera postać demiurga – rekonfiguruje ludzkie losy tak dalece, że można odnieść wrażenie równocześnie końca i początku świata. Najwyraźniej widać to w drugim wierszu z cyklu Pomerania:
na początku był pociąg
i nie było nic przed pociągiem
nic przed tym miejscem gdzie
wyrosło dla nas tyle pustych kamienic
na początku był pociąg i pociąg był dobry
bo przywiózł nas do domu
i pociąg był zły bo zabrał nas z domu z jakiego domu
na początku był pociąg przyjechał znikąd
na ziemię niczyją naszą tu nie było nikogo
nigdy
myśmy tu byli
od zawsze
od kiedyś
w tych domach co tu wyrosły
i tylko jeden zajęła przed nami jakaś kobieta
jak ona zdążyła nie było jej z nami w pociągu2.
„Nic”, „nigdy” i „zawsze” powtarzane jak mantra albo zaklęcie kasujące pamięć o wszystkim, co działo się przed przesiedleniem z „ziemi niczyjej” na „ziemie odzyskane”. Przed przywołanym tu „pociągiem” nie było żadnego świata. To właśnie ów pociąg zabrał ludzi z nieistniejących, więc niezamieszkałych przez nikogo wsi i zawiózł ich do miasta, które również nigdy wcześniej nie istniało i nie było przez nikogo zamieszkałe. Kiedy nowi mieszkańcy podróżowali z niebytu do domu, kamienice z ich mieszkaniami wypiętrzały się z ziemi jak góry. I wszystko by się w tej kosmogonii zgadzało, gdyby nie pewna kobieta, która pojawiła się znikąd przed wszystkimi innymi ludźmi i zajęła już jeden dom. Ale nawet o niej da się zapomnieć i zachować spokój ducha – zręczne manewrowanie pamięcią to technika przetrwania, szczególnie wtedy, kiedy trzeba zostawić zamieszkały od pokoleń dom i zacząć wszystko zupełnie od nowa. Masowe przesiedlenia to kolejne skutki wojennego okaleczenia, które dotykają zwyczajnych ludzi. Poddanie się im to właśnie ów manewr przetrwania – w perspektywie dramatów wojny jego konsekwencje mogą wydawać się niezbyt tragiczne, ale w rzeczywistości trudno sobie nawet wyobrazić ich prawdziwą skalę. To wyrywanie ludzi z korzeniami i pakowanie ich do obcej ziemi, to wymieranie ich dotychczasowych tradycji i tożsamości.
Na spotkaniach autorskich Zano często wspomina o tym, że dzisiaj potrafi pisać wiersze jedynie o przemocy, szczególnie o tym, co dzieje się tuż przed nią albo tuż po niej. Tom czwarte wymieranie ukazuje długofalowe skutki przemocy – zarówno moment tuż po niej, jak i kilkadziesiąt lat po niej. Mimo upływu czasu z ulic przebijają obcość i nijakość, a tutejszość jest absolutnie niezdefiniowana, wciąż pełno w niej resztek cudzego świata i własnego milczenia o wszystkim, co było wcześniej. Przyjazd po „odzyskaniu” wspomnianych ziem to zresztą niejedyna zadra w życiu lokalnej społeczności, niejedyne świadectwo jej wymierania. W trzecim wierszu z cyklu Pomerania Zano pisze: „mewy przejmują miasto / nie żeby było co przejmować”3; w czwartym pyta: „czy wierzysz w życie po sezonie”4. Kolejne plagi wiszące nad miastem to gorzka peryferyjność i jego wyludnianie się, powolne. W kilku wierszach Zano przygląda się bliżej problemom, z którymi dzisiaj mierzą się mieszkańcy Pomorza Środkowego, pisze o pustce na ulicach, o dojmującej nijakości. W utworze radio północ zapisuje:
nie było nas i nie będzie
na rozgrzanym stole na pustym bazarze
w martwą niedzielę taką zupełnie żadną […]
jest nas tak mało że nie ma nas nic5.
Miasto karleje, osuwa się już nie tyle w nijakość, ile w nicość. Staje się peryferiami peryferii, filią filii, brązowym polem na planszy gry Monopoly. Tytuł tego wiersza odnosi się do koszalińskiej rozgłośni Radio Północ, która w 2008 roku została wykupiona przez dużą sieć ogólnopolską, Radio Eska. Małe, lokalne radio zostało zjedzone przez większe, krajowe, znane i lubiane tu i tam. Łańcuch pokarmowy wiąże swoje ogniwa i trzyma konsumentów na wędce. Narasta frustracja. Zano zapisuje:
jęczały szwy coś pęczniało dudniło tępe echo
prawie do granic drogi powiatowej
i czekał i czekał aż ktoś zauważy
że coś w nim już dawno6.
