W swojej najnowszej powieści Mateusz Górniak przenosi czytelników do świata niepokojąco bliskiego rzeczywistości urealnionego kapitału, w którym obławy członków lokalnego gangu na dzieci-terrorystów nikogo nie dziwią, a narkotyki są wszechobecne: pojawiają się albo jako substancja rekreacyjna, albo jako niegasnące wspomnienie, głód doznań lub forma kompensacji fizycznego braku. Ćpun i Głupek to wielowarstwowa opowieść, w której to, co realne, zbliża się do niemożliwego, zaś apokryficzna nadzieja przeplata się z apokaliptycznym poczuciem nadchodzącego końca w ciasnym uścisku pełnym potu, drgawek i miłości. To historia współczesnego Mesjasza, którego na świecie witają nie skarby darowane przez Trzech Króli, ale ćpuni, przemytnicy i szczury.
Wszystko zaczyna się od pary nastolatków. Ryba i Ćpun włóczą się po mieście, są upici młodością i naćpani substancją określaną jako „D”, a w końcu docierają na miejsce swoich stałych posiadów, czyli na trybuny. Wszystko wskazuje na to, że nastał jeszcze jeden normalny dzień, po którym rutynowo nastąpi kolejny, równie nic nieznaczący. Ten przewidywalny do bólu świat (a może Bóg?) ma jednak wobec nich inne plany. Znajdują porzucone w koszyku dziecko. Cudowna znajda – Głupek – od razu zdobywa ich serca i napełnia je miłością. W rezultacie nowo ustanowieni rodzice zmieniają całe swoje dotychczasowe życie, by zapewnić mu godny start. Za cel swojej podróży ku lepszym perspektywom obierają Kair. Początkowo wszystko układa się niemal w magiczny sposób: młoda mama niespodziewanie doświadcza laktacji, nikt również nie poszukuje nastoletnich uciekinierów. Zamiast wyzwalać się z egipskiej niewoli, rodzina wybiera się na nielegalną pielgrzymkę w kierunku pustynnych piasków i nęcących świateł. Choć Ryba i Ćpun zaczynają pisać obiecujący ciąg dalszy wspólnej historii, nie przestaje ich nękać widmo utraconego „D”, a niepokój i ciągły ruch stają się smutnym końcem ich pięknych początków.
Powieść Górniaka to wyjątkowej próby weird fiction, które – śladem Trash story i Dwóch powieści ruchu – całkowicie przekształca nasze wyobrażenia o współczesnym polu literackim. W Ćpunie i Głupku mistrzostwo językowe autora jest dostrzegalne jeszcze wyraźniej niż w jego dwóch poprzednich książkach. Bezpretensjonalnie ogrywa kolejne konwencje, bawi się frazą na przecięciu liryzmu i śmieciowej prozy, łączy style wysokie i kolokwialne, a tworząc estetyczną hybrydę, zbliża się do prozy poetyckiej o charakterystycznym dla niego obniżonym tonie. Wtłacza do tekstu rozbudowane koncepcje filozoficzne, a także osobliwe, narkotyczne wizje, ale nie umieszcza ich w sferze wymuskanego języka anachronicznych tradycji literackich, lecz wpycha je – jeżeli można to tak określić – w samarki potoczności i powtórzeń. Górniak w naturalny sposób posługuje się kolokwializmami i wulgaryzmami, dodatkowo wypełnia tekst licznymi odniesieniami do kultury popularnej, przez co powieść zbliża się do autentycznego języka mówionego, a może nawet do strumienia świadomości, wyekstrahowanego z umysłów bohaterów wprost na strony Ćpuna i Głupka.
Autor otwiera przed czytelnikiem swoisty portal, za nim zaś znajduje się oniryczny obraz polskiego miasta, który każdy z nas nosi w sobie. Później – podstępnie, nie zmieniając tonu, jakby sam nie zauważył, że wydarzyło się coś osobliwego – między splotami fabuły przemyca pierwiastek irracjonalności i niezwykłości. Robi to na tyle przekonująco, iż czytelnik przyjmuje te niezgodności jako prawdę, a na pewno nie kwestionuje ich w pierwszym odruchu. Nie zostaje brutalnie wrzucony w weirdową rzeczywistość, wręcz przeciwnie, po lekturze zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem niektórym ludziom naprawdę nie odrosły ogony.
