W piekle dziecięcej struktury

Książ­ka Dzie­ci Mile­ny Mar­ko­vić, zna­nej poet­ki, dra­ma­to­pi­sar­ki, autor­ki sce­na­riu­szy fil­mo­wych i wykła­dow­czy­ni Wydzia­łu Sztuk Teatral­nych Uni­wer­sy­te­tu Arty­stycz­ne­go w Bel­gra­dzie, to reka­pi­tu­la­cja pew­ne­go eta­pu twór­czo­ści (i życia) autor­ki śred­nie­go poko­le­nia (uro­dzo­nej w 1974 roku), ale tak­że utwór, któ­re­go poja­wie­nie się jest wyda­rze­niem zna­czą­cym dla lite­ra­tu­ry i kul­tu­ry serb­skiej.

Nie­zwy­kły cha­rak­ter tej publi­ka­cji poświad­cza kon­fu­zja spo­wo­do­wa­na fak­tem, że książ­ka uho­no­ro­wa­na w 2021 roku naj­bar­dziej pre­sti­żo­wą nagro­dą lite­rac­ką w Ser­bii, przy­zna­wa­ną corocz­nie w kate­go­rii „naj­lep­sza powieść roku”, jest wymy­ka­ją­cym się pró­bom geno­lo­gicz­nych kla­sy­fi­ka­cji wier­szo­wa­nym utwo­rem hybry­dycz­nym, któ­ry okre­ślić moż­na mia­nem współ­cze­snej powie­ści poetyc­kiej bądź poema­tu. Autor­ka, dekon­stru­ując świat (męskiej) ludo­wej epi­ki boha­ter­skiej i posłu­gu­jąc się prze­śmiew­czo jej kli­sza­mi, w auto­iro­nicz­nym geście powo­łu­je do ist­nie­nia baśnio­wą cza­row­ni­cę – Mile­nę, nar­ra­tor­kę i zara­zem gniew­ną anty­bo­ha­ter­kę poema­tu. Jest ona kobie­cym odpo­wied­ni­kiem nie­przy­wo­ła­ne­go eks­pli­cyt­nie kró­le­wi­cza Mar­ka, zna­ne­go z połu­dnio­wo­sło­wiań­skich pie­śni ludo­wych wędrow­ne­go zabi­ja­ki, odzna­cza­ją­ce­go się odwa­gą i prze­bie­gło­ścią, któ­re­go siła wyobraź­ni twór­ców bał­kań­skich lite­ra­tur naro­do­wych prze­kształ­ci­ła w sym­bol nie­zwy­cię­żo­ne­go opo­ru prze­ciw­ko turec­kie­mu najeźdź­cy.

dzia­dek był czet­ni­kiem kie­dyś
krzy­czał przez sen gdy przy­po­mniał sobie co zro­bił
wyrżnął męż­czyzn po dru­giej stro­nie wzgó­rza przy źró­dle
kie­dy nada­rzy­ła się oka­zja
męż­czyź­ni szli wte­dy po wodę sami
żeby się kobie­ty i dziew­czy­ny nie pie­przy­ły
gwał­tem albo chęt­nie
póź­niej prze­szedł do par­ty­zan­tów 1.

