Temat choroby alkoholowej, dominujący w książce Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu (2021), prozatorskim debiucie Aleksandry Zbroi1, w drugiej powieści tej autorki, Muszę ci coś powiedzieć (2025), ustępuje miejsca problematyce związanej z HIV. Pisarka, reporterka i historyczka sztuki po raz kolejny sięga po narrację maladyczną, tym razem jednak wybiera przypadłość dużo bardziej tajemniczą w kontekście społecznym, a literacko mniej oswojoną.
„Hifiara, hifcia, hifolka”2 – mówi o sobie żyjąca od trzydziestu lat z HIV Cześka, którą Joaśka, narratorka i główna bohaterka Muszę ci coś powiedzieć, poznaje w stołecznej poradni leczniczo-profilaktycznej. Zanim Joasia sama stała się „hifiarą”, a później również Molly Mellon, wyjechała z przyjaciółką Kasią z rodzinnej wsi Rozkoszna pod Warszawą: dziewczyny chciały studiować w stolicy – Asia polonistykę, a Kasia kulturoznawstwo. Nie doszło jednak do warszawskiej emancypacji głównej bohaterki – Joaśka żyje w rozkroku, jedną nogą w Warszawie, drugą w Rozkosznej. Wieś zastawia na dziewczynę pułapki w postaci nawracającego nowotworu matki i depresji ojca, zresztą niezbyt wprawnie maskowanej. Dopiero wyjazd na daleki Tajwan z nowym (wyczekanym!) chłopakiem, a jednocześnie jej starym znajomym ze szkoły, pozwala dziewczynie skoncentrować się na własnym życiu. A później Asia zaraża się HIV.
Żyje z wirusem, oswaja go, uczy się z nim funkcjonować. Początkowy szok, późniejsze niedowierzanie, a następnie wyparcie i elementy żałoby po utraconym życiu dość szybko przemijają. Przychodzi rutyna: regularne wizyty w klinice, towarzyszki w poczekalni, leki, gorzko-czułe wspomnienie czasu przed zakażeniem, powrót do rzeczywistości – i powtórka. Tylko mówić o wirusie jest dziewczynie trudno – vide tytuł: pełne wstydu „muszę”, nie „chcę”.
Zbroja tworzy bohaterkę, której HIV niejako układa życie, więcej: wirus nadaje mu jakiś sens, organizuje je, w pewnym sensie wymusza na Joasi zmianę postawy z biernej na aktywną. W podobnej sytuacji, przynajmniej do czasu, jest matka dziewczyny – w jej przypadku choroba nowotworowa staje się trzonem tożsamości. Kobieta nie zna siebie bez raka, kiedy więc ten przechodzi w stan remisji, jej kondycja psychiczna, już i tak zrujnowana przez chorobę, ulega pogorszeniu. Wraz z matką słabnie cała rodzina, domowe ognisko wypala się, stygnie. Miejsce raka zajmuje choroba alkoholowa. Nowotwór spustoszył życie kobiety, a jego brak pustoszy je w jeszcze większym stopniu. Sytuacje córki i matki się zmieniają: ta pierwsza z konieczności przystosowuje się do trybu życia, z którym ta druga przymusowo się żegna. Wpływ choroby na matkę jest przestrogą dla dziewczyny. Bohaterce samej przyjdzie zdecydować, do jakiego stopnia podporządkuje swoje życie HIV.
Ponieważ narracja powieści jest fragmentaryczna, pełna zmian planów czasowych – przejść z teraźniejszości w przeszłość i z przeszłości w teraźniejszość – Joasię poznajemy na różnych etapach jej życia, przed zakażeniem HIV i już z wirusem. Dziewczyna przed zarażeniem nie do końca ma na siebie pomysł, żyje z dnia na dzień, a jej myśli wciąż i wciąż krążą wokół braku drugiej połówki oraz niedoświadczenia inicjacji seksualnej. W pewnym momencie protagonistka Muszę ci coś powiedzieć staje się klasycznym przykładem osoby tonącej w schemacie wadliwości: czuje się gorsza od rówieśników i wybrakowana. I to właśnie jej przydarza się HIV, stereotypowo kojarzony z rozwiązłością. Tym samym Zbroja wykazuje absurdalność kulturowych i społecznych narracji skumulowanych wokół wirusa, głoszących, że dotyka on głównie mężczyzn, osób homoseksualnych i „nieszanujących się”. Joasia jest heteroseksualną kobietą, która została zarażona HIV, mimo że miała za sobą relacje intymne wyłącznie z dwoma mężczyznami. Sąsiadki z Rozkosznej, niczym demoniczna ława oskarżycielek zebrane przy ladzie w cukierni ojca bohaterki, powiedziałyby, że to kara za grzechy, że nie trzeba było tak desperacko walczyć o utratę dziewictwa; ale nie powiedzą, ponieważ o niczym się nie dowiedzą.
