Anne Carson lubi wzorzyste, ekstrawaganckie krawaty, ale ten, który miała na sobie, gdy odbierała w Warszawie Międzynarodową Nagrodę Literacką im. Zbigniewa Herberta, wydawał się klasycznie elegancki, wręcz nobliwy. Gładki, w kolorze głębokiej czerwieni kontrastującym z bielą koszuli i czarnym garniturem. Dopiero po zakończeniu gali, w okolicznościach już mniej formalnych, przy winie i kanapkach, poetka rozpięła marynarkę i krawat odsłonił swoją tajemnicę: wyszyty był na nim czerwony, skrzydlaty chłopiec – mityczny potwór Gerion. Okazało się, że to prezent od któregoś z czytelników i że Carson wkłada ten krawat na specjalne okazje. Gerion, w trakcie oficjalnej ceremonii schowany pod połami marynarki, czekał na właściwy moment, żeby się ujawnić.
W Autobiografii czerwonego, której jest on głównym bohaterem, też nie spotykamy go od razu. Poetka ukrywa go pod garniturem erudycyjnej zabawy literackiej. Albo nie tyle ukrywa, ile najpierw obserwuje z daleka, dopiero stopniowo nam go przybliżając. Swoją książkę opatrzyła podtytułem: powieść wierszem, i rzeczywiście, krytycy niejednokrotnie spierali się o to, czy najsławniejsze dzieło kanadyjskiej autorki powinno stać na półce z poezją czy z prozą. Dla mnie w tym narracyjnym poemacie rozpisanym na czterdzieści siedem wierszy-rozdziałów i oprawionym w dodatkowe teksty o hybrydycznym charakterze Carson realizuje postulat innej znakomitej twórczyni języka angielskiego, Elizabeth Bishop, która radziła poetom podkradać przydatne triki od prozaików, tak jak malarze podkradają od fotografów. Co nabiera szczególnego sensu, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak ważną rolę gra fotografia w Autobiografii czerwonego. Ale o tym za chwilę.
„Carson zawsze interesowały takie rodzaje doświadczenia, których nie da się ująć wprost, tylko trzeba zbliżać się do nich ukosem”, zauważa Meghan O’Rourke na łamach „The New Yorker”1. Tę ukośną czy okrężną drogę, pozwalającą dotrzeć do najtrudniejszych emocji, budują odniesienia do literackich poprzedników i poprzedniczek. W poemacie The Glass Essay kobieta porzucona przez mężczyznę, który był jej wielką miłością, szuka wsparcia u matki mieszkającej samotnie w domu na wrzosowisku. Opowieść o osobistym kryzysie i o głębokiej więzi matki i córki przeplata się z medytacją o życiu i twórczości Emily Brontë, również mieszkanki wrzosowisk. Z kolei w poetycko-plastycznym kolażu Nox, będącym elegią na śmierć brata Michaela, Anne Carson przywołuje Wiersz 101 Katullusa, w którym rzymski poeta też opłakuje zmarłego brata. Łacińskie wersy Katullusa i próba jak najpełniejszego oddania ich po angielsku pozwalają znaleźć Carson własny klucz do literackiego przepracowania żałoby.
