Po przepoczwarzeniu muszki owocówki wyruszają na poszukiwanie owoców, na których mogą złożyć jaja. Aby przetrwać, muszą nieustannie jeść, a ich cykl życia trwa przeciętnie około czterdziestu dni. Obecność tych drobnych, uciążliwych i często tępionych przez ludzi owadów staje się oznaką, że coś się psuje. Tym bardziej cieszy mnie, że właśnie one otrzymują głos w niezwykłej debiutanckiej książce Eweliny Figarskiej jestem małą muszką owocówką, przyleciałam na ciebie popatrzeć. Autorka pozwala owadom mówić – z upodobaniem zbliżają się one do materii słowa, wylegują w miąższu przejrzałych metafor i nie odlecą, dopóki nie przypomną o rozkładzie, który jest tutaj esencją życia.
Bezimienna bohaterka słyszy z mieszkania sąsiada donośny, paraliżujący bas. Lubię myśleć, że to głośno puszczona płyta Eartheater o tytule RIP Chrysalis (Spoczywaj w pokoju, poczwarko). Tytułowy insekt z tego albumu muzycznego w zaskakujący sposób koresponduje z muszką Figarskiej. Oba te światy – muzyczny i literacki – zapowiadają fascynujący cykl przemian tożsamościowych. W muzyce Eartheater pojawia się wielogłosowość: zawodzący sopran, słaby jęk, niski baryton, głos zmechanizowany, szczebiotliwy, nieludzki – wcielenia Alexandry Drewchin. Mam wrażenie, że muszki Figarskiej powtarzają chórem jej muzyczną frazę identity crisis, proponując tym samym rewolucję przepoczwarzania – zarówno w języku, jak i w sposobie myślenia o świecie.
WIDOK I, WIDOK II, WIDOK III i WIDOK IV to części książki – sceny, niemal gesty literackie, a równocześnie wariacje na temat rozpadu pojęć, które znamy i identyfikujemy jako ludzie. Pomysł na oddzielenie się od człowieczego postrzegania i ciała pobrzmiewa już w początkowych wyznaniach bohaterki:
wczoraj, kiedy brałam prysznic i jedną ręką trzymałam natrysk, wydawało mi się, że mam trzy ręce. chociaż prawa ręka sprawiała wrażenie nieaktywnej. aktywna była ta, której nie było. można powiedzieć więc, że mam ciała wymienne. napływające. doczepiają mi się ręce i trochę wyłącza się głowa. o tym myślę, kiedy bas pochłania mnie całą i wyłącza większość moich funkcji. wtedy jestem patrzeniem i myślę o tym, jak by to było uciec z ciała, jak by to było przykleić się pod stół i zostać podsłuchiwaniem. czy to nie lepszy pomysł niż tkwienie w człowieku?1
W pierwszej części książki pojawia się motyw patrzenia skupionego na nicości – osoba patrzy, patrzy i nic się nie wydarza. W tej stagnacji uwidocznia się kluczowy element literackiej koncepcji Figarskiej: samo patrzenie staje się tu bohaterem. Autorka przywraca mu jego materialność, jego ścisły związek z ciałem, z lękiem i pustką. Zamykanie powiek nie łączy się tutaj ze snem i odpoczynkiem, lecz z ryzykiem zniknięcia, przepadnięcia, napotkania myśli o nieznanym pochodzeniu. W ten sposób skinienia, mrugnięcia, rzeczy i zjawiska dziwne i pomijane zyskują szansę na przemianę w bohaterów. Osoba, która „hoduje krety”, nagle staje się osobą-kretem; potężna kobieta rodzi słońce, które rozsadza jej ciało; jajo kopane na ulicy przez ludzi przechowuje w sobie życiodajną wodę; chłopakowi-lornetce przypisuje się obciążającą funkcję rodzenia. Codzienność fermentuje.
