Życie z pisania to misja samobójcza

Napi­sa­łeś pierw­szą książ­kę, odnio­słeś suk­ces, dosta­łeś nagro­dy lite­rac­kie. Pamię­tasz, jak wyglą­da­ło two­je życie pół­to­ra roku temu?

Pół­to­ra roku temu mia­łem już pod­pi­sa­ną umo­wę z wydaw­nic­twem i była to jedy­na rzecz, któ­ra rato­wa­ła mnie przed zwa­rio­wa­niem w nie­lu­bia­nej pra­cy. Wcze­śniej cały czas zer­ka­łem do pocz­ty, czy może przy­pad­kiem przy­szła wia­do­mość od Moni­ki Sznaj­der­man, sze­fo­wej Czar­ne­go, w któ­rym chcia­łem wydać Praw­dzi­wą histo­rię Jef­freya Water­sa i jego ojców, i powta­rza­łem sobie, że ten Jul od powie­ści to praw­dzi­wy Jul. A ten, co teraz jedzie do pra­cy, do któ­rej nie chce jechać, to tyl­ko tym­cza­so­wa postać – i ja się w nią wcie­lam. Być może inte­re­su­je cię też moment wcze­śniej­szy, sprzed dwóch lat i trzech mie­się­cy, gdy szy­ko­wa­łem się, aby wysłać książ­kę do wydaw­nic­twa. Zda­wa­łem sobie spra­wę z tego, że stwo­rzy­łem nie­złą powieść, ale wie­dzia­łem też, wokół jakie­go wyda­rze­nia i jakiej posta­ci jest ona zbu­do­wa­na, spo­dzie­wa­łem się więc raczej typo­wej odpo­wie­dzi: „dzię­ku­je­my za zaufa­nie, jakim obda­rzył Pan nasze wydaw­nic­two, nie­ste­ty w naszym pla­nie wydaw­ni­czym na naj­bliż­sze dwie­ście lat nie uwzględ­ni­li­śmy publi­ka­cji tego typu far­ma­zo­nów. Dołącz do new­slet­te­ra” etc.

Jaka to była pra­ca i czy skoń­czy­łeś z nią defi­ni­tyw­nie? Chcesz żyć z pisa­nia?

Była to pra­ca redak­to­ra pro­wa­dzą­ce­go w jed­nym z wydaw­nictw zaj­mu­ją­cych się lite­ra­tu­rą dla dzie­ci. Z tym kon­kret­nym wydaw­nic­twem skoń­czy­łem współ­pra­cę, ale z całym ryn­kiem ksią­żek i maga­zy­nów dla naj­młod­szych jestem zwią­za­ny od dwu­dzie­stu lat, więc dalej pra­cu­ję w zawo­dzie, tyl­ko teraz jako fre­elan­cer. Pew­nie, że chciał­bym żyć z pisa­nia, ale było­by jesz­cze lepiej, gdy­by ktoś mi pła­cił gru­bą kasę za spa­nie. Mogli­by moni­to­ro­wać moje fale mózgo­we czy coś w tym sty­lu. Nie trze­ba być wni­kli­wym obser­wa­to­rem ryn­ku wydaw­ni­cze­go, aby zda­wać sobie spra­wę, że życie z pisa­nia to misja samo­bój­cza.

Zawsze uwa­ża­łam, że pro­fe­sjo­nal­ni spa­cze są spo­łe­czeń­stwu potrzeb­ni! A jaka była naj­dziw­niej­sza pra­ca, któ­rą wyko­ny­wa­łeś?

Przez chwi­lę pra­co­wa­łem w sek­ste­le­fo­nie, a wła­ści­wie w SMS-owym por­ta­lu ero­tycz­no-rand­ko­wym. Wcie­la­łem się w obie płcie. Pod wzglę­dem lite­rac­kim – wspa­nia­łe ćwi­cze­nie warsz­ta­to­we, ale etycz­nie obrzy­dli­we. Gdy cho­dzi­ło tyl­ko o wymia­nę mniej lub bar­dziej wyuz­da­nej czy wul­gar­nej kore­spon­den­cji, to spo­ko, trze­ba było odpa­lić całą gamę języ­ko­wą, od soft mizia­nia po gru­by hard­co­re, ale cza­sa­mi po dru­giej stro­nie sie­dzie­li samot­ni i nie za bar­dzo roz­gar­nię­ci ludzie, któ­rzy zako­chi­wa­li się w tej nie­ist­nie­ją­cej oso­bie, pró­bo­wa­li się uma­wiać, wyzna­wa­li tajem­ni­ce i tak dalej. Nie rozu­mie­li, że kore­spon­du­ją z całym zespo­łem ludzi, a nie z inną samot­ną oso­bą. Moje zada­nie pole­ga­ło na robie­niu wszyst­kie­go, żeby tyl­ko wysła­li kolej­ny SMS. Dość szyb­ko z tego zre­zy­gno­wa­łem.

Teraz nie wiem, co powie­dzieć! Ale nie­ste­ty pomy­śla­łam, że może rze­czy­wi­ście nie ma dużej róż­ni­cy mię­dzy pisa­niem ksią­żek a obsłu­gą sek­ste­le­fo­nu. Pisze się prze­cież po to, żeby zado­wo­lić czy­tel­ni­ka.

