Z pamiętnika bramkarki – usytuowanie
Piłki futbolowe przelatują mi nad głową, w sektorze rodzinnym zawsze potencjalnie jest bezpieczniej – można patrzeć na kocioł/żyletę (sektory dla najbardziej zaangażowanych kibiców klubów piłkarskich) z ulgą oddalenia. Chodzę na mecze z miłości do syna, współdzielę z nim doświadczenia, emocje, silne afekty, wiem, kto z kim ma kosę, a kto przymierze. Znam hymny klubów, historie ich powstania, aktualne tabele wyników, nazwiska piłkarzy, trenerów, adresy stadionów. Czuję drgania spadków i awansów lig polskich i zagranicznych, mam w domu mnóstwo szalików, breloków, kubków, plakatów, autografów. Wiem nawet, jak wyglądają szatnie męskich zawodników – i że jest tam wyznaczone miejsce do indywidualnej rozmowy z Bogiem przed meczem, małe pomieszczenie z krzyżem i krzesłem. Oczywiście, że siedząc na trybunach, czuję niedopasowanie, rodzaj lękowych mrowień, zdławionego zdenerwowania. Jestem matką\kobietą, a wiadomo, że chłopcy chodzą na mecze z ojcami – to szczególne pole performansów ustanowień konstruktów męskości, jej wyobrażeń. Mniej więcej znam rezerwuar możliwych narracji ojcowskich, są stałe, pewne jak prawdziwa męskość – „ja bym wiedział lepiej, jak to rozegrać, za co płacą tym patałachom?!”, „tata też byłby dobrym piłkarzem, gdyby nie ta kontuzja w ’98 roku”, „patrz, trzeba być twardym, walczyć o piłkę, a nie oddawać i przewracać się jak pedał!”. A potem słyszę tych chłopców, powielających ojcowskie performanse i krzyczących do piłkarzy na boisku: „grasz jak baba, do gazu z tobą!”.
Najtrudniejsze były początki, nie znałam rytmów i odsłon polskich stadionowych wydarzeniowości – że zaczyna się od składki na oprawę (rodzaj działań performatywnych właściwych konkretnemu klubowi piłkarskiemu wyrażających wsparcie dla drużyny, identyfikację lokalną i tożsamościową, budujących dramaturgię i porządkujących wspólnotowe zachowania głównych aktorów piłkarskich meczów: kibiców, uczestników, widzów), potem szaliki w górę i do hymnu!, następnie bębny, okrzyki stadionowe, wulgaryzmy przebijające skórę, jak przemoc i agresja nimi wyrażane, wciąganie nosem dymu z rac, gra piłkarzy, czasem gole, natężenie okrzyków, przerwa na kiełbasę z grilla, druga połowa, koniec meczu, partytury podziękowań piłkarzy za wsparcie kibiców, czekanie na autografy w sektorze rodzinnym i koniec – wychodzę z tłumem i odpowiadam delikatnym skinięciem głowy na zagajenie: „jedziemy z tą ekstraklasą, kurwa, jedziemy!”. Kolejną trudnością jest to, że nikomu nie kibicuję, żadnej drużynie, żadnemu klubowi, mamy z synem taką wewnętrzną umowę, że poznajemy dobrze lokalne praktyki z wielu miejsc stadionowych w Polsce (dysponujemy wiedzą nabywaną przez uczestnictwo, opartą na doświadczeniu, umiejscowioną, niesioną cielesnym przekazem, dlatego szybko się adaptujemy) i jesteśmy raczej przeżywającymi niż kibicującymi. Bardzo się narażę – był czas, gdy naprzemiennie chodziliśmy na mecze Wisły i Cracovii i uczestniczyliśmy w stadionowych performansach obu drużyn bez wskazania na umiłowanie jednej z nich.