Figarska proponuje, by wyzbyć się przekonania, że ludzkie widzenie to jedyna słuszna perspektywa. Muszka owocówka siada na pstryczku, zapala światło i kieruje całą opowieścią. To ona decyduje, co wydobyć z ciemności, a co pozostawić w półmroku. I może właśnie w jej drżeniu i wahaniu, między ujawnieniem a ukryciem, pojawia się pomysł, żeby spojrzeć na rzeczy na nowo.
W WIDOKU II muszki przysiadają na lepkim stole kuchennym – miejscu, które jest miniaturą świata. Z jednej strony banalnym, codziennym, z drugiej kosmicznym, ponieważ obok domu jest następny dom, dalej ulica, miasta, państwa, kontynenty, a jeszcze dalej morza i oceany. Kosmos ten rodzi się w kuchni, powstaje z fermentu, wyrasta z brudnego naczynia po zupie pomidorowej i przybiera niewyobrażalne rozmiary, docierając aż do najdalszych galaktyk. Figarska bawi się więc skalą – w jednej chwili zagląda w mikroskop, w następnej patrzy przez teleskop. To, co maleńkie i domowe, odbija się w ogromnym i pozaludzkim.
Pojawia się tu także wątek baśni, w której to, co drobne i kruche, nabiera wymiaru uniwersalnego. Brzydkie kaczątko Hansa Christiana Andersena – w pewnym sensie przepisane tutaj na nowo – traci niewinność i zamienia się w opowieść o bólu narodzin i niespełnieniu. Wyklute z jaja brzydkie pisklę mówi o snach i popędach, utracie serca kobiety, później zakochuje się i traci ja-drzewo-konia. W baśni Andersena staje się łabędziem; w książce Figarskiej pozostaje samotne, miękkie i niepewne. Pisarka odwraca sens przemiany: dojrzewanie nie prowadzi tu do piękna i spełnienia, lecz do zagubienia i zanikania. Mimo to ów wniosek wybrzmiewa niezwykle subtelnie, jest prawie niedostrzegalny – jak echo urwanej, nieukończonej opowieści.
Podobny los spotyka inne postaci: ja-drzewo-konia, kobietę-cyklopa, osobę-kreta. Bohaterowie pojawiają się pomiędzy snem a jawą, są czymś między ciałem a duchem. Ich los jest wątpliwy, zanikają w nicości. Blisko im do Śnigrobka Bolesława Leśmiana – bohatera, który „wsnuł się do krainy półduchów i półciał”2 i tam zakochał się w nierozeznawce, istocie nieokreśloności. Bohaterowie Leśmiana, podobni nieco do postaci z książki Figarskiej, są groteskowi, często odnoszą się do śmierci, fantastyki, estetyki brzydoty a także do samego języka. Jak pisze Anna Czabanowska-Wróbel, powołując się na ustalenia Elżbiety Sidoruk: „Poetycka groteska Leśmiana jest […] spleciona ściśle z tematyką eschatologiczną”3. Pokuszę się więc o tezę, że zarówno w poezji Leśmiana, jak i w prozie Figarskiej „próżnia” czy „niebyt” odsyłają do „ontologii nicości” – gdzie formy, sposoby i warunki istnienia są zadziwiająco bogate. Dzieje się tak dlatego, że nicość staje się podmiotem lub przedmiotem działań, na różne sposoby zbliżając się do pokrewnych pojęć lub się od nich oddalając. Michał Głowiński zauważał w twórczości Leśmiana „przeczenia” w odniesieniu do zjawisk przestrzennych, czasu i kategorii substancjonalnych, pisał o „procesie odejmowania wszystkiego, pozbawiania rzeczy tych składników, które im przysługują”4. Figarska zdaje się podążać Leśmianowskim tropem, potrafi niezmiernie szybko przeistoczyć ja-drzewo-konia w zwykłego konia na obrazku, a także przyznać, że kobieta-cyklop to tak naprawdę Baba-Jaga. Autorka odejmuje i dodaje postaciom