Carson, z wykształcenia filolożka klasyczna, z zawodu wykładowczyni starożytnej greki, tłumaczka Safony, Eurypidesa, Ajschylosa i Sofoklesa, uczyniła z przekładu ważną część, jeśli nie fundament, swojej praktyki poetyckiej. Chodzi o przekład w najszerszym znaczeniu, obejmującym parafrazę i swobodne wariacje, a nawet mistyfikacje; o przekład jako proces mediacji między odległymi czasami, kulturami, wrażliwościami, które pod jej piórem spotykają się i zaczynają tańczyć. W Autobiografii czerwonego wzięła na warsztat zachowany w nielicznych fragmentach poemat Gerioneida autorstwa Stezychora, greckiego poety urodzonego na Sycylii w VII wieku przed naszą erą. Poemat opowiadał, jak wskazuje jego tytuł, o Gerionie, „dziwnym, czerwonym, skrzydlatym potworze – wyjaśnia Carson w eseju wstępnym – który żył na wyspie zwanej Erytheia (przymiotnik ten oznacza po prostu ‘czerwone miejsce’) i w spokoju doglądał stada cudownego bydła o czerwonym umaszczeniu, aż pewnego dnia heros Herakles przebył morze i zabił go, by uprowadzić trzodę”2. Zabicie Geriona i jego trzygłowego psa, który był bratem Cerbera, stanowiło jedną z dwunastu prac Heraklesa. Konwencjonalne odczytanie tego mitu każe wziąć stronę silniejszego, przyjąć punkt widzenia zwycięskiego herosa, ale Stezychor, podkreśla Carson, postąpił inaczej i opowiedział się za słabszym, przedstawiając z empatią „losy czerwonego chłopca i jego pieska”. Wybierając taką optykę, sprzeciwił się wizji świata opartej na apoteozie przemocy i pokazał rzeczywistość z perspektywy odmieńca.
Carson poświęca Stezychorowi krótki esej otwierający Autobiografię czerwonego i trzy apendyksy oznaczone odpowiednio literami A, B i C, a na końcu książki przeprowadza z nim wywiad utrzymany w duchu absurdu. Parodiuje w ten sposób z jednej strony dzisiejsze celebryckie bicie piany, a z drugiej sążniste wydania krytyczne starożytnych dzieł, przeciążone naukową pedanterią. Jednocześnie robi dla greckiego poety to, co on zrobił dla Geriona – wydobywa go z zapomnienia. W części zatytułowanej Czerwone mięso. Fragmenty ze Stezychora dostajemy żartobliwe, pełne anachronizmów niby-przekłady ocalałych urywków Gerioneidy. To w nich Gerion przepoczwarza się z mitycznego potwora we współczesnego chłopca żyjącego na kanadyjskiej wyspie, jakby płaski rysunek skrzydlatego monstrum zszedł z antycznej wazy i zmienił się w postać z krwi i kości. Oglądamy tę metamorfozę, a zarazem wyobraźnię poetki przy pracy. Szesnaście „fragmentów” można uznać za szkice przygotowawcze, po których następuje wspomniany narracyjny poemat, Autobiografia czerwonego. Romans, stanowiący trzon książki. Gerion uwalnia się od Stezychora i wychodzi na pierwszy plan.
W wersji Carson poznajemy go jako dziecko zapatrzone w swoją ukochaną matkę, przerażone koniecznością samotnego przejścia przez długi budynek szkoły. Mały Gerion ma wyobraźnię i wrażliwość artysty, co ujawnia się już w pierwszym rozdziale, gdy patrzy na kamienie przy drodze:
Tyle rodzajów kamieni
i spokojnych, i niesamowitych, leżących jeden obok drugiego w czerwonej ziemi.
Zatrzymać się i wyobrazić sobie życie każdego z nich!3
Kiedy chłopiec pyta matkę o znaczenie słowa „każdy” (each), w odpowiedzi słyszy: „«Każdy» znaczy, że każdy, czyli ty i twój brat, ma oddzielny pokój”4. Mowa więc nie o każdym jak wszyscy inni, tylko o każdym z osobna, o jednostce w jej odrębności i niepowtarzalności, co fascynuje skrzydlatego odmieńca do tego stopnia, że zapisuje to słowo na tablicy szkolnej. Czar pryska, gdy Gerion musi odstąpić swój pokój chorej babce, a sam przenieść się do pokoju starszego brata, który manipuluje nim psychicznie i molestuje go seksualnie. Rozpaczliwą reakcją na krzywdę jest próba oddzielenia „wnętrza” od „zewnętrza” i powtarzanie sobie w myślach: „wnętrze należy do mnie”.
