W metakrytycznym szkicu o charakterze programowym dla zbioru esejów Stratygrafie (2010) Joanna Mueller pisała, że chęć bycia krytyczką wynika z „uporu poszukiwania idealnego, a więc z góry już utraconego dzieła”1. Sploty poezji i krytyki w zbiorze tekstów filozoficzno-krytycznych o utopii języka poetyckiego tworzyła wówczas przez wiązanie krytycznoliterackich lektur poezji (na przykład Andrzeja Sosnowskiego, Jarosława Lipszyca, Marty Podgórnik), ale także przez poetyckie sondowanie krytycznych dyskursów (jak choćby propozycji Jacka Gutorowa). W kolejnym zbiorze esejów, Powlekać rosnące (Apokryfy prenatalne) (2013), Mueller mieszała (a właściwie „mąciła”) eseistyczno-krytyczną formę i wyraźnie autobiograficzną dykcję, wypracowując autorski idiom feministycznej krytyki osobistej w postaci „apokryfów prenatalnych” – osobliwego „zroślaka” poetycko-intymno-naukowego, jak sama mówiła w rozmowie towarzyszącej wydaniu tej publikacji2. Zrastanie dyskursów, mącenie porządków, splatanie form życia (publiczno-naukowego i intymno-cielesnego) były więc trwałymi składowymi projektu artystycznego Mueller, której twórczość poetycka rozwijała się równolegle od książkowego debiutu tomem Somnambóle fantomowe w 2003 roku.
W 2025 roku Joanna Mueller dokonuje innego zmieszania – komponuje antologię swojej twórczości poetyckiej, obejmującą utwory z dwudziestu pięciu lat pisania, w tym również tego, które dotąd nie trafiło do czytelniczek i czytelników. Antologia Zmieszane nie jest wyłącznie wyborem wierszy – dawnych znanych, dawnych niepublikowanych i zupełnie nowych, premierowo dopiero ukazujących się w antologizowanym układzie.
Jest raczej autorską interwencją w status dotychczasowej recepcji; swoistym projektem autointerpretacji, potencjalnie mieszającym w samych wierszach, a także w formułach krytycznych, którymi komentować można było pojedyncze, kolejno wydawane tomy.
Formułach wskazujących choćby na stopniowe wyłanianie się konkretnych strategii (nazywanych zaangażowaniem, politycznością, feministyczną rebelią) w ramach osi czasu z wektorem skierowanym ku najdojrzalszej, ponieważ najpóźniejszej twórczości. Porządek zaproponowany przez Mueller wyznaczają tytuły części i związane z nimi problemy – to pierwszy poziom układu. Na drugim widoczna jest pewna dążność autorki do kumulacji sensów w antologii, lecz zupełnie innego rodzaju niż stabilizowanie wątków, które rozwijała od wydania debiutanckiego tomu. Spróbujmy więc przyjrzeć się kolejno obu poziomom układu, skonstruowanego w ramach „nowego rozdania”, jak w jednym z dwóch spisów treści (pierwszy to oś czasu, czyli porządek publikacji tomów) nazywa swój gest poetka.
„Zroślaki” problemowe
Mueller podzieliła Zmieszane na szesnaście części, a każdą z nich opatrzyła tytułem o mniej (na przykład Wulkany w kieszeniach kangurzyc) lub bardziej (jak choćby Hierodula/L4 czy Szwendolino) sugestywnych znaczeniach, stanowiących potencjalne klucze interpretacyjne, czy po prostu lejtmotywem danej całostki. Każdą ze wspomnianych części tworzą wiersze z różnych tomów, swoiste montaże utworów z różnych lat, co z zasady w miejsce chronologii i linearności wprowadza żywioł składania różnych czasów, czyli anachronizm. Ten zaś najciekawszy jest wtedy, gdy wykonamy pracę „odpominania” oryginalnych rodowodów konkretnych wierszy, by zorientować się na przykład, że między napisaniem utworów, które znajdują się na sąsiednich stronach, upłynęły dwie dekady. Nie chodzi tu wyłącznie o efektowne szyfry, znaczące dopiero wówczas, gdy czytelniczki i czytelnicy zaczną posługiwać się oboma spisami treści, by zlokalizować pierwotne rozdanie określonego wiersza. W końcu – jak w jednym z dawniejszych już utworów (drążel) pisała sama Mueller – „żadnego sekretu nie ma i nie będzie”. Stawką jest raczej świadomość, jak trwałe w projekcie poetyckim autorki Wylinek są kwestie, o których nieczęsto pisano w kontekście jej poszczególnych tomów.
Wzmiankowana już część Szwendolino jest pod tym względem niezmiernie interesująca, ponieważ jej wehikułem są wiersze zestawione tak, by zderzać ze sobą podmiotowości, które dysponują różnymi punktami widzenia: zostały umocowane w jakiejś więcej-niż-ludzkiej skali (Pieśń cieśni, Gdzie nas nie ma w wyobrażeniu góry lodowej) i rozgrywane są w napięciu między doświadczeniem nieogarnialnej przestrzeni a „cieśnią”. To właśnie w tym napięciu określana bywa kondycja „ja” mówiącego, które w wierszach Mueller często mierzy się z różnymi formami zacisku – przez tresurę społeczną dziewczynek i przez językowe formowanie się. Ale to akurat wątki dość często komentowane w twórczości Mueller.