znaczenia, korzysta z wszechogarniającej nicości, na bieżąco przetwarza sensy, tak aby nigdy nie doszło do skrystalizowania jednego wyobrażenia. To, co łączy muszki z Leśmianowską poetyką, to także problematyka „poezji niemożliwej”. Jej twórca, Tymoteusz Karpowicz, pisał, że w tekstach Leśmiana pojawia się „pragnienie posiadania tego, czym się jest”, oraz rozróżnienie na to, co znaczy w poezji „istnieć”, a co „posiadać istnienie”5. Figarska, podobnie jak Leśmian, kreuje świat z atrapami bytów. Godne podziwu jest to, że zaprasza do medytacji nad nietrwałością i pozwala rzeczom mówić w ich własnym imieniu. W jej książce głos zabierają „epizod” czy „nienazwana substancja”. Pojęcia i zjawiska zyskują świadomość, wychodzą z tła, domagają się uznania – jakby narracja pękała, żeby dopuścić do głosu to, co dotąd było nieme. Bohaterowie często nie wiedzą, kim są; podejrzewają się o coś, wątpią w swoje istnienie. Ich relacje są raczej formami współtrwania niż spotkania. Każda z postaci jest osobna, a równocześnie wszystkie wydają się emanacjami jednej wątpliwości: czy da się zaakceptować, że rozproszone zjawiska i wyobrażone byty przekazują coś istotnego? Jestem przekonana, że jest to jeden ze sposobów na adekwatny opis rzeczywistości, ponieważ stworzone nie-byty zawsze odsyłają do zastanych bytów czy pojęć. W tej gęstej i tajemniczej materii słów jest więc miejsce dla Figarskiej jako poetki-prozatorki-artystki-dziecka, która ma prawo do zachwytu nad ciągłymi odniesieniami, spiętrzeniami i do odkrywania ich nowych potencjalności.
W WIDOKU III postaci gubią się w przestrzeni, podejrzewają, że są martwe. Ich rozmowy toczą się w atmosferze seansu spirytystycznego: ożywiony epizod twierdzi, że zanudzi innych na śmierć, jeśli zacznie opowiadać, kim jest; osoba-kret nie chce być martwa ani występować w wiadomościach; kobieta z kroplą na głowie mało pamięta; Baba-Jaga jest zmęczona i chciałaby wreszcie pójść do domu; brzydkie kaczątko przyznaje, że zawsze było zagubione i nigdy nie miało domu; ja-drzewo-koń ginie przypadkiem – było sobą albo drzewem, albo koniem, i po prostu szło przed siebie. To świat po erozji znaczeń, w którym nawet duch pragnie przejrzystości i pustki, żeby nie musieć obijać się o przypadkowe rzeczy. Figarska snuje swą narrację, w mistrzowski sposób zachowując przy tym humor – jej duchy, krety i muszki mają w sobie urok, nieporadność i ciepło. Wciąż jeszcze próbują się nawzajem dotknąć, pogłaskać, znaleźć jakiś sens we wspólnym obcowaniu.
Punktem kulminacyjnym książki jest WIDOK IV, gdzie świat ostatecznie się kończy, lecz język wciąż działa – zachowuje zdolność przeobrażania się. Pojawiają się tu niszczyciele, personifikacje destrukcyjnych sił: znużenia, zwątpienia, pragnienia końca. Narratorka konstruuje dla nich atrapę – alternatywny, pusty świat, w którym nie ma już chęci mówienia, w którym słychać bicie serca niszczyciela. W atrapie wszystko jest z cegieł – nawet jedzenie. Niszczyciel, uwięziony w tym świecie, umiera więc śmiercią głodową albo na niewydolność jelit, albo wariuje. Słyszy własne bicie serca, co staje się dla niego koszmarem. Zniszczenie, które miał sprowadzić, pochłania zarówno atrapę, jak i jego samego – a także tę, która go wymyśliła. To nieuchronne: bliskość jest tu formą zagłady.