Przy każdej kolejnej lekturze Autobiografii czerwonego, książki wielowarstwowej i gęsto utkanej, odkrywam coś nowego. Ostatnio zwróciłam uwagę na wędrówkę drobnych, niepozornych motywów – na to, jak błahy, zdawałoby się, detal potrafi połączyć ze sobą kluczowe momenty narracji. Weźmy pieniądze, u Carson walutę zarówno dosłowną, jak i metaforyczną. Brat dręczyciel znajduje na plaży amerykańskiego dolara i daje go Gerionowi (a on chowa znaleziony przez siebie w piasku fragment starego hełmu – czyżby takiego, w jakim jest przedstawiony na antycznej wazie?). Tego samego dnia Gerion zaczyna pisać autobiografię, nad którą, jak dowiemy się później, będzie pracował od piątego do czterdziestego czwartego roku życia. „W tym dziele […] oddał całe swoje wnętrze” i „spokojnie pominął / wszystko to, co zewnętrzne”. Kilka stron dalej widzimy chłopca pod lampą w salonie, spędzającego wieczór z matką. Wyciąga z jej portfela „szeleszczące papierki”, które drze na strzępy, by dokleić włosy swojej autobiograficznej rzeźbie, zrobionej z pomidora. Matka chwali rzeźbę, po czym rzuca: „Następnym razem spróbuj / zrobić włosy z jednego dolara, nie z dziesięciu”. Wątek finansowy wraca w rozdziale siódmym, w którym „Gerionowi jakoś udało się wkroczyć w wiek dojrzewania”. Rozdział w oryginale ma tytuł Change. Maciej Topolski czujnie tłumaczy to słowo jako „rozmiana”, oddając jego podwójny sens, którym gra tutaj Carson – change oznacza przecież zarówno zmianę, jak i drobne monety, resztę. Czternastoletni Gerion idzie nocą na dworzec autobusowy, żeby rozmienić pieniądze i zadzwonić do domu. To tam spotyka wysiadającego z autobusu szesnastoletniego Heraklesa. Słodko-gorzki Eros, któremu Carson poświęciła swoją debiutancką książkę eseistyczną5, działa błyskawicznie i następuje wzajemne zauroczenie od pierwszego wejrzenia. „Masz rozmienić dolara?”, pyta Gerion. Dostaje od Heraklesa „ćwierćdolarówkę za friko”. Ale nic nie będzie za friko w tej historii „źle wybranej miłości”, która wywróci jego życie do góry nogami.
Herakles zabiera Geriona w podróż do swojego rodzinnego miasta, Hadesu. Jest to Hades literacki, w którym pojawiają się cienie Virginii Woolf i Sigmunda Freuda, przywoływane w meandrujących wspomnieniach przez babcię Heraklesa, ich dobrą znajomą. W tej mitycznej krainie umarłych żyją też małpy świtu, pradawne zwierzęta, które, jak podaje Maciej Topolski w przypisie, wyginęły około czterdziestu pięciu milionów lat temu. W ich łacińskiej nazwie Eosimias kryje się starogreckie słowo eos, będące między innymi określeniem koloru, „porannej czerwieni”. Czerwień często rozbłyska w Hadesie. Najważniejsze, że znajduje się tu wulkan, którego wybuch sfotografowała za młodu babcia Heraklesa, ustawiając czas naświetlania na piętnaście minut. Zdjęcie, zatytułowane Czerwona cierpliwość, nie daje spokoju Gerionowi. Nie tylko dlatego, że dorastając, sam odkrył sztukę fotografii jako sposób komunikacji z innymi (na przykład z matką) i nie rozstaje się z aparatem, a jego autobiografia, jak czytamy, przyjmuje w pewnym momencie „postać fotograficznego eseju”. Jakiś głębszy impuls każe mu wciąż wracać do zdjęcia wykonanego przez babcię Heraklesa i wypytywać ją o legendarnego Człowieka Lawę, więźnia z lokalnego aresztu, który jedyny w mieście przeżył erupcję wulkaniczną.