Nie ukrywam swojego położenia – funkcjonuję w konkretnym ciele, z zapleczem wiedzy, z określonym punktem widzenia. A to pozwala mi nie tyle uwiarygodnić moją opowieść o kulturze performatywnej futbolu, ile zaprosić osoby czytające do wnętrza tej kultury, do przyjrzenia się jej warstwom, strukturom, pulsacjom. Przede wszystkim zaś dzięki wskazanym czynnikom mogę spojrzeć na piłkę nożną i jej performatywny wymiar przez pryzmat sztuk, które nie tylko stawiają czynny opór dominującym ideologiom, ale także współtworzą krytyczne i alternatywne obrazy świata, również tego futbolowego.
Dariusz Kosiński, pionier myśli performatywnej w Polsce, poruszając zagadnienie performatywności kultury futbolowej, zauważa:
niemal odruchowo przyjmuje się, że futbol sam w sobie jest grą zespołową o określonych regułach, która jedynie w szczególnych przypadkach przyjmuje cechy czegoś innego i dopiero wówczas może być badana „jako” performans. Moja wyjściowa teza jest odmienna: piłka nożna jest zjawiskiem wielowymiarowym i proteuszowym, które tylko w części – i to wcale nie największej – da się opisać jako „gra”. Jeden z zasadniczych problemów ze zrozumieniem świata futbolu polega na tym, że wymyka się ona zerojedynkowej definicji, zgodnie z którą bycie czymś wyklucza bycie czymś innym. Cała ta dziedzina życia społecznego, którą w skrócie nazywamy piłką nożną, jest tworem wielokształtnym. Obok siebie i we wzajemnym ścisłym połączeniu funkcjonują w jego ramach nie tylko wymiar sportowy, związany z określoną formą aktywności fizycznej i rywalizacji według reguł, czy „ludyczny”, odnoszący się do gry, rywalizacji, przyjemności czerpanej z napięcia, ale także spektakularny, ekonomiczny (klub piłkarski to dziś poważne i profesjonalnie zarządzane przedsiębiorstwo), instytucjonalny i polityczny (federacje i ich relacje z ośrodkami władzy) – by wymienić tylko najważniejsze1.
Częścią składową performatywności kultury futbolowej jest wedle badacza performans biografii (najczęściej heroicznego awansu społecznego, kulturowo realizowanego w procesie stawania się piłkarzem światowej klasy, który wychodzi z biedy, nizin społecznych, pokonuje trudności życiowe dzięki niezłomności, wytrwałości, z pomocą opiekuńczych duchów – babć, ojców, matek, bohaterów wyobraźni – i ostatecznie zostaje mistrzem masowej wyobraźni zachodniej i niezachodniej). Jako elementy istnieją również performanse sprawczości, wydajności, widzialności – związane z jednej strony z publicznie obserwowaną tresurą i kształtowaniem piłkarskich ciał i umiejętności, z drugiej zaś – z kapitalizacją i utowarowieniem sukcesów piłkarskich, zarówno tych indywidualnych, jak i grupowych. Sprawczość dotyczy również związków piłki z politykami tożsamościowymi (zazwyczaj zbliżonymi do banalnego nacjonalizmu Michaela Billiga2 – „my” stanowi tu syntaksę dominacji – a pełnymi wykluczeń rasowych, genderowych, klasowych), ale także politykami imperialno-kapitalistycznymi. I oczywiście w grę wchodzi dodatkowo performans medialnego zapośredniczenia – mecze oglądane w telewizji, radiowe relacje, dziś przede wszystkim tiktokowe wglądy w organizmy, ciała, życie prywatne, diety, konta bankowe piłkarek, piłkarzy, trenerów, czy sędziów piłkarskich. Ja zaś na osiedlowych boiskach stoję na bramce.
