Świetny debiut, Love song, zapewnił Karolinie Krasny wysoką pozycję wśród młodych talentów na polskiej scenie literackiej. Druga książka tej autorki jest utworem w pewnym sensie jeszcze bardziej programowalnym. Pozwala ułożyć świat przedstawiony w swobodnie wykoślawioną alternatywną rzeczywistość. I to niejedną.
Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że Love song jest osobliwie napisanym algorytmem, którym można posłużyć się do miękkiego rozdzielenia wszystkiego, co tylko przyjdzie do głowy. Pod zmienne Zet i XY, czyli imiona bohaterów, można podstawić właściwie wszystko – i z tym wszystkim przeżyć utwór. Love… zawsze pozostanie energią wytworzoną ze spotkania ujętych w ten sposób dwóch niewiadomych, także: dwóch biegunów. Podobnie naładowanych ujemnie lub dodatnio, ostatecznie jednak zawsze się odpychających.
Na marginesie: w pewnej rozmowie z kolegą uznaliśmy również, że w Love song mieści się jedna z najlepszych scen seksualnych w polskiej literaturze, lecz oczywiście trzeba ją sobie „wyinterpretować”.
W Strefie II struktura całego programu staje się skomplikowana w znacznie większym stopniu. Autorka oprócz tego, że daje czytelnikom gotową aplikację, zapewnia im również dostęp do wszystkich dokumentów związanych z jej tworzeniem. Widzimy więc ramowy plan akcji, możliwe scenariusze, pomocnicze rysunki czy szczegółową rozpiskę postaci. Pytanie brzmi: po co? Właśnie tu wkracza do gry zasadnicza zawartość utworu, która okazuje się kompletnie enigmatyczna. Ponieważ na początku dostajemy Echo:
Echo był twórcą jakich wielu. Każdego ranka dbał o wszystko, co dobre, popołudniami drzemał i jadł daktyle z drzew, wieczorami stwarzał to, co uważał za złe.
Echo można nazwać swoistym silnikiem Strefy, w której zatrzymał się czas. To jeden z wielu „Godotów”, tak samo jak Koniec. Obaj są ofiarami Noi Mariny, z której wychodzi Misti Marina. A Wielka Woda rodzi Złego Chłopca. Tak czy inaczej w Strefie zatrzymał się właśnie wspomniany czas, stało się tak z wielu różnych powodów, a ściślej: trzynastu.
Tyle wypada streścić. Cała ta historia składa się z pewnego rodzaju przypowieści; każda z nich może stanowić osobny utwór, ale równocześnie jest częścią całości (co oczywiście kojarzyć się może na przykład z Biblią). W książce zostały przedstawione zarówno ruch, jak i bezruch, które de facto nie mają dookreślonej postaci, lecz opowiedzianą, naszkicowaną, napomkniętą albo skreśloną formę. Utwór przyspiesza, gdy mówi narratorka, ale zwalnia, gdy pojawiają się objaśnienia, komentarze autorskie. Właściwie samego przedstawiania świata w ten sposób nie można nazwać do końca epickim, ponieważ przypomina ono raczej scenariusz filmu albo gry: dużo jest tu kompleksowych opisów akcji w czasie teraźniejszym, zawierających wtrącenia w rodzaju: „Biel nieba może oznaczać cokolwiek”. W książce Krasny funkcjonuje również typowy dla dramatu podział na akty. Myślę, że publikację najtrafniej byłoby nazwać skryptem, ponieważ w pewnym sensie stanowi ona relację z samego procesu jej tworzenia, a biorąc pod uwagę, że zawiera się w niej i tworzenie, i niszczenie, to genezyjskie znaczenie Strefy II jest wielopiętrowe.
            W zasadzie najwyższy czas, żeby w twórczości generacji „Stonera Polskiego” / „Sobera Polskiego” podkreślić znaczenie kultury psychodelików. Kluczem może tu być niedawno wydany poemiks Patryka Kosendy i Piotra Burzyńskiego Konklawe Świerszczyków. Kolejne efemeryczne części poemiksu poetyzują i mieszają się ze sobą, uwalniając energię kolorów, widoczną w następujących po sobie, tryskających pstrokacizną rysunkach komiksowych. Kolory to nic innego jak nieskrępowanie wyobraźni i wolność w formowaniu percepcji, których doświadczają konsumenci substancji psychoaktywnych. Zarówno tu, jak i w twórczości Karoliny Krasny pojawia się możliwość swobodnego przemieszczania się między równoległymi wymiarami, między narracją a sytuacją liryczną, rzeczywistością fizyczną a wyobrażoną, percepcją własną a autorską. Wszystko to może wchodzić ze sobą w chwilowe połączenia neuronalne, a później pękać jak gdyby nigdy nic.