Herakles, jak pisze Julia Fiedorczuk w posłowiu do polskiego wydania Autobiografii czerwonego, nie zabije Geriona dosłownie, ale złamie mu serce. Pokaże mu wulkan (Fiedorczuk zauważa, że to bóg Wulkan wykuwał strzały Erosa) i w czasie tej samej wyprawy, w środku intensywnego romansu, niespodziewanie go porzuci. Może zmęczyła go refleksyjna, melancholijna natura Geriona, noszącego w sobie mrok. Herakles, hedonistyczny wagabunda, traktujący innych instrumentalnie, jest, jak trafnie to ujęła Ruth Padel6, człowiekiem czynu, wypełnionym po uszy testosteronem. Gerion to połączenie introwertyka z kimś ciekawym ludzi i świata; nie lubi mówić o sobie, ale kogokolwiek spotyka na swojej drodze, natychmiast zabiera się do zadawania mu pytań. Chce poznać i zrozumieć Heraklesa, natomiast Herakles, jak zauważa Padel, „chce, aby Gerion czerpał radość z seksu, tak jak on, bez okropnych zawiłości, jakie niesie myślenie. Jest to więc poemat o poznawaniu i kochaniu mężczyzny, który dobrze się z tobą bawi, ale nigdy nie podejmie próby poznania ciebie”7.
W jakiś czas po rozstaniu Herakles zadzwoni do Geriona i opowie mu swój sen, w którym Gerion przywraca życie martwemu żółtemu ptakowi.
„Żółty?”, powiedział Gerion i pomyślał: Żółty! Żółty! Nawet w snach
nic o mnie nie wie. Żółty!
Herakles nie tylko nie widzi, że kolorem Geriona jest czerwień, ale mimo snu z ptasim motywem na jawie zdaje się nie dostrzegać jego skrzydeł. W ogóle przez większą część poematu, aż do rozdziału trzydziestego siódmego, nikt nie zwraca na nie uwagi. Matka Geriona, jak to matka, traktuje je jako coś zupełnie naturalnego. Kiedy był dzieckiem i nie chciał iść do szkoły, delikatnie je wygładzała przed wypchnięciem go za drzwi.
Ruth Padel pisze, że skrzydła i czerwień Geriona sygnalizują jego inwencję twórczą, w którą wpisane są moc i ból. Z kolei Bernard Knox, recenzując Autobiografię czerwonego na łamach „The New York Review of Books”, zauważył, że, tak jak w Słodko-gorzkim Erosie, skrzydła łączą się tu z miłością, z pragnieniem, tęsknotą i brakiem8. Po porzuceniu przez Heraklesa Gerion zaczyna je ukrywać pod obszernym płaszczem. Tak okutany, wyrusza w samotną podróż do Buenos Aires. Skąd ten kierunek? Być może zainspirowały go opowieści babci Heraklesa o Argentynie.
Wyprawa do Ameryki Południowej jest wędrówką w głąb siebie. Gerion ma teraz dwadzieścia dwa lata, w międzyczasie pracował w bibliotece i studiował niemiecką filozofię; nadal tworzy swoją autobiografię za pomocą zdjęć. Jedno z nich, autoportret, przedstawia nagiego mężczyznę skulonego jak embrion na hotelowym łóżku; jego skrzydła, chwilowo uwolnione spod płaszcza, układają się w mapę kontynentu. Ponowne narodziny? Z tym nie jest tak łatwo. Gerion włóczy się po Buenos Aires, na uniwersytecie, siedząc w przymałej ławce, słucha wykładu o beznamiętności, a nocą trafia do ostatniego prawdziwego baru, gdzie dla ledwie kilku osób gra się – namiętnie – tango. To tam, rozmawiając nad ranem ze śpiewaczką z lokalu, dorabiającą sobie jako psychoanalityczka, usłyszy od niej: „Kogo potwór może winić za to, że jest czerwony?”. Pierwszy raz się zdarza, że ktoś go rozpoznał.