Architektury wspólnoty – ruiny
W świecie, w którym żyjemy, architektury wspólnot – tych od społeczeństwa spektaklu przez wspólnoty emocjonalne i afektywne po zbiorowości efemerycznych deindywiduacji – chwieją się w posadach. A raczej już upadły; gdzieś między ruinami, które są skutkami krachu nowoczesnego systemu kapitalistycznego i logiki utowarowienia i ściśle wiążą się z kryzysem ekologicznym i niepewnością europejskiego przetrwania – próbujemy grać w piłkę nożną. A piłka toczy się już nie po boisku, tym wielkim boisku zachodniego świata, na którym rozgrywały się jego losy – historie wielkich zwycięstw i przegranych. Podążając za piłką, wodzimy wzrokiem po ruinach, niespójnych strzępkach wielu opowieści, pozorów, niesprawiedliwości, pominięć, zasłaniania krwawiących miejsc świata. Nie mam wątpliwości, że największa siła performansów piłkarskich bardzo długo pochodziła z potrzeby afiliacji i przynależności, z bycia pośród innych i bycia podobną/podobnym do innych, z fantazmatów o sile zjednoczonej wspólnoty cementowanej barwami, symbolami, stabilizowanej metaforami bohaterstwa narodowego, wyznaniowo-religijnymi, plemienno-antagonistycznymi. Krytyczny namysł nad roztapianiem się we wspólnocie w gestach identyfikacji symbolicznej podjęła polska artystka wizualna i performerka Liliana Zeic w działaniach performatywnych zatytułowanych Sposoby kamuflażu we współczesnej Polsce z 2016 roku. Artystka, osoba lesbijska, poruszająca w swej twórczości tematy związane z wykluczeniem i stygmatyzacją osób queerowych, zwróciła uwagę na to, że aby zostać uznaną, zaakceptowaną, pełnoprawną i legalną w polskim społeczeństwie, należy się przebrać, zakamuflować, zmienić skórę, a w konsekwencji zniknąć pod warstwami odzieży patriotycznej i kibicowskiej. Używając zakupionych artykułów patriotycznych i kibicowskich – szalików, flag, kominiarek, koszulek, Zeic przeobraża siebie w jakiś rodzaj biało-czerwonego monstrum. W biało-czerwonej kominiarce, ciemnych okularach, z szalikiem klubu piłkarskiego dookoła szyi, owinięta w polską flagę, praktykuje kamuflaż i znikanie jako strategie przetrwania w polskim społeczeństwie. Flagami, wlepkami, atrybutami kibicowsko-patriotycznymi artystka znakuje także przestrzeń swojego pokoju – własnego pokoju – miejsca stanowiącego przestrzeń prywatną, a zatem taką, która powinna gwarantować autonomię i swobodę indywidualnej ekspresji oraz być architekturą samostanowienia. Wspominam o tym projekcie Zeic, bo w sposób bardzo bolesny odsłania on ciemną stronę polityk przynależnościowych, dla których piłka nożna i dynamiki relacji symboliki narodowej i klubowych identyfikacji są elementami budującymi imaginarium wspólnotowe. Artystka ukazuje jednocześnie pokłady przemocy i agresji wobec każdej odmienności i różnorodności, które owo imaginarium wypełniają. Wracałam z synem po meczu Cracovii z Legią Warszawa (meczu wysokiego ryzyka), podeszli do nas biało-czerwoni mężczyźni, być może wielcy jak Polska, i przemówili do mojego dziecka: „szanuj matkę, uczy cię tradycji i patriotyzmu, będziesz dobrym Polakiem”, dali mu kibolskie wlepki pełne informacji, komu śmierć przeznaczona, i poszli. Owszem, dusza na ramieniu i tego rodzaju poruszenia nerwów, ale też refleksja o ścisłym związku i przyległości tej patriotycznej fantazji do futbolowej kultury.