Tym natomiast, co przesuwa akcenty (choćby w „Szwendolino”), jest nacisk na ruch, skalę przestrzeni, a wreszcie również na motyw miasta, który okazuje się niezmiernie istotny w przetasowanych na nowo wierszach.
Dwa sąsiadujące ze sobą utwory – ćmiasto (interroryzacja) i eine kleine Überraschung – dzieli dokładnie dwadzieścia lat. Pierwszy, zamieszczony w debiutanckich Somnambólach fantomowych, to głos podmiotki przemykającej przez miasto, uchodzącej z publicznej przestrzeni. Wiersz drugi – pochodzący z 2023 roku, ale dotąd niepublikowany – to zestaw imperatywów, okrzyków rodem z publicznych manifestacji: na jednej z nich może wydarzyć się niespodziewana tragedia – rebelia, która niejako przymusowo oczyszcza przestrzeń, opróżnia ją z ludzi i znaków. Kluczem jest tu zestawienie obu wierszy: ich układ sprawia, że można czytać je jako dyptyk o przestrzeni publicznej – o jej zajmowaniu, ustanawianiu i oczyszczaniu. Część Szwendolino traktuje także o granicach, które zostają zatarte przez układy wierszy – między innymi dlatego, że w Zmieszanych poetka uwzględnia również utwory ze swojego tomu Piraci dobrej roboty… (2017), powstałego przede wszystkim z myślą o dziecięcych odbiorcach. W nowym układzie wiersz Manatki manatki (długa bajka o zwlekaniu), pierwotnie opublikowany w „pirackim” tomie, zmienia się z bajki w dość gorzką opowieść o odraczaniu życia, a także o zakłóceniu czasowych i ontologicznych porządków. Dzieje się tak, ponieważ na jego odbiór wpływają sąsiadujące z nim wiersze.

To właściwie sedno autorskiego projektu o tytule Zmieszane: rekontekstualizacja, która pozwala odsłonić nowe (lub przynajmniej dotąd mniej rozpoznane) możliwości znaczeniowe wierszy. Także: wierszy przedstawiających na przykład rozmaite odmiany apokaliptycznych obrazów – różne wieszczenia końca świata i różne podejścia do kresu dziejów. Właśnie tym, jak sądzę, jest zbiór utworów składających się na przedostatnią, sugestywnie zatytułowaną część Musimy zamykać system. Zebrane w niej wiersze katalogują strategie proroczych wizji i prorokujących podmiotowości, przewidujących rozmaite końce. Jest tu więc monolog złowrogiej kikimory, grożącej światu i wypowiadającej swoje groźby w formach rozbrajania frazeologizmów, czyli: wieszczącej koniec przez deklasację językowych konwencji. Ale znajduje się tu również monolog innej istoty – także nieludzkiej, snującej powolną apokalipsę przez zakłócenie porządku śmierci i narodzin. Końce światów, które Mueller zbiera ze swoistych „rozproszeń” w różnych tomach, wiążą się z zakłóceniami relacji na linii słowo–rzeczywistość, czyli z awariami w systemie znak–znaczenie; z zamykaniem systemu również na poziomie możliwości słów. Dlatego ważne jest, że po tej części autorka zaproponowała ostatnią, noszącą tytuł Dodatek osłonowy – swoistą postapokalipsę albo – gdyby podjąć inny nieco trop – osłonę przed apokalipsą. Co takiego można więc potraktować jako przeciwapokaliptyczną tarczę? Z pewnością stanowczą odmowę odgrywania traum w ramach ustalonych konwencji (wolałabym nie), a także rozbudowany poemat przedstawiający piratów dobrej roboty – piratów ostatecznie wykonujących „dobrą robotę”, ponieważ działających na rzecz wspólnoty. Podmiotka opowiadająca historię piratów upomina się o wzajemną pomoc i dobro, które uosabiają właśnie piraci. Zamieszczenie tego poematu w Dodatku osłonowym, zaraz po wierszu wolałabym nie, jest więc aktem krytycznym w podwójnym sensie: po pierwsze świadczy o krytycznym potraktowaniu dziecięcej bajki nie jako naiwnej historii o moralizatorskim rysie, ale jako opowieści dla wątpiących dorosłych, być może zbyt skorych do marginalizowania wspólnotowych nadziei. Po drugie wehikułem krytyki okazuje się montaż, zestawienie wierszy w równym stopniu sprzeczne (na pierwszy rzut oka to skutek napięcia między negacją a afirmacją), co intrygująco rozwijane: odmowa konwencjonalnego przepracowywania traumy przechodzi w fantastyczną opowieść o nieistniejącej wspólnocie dobrych piratów. Niczym przymierzanie wspomnianej traumy do zupełnie nieadekwatnych do niej form poetyckiego wyrazu.