I właśnie wtedy dochodzi do ponownego spotkania z Heraklesem. Gerion wpada na niego w księgarni. Herakles nie jest sam: podróżuje po Ameryce Południowej ze swoim nowym peruwiańskim chłopakiem, Ancashem, nagrywając odgłosy wulkanów, które, jak mówi Ancash, „mają swój własny język”. Gerion dowiaduje się, że nagrania zostaną użyte w filmie, ale nie przyrodniczym, tylko w dokumencie o Emily Dickinson. Jednego z jej „wulkanicznych wierszy”, stanowiących niezwykle ważny wątek w jej poezji, Carson użyła jako motto swojego poematu. To wiersz numer 1748, w którym „Milkliwy wulkan skrywa / Nigdy nie wygasłą myśl”, a człowiek jedną tajemnicę: nieśmiertelność.
Carson wnikliwie i nienachalnie pokazuje fatalny mechanizm miłosnego uzależnienia: Gerion, mimo że nie ma już żadnych złudzeń co do Heraklesa, ponownie daje mu się usidlić i wciągnąć w poniżający erotyczny trójkąt. Udaje się z nim i z Ancashem w podróż do Limy, gdzie zatrzymują się u matki tego ostatniego, w jej mieszkaniu urządzonym na dachu budynku. Matka Ancasha jest lustrzanym odbiciem babci Heraklesa z pierwszej części poematu – jak ona będzie przewodniczką w drodze do wulkanu. Najpierw jednak dochodzi do konfrontacji między Gerionem a Ancashem, który w drugiej części Autobiografii czerwonego okazuje się ciekawszą i ważniejszą postacią niż gruboskórny Herakles.
Na początku znajomości Gerion dwukrotnie pyta Ancasha, co znaczy jego imię, ale zanim usłyszy wyjaśnienie, Herakles wtrąca się i odwraca ich uwagę. Sprawdziłam więc znaczenie tego słowa w Wikipedii. Otóż Ancash to nazwa regionu w Peru, którego stolicą jest miasto Huaraz, dokąd wkrótce wyruszą trzej bohaterzy Autobiografii razem z pochodzącą stamtąd matką Peruwiańczyka. Co więcej, ta nazwa wywodzi się z języka keczua od słów anka – „orzeł”, anquash – „lekki” lub anquas – „niebieski”. Gerion od razu dostrzegł w Ancashu coś ptasiego – w myślach porównał go do żywego pióra (live feather), a widząc go marznącego bez kurtki, „poczuł, że chciałby owinąć płaszczem / tego pierzastego mężczyznę”. Uparcie dopytuje o znaczenie jego imienia, bo może intuicja mu podpowiada, że on, czerwony potwór, spotkał swoje przeciwieństwo i dopełnienie: kogoś niebieskiego.
W rozdziale trzydziestym siódmym, pod tytułem Naoczni świadkowie, Ancash odkrywa sekret Geriona, z którego on sam nie zdawał sobie sprawy, choć musiał go od dawna przeczuwać, skoro niegdyś tak pilnie studiował zdjęcie wybuchającego wulkanu i zachłannie słuchał o Człowieku Lawie. Teraz to Gerion marznie, siedząc w zimną noc na dachu pod gołym niebem Limy, a Ancash, chcąc owinąć go ciasno ciepłym wełnianym kocem, wbrew jego woli ściąga z niego płaszcz. „Yazcamac” – szepcze osłupiały na widok czerwonych skrzydeł Geriona. I opowiada mu mit, w który wierzą mieszkańcy wioski Jucu w górach na północ od Huaraz:
„W dawnych czasach
czczono tam
wulkan jako boga i bywało, że
wrzucano do jego wnętrza ludzi”. „W ofierze?”, zapytał Gerion,
którego głowa wysunęła się
spod koca.
„Niezupełnie. Raczej, żeby ich wypróbować. Szukano ludzi
z wnętrza. Światłych.
Świętych, można powiedzieć. W keczua używa się określenia
«Yazcol Yazcamac», oznacza ono
tych, którzy poszli, widzieli i wrócili –
antropolodzy nazwaliby ich naocznymi świadkami. Ci ludzie
istnieli naprawdę.