W popularnej grze Cyberpunk 2077 jedną z kluczowych postaci jest Misty Olszewski – właścicielka ezoterycznego salonu, pełnego talii kart tarota i książek z wiedzą tajemną. Powszechnie wiadomo, że w języku angielskim słowa mist i misty wywodzą się z greckiego mystikos, które w kulturze europejskiej otwiera wrota do wszystkiego, co tajemnicze i co na ogół zostało wykluczone przez chrześcijaństwo. W fabule gry Misty jest figurą, śmiało można stwierdzić, gnostyczną – bytem nadprzyrodzonym, który staje się łącznikiem między wymiarami, ostatnią ostoją ludzkiej duchowości w brutalnym, retrofuturystycznym świecie Night City, gdzie wszystko zostaje sprowadzone wyłącznie do fizyczności i materializmu.
Nieco podobnie rzecz ma się z Misti Mariną, która zabija Godota Echo, a w rezultacie równocześnie zabija świat oparty na jego kaprysach – czyli kaprysach urojonych przez ludzi. W Strefie II zaburzony zostaje porządek, jej mieszkańcy bezsensownie modlą się o deszcz, a tymczasem Misti Marina, jak dowiadujemy się z jej pamiętnika, uprawia nudny seks w samochodzie. W rzeczywistości zresztą wszystko to może wyglądać zupełnie inaczej, ponieważ czytelnik jest w stanie sam sobie to – znów przywołam świetne i użyteczne słowo mojego wspomnianego wcześniej kolegi – „wyinterpretować”. Nie sposób nie dostrzec, że w książce Karoliny Krasny podział na świat bogów i świat ludzi jest dekonstruowany na poziomie fundamentalnym. Wydaje się wręcz, że odkryciem, którego można dokonać podczas lektury Strefy II, jest autorska propozycja wyróżnienia tak naprawdę dwóch rodzajów ludzkich zbiorowości. Po pierwsze – ludzi oddających hołd bogom; po drugie – ludzi, którym wprawdzie wszystko wolno, ale niewiele im się chce.
W książce Krasny zauważalnych jest oczywiście sporo podobieństw do pisarstwa Kathy Acker, szydzącej z fallicznych bóstw kontrolujących cywilizację, negującą opresyjne dogmaty kultury, z biegiem lat przeżarte i skorumpowane niczym instytucje. Jak pisał Dawid Kujawa w tekście o prozie Zofii Skrzypulec:
W grę wchodzi taka redukcja poznawcza, która pozwala wydobyć na powierzchnię surrealny fundament życia i kwantową naturę czasoprzestrzeni, a tym samym postawić problem literackiego realizmu z powrotem na nogi1.
Gdyby zaangażować autorów „Stonera Polskiego” / „Sobera Polskiego” w trwającą w mainstreamowych mediach dyskusję o autofikcjach, nagle okazałoby się, że nie ma żadnego sensu dyskutować ani o „auto”, ani o „fiction”, ponieważ jedno i drugie pojęcie powstało z kruchego i łatwego do zabicia schematu, jakim jest pojawiające się w Strefie II Echo. Co więcej, nawet podział na czytelnika i autora został nakreślony bardzo cienką linią, a co dopiero mówić o fikcji i fakcie w literaturze. O problemach z biografizmem dyskutowano zresztą w kręgach akademickich na początku poprzedniej dekady i wysnuto na ten temat wiele nieoczywistych wniosków.
Młodzi twórcy literatury, jak widać, nie mają najmniejszej ochoty na konserwowanie świata strukturalnego i pielęgnowanie spuścizny poprzednich epok. Publikują literaturę kwantową, która idzie w parze z dzisiejszą technologią, łamiącą schemat procesów wejścia i procesów wyjścia. Konstrukcje linearne stają się reliktem umierającej percepcji, a posegregowanie wymiarów życia na istotne i nieistotne nie przydaje się w świecie scyfryzowanym i utylitarnym, ściślej – utylitarnym na wielu poziomach „śmieciowości”. Można na przykład w dowolnym czasie zabić Godota. I co z tego?
1 D. Kujawa, Czynność leżenia wykonywana z klasą, „Dziennik Literacki” 20.07.2025, online: https://dziennikliteracki.pl/czynnosc-lezenia-wykonywana-z-klasa-zofia-skrzypulec-dawid-kujawa-wspolczesna-proza-polska/ [dostęp: 30.10.2025].