Można więc Zmieszane czytać konstelacyjnie, czyli według układu problemów zapowiadanych w tytułach kolejnych części. Uwidaczniają się one przede wszystkim między poszczególnymi wierszami – ich pierwotne znaczenia, w dużym stopniu warunkowane przez miejsce pierwodruku, ulegają przeobrażeniu pod wpływem nowo zaaranżowanych sąsiedztw, które Mueller wyznacza tak precyzyjnie, że zabiegi interpretacyjne czytelników nowego rozdania są przez poetkę niemalże nadzorowane.
Ponieważ w „Zmieszanych” nie chodzi o to, by udowodnić, że sens wiersza zmienia się w zależności od kontekstu. Chodzi o pokazanie, że składową znaczenia jest kompozycja zarówno części, jak i całości tomu.
Całokształt(y)
Zmieszane można czytać nie tylko z uwzględnieniem podziału na części, lecz także w trybie linearnym, czyli od pierwszego do ostatniego wiersza. A rama jest w tym tomie, jak wszystko zresztą, znacząca. Przed ramą wyznaczaną przez wiersze samej antologistki znalazło się motto z Adrienne Rich, poetki przywoływanej w rozmowie o Powlekać rosnące w roli (między innymi) reprezentantki feministycznej krytyki osobistej. Wybrany na początek Zmieszanych fragment z tekstu Rich dotyczy schodzenia do oceanicznej głębi, która mąci osobność podmiotki. Po przywołanym fragmencie trafiamy na pierwszy, wspominany tu już wiersz, zaznaczający relację pisania i autowiwisekcji, odkrywania siebie przez podmiotkę. I wreszcie – cały tom kończy się krótkim wierszem warum: „ja tylko chciałam / mieć większy udział / w sobie samej”3. Można by więc zastanawiać się nad wspomnianymi „ramującymi” wypowiedziami jako nad kierunkiem lektury. W jej centrum może znaleźć się kwestia relacji poetyckiego „ja” (w jego rozmaitych, również niekoniecznie ludzkich emanacjach) do formuł jego wyrazu, w tym zwłaszcza do technik koniecznych, by negocjować suwerenność głosu i osiąganie jej przez przymiarki (a może: przypisanki) ról oraz treningi form zależności (uprzedmiotowienia) – jedne i drugie są niezbędne do wypowiedzenia właśnie tego „ja”.
W tak ujmowanym trybie czytania poszczególne „zroślaki” problemowe są kolejnymi aspektami poetyckiego mierzenia się z podmiotowo-przedmiotowym splotem, oświetlanym tu przez montaże, które sprawiają, że siły – zmieniające się nieustannie między podmiotowymi aktami rebelii a przedmiotowym usztywnieniem (w socjalizacyjnej foremce) – na chwilę się stabilizują. Ale Mueller zmyślnie komplikuje prosty dualizm, wprawia w ruch opozycję, ukazując, że dwuznaczna identyfikacja z przedmiotem może być przekorną, krnąbrną rebelią. Tak dzieje się choćby w wierszu arc d’joan, grającym podwójnością skojarzeń – nawiązaniem do postaci Joanny d’Arc, ale również do łuku histerycznego.
Można więc spojrzeć na całokształt „Zmieszanych” przez kolejne przeobrażenia, mutacje kształtu, który w zróżnicowanych formach występował od debiutanckiego tomu, a w antologijnym wyborze również ukazuje się w zmienionych konfiguracjach.
Ponadto najciekawsze we wspomnianym linearnym trybie lektury, zorientowanym na podmiotowo-przedmiotowe napięcia, jest to, że antologia nie układa się w opowieść o podmiotowej emancypacji, w swoisty pochód ku zdobyciu głosu i suwerenności. Problemowe „zroślaki” to wiersze, w których głos zanika, przestrzeń anihiluje rebelianckie okrzyki – ich donośność powraca w innych miejscach, ale znów – na chwilę. Na wiersz lub dwa.
W Zmieszanych Mueller ukazuje się jako poetka-krytyczka nie za sprawą porzucenia formy wierszowanej, ale przez jej maksymalną organizację. Dzięki niej działa na rzecz potencjalnych rozszerzeń interpretacyjnych swojej twórczości, wytyczania w niej nowych połączeń, mącenia kategoryzacji. Ten gest dysrupcji wyzwala wariację, która nie jest lekturową dowolnością. To antologia, w której poetka ustanawia własne reguły znaczeniowe, formując je za pomocą kolażowych styków i łączliwości. Wreszcie – w najszerszym ujęciu – poetka-autoantologistka ogrywa temat „całokształtu twórczości”, za którą w 2023 roku otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius.
1 J. Mueller, Nenia Nienki, czyli stratygrafia krytyczna [w:] tejże, Stratygrafie, Wrocław: Biuro Literackie, 2010, s. 203.
2 J. Mueller, K. Szopa, Cztery razy M., „ArtPapier” 2014, nr 5 (245), online: https:// https://www.artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=196&artykul=4231 [dostęp: 20.09.2025].
3 J. Mueller, Zmieszane (2000–2025), Kołobrzeg: Biuro Literackie, 2025, s. 355.