Artystą, który wprost odwołuje się do architektury przemocy stadionowej, jest Marcin Dudek, performer, twórca obiektów i instalacji, czerpiący z osobistego doświadczenia przynależności do ruchu kibicowskiego Cracovii. W latach 90. i 2000. Dudek przynależał do struktur chuligańskich krakowskiego klubu – wskazanie czasu jest tutaj istotne, bowiem właśnie w trakcie procesów transformacji ustrojowej kształtował się ruch kibicowski, także ten regionalny, osiedlowy, zacieśniały się też związki grup kibicowskich ze światem przestępczym. Napisy, wlepki, murale, sygnowanie symbolami klubowymi przestrzeni miejskich w dużym stopniu przyczyniały się do jej zawłaszczania, przechwytywania, zmieniając miasto w pasaże władzy i dominacji – to wątek, który szczególnie interesuje Dudka. W akcji performatywnej Head in the Sand z 2015 roku artysta zrekonstruował wnętrze swojego pokoju z czasów, gdy przynależał do ruchu kibicowskiego. Podczas wykonywania performansu ubrany był w dres, czapkę z daszkiem – ukostiumowanie kibicowskie ma znaczenie. Dramaturgia działań Dudka polegała na próbach wydostania się z zamkniętego pokoju afektywnej, ucieleśnionej pamięci o przemocy, ustawkach, agresji, bójkach. Aby się wydostać, opuścić pokój, artysta wykorzystuje siłę swojego ciała, tę zapamiętaną i pobudzoną okolicznościami reperformansu, wykorzystuje również narzędzia i rekwizyty kibicowskie: nóż, flary, betonowy parapet, który przypomina wyrwaną część trybuny stadionowej. Dynamiczna akcja opuszczania pokoju odtwarza w mikroaktach stadionową przemoc i chuligaństwo. W innych swoich performansach: Wild (2013), Saved by an Unseen Crack (2015), We Stumbled as we Clambered (2015), Dudek zderza potencjał działań przemocowych z przestrzenią ekspozycyjną galerii, szuka różnic między działaniem jednostkowym, samotnym a działaniami grupowymi, analizując mechanizmy zarządzające tłumem. Próbuje spojrzeć na fenomen chuligaństwa w perspektywie ujednolicania zachowań zbiorowych, które łamią ustalony porządek i łączą się z nieprzewidywalnością wyzwolonej w masie agresji. Czerwień z polskiej flagi zmienia się w czerwień śladów krwi pozostawionych na ścianach galerii, pokoju, betonu z blokowiska, dymy z rac zasłaniają biegnących z maczetami – jako osoby odbierające performans czujemy duszność, zagrożenie, słyszymy krzyki, odgłosy ciosów, jesteśmy otoczeni dymem z rac; agresja, chaos, ból nas oblepiają. Ale ten rodzaj zmysłowego odczuwania zagrożenia przenosi nas też w inne miejsca wyobraźni – w przestrzeń wojny, frontu, huku, wybuchu, śmierci, braku możliwości oddychania, ruin.
W kolażach natomiast Dudek zestawia architekturę stadionową z dynamiką nieprzewidywalnych emocji tłumu, najczęściej niosących zniszczenie i śmierć. Wieloformatowe kolaże, wycinane nożem, fragmentaryzują ruiny stadionowej wspólnotowości. Stanowią rodzaj detalicznego wglądu w obrazy agresji, łamania, wyrywania, demolowania tego, co miało konstrukcję – architektury miejskiej jako przestrzeni społecznego bezpieczeństwa i schronienia. Jak pisze Przemysław Strożek:
W swoich pracach Dudek przedstawia przy tym strukturę konkretnych budowli, takich jak Heysel czy Hillsborough, które na trwałe zapisały się w historii XX wieku nie ze względu na sport, ale na tragiczne w skutkach wydarzenia pozasportowe. Były sceną momentu, w którym widownia stała się głównym aktorem widowiska. W pracy Heysel nie bez powodu nad prezentowanymi wydarzeniami unosi się postać szkieletu, zwiastującego nadchodzącą śmierć. Druga z prac, poświęcona Hillsborough, przedstawia z kolei wielowarstwowość wydarzeń w Sheffield z 1989 roku, gdzie w wyniku przepełnienia stadionu napierający tłum został zmiażdżony. Co więcej, artysta wizualizuje w swej pracy również dramatyczne okrzyki zgniecionego tłumu, przez co działa ona również na inne niż wzrok zmysły3.