Ale nie zapominajmy, że cała ta historia to właściwie przyczynek do zagadnień szerszych, można porównać ją do igły w cyrklu, który pozwala kreślić duże i większe koła. Przyjrzyjmy się dwóm korespondującym ze sobą wierszom, najpierw fragmentowi utworu protokół inwentaryzacji nagród pocieszenia:
w szopie było cicho
pachniało smarem rosły pieczarki […]
on siedział tarł oko mówił sobie
że nie będzie taki on będzie inny
grzęznę w apokryfach
piszę skreślam piszę skreślam7.
Następnie zaś spójrzmy na fragment wiersza dziedziczne:
a co jeśli to nie on siedział a ona
i nie w szopie a w suchej wannie
przy świetle z korytarza
skubała paznokciem skrawek
puchnącej na żółto tapety […]
a jeśli nic sobie nie mówiła
czy to coś zmienia8.
Tom czwarte wymieranie to nie konfesja, lecz exemplum. Zano nie chodzi o dotarcie do źródeł traumy – autorka wielokrotnie stwierdza, że odtworzenie faktów jest właściwie niemożliwe, zarówno jeśli chodzi o niemiecką przeszłość regionu, jak i o własną historię rodzinną. Ale może ten brak szans na dotarcie do szczegółów pozwala nam zauważyć ich nieistotność? Może kontekst przemocy nie zmienia jej istoty, więc jedynym ważnym faktem pozostaje to, czy do przemocy rzeczywiście doszło czy nie? Moglibyśmy opowiedzieć zupełnie inną historię o zupełnie innych ludziach, ale jeden element pozostałby niezmienny – przemoc, której doświadczyli, nie kończyła się na nich samych, lecz była przekazywana dalej. Próby dotarcia do jej źródła i kontekstu wydają się jałowe, skazane na porażkę. A gdyby nawet zakończyły się sukcesem, powiedzą nam najwyżej to i owo o jakiejś małej części naszej tożsamości – nie jesteśmy pudełkiem na traumy naszych prababek, życie ciągle toczy się naprzód, a my brudzimy sobie nim ręce.
Stwierdzenia, że świat nigdy się nie zatrzymuje, a życie nigdy nie zastyga w miejscu, trącą banałem, ale w czwartym wymieraniu udało się je ująć w niezmiernie ciekawy sposób, przede wszystkim dzięki geologiczno-ewolucyjnej perspektywie. Nawiązuje do niej już sam tytuł całego tomu – chodzi o jedno z masowych wymierań w dziejach Ziemi. Według współczesnej wiedzy na naszej planecie doszło do pięciu wymierań o tak dużej skali (chociaż warto zaznaczyć, że w środowiskach naukowych toczy się debata na temat tego, czy szóste wydarza się właśnie teraz, na naszych oczach). Owo tytułowe czwarte wymieranie to wymieranie triasowe, sprzed dwustu milionów lat, które uśmierciło ponad połowę gatunków żyjących wówczas na Ziemi.
Zazwyczaj kiedy wyobrażamy sobie wielkie wyginięcie gatunków, mamy przed oczami dinozaury konające wśród pożogi i spadających meteorytów, a tymczasem w rzeczywistości większość masowych wymierań to powolne wygasanie, duszenie i gotowanie się. Zagłada pod koniec epoki triasowej została spowodowana przez wzrost temperatury na Ziemi, a w rezultacie przez zmianę warunków życia, do których były przystosowane ówczesne organizmy. Innego końca świata nie było, wyłącznie gotujące się prażaby, a później rozwijanie się nowych gatunków dinozaurów, które zdominowały naszą planetę, żeby w czasie kolejnego, piątego wymierania całkowicie zniknąć z jej powierzchni. Swoją drogą, nie zostało przesądzone, czy stało się to w tak spektakularny sposób, jak wydaje się tym, którzy twierdzą, że śmierć dinozaurów została spowodowana przez uderzenie meteorytu. Niewykluczone, że te wielkie gady wyginęły znacznie wcześniej.
Zano oczywiście nie wspomina o dinozaurach, ale ożywia inne, skądinąd sympatyczne i równie oswojone przez popkulturę stworzenie – dodo. Ptak ów staje się bohaterem między innymi wiersza dodo w Rügenwalde:
z brzuchem pełnym otoczaków
krok za krokiem czujnie szarpliwie
bada grunt tępym pazurem wreszcie twarda stopa
zapada się w pianę mchu skrobie rozety liszajów […]
no nic jakoś to będzie9.