Dziwność w „Ćpunie i Głupku” wcale nie jest przesadna czy kuriozalna, ale zostaje poddana transmutacji i staje się kolejnym elementem codzienności – to normalność, która nikogo nie zaskakuje.
Z kolei gdy w książce wydarza się coś, co w świecie zewnętrznym mogłoby co najwyżej wynikać z rachunku prawdopodobieństwa, coś, co wydaje się niemożliwe i nie na miejscu, nawet w uniwersum powołanym do życia przez Górniaka, okazuje się być wzorem ustanawiającym zasady funkcjonowania rzeczywistości.
W opublikowanym niedawno w Polsce zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher pisze o dziwacznym[1] jako o tym, co jest „nie na miejscu, co nie pasuje”. Właśnie to „dziwaczne” wywołuje w odbiorcach poczucie, że zaszło coś niewłaściwego, coś, co uniosło świat ponad przyziemność i sprawiło, że nie można go już opisać czy rozumieć, posługując się dotychczas oswojonymi językami epistemologii.

W prozie Górniaka przeważająca część zdarzeń i obiektów jest – z całą prostotą – nie na miejscu. Czy para nastolatków powinna jechać do Egiptu z przypadkowo znalezionym dzieckiem? Jak wytłumaczyć hiperbolicznie przyśpieszone dojrzewanie małego Mesjasza i jego w pewnym sensie wypaczoną, ale mimo to błyskawiczną socjalizację? Po zaakceptowaniu i normalizacji dziwaczności rządzącej światem Ćpuna i Głupka to, co uznawaliśmy za „normalne”, przestaje pasować do przyjętego porządku egzystencji. Czytelnicy zostają niejako wyrzuceni za margines powieściowej rzeczywistości i uświadamiają sobie, że to wszystko, co do tej pory zaszło w uniwersum Ćpuna i Głupka, nie było na miejscu. Górniak wprowadza do polskiej prozy całkiem nową odmianę dziwaczności, którą można nazwać dziwacznością normalności, ponieważ niejako podmienia role tego, co weirdowe, i tego, co mieści się w zakresie naszych oczekiwań wobec otaczającej nas rzeczywistości. Nie oznacza to jednak, że autor całkowicie oddala się od korzeni literatury dziwacznej. Fisher zauważa, że w topografii dziwacznych światów często niezwykle istotną przestrzenią okazuje się stacja benzynowa:
Kiedy uwaga koncentruje się na stacjach benzynowych na obrzeżach miasta, rusztowanie literackiego realizmu nagle wysuwa się na pierwszy plan. Następuje moment swoistej przedmiotowej epifanii, w które swojskość otoczenia przekształca się w coś absolutnie obcego[2].
W powieści Górniaka kluczowym miejscem jest również wyżej wspomniana stacja: jej światła nęcą Ćpuna, osaczają go, zabierają mu spokój, spędzają sen z przećpanych powiek. Stacja benzynowa to miejsce na granicy tego, co realne, i tego, co obce, ale nie w sposób dosłowny, ponieważ nie oznacza gwałtownego przejścia czy pęknięcia między znanym a nieznanym światem, lecz sugeruje pewnego rodzaju płynność, która determinuje los bohaterów. Okazuje się przestrzenią liminalną, ingeruje w psychikę Ćpuna, infekuje ją wizjami urealnionego kapitału.
Ćpun i Głupek to książka niezwykle intertekstualna, Górniak często nawiązuje zarówno do kanonicznych dzieł literatury i sztuki antycznej, jak i do internetowych fenomenów, skądinąd: najlepiej znanych prawdopodobnie pokoleniu samego autora.
Wprowadzenie do powieści ikon kultury popularnej (by wymienić Eminema czy Pawła Jumpera) sugeruje, że literatura nie zawsze musi popadać w sztuczny patos ani pozostawać nieprzystępna w odbiorze dla czytelników spoza tak zwanej bańki literackiej.