Nie­na­chal­nie nawią­zu­jąc (tak­że w war­stwie sty­li­stycz­nej) do etno­lo­gicz­ne­go zaple­cza kul­tu­ry patriar­chal­nej, z któ­rej wyra­sta wzo­rzec hero­icz­nej męsko­ści, Mile­na Mar­ko­vić two­rzy swój wła­sny, urba­ni­stycz­ny, pisa­ny wier­szem wol­nym i wiel­ko­miej­skim slan­giem auto­bio­gra­ficz­ny poemat epic­ki. Przy­wo­ła­na alu­zyj­nie patriar­chal­na matry­ca nie sta­no­wi wyłącz­nie pole­micz­ne­go punk­tu odnie­sie­nia, emble­ma­tu aktu­ali­zu­ją­ce­go wie­dzę o nie­je­dy­nych prze­cież źró­dłach serb­skiej kul­tu­ry, ale jawi się rów­nież jako rodzaj opre­syj­ne­go pięt­na, styg­ma­tu, któ­rym nazna­czo­na jest współ­cze­sność na pozio­mie codzien­ne­go życia. W zwięź­le, skró­to­wo i frag­men­ta­rycz­nie szki­co­wa­nej rodo­wej sadze, na któ­rą skła­da­ją się zapa­mię­ta­ne przez nar­ra­tor­kę sce­ny, w lapi­dar­nych por­tre­tach i bio­gra­mach jej bli­skich oraz rówie­śni­ków, odzwier­cie­dla się będą­ca źró­dłem nie­prze­pra­co­wa­nych traum burz­li­wa histo­ria Jugo­sła­wii od cza­sów dru­giej woj­ny świa­to­wej przez kon­flik­ty zbroj­ne towa­rzy­szą­ce roz­pa­do­wi kra­ju w latach 90. XX wie­ku aż do dzi­siej­szych zawi­ro­wań. Histo­rycz­ne doświad­cze­nia skut­ku­ją­ce wstrzą­sa­mi poko­le­nio­wy­mi nie są jed­nak w poema­cie przy­wo­ła­ne jako uza­sad­nie­nie ani tym bar­dziej uspra­wie­dli­wie­nie opre­sji, któ­rej doświad­cza, ale któ­rą tak­że gene­ru­je sama nar­ra­tor­ka.

Boha­ter­ka poetyc­kiej powie­ści auto­bio­gra­ficz­nej opi­su­je skró­to­wo, bez emo­cji, obce­so­wo i dosad­nie swo­je dzie­ciń­stwo oraz dora­sta­nie. Kalej­do­sko­po­we obra­zy urba­ni­stycz­ne­go pej­za­żu socja­li­stycz­ne­go osie­dla oraz prze­strze­ni miesz­ka­nia epa­tu­ją­ce­go tym­cza­so­wo­ścią i nie­za­ko­rze­nie­niem przed­sta­wi­cie­li nowej kla­sy prze­pla­ta­ją się z pozor­ną idyl­lą rusty­kal­nej rze­czy­wi­sto­ści waka­cji spę­dza­nych u dziad­ków na wsi, a chwi­le spon­ta­nicz­nej rado­ści i bez­tro­skie­go szczę­ścia – ze stra­chem, bez­rad­no­ścią i upo­ko­rze­niem. Frag­men­ta­rycz­ne i migaw­ko­wo pre­zen­to­wa­ne wycin­ki wspo­mnień odtwa­rza­ją per­spek­ty­wę dora­sta­ją­ce­go dziec­ka, kon­fron­tu­ją­ce­go wła­sne, zmie­nia­ją­ce się pra­gnie­nia, wyobra­że­nia i marze­nia o świe­cie oraz swo­im w nim miej­scu z rolą wyzna­czo­ną mu przez innych. Wyła­nia­ją­cy się z tych wspo­mnień obraz jest obra­zem prze­mo­cy, któ­rej źró­dłem są tak­że, a może nawet przede wszyst­kim, naj­bliż­si.

dzia­dek jest strasz­ny on mam­ro­cze
doty­ka pier­si i szpar­ki
dzia­dek to dia­beł gnom któ­re­go odpy­chasz
od sie­bie gdy zdy­bie cię za domem2.

Wypo­wiedź Mile­ny pozba­wio­na jest nut melo­dra­ma­tycz­nych i tonów oskar­ży­ciel­skich, a jej celem nie jest docie­ka­nie przy­czyn i szu­ka­nie win­nych. Choć w utwo­rze wyraź­nie wybrzmie­wa świa­do­mość śla­dów, jaki­mi histo­ria zna­czy­ła życie bli­skich boha­ter­ki, nasu­wa­ją­ca się mimo­wol­nie, nie­na­zwa­na wprost dys­funk­cyj­ność jako dia­gno­za kon­dy­cji spo­łe­czeń­stwa – począw­szy od jego pod­sta­wo­wej komór­ki, czy­li rodzi­ny – nie odno­si się jedy­nie do wybo­rów i postaw przed­sta­wi­cie­li poprzed­nich gene­ra­cji, ale przede wszyst­kim do oso­bi­stych doświad­czeń nar­ra­tor­ki. Naj­trud­niej­szym z nich oka­zu­je się macie­rzyń­stwo.

rodzi się następ­ne życie i tak
koń­czy się moje3.