Ptak dodo występował wyłącznie na wyspie Mauritius na Oceanie Indyjskim. Nazwę nadali mu portugalscy żeglarze, którzy dotarli tam na początku XVI wieku i traktowali wyspę jako przystanek dla swoich statków handlowych – nazywali go doido, czyli głupi. Początek holenderskiej kolonizacji wyspy w następnym wieku okazał się zmierzchem istnienia tego sympatycznego nielota. W wierszu dziennik pokładowy Zano ironicznie nawiązuje do relacji kolonizatorów i ich wzmianek o dodo: „ineptus platfus niezgrabny powolny co gorsza głupi / a nadto niesmaczny”10. Szacuje się, że ostatni ptak dodo został zabity (i zapewne zjedzony) w połowie XVII wieku, następnie zaś stał się symbolem wymierania i właśnie jako ów symbol pojawia się na plaży w Darłowie w wierszu Zano. A właściwie jeszcze w nie Darłowie, lecz w niemieckim mieście Rügenwalde, dopiero później wcielonym do Polski. Dodo pojawia się tam z brzuchem pełnym otoczaków (ptaki dodo rzeczywiście co pewien czas połykały kamienie, które później pomagały im w trawieniu) i pozostaje wielce nieufny, co nie powinno nas dziwić – dotąd znał przecież wyłącznie jedną jedyną wyspę. Chociaż nie jest to wymarzone położenie, ostatecznie dodo musi sobie radzić: „no nic jakoś to będzie” – myśli i rusza na poszukiwanie swojego nowego życia. Powinien się jakoś dostosować i przetrwać. Tak samo do zmienionych warunków dopasowywały się ryby, które „dostały nóg wyszły z morza / i dalej między sosny”11 oraz inne zwierzęta:
zbryliły się kawki rozbełtały glisty
zmechaciły ćmy wyłysiały kuny
nornice gacki trzmiele daniele
i żadne zwierzę nie umiało powiedzieć
ile go jest
Wszystkie stworzenia musiały nieustannie reagować na zmiany, które wydarzały się dokoła – adaptować się do życia w wodzie lub na lądzie, wykształcić łuski, futro i tak dalej. Wszystkie istniały i nadal istnieją w trakcie procesu stawania się, w ciągłej przemianie czegoś w coś. Zresztą nie dotyczy to jedynie zwierząt, przyjrzyjmy się fragmentowi wiersza pod znamiennym tytułem o powstawaniu gatunków:
być dobrym ojcem nie upuścić dziecka
bo trzaśnie bryźnie jak woreczek mleka
więcej instrukcji nie dali
musiał radzić sobie sam
ze sobą a to było zadanie
najpodlejsze najbardziej
niesprawiedliwe12.
O powstawaniu gatunków to tytuł rozprawy, w której Karol Darwin zaprezentował podstawy teorii ewolucji. Wiersz Zano odzwierciedla mechanizm ewolucji w jego najbardziej prozaicznej formie – w codziennym radzeniu sobie w przeróżnych sytuacjach, we wzruszaniu ramionami i mówieniu „no nic jakoś to będzie”. To ciągłe robienie uników i wykorzystywanie okazji, niekoniecznie polegające na permanentnej walce o przetrwanie, ale na pewno na dostosowywaniu się do określonych sytuacji i na szukaniu jak najlepszego wyjścia.

Tom czwarte wymieranie czyta się raczej jak dojrzały projekt poetycki niż debiut. Warto dodać, że oprócz wszystkich tematów, które zdołałam tutaj poruszyć, Zano porusza również problem pamięci i wpisanej w nią subiektywności: pisze o świętych i męczennikach, rozwija kwestię tożsamości w kontekście materii i ciała. Całość to zręcznie spleciona konstrukcja – mimo wielowątkowości nie jest przeciążona ani chaotyczna. Miejmy nadzieję, że Aga Zano pozostanie przy pisaniu poezji na dłużej i za jakiś czas wróci do nas z kolejnym tomem wierszy.
1 A. Zano, czwarte wymieranie, Wrocław: Wydawnictwo Warstwy, 2025, s. 5.
2 Tamże, s. 15.
3 Tamże, s. 27.
4 Tamże, s. 33.
5 Tamże, s. 22.
6 Tamże, s. 23.
7 Tamże, s. 16.
8 Tamże, s. 34.
9 Tamże, s. 12.
10 Tamże, s. 25.
11 Tamże, s. 11.
12 Tamże, s. 28.