Decydując się na ten zabieg, Górniak odnosi się do tego, co łączy wszystkich Polaków, niekoniecznie wychowanych w wierze katolickiej, ale z pewnością w kulturze kościelnej, w której większość z nas dorastała. Górniak czyni swój tekst niejako retellingiem Biblii, a przynajmniej wariacją na jej temat. W pewnym sensie strąca ją z niedostępnego piedestału do parteru, gdzie można wejść z nią w nowe interakcje, tworząc coś absolutnie wystrzałowego (może lepiej: odjechanego) i wykraczającego poza wszelkie zastane rejestry. Pisarz zadaje niezwykle ważne pytania: co by się stało, gdyby Mesjasz pojawił się w obecnych czasach? Co by się wydarzyło, gdyby jego rodzicami byli naćpani nastolatkowie, a on sam zaprzyjaźnił się z parą lesbijek?
W Ćpunie i Głupku nie brakuje cudów. Przez wypełnienie narracji wątkami biblijnymi autor wskazuje, jak głęboko w naszym życiu zakorzeniła się chrześcijańska mitologia i obrzędowość. Wprawdzie utrzymuje neutralność wobec samej idei chrześcijaństwa, ale pozostawia wskazówki: słowa i obrazy, które nie mogą umknąć uwadze czytelnika dorastającego w polskim kręgu kulturowym. Posługuje się nimi jako narzędziami służącymi do wywołania w odbiorcach dysonansu opartego na zderzeniu świętości z tym, co nigdy nie mogło być święte. Dzielenie się magicznie rozmnożonym pokarmem, dzięki któremu już nikt nie będzie cierpiał głodu, brzmi jak coś, do czego zdolna byłaby wyłącznie istota pozaziemska, byt o statusie dużo wyższym niż powieściowy everyman – w Ćpunie i Głupku właśnie tego rodzaju komunia wykluczonych staje się chlebem powszednim dla grupy nastoletnich wyrzutków i wagarowiczów.
Okazuje się, że to nie niemożliwy do osiągnięcia ideał cnoty jest nagradzany, ale wspólnota, wzajemna akceptacja, empatia i łagodność wobec ludzi, którzy przez drapieżny kapitalizm zostali wyrzuceni na margines.
Osobliwość wydarzeń zaskakuje bohaterów powieści, gdy ci są razem, gdy „żyją pięknie”, cieszą się swoją obecnością, świetnie się bawią i kochają – niczym dysfunkcyjna rodzina złożona z sierot, bezdomnych i wychowanków ośrodka dla trudnej młodzieży. Ciągłe dążenie do perfekcji, napędzane przez współczesną politykę podmiotową i mentoringowy bełkot, okazuje się zbędne, ponieważ cuda mogą wydarzyć się zawsze, nawet jeśli potkniemy się po drodze i nie zdołamy spełnić oczekiwań narzucanych przez środowisko, w którym musimy funkcjonować. Powieść Górniaka przeciwstawia prostotę czerpania z życia i niemal epikurejski eudajmonizm ciągłemu wstydowi i poczuciu winy, wpajanym nam przez katolickie społeczeństwo.
Przy całym swoim hiperrealizmie Ćpun i Głupek przenosi czytelników do innej rzeczywistości, wskazując im punkt na mapie, z którego mogą wyruszyć w schizoidalną podróż, jednocześnie zatapiając się w atmosferze domowego ciepła i rodzinnej bliskości. Dzieje się tak, ponieważ w ostatecznym rozrachunku książka Górniaka stanowi manifest miłości. Konkretnie miłości do samego życia, do jego gorszych i lepszych momentów, do niezwykłych podróży i szalonych przygód, miłości do nienasycalnej pasji doświadczania, a także manifest witalizmu przeciwstawionego wizjom końca świata. Ów przekaz może wydawać się konwencjonalny, ale w rzeczywistości opowiadana przez Górniaka historia nie mogłaby być dalsza od banału, ponieważ autor, opisując dziwacznie realny świat pełen bolączek, złych ludzi i nieprawdopodobnych sytuacji, paradoksalnie dzieli się z nami nadzieją bohaterów, którzy nie tracą jej do ostatnich chwil.
[1] M. Fisher, Dziwaczne i osobliwe, przeł. T. Adamczewski, A. Karalus, Gdańsk 2023.
[2] Tamże, s. 55.