To zale­ży od tego, co się pisze. Gdy pisa­łem do pani Marii z Koło­brze­gu o tym, co będę robił z jej sut­ka­mi, albo gdy przy­go­to­wy­wa­łem zada­nia do książ­ki o Psim Patro­lu, myśla­łem o tar­ge­cie i zado­wo­le­niu odbior­cy. Ale to doty­czy­ło pisa­nia zarob­ko­we­go. Pisa­nie powie­ści było dla mnie zawsze aktem twór­czym, a nie wie­rzę w two­rze­nie, pod­czas któ­re­go w pierw­szej kolej­no­ści nie myślisz o sobie. Jeśli więc chcie­li­by­śmy zostać przy meta­fo­rach o pod­ło­żu sek­su­al­nym: pisa­niu, któ­re dla uprosz­cze­nia nazwij­my arty­stycz­nym, według mnie bli­żej jest do samo­za­do­wo­le­nia – by nie użyć sło­wa „mastur­ba­cja”. A jeśli przy oka­zji inni patrzą i też są zado­wo­le­ni, to super się skła­da.

Spró­bu­ję skie­ro­wać tę roz­mo­wę na inne tory. Czy pisa­nie spra­wia ci przy­jem­ność? I co w ogó­le spra­wia ci naj­więk­szą przy­jem­ność?

To nie są inne tory! Pisa­nie cza­sa­mi spra­wia mi przy­jem­ność, co podob­no zna­mio­nu­je gra­fo­ma­nię. Ale bywa też, że w trak­cie pisa­nia czu­ję pogar­dę wobec same­go sie­bie. Ogól­nie rzecz bio­rąc, moje­mu pisa­niu towa­rzy­szy sze­ro­ka gama emo­cji. A sama roz­mo­wa o przy­jem­no­ści wyma­ga szu­ka­nia syno­ni­mów, takich jak na przy­kład: bram­ka, któ­rą Legia strze­la Chel­sea albo Sta­li Mie­lec, obser­wo­wa­nie mło­dych wron, czy­ta­nie Wam­pi­rze­go cesar­stwa, czy­ta­nie Muriel Rukey­ser, zaba­wa w cukier­nię loli-bang z moją cór­ką, cało­wa­nie mojej narze­czo­nej, muzy­ka, piwo w war­sie albo pierw­szy papie­ros do poran­nej kawy. Te wszyst­kie rze­czy spra­wia­ją mi przy­jem­ność, ale są to przy­jem­no­ści zupeł­nie do sie­bie nie­po­dob­ne. A przy­jem­ność z pisa­nia jest tak odręb­na, że nie ma dla niej w ogó­le syno­ni­mu.

Okładka książki Jula Łyskawy pod tytułem „Prawdziwa historia Jeffreya Watersa i jego ojców”.
Jul Łyskawa, „Prawdziwa historia Jeffreya Watersa i jego ojców”, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2024.

Kim chcia­łeś zostać, gdy byłeś mały? Znam tyl­ko jed­ną oso­bę, któ­ra marzy­ła o tym, żeby pisać książ­ki. Źle skoń­czy­ła. Jakie były ambi­cje Jula w dzie­ciń­stwie?

Jako dziec­ko chcia­łem być żół­wiem nin­ja, potem pira­tem, potem zawo­do­wym teni­si­stą sto­ło­wym, a pisa­rzem dopie­ro koło dwu­nast­ki. Przed matu­rą waha­łem się, czy jed­nak nie zostać akto­rem teatral­nym, ale po pierw­szych pró­bach prze­ko­na­łem się, że na sce­nie jestem bez­na­dziej­ny, więc zosta­łem pisa­rzem.

A jak wyglą­da­ją peł­ne prze­py­chu dni nagra­dza­ne­go pisa­rza? Co robisz, kie­dy nie piszesz?

Sypiam do połu­dnia, obia­dy jadam w amba­sa­dach zaprzy­jaź­nio­nych państw, w cie­płe dni służ­ba wachlu­je mnie Pasz­por­tem Poli­ty­ki, a póź­ny­mi wie­czo­ra­mi, gdy chcę poczy­tać w łóż­ku, nie włą­czam lamp­ki noc­nej, bo lśnię.

Myślisz o tym, co zro­bisz, jeśli skoń­czy się dobra pas­sa i bogo­wie pola lite­rac­kie­go się od cie­bie odwró­cą?

W mojej książ­ce jest frag­ment o tak wiel­kiej oba­wie przed nie­ist­nie­niem, że boha­te­ra prze­ra­ża nawet myśl o świe­cie bez jego obec­no­ści – nie tyl­ko po jego śmier­ci, ale też przed jego naro­dzi­na­mi. Moją pierw­szą powieść roze­sła­łem po wydaw­nic­twach jako dzie­więt­na­sto­la­tek, następ­nie żyłem w lite­rac­kim nie­by­cie przez dwa­dzie­ścia lat i nie­źle się umo­ści­łem. Gdy już tam wró­cę, rów­nież będę się czuł jak w domu.

pisarz, kulturoznawca, redaktor i tłumacz.

więcej →

– promotorka kultury i czytania.

więcej →

Powiązane teksty