W działaniach artystycznych Dudka, wykorzystującego performatywne strategie afektywne, kultura futbolowa doświadczana i przeżywana jest jako pole napięć, zagrożeń, niepewności, nieprzewidywalności. Działania performatywne Dudka odczytuję jako rodzaj praktyk prewencyjnych mających nauczyć nas wyobrażania sobie negatywnych zdarzeń i ich skutków, co być może pozwala wzbudzać w osobach odbierających przekaz artystyczny chęć przeciwdziałania owym zagrożeniom, obmyślania strategii ochronnych wzmacniających każdy indywidualny podmiot.
Jest jeszcze coś – te pokoje wykluczeń, kamuflaży i przemocy, stadiony wpływające na społeczną wyobraźnię, to architektury ruin pozostałych po pewnym, bezpiecznym świecie, w którym istniało jakieś wspólne dobro. To już czas wojny, kryzysu klimatycznego, polikryzysu – w świetle bramki może jest nadzieja, krytyczne i spekulatywne działania sztuk pozwalają jej szukać.
Przegrać, czyli ocaleć
W drugiej połowie lat 90. Zbigniew Libera stworzył serię Bez tytułu (piłkarze). Figurki żołnierzy, znane z chłopięcych zabaw, przekształcił w sylwetki piłkarzy. Wizerunki żołnierzyków widniejące na plastikowych opakowaniach przemalował na drużyny piłkarskie – zamalował karabiny, domalował narodowe stroje konkretnych drużyn. Praca Libery była najczęściej interpretowana jako przejaw procesu krytycznego związanego z powstaniem Urządzeń korekcyjnych czy Lego. Obozu koncentracyjnego – a zatem projektów, które obnażały i ujawniały mechanizm wytwarzania podmiotów podporządkowanych, dyscyplinowanych w procesie socjalizacji, a także normalizowanych genderowo w trakcie tresury dorastania i przyswajania przemocowych skryptów formacyjnych. Proteuszowość i potencjalność przemiany wpisane w figurki żołnierzy-piłkarzy mają współcześnie dodatkowy ciężar znaczeniowy czy interpretacyjny. Dziś nie sposób patrzeć na projekt Libery spoza horyzontu sprawczego realizmu. Mniej przecież chodzi o tresurę męskich ciał i podmiotowości, o „wyciągarki” do tożsamościowych penisów, jednym słowem: o konstrukcje męskości ćwiczone w walce, rywalizacji i przemocy; bardziej zaś o perspektywę, w której nie pozostaniemy niewinni, w której nie zdołamy obwarować się narodowymi i nacjonalistycznymi kordonami izolacji zakutej w fantazji o strzeżeniu granic narodowej wspólnoty. Może wszyscy mamy bawić się żołnierzami-piłkarzami, by przez zabawę uczyć się bycia w świecie nieprzewidywalnym, zmiennym, niemożliwym do przewidzenia – czy jeszcze na boisku, czy już na froncie.
Jeśli piłka nożna w swoim performatywnym wymiarze przenika organizację życia społecznego i społecznej wyobraźni, ma niezbywalny potencjał zastąpienia teorii konfliktu, starć, walk, negatywności rywalizacji teoriami i praktykami współbycia i życia razem w konfliktach i kryzysach.
Sztuki performatywne pokazują piłkę nożną jako krytyczny trening przetrwania, wyposażają w narzędzia do wyobrażania sobie ocalenia, które nie ma nic wspólnego ze zwycięstwem. Przecież Diego Maradona zagrał ręką w meczu Argentyny z Anglią na Mistrzostwach Świata w 1986 roku. Bramka określana jako „ręka Boga” została uznana przez sędziego. Nie wiadomo, co przyniesie ocalenie – przecież nie zwycięstwo.
PS Dziękuję ekspertowi, mojemu synowi Kostkowi, który konsultował ze mną naszą klubową nieprzynależność.
1 D. Kosiński, Performatyka. W(y)prowadzenia, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2016, s. 75–98.
2 Zob. M. Billig, Banalny nacjonalizm, tłum. M. Sekerdej, Kraków: Znak, 2008.
3 P. Strożek, Marcin Dudek, online: https://culture.pl/pl/tworca/marcin-dudek [dostęp: 3.09.2025].