Wciąż mówi się o nich w opowieściach”.
[…]
„W jaki sposób wrócili?”
„Skrzydła”.
„Skrzydła?” „Tak, dlatego mówi się, że Yazcamac wrócili jako
czerwoni ludzie ze skrzydłami
wszystkie ich słabości spłonęły –
spłonęła też ich śmiertelność. Co się dzieje Gerion?”
Gerion tymczasem wściekle się drapie, zaatakowany przez ptasie kleszcze ukryte w kocu. Carson nie byłaby sobą, gdyby wzniosłego liryzmu mitu nie skontrowała humorystycznym, przyziemnym szczegółem.
Ancash, orli i niebieski, związany więc z żywiołem powietrza, w wiosce Jucu poprosi Geriona, żeby użył swoich skrzydeł. A Gerion, który od lat nie latał, spełni jego prośbę. Wzbije się nad ziemię i zajrzy z góry w serce wulkanu, do wnętrza krateru, w którym był i z którego udało mu się wrócić. Dzieje się to w rozdziale pod tytułem Fotografie. 1748. Tyle że takiego zdjęcia, o tym samym numerze co wulkaniczny wiersz Emily Dickinson, Gerion, jak się dowiadujemy, nigdy nie zrobił. Przełomowy moment osiągnięcia ludzkiej i artystycznej dojrzałości nie zostanie utrwalony na kliszy, ale będzie odtąd niewidzialną podszewką czy domyślnym negatywem wszystkich innych zdjęć.
Carson zderza ze sobą dwa mity, grecki i peruwiański, dzięki czemu Gerion, inaczej niż u Stezychora, może odnieść zwycięstwo nad Heraklesem. W greckim micie skrzydlaty czerwony potwór ginie, a jego zabójca, brutalny półbóg, trafia na Olimp, stając się symbolem męstwa i odwagi. Carson, z pomocą Ancasha i Emily Dickinson, miesza w tej historii i przestawia akcenty. Peruwiański mit o ludziach wrzucanych do wnętrza wulkanu tak samo jak grecki opiera się na przemocy. Ale tutaj potworność, czyli odmienność takich istot jak Gerion, nie jest czymś, z czym należy walczyć, tylko oznaką mądrości, doświadczenia i woli przetrwania. Gerion, nieprzystosowany, skrzywdzony w dzieciństwie, tym bardziej lgnie do Heraklesa i tym boleśniej jest przez niego zraniony, jednak ostatecznie potrafi uwolnić się spod jego władzy. Dzięki swojej kreatywności wzbija się ponad wszystko, co próbowało go zniszczyć. Zyskuje nieśmiertelność, nawet jeśli odczuwa ją tylko przez chwilę, jako blask na twarzy, gdy obserwuje nocą, jak mieszkańcy Jucu wypiekają chleb na wulkanicznym ogniu. Ancash i Herakles nie zniknęli, stoją obok niego, tak od siebie różni jak duch i ciało, ale każdy z nich na swój sposób pomógł mu dojść do tego miejsca.
1 M. O’Rourke, The Unfolding, „The New Yorker”, 5.07.2010.
2 A. Carson, Czerwone mięso. Czego dokonał Stezychor? [w:] tejże, Autobiografia czerwonego, tłum. M. Topolski, Wrocław: Wydawnictwo Ossolineum, 2022, s. 11.
3 Taż, Autobiografia czerwonego. Romans [w:] tamże, s. 27.
4 Tamże, s. 30.
5 Taż, Słodko-gorzki Eros, tłum. R. Lis, Warszawa: Wydawnictwo Sic!, 2020; Wrocław: Wydawnictwo Ossolineum, 2025.
6 R. Padel, Seeing Red, „The New York Times”, 3.05.1998.
7 Tamże.
8 B. Knox, Under the Volcano, „The New York Review of Books”, 19.11.1998.
