W aptece nie zarabia się zawrotnych pieniędzy

Wyobra­ża­łam sobie, że w zawo­dzie far­ma­ceut­ki będę pra­co­wać do cza­su, kie­dy roz­wi­nę skrzy­dła na ryn­ku lite­rac­kim. Ten moment wciąż przede mną – mówi Alek­san­dra Zie­liń­ska w roz­mo­wie z Kata­rzy­ną Kachel.

Kata­rzy­na Kachel: Zda­rza ci się porów­ny­wać pisa­nie ksią­żek do syndro­mu sztok­holm­skie­go. Dla­cze­go?

Alek­san­dra Zie­liń­ska: Tak, dosyć czę­sto tak żar­tu­ję. Wpraw­dzie to dość jaskra­wa para­le­la, bo z jed­nej stro­ny my, piszą­cy, tkwi­my w czymś trud­nym, wyczer­pu­ją­cym emo­cjo­nal­nie, kiep­sko wyna­gra­dza­nym, a z dru­giej nadal chce­my to robić, zda­je­my sobie spra­wę z wyzwań i nie­do­god­no­ści. Każ­dy pew­nie kie­ru­je się inną moty­wa­cją, ma swo­je oso­bi­ste podej­ście i wytłu­ma­cze­nie swo­jej decy­zji; jed­ny­mi będzie kie­ro­wać chęć komu­ni­ko­wa­nia się z ludź­mi, moż­li­wość opo­wie­dze­nia histo­rii, innych w pisar­stwie będzie pocią­gać sztu­ka kre­acji, styl życia i for­ma pra­cy wbrew zdro­we­mu roz­sąd­ko­wi.

Rze­czy­wi­ście rzad­ko się zda­rza, by ktoś zatrud­nio­ny w innym zawo­dzie sły­szał, że aby móc dalej pra­co­wać, musi dodat­ko­wo gdzieś dora­biać. Jaką ty masz moty­wa­cję do pisa­nia?

Mogła­bym powie­dzieć, że nic inne­go nie umiem robić, ale to nie takie pro­ste. Dla­cze­go piszę? Bo pisa­nie utrzy­mu­je mnie na powierzch­ni, jest waż­ną for­mą wyra­ża­nia sie­bie, któ­rą trak­tu­ję jak przy­wi­lej. I nawet kie­dy moty­wa­cja przez lata się zmie­nia, jej trzo­nem wciąż jest potrze­ba komu­ni­ko­wa­nia się ze świa­tem, z dru­gim czło­wie­kiem. Nie jestem dobra w mówie­niu o sobie czy w wyra­ża­niu emo­cji, pod wzglę­dem typu oso­bo­wo­ści uzna­ła­bym się za intro­wer­tycz­kę. Dzię­ki pisa­niu, nie­za­leż­nie od tego, gdzie i do kogo moje sło­wa tra­fia­ją, mam moż­li­wość eks­pre­sji, prze­twa­rza­nia emo­cji, któ­rych nie zdo­łam prze­ka­zy­wać w tra­dy­cyj­ny spo­sób. Wciąż towa­rzy­szy mi wiel­ka radość, że mogę to robić w takiej for­mie. Obec­nie nie wyobra­żam sobie życia bez pisa­nia, choć nie wiem, co na ten temat powiem za parę lat. Wie­rzę, że w przy­szło­ści cze­ka mnie jesz­cze spo­ro nie­spo­dzia­nek. Debiu­to­wa­łam w wie­ku osiem­na­stu lat, dziś mam trzy­dzie­ści sześć, więc to, że poświę­ci­łam na pisa­nie aż tyle cza­su, świad­czy o dużym zna­cze­niu tego pro­ce­su.

War­to dodać, że podob­ne sytu­acje nie­rzad­ko zda­rza­ją się w innych pro­fe­sjach, na przy­kład wśród sce­na­rzy­stów. Czę­sto pra­cu­ją oni za dar­mo, dłu­go, bez gwa­ran­cji, że pro­jekt zosta­nie kupio­ny i zre­ali­zo­wa­ny. Podob­nie jak naukow­cy. Przez krót­ki czas byłam na stu­diach dok­to­ranc­kich i – mimo że otrzy­ma­łam sty­pen­dium – musia­łam pra­co­wać poza uczel­nią, żeby się utrzy­mać. Nie dałam rady dłu­go żyć w takim napię­ciu.

Kil­ka­na­ście lat temu mia­łaś inne wyobra­że­nie o zawo­dzie pisa­rza?

W duchu zawsze bar­dzo chcia­łam, aby to był mój zawód, ale pod­cho­dzi­łam do życia zde­cy­do­wa­nie prag­ma­tycz­nie. Far­ma­cji nie wybra­łam wbrew sobie, te stu­dia mnie inte­re­so­wa­ły. Nie­wąt­pli­wie to kie­ru­nek, któ­ry wią­żę się ze sta­bil­nym, nor­mal­nym wyna­gro­dze­niem i moż­li­wo­ścia­mi roz­wo­ju. Postęp w dzie­dzi­nie far­ma­cji doko­nu­je się w ogrom­nym tem­pie, a far­ma­ceu­ci zysku­ją nowe upraw­nie­nia. Jed­nak nigdy po cichu nie prze­sta­wa­łam liczyć na to, że będę pisać, choć tak napraw­dę nie zda­wa­łam sobie spra­wy, jak ten zawód wyglą­da. Mie­li­śmy w rodzi­nie pisa­rza, podo­ba­ło mi się jego życie; głów­nie sie­dział przy biur­ku i pisał. Ale moż­li­we, że ten obraz był moim wyide­ali­zo­wa­nym wspo­mnie­niem z dzie­ciń­stwa.

Dziś moje życie zawo­do­we bar­dziej przy­po­mi­na hybry­dę. Nie narze­kam, wyda­je mi się, że i tak jestem w kom­for­to­wej sytu­acji; mam biur­ko, krze­sło, lap­top, prąd i ubez­pie­cze­nie. Z per­spek­ty­wy cza­su cie­szę się, że wybra­łam ten kie­ru­nek, bo stu­dia moc­no ukształ­to­wa­ły mój język twór­czy – język bli­ski natu­rze, cie­le­sno­ści, fizjo­lo­gii, che­mii.

Z tego wyni­ka, że two­je wybo­ry są świa­do­me. A wiesz, jaki rodzaj umów pod­pi­su­jesz, ile możesz zaro­bić?

Umo­wy zwy­kle są skon­stru­owa­ne w spo­sób zawi­ły. Kie­dy zaczy­na­łam karie­rę, nie do koń­ca wie­dzia­łam, co tak napraw­dę kry­je się za tymi wszyst­ki­mi para­gra­fa­mi. Myślę, że nie byłam w tym odosob­nio­na. Pisa­rzy i pisa­rek, zwłasz­cza począt­ku­ją­cych, czę­sto nie stać na praw­ni­ka, a nie zawsze samo­dziel­nie da się wyne­go­cjo­wać z wydaw­cą lep­sze warun­ki wyna­gro­dze­nia – jeste­śmy więc zmu­sza­ni do kom­pro­mi­sów. Nie zawsze jest tak łatwo, jak innym się wyda­je. W przy­pad­ku pra­cy na etat, kie­dy zatrud­nio­ne­mu coś nie pasu­je, zwy­kle może on się zwol­nić i szu­kać posa­dy gdzie indziej. W zawo­dzie pisa­rza teo­re­tycz­nie sytu­acja wyglą­da podob­nie, tyle że licz­ba miejsc, w któ­rych moż­na wyda­wać książ­ki, jest moc­no ogra­ni­czo­na. W zawo­dzie far­ma­ceu­ty łatwiej o zatrud­nie­nie, panu­je tu duża rota­cja i moż­li­wo­ści są ogrom­ne – poten­cjal­nym miej­scem pra­cy mogą być apte­ka, szpi­tal, fir­ma far­ma­ceu­tycz­na czy uczel­nia. Co do umów wydaw­ni­czych – powiem szcze­rze: nie jestem zbyt dobra w nego­cjo­wa­niu warun­ków, trud­no mi wykłó­cać się o pie­nią­dze, choć pró­bu­ję. Od kil­ku dobrych lat korzy­stam z pomo­cy praw­nej, ale też sama przez te wszyst­kie lata nauczy­łam się czy­ta­nia umów, pod­staw nego­cjo­wa­nia, spraw­dza­nia zapi­sów. Mam raczej ści­sły umysł, ale i tak nie zawsze dawa­łam radę uchro­nić się przed pod­pi­sa­niem doku­men­tów z nie­ko­rzyst­ny­mi zapi­sa­mi. Teraz współ­pra­cu­ję ze wspa­nia­łą panią praw­nik, któ­ra pra­wo autor­skie ma w jed­nym pal­cu. Wspar­cie praw­ne powin­no być stan­dar­dem. Myślę, że edu­ka­cja w tym zakre­sie jest bar­dzo waż­na. Ratun­kiem była­by też na pew­no insty­tu­cja agen­ta, któ­ry stał­by się pośred­ni­kiem mię­dzy auto­rem a wydaw­cą, dzię­ki cze­mu moż­na by wypra­co­wać warun­ki kom­for­to­we dla wszyst­kich.

Jak szu­ka­łaś pierw­sze­go wydaw­cy?

Dłu­go. Wydaw­cy fan­ta­sty­ki odsy­ła­li mnie do głów­ne­go nur­tu, gdzie z kolei sły­sza­łam, że mój debiut to książ­ka gatun­ko­wa. Byłam w roz­kro­ku, zaczę­łam nawet pisać coś inne­go, aż tra­fi­łam na Piotr­ka Kuchar­skie­go, redak­to­ra w W.A.B., i panią Beatę Sta­siń­ską, któ­rzy zary­zy­ko­wa­li i wyda­li Przy­pa­dek Ali­cji. Mia­łam duże wspar­cie, faj­ne i przej­rzy­ste warun­ki, bar­dzo dobrze wspo­mi­nam tam­tą współ­pra­cę. Umo­wy z nikim nie kon­sul­to­wa­łam, a za zaro­bio­ne pie­nią­dze zapła­ci­łam sobie cze­sne na Wydzia­le Sztu­ki. Jak dotąd mam szczę­ście do wydaw­ców.

Od razu zało­ży­łaś, że będziesz zara­biać w innym zawo­dzie, tym, o któ­rym mówisz, że jest kon­wen­cjo­nal­ny?

Tak, choć gdy mia­łam osiem­na­ście lat, nie do koń­ca wie­dzia­łam, jak będzie wyglą­da­ło moje doro­słe życie. Wyobra­ża­łam sobie, że w zawo­dzie far­ma­ceut­ki będę pra­co­wać do cza­su, kie­dy roz­wi­nę skrzy­dła na ryn­ku lite­rac­kim. Ten moment wciąż przede mną i tak napraw­dę nie wiem, czy kie­dy­kol­wiek nastą­pi. Gdy­by nigdy nie nad­szedł, nie sądzę, żeby był to dla mnie koniec świa­ta. Dziś uda­je mi się godzić wszyst­kie aktyw­no­ści, choć dosyć czę­sto bywam prze­mę­czo­na i prze­bodź­co­wa­na. Pra­cu­ję w apte­ce w nie­peł­nym wymia­rze godzin. To bar­dzo wygod­ne, bo mam ubez­pie­cze­nie, opła­co­ne skład­ki, mogę zapła­cić czynsz, a resz­tę cza­su poświę­cić na inne rze­czy. To rów­nież kom­for­to­we pod kątem pla­no­wa­nia, zwłasz­cza że w fir­mie, w któ­rej jestem zatrud­nio­na, mam duże wspar­cie. Jeśli muszę nad­ro­bić lite­rac­kie spra­wy i potrze­bu­ję urlo­pu, dosta­ję go. Tak napraw­dę pisa­nie zaj­mu­je mnó­stwo cza­su, bo poza pra­cą nad książ­ką mam dodat­ko­we zle­ce­nia, wyjeż­dżam na spo­tka­nia autor­skie, two­rzę sce­na­riu­sze, tak­że te teatral­ne, co wią­że się z obec­no­ścia­mi na pró­bach. Przy­zna­ję, cza­sa­mi robię to wolon­ta­ryj­nie – z powo­du wła­snych upodo­bań albo wewnętrz­nej potrze­by. Efekt jest taki, że sta­łam się pra­co­ho­licz­ką. Jed­nak wytrwa­le uczę się odpo­czy­wać.

Jaka część two­ich docho­dów pocho­dzi z pisa­nia?

Z moje­go doświad­cze­nia wyni­ka, że na pisa­niu zara­bia się dużo