Jest ono uka­za­ne dwo­ja­ko, przez pry­zmat cór­ki, odtwa­rza­ją­cej skom­pli­ko­wa­ne rela­cje z mat­ką: od rywa­li­za­cji z nią i wycho­dze­nia z jej cie­nia aż do momen­tu zamia­ny ról, spo­wo­do­wa­nej demen­cją mat­ki i koniecz­no­ścią prze­ję­cia opie­ki nad sta­rze­ją­cą się, przy­po­mi­na­ją­cą dziec­ko, bez­rad­ną kobie­tą. W tej per­spek­ty­wie, udzie­la­jąc odpo­wie­dzi na pyta­nia: „Skąd przy­cho­dzi­my? Kim jeste­śmy? Dokąd zmie­rza­my?”, Mile­na Mar­ko­vić uka­zu­je swe­go rodza­ju uwię­zie­nie w dzie­ciń­stwie, jawią­cym się jako punkt wyj­ścia i punkt doj­ścia ludz­kie­go życia. W takim uję­ciu nie­doj­rza­łość i nie­go­to­wość są nie­od­łącz­ny­mi atry­bu­ta­mi dzie­ciń­stwa, okre­śla­ny­mi mia­nem „pie­kiel­nej dzie­cię­cej struk­tu­ry”.

mój zło­ty syn o sze­ro­kich ramio­nach
brzu­cha­ty i bez­ro­zum­ny żyje w pie­kle
nie ma prze­szło­ści ani przy­szło­ści
nie doświad­cza momen­tów przej­ścia ani zmian
nie ma snów ani nadziei
jego świat to jego cia­ło
jego świat to ludzie któ­rzy go utrzy­mu­ją
w sta­łym poczu­ciu bez­pie­czeń­stwa
w nie­zmien­nej pie­kiel­nej
dzie­cię­cej struk­tu­rze

Kon­klu­zja ta odno­si się tak­że do doświad­cze­nia boha­ter­ki, mat­ki dziec­ka z nie­peł­no­spraw­no­ścią, co sta­je się impul­sem do prze­pro­wa­dze­nia auto­ana­li­zy zmie­rza­ją­cej do usta­le­nia przy­czyn nie­da­ją­ce­go się wyja­śnić nie­szczę­ścia. Ana­li­zu­jąc swo­je naj­wcze­śniej­sze prze­ży­cia z okre­su dzie­cię­ce­go i mło­dzień­cze­go, odtwa­rza­jąc prze­bieg cią­ży, przy­wo­łu­jąc oko­licz­no­ści przed­wcze­sne­go poro­du przez cesar­skie cię­cie, Mile­na obna­ża sie­bie i wła­sne nie­przy­go­to­wa­nie do roli, któ­ra sta­ła się jej udzia­łem, ale i kon­dy­cję świa­ta, odpo­wia­da­ją­ce­go na cho­ro­bę syna, bez­sil­ność mat­ki i cier­pie­nie oboj­ga z powo­du wyklu­cze­nia, pogar­dy oraz agre­sji. Bez­po­śred­niość, z jaką nar­ra­tor­ka opo­wia­da o intym­nym życiu swo­im oraz swo­jej rodzi­ny, o zma­ga­niach ze spo­łecz­ną styg­ma­ty­za­cją i pre­sją naj­bliż­szych, pró­bu­ją­cych zara­dzić „wsty­dli­we­mu” pro­ble­mo­wi, brak eufe­mi­za­cji w nazy­wa­niu uczuć: miło­ści prze­pla­ta­ją­cej się z nie­na­wi­ścią, stra­chem, poczu­ciem wsty­du i roz­pa­czą, nasu­wa­ją myśl, że za pomo­cą wypo­wie­dzia­ne­go jed­nym tchem mono­lo­gu kobie­ta doko­nu­je samo­oka­le­cza­nia, któ­re ma przy­nieść uko­je­nie – uśmie­rzyć ból. Moc­ny, dosad­ny, wul­gar­ny, pozba­wio­ny eufe­mi­zmów język Mile­ny Mar­ko­vić jest narzę­dziem w poje­dyn­ku, któ­ry toczy ona z oto­cze­niem, ale i z wła­sny­mi sła­bo­ścia­mi – jest for­mą obro­ny przed świa­tem, maską skry­wa­ją­cą roz­pacz i gniew kobie­ty dźwi­ga­ją­cej wynio­śle swój los.

byłam dum­na że jestem szu­mo­wi­ną nowe­go bel­gra­du
i po dziś dzień jestem […]
jestem śmie­ciem kur­wą zdraj­cą pogan­ką
jestem tchó­rzem i wyrod­kiem4.