W tej opowieści wszyscy kłamią, a prawda nie różni się od kłamstwa. Autorka przyznaje, że niewiele wiemy – jesteśmy niczym poznawcze tabulae rasae, dźwigające ciężar cudzych uczuć. Najtrudniejsze przesłanie książki dotyczy naszego celu w świecie: jesteśmy bowiem po to, żeby przegrywać – jak mrówki-idiotki, które wiedzą jedynie, że nie wolno im zjeść trutki. Ale autorka przewrotnie tę zasadę unieważnia, pozwala mrówce – motywowanej ciekawością czy upodobaniem, a może kierowanej głupotą – na zjedzenie trutki. Gest Figarskiej jest rodzajem autotematycznego żartu: w świecie, w którym wiedza i instynkt nie chronią już przed samozagładą, mądrość ustępuje miejsca impulsowi, a ocalenie – przyjemności zniszczenia. Mrówka-idiotka staje się więc figurą ludzkiej głupoty rozpisanej na skalę poznawczą i egzystencjalną: to obraz istoty, która ginie, ponieważ nie potrafi odróżnić ciekawości od potrzeby, i która w swojej śmierci rozpoznaje jedyny moment autentycznego doświadczenia.
Ale oddajmy jeszcze głos muszkom owocówkom. Wypowiadają one zdanie, które można uznać za kluczowe: że każda historia powinna dążyć do miłości. Czym jest tutaj miłość? Najprawdopodobniej przedłużeniem procesu gnilnego, który łączy wszystkie byty. Nie ma więc charakteru emocjonalnego czy romantycznego. Jest raczej zasadą istnienia – siłą spajającą materię, rytmem przepływu i przemiany. To miłość rozumiana jako współgnicie, jako zgoda na wymieszanie się z innymi formami życia, zgoda na utratę wyraźnych granic i na brak zadowalającej puenty całej opowieści. To jak pogodzenie się z faktem, że umieramy i zostajemy zjedzeni przez robaki. Jak akceptacja symbiozy między ulotnym językiem a wątpliwymi bohaterami. Dlatego kiedy w WIDOKU IV okazuje się, że skończyli się ludzie i zwierzęta, nie ma muszek, a ktoś robi kakao – nie jest to ani pesymistyczny finał, ani apokalipsa. To raczej potwierdzenie, że życie i śmierć współistnieją i nie ma w tym nic spektakularnego. To akceptacja gnicia i świadomość, że trzeba wypić kakao i w końcu iść spać. Po prostu.
Ewelina Figarska pisze z filozoficzną głębią i rzadko spotykaną lekkością. Książka jestem małą muszką owocówką… to debiut świadczący o wyjątkowej wrażliwości autorki – dotykający granic języka. To proza-poezja równocześnie groteskowa i przenikliwa, skupiona na obserwacji i pełna plastycznych opisów. To jeden z tych głosów, które przywracają literaturze zdolność ukazywania osobliwości ludzkich pojęć.
1 E. Figarska, jestem małą muszką owocówką, przyleciałam na ciebie popatrzeć, Gdańsk: słowo/obraz terytoria, 2025, s. 5.
2 B. Leśmian, Śnigrobek, online: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/napoj-cienisty-snigrobek.html [dostęp: 27.11.2025].
3 A. Czabanowska-Wróbel, Twórczość Bolesława Leśmiana. Studia i szkice. Pod redakcją Tomasza Cieślaka, Barbary Stelmaszyk. Kraków (2000): Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, ss. 432 [recenzja], „Pamiętnik Literacki” 2002, nr 1, s. 186, online: https://rcin.org.pl/ibl/Content/121389/PDF/WA248_86264_P-I-30_wrobel-tworczosc_o.pdf [dostęp: 27.11.2025].
4 M. Łukaszuk, Czujne istnienie w doczesności. Raz jeszcze o dominancie w twórczości Bolesława Leśmiana, „Colloquia Litteraria” 2018, nr 2, s. 15–16. Zob. też M. Głowiński, Leśmian. Poezja przeczenia, „Pamiętnik Literacki” 1976, nr 2.
5 M. Łukaszuk, Czujne istnienie…, s. 21. Zob. też T. Karpowicz, Poezja niemożliwa, „Poezja” 1967, nr 12.