Nie mam poczucia, że Zbroja w jakikolwiek sposób próbuje w powieści moralizować, choć właśnie taką tezę stawia Monika Ochędowska w recenzji Muszę ci coś powiedzieć opublikowanej w „Dwutygodniku”3. Krytyczka zarzuca historii tendencyjność i nikłą atrakcyjność literacką. Widzę tę powieść zupełnie inaczej: jako próbę opowiedzenia losów zblazowanej młodej dorosłej, zagubionej w samej sobie i w otaczającym ją świecie, a na dodatek zarażonej HIV. Najwyraźniej brak pewności siebie i chorzy rodzice to zbyt mało, dlatego wkraczającą w dorosłość dziewczynę należy obarczyć kolejnym gigantycznym problemem – szalejącym w jej ciele wirusem. Ochędowska pisze zresztą o Muszę ci coś powiedzieć jako flircie z powieścią inicjacyjną – pod tego rodzaju rozpoznaniem podpisuję się entuzjastycznie. O atrakcyjności nowej prozy Zbroi przesądza kreacja głównej bohaterki: życie Asi w pewnym momencie zaczyna toczyć się wokół HIV, ale wirus nie jest jej jedyną cechą, tak jak nie jest jedynym tematem Muszę ci coś powiedzieć. Nie była to jedna z tych powieści, które podczas lektury wzbudziły we mnie złość: książka Zbroi nie przypomina literackich atrap bazujących na świeżym i głośnym medialnie czy po prostu kontrowersyjnym temacie, gwarantującym wysoką sprzedaż. Zaufałam autorce w przypadku Mireczka…, który miał być kolejną mało sprytną autofikcją dotyczącą przetrawionego już przez literaturę alkoholizmu. Prozatorski debiut autorki okazał się poruszającą, niepodobną do innych alkonarracji powieścią, jednocześnie intymną i uniwersalną. Ufam więc również projektowi pod tytułem Muszę ci coś powiedzieć, który – tu zgodzę się z Ochędowską – pod względem artystycznym jest przezroczysty. Zbroja coś tam kombinuje, tu wykreśla, tam korzysta z formy dramatu, ale żadne z jej działań nie robi na czytelniku większego wrażenia. Podejrzewam również, że autorce niekoniecznie zależało, podobnie jak w przypadku Mireczka…, na imponowaniu frazą. Tak więc, jak mawiają na TikToku, „jest to jakby okej”.
„I idę w swoją stronę, czyli nigdzie konkretnie”4 – zdanie wypowiedziane przez Joasię mogłoby stać się jej życiową dewizą. Historia bohaterki Zbroi zatacza koło: dziewczyna w pewnym sensie wraca do punktu wyjścia. To dobrze, ponieważ dostaje szansę, żeby ułożyć codzienność na nowo, ponieważ jest silniejsza dzięki bagażowi zdobytych doświadczeń. Jej historię można by podsumować mottem powieści, które Zbroja zaczerpnęła z Mojego Giovanniego Jamesa Baldwina (w tłumaczeniu Andrzeja Selerowicza): „Gdybym wtedy wiedział to, co wiem dzisiaj, a mianowicie, że «ja», którego szukałem, jest dokładnie takie samo jak to, od którego próbowałem tak długo uciekać, pozostałbym w domu”. Aśka nie zmarnowała czasu, szukając siebie – czy to w warszawskim mieszkaniu, czy gdzieś na Tajwanie, w odbiciu w wiszącym w klubowej toalecie lustrze, z którego spoglądała na nią Molly Mellon, czy wreszcie na dawno wydeptanych ścieżkach w Rozkosznej. Dziewczyna poznała siebie w sytuacjach skrajnych, pozostała jednak tą samą kobietą, jak gdyby rodzinna wieś nigdy nie wypuściła jej ze swoich objęć.
1 Zbroja jest również współautorką publikacji non fiction A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi (Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 2019), napisanej z Agnieszką Pajączkowską.
2 A. Zbroja, Muszę ci coś powiedzieć, Warszawa: Wydawnictwo Agora, 2025, s. 218.
3 M. Ochędowska, Pełno skreśleń, „Dwutygodnik” 2025, nr 416, online: https://www.dwutygodnik.com/artykul/12004-pelno-skreslen.html [dostęp: 30.11.2025].
4 A. Zbroja, Muszę ci coś powiedzieć, s. 89.