Okładka książki Mileny Marković pod tytułem „Dzieci".
Milena Marković, „Dzieci", tłum. Dorota Jovanka Ćirlić, Wrocław: Wydawnictwo Warstwy, 2025.

Pro­ces dora­sta­nia i doj­rze­wa­nia, pre­zen­to­wa­ny w kalej­do­sko­po­wo zmie­nia­ją­cych się migaw­kach, będą­cych aso­cja­cyj­nym stru­mie­niem wspo­mnień, nie dopro­wa­dza jed­nak nar­ra­tor­ki do wyj­ścia poza pozy­cję out­si­de­ra, któ­ra jawi się boha­ter­ce jako sta­ły i jedy­ny moż­li­wy spo­sób ist­nie­nia w świe­cie. Mężat­ka i mat­ka dwóch synów (star­szy, pogrą­żo­ny „w pie­kle teraź­niej­szo­ści”, wciąż „prze­ży­wa jeden ten sam nie­koń­czą­cy się dzień”) odnaj­du­je swo­ją prze­strzeń w świe­cie osob­nym, wyobra­żo­nym, w rze­czy­wi­sto­ści rów­no­le­głej, któ­rą bie­rze we wła­da­nie jako baśnio­wa cza­row­ni­ca. Przy­słu­gu­ją­cy boha­ter­ce poema­tu sta­tus wład­czy­ni tego świa­ta, sta­no­wią­cy zwień­cze­nie jej snów o potę­dze (byciu pięk­ną, mądrą, kocha­ną, o byciu artyst­ką i kobie­tą moc­ną), tyl­ko pozor­nie przy­na­le­ży jed­nak do prze­strze­ni bytów fan­ta­zma­tycz­nych. Punk­tem doj­ścia Mile­ny jest bowiem pozy­cja odno­szą­cej suk­ce­sy autor­ki, nie tyl­ko kreu­ją­cej alter­na­tyw­ne fik­cyj­ne świa­ty, ale tak­że reali­zu­ją­cej wła­sne marze­nia o sobie jako sil­nej kobie­cie, któ­rej polem wal­ki jest codzien­ność.

mnie
wciąż zapra­sza­ją w pięk­ne miej­sca więc podró­żu­ję
dosta­ję nagro­dy gra­ją moje sztu­ki
uka­zu­ją się książ­ki
pierw­szy raz widzę fran­cję
ani razu nie pomy­śla­łam o swo­im dziec­ku5.

Poemat Mile­ny Mar­ko­vić nale­ży trak­to­wać jako pastisz epo­su, w któ­rym tra­dy­cyj­nie rozu­mia­na męskość hero­icz­na (uoso­bio­na przez wojow­ni­ka i ojca) oraz kobie­cość (repre­zen­to­wa­na przez figu­rę żony, mat­ki oraz cór­ki) zosta­ją zde­kon­stru­owa­ne przez wpi­sa­nie w oba te fan­ta­zma­ty „pie­kiel­nej struk­tu­ry” dzie­ciń­stwa. Pod­da­ne przez nar­ra­tor­kę dez­i­lu­zji, jawi się ono jako chro­nicz­na nie­go­to­wość i nie­moż­ność osią­gnię­cia samo­dziel­no­ści, a roz­po­zna­nie to ma tak­że cha­rak­ter poko­le­nio­wy – to opo­wieść o gene­ra­cji, dla któ­rej dra­mat krwa­we­go roz­pa­du Jugo­sła­wii ozna­czał dez­in­te­gra­cję prze­strze­ni dzie­ciń­stwa i dora­sta­nia. Destruk­cja ojczy­zny, doko­nu­ją­ca się na oczach mło­dych ludzi, nie­ma­ją­cych wpły­wu ani na obli­cze wła­sne­go kra­ju, ani tym bar­dziej na prze­bieg dra­ma­tycz­nych wyda­rzeń, zapo­cząt­ko­wa­ła kry­zys i trwa­ją­cy do dziś regres Ser­bii, wyzwa­la­jąc w spo­łe­czeń­stwie (nie tyl­ko u rówie­śni­ków Mile­ny Mar­ko­vić) poczu­cie wrzu­ce­nia w zasta­ną rze­czy­wi­stość.

Dra­mat nie­mo­cy, bez­sil­no­ści, spo­łecz­ne­go nie­przy­sto­so­wa­nia oraz nie­ade­kwat­no­ści, ozna­czo­ny sym­bo­licz­nie ura­sta­ją­cą w poema­cie do ran­gi domi­nan­ty figu­rą auty­stycz­ne­go dziec­ka, pozba­wio­ne­go prze­szło­ści i przy­szło­ści, nie wyzna­cza jed­nak koń­ca marzeń nar­ra­tor­ki o lep­szym świe­cie. W jej wspo­mnie­niach pobrzmie­wa­ją tak­że prze­ży­cia i pla­ny zwią­za­ne z wyzna­cza­ją­cy­mi jej życiu nową per­spek­ty­wę naro­dzi­na­mi dru­gie­go, zdro­we­go dziec­ka, któ­re stop­nio­wo coraz inten­syw­niej anga­żu­je emo­cje boha­ter­ki, pro­wa­dząc ją do nie­spo­dzie­wa­nej prze­mia­ny. Skie­ro­wa­ne do nie­go sło­wa:

idź synu mój dale­ko
żyj ucz się patrz wyba­czaj
i nicze­go nie
zapo­mnij6,

wypo­wia­da­ne w baśnio­wej sce­ne­rii pokry­te­go śnie­giem bia­łe­go gro­du – Bel­gra­du, obna­ża­ją zaska­ku­ją­ce obli­cze odmie­nio­nej Mile­ny – nie­gdy­siej­szej cza­row­ni­cy. Przy­wo­ła­ny aso­cja­cyj­nie w jej wypo­wie­dzi obraz naro­dzin Chry­stu­sa nie tyl­ko kon­kre­ty­zu­je czas akcji ostat­niej sce­ny poema­tu, ale tak­że nie­spo­dzie­wa­nie wska­zu­je na zamiar nobi­li­ta­cji kate­go­rii macie­rzyń­stwa, ojco­stwa i dzie­ciń­stwa, sca­lo­nych w chrze­ści­jań­skiej per­spek­ty­wie świa­to­po­glą­do­wej, będą­cej dla serb­skiej pisar­ki – jak się wyda­je – źró­dłem wia­ry, nadziei i miło­ści. Albo tyl­ko marze­niem.

 

1 M. Mar­ko­vić, Dzie­ci, tłum. D.J. Ćir­lić, Wro­cław: Wro­cław­ski Dom Lite­ra­tu­ry; Wydaw­nic­two War­stwy, 2025, s. 24.

2 Tam­że, s. 12.

3 Tam­że, s. 37.

4 Tam­że, s. 30.

5 Tam­że, s. 81.

6 Tam­że, s. 162.

– jugoslawistka, literaturoznawczyni i tłumaczka.

więcej →

– serbska poetka, dramatopisarka i scenarzystka.

więcej →

Powiązane teksty

18.10.2025
Przez gender

Inne drogi feminizmu, czyli o tym, dlaczego nie wszystkie jesteśmy gospodyniami domowymi

Autorka w centrum rozważań umieszcza kwestię pracy. Przygląda się opłacanej i nieopłacanej pracy reprodukcyjnej, którą ujmuje w szerokim aspekcie – jako proces wprzęgnięty w tworzenie życia na poziomie biologicznym, społecznym oraz międzypokoleniowym – o książce Susan Ferguson Kobiety i praca. Feminizm, zatrudnienie i reprodukcja społeczna pisze Katarzyna Szopa.

08.10.2025
Recenzje

Zbyt głośne przedawnienie, czyli konserwatyzm po czesku

Podkoloryzowana (czy wręcz zmyślona) historia Prawomiła przywodzi na myśl pastisz konwencji szpiegowsko-wojennej i środkowoeuropejski „realizm magiczny”. Równocześnie losy protagonisty stają się soczewką, w której odbijają się najważniejsze wydarzenia z historii Czechosłowacji – o powieści Petra Stančíka Prawomił albo Niedawne przedawnienie pisze Błażej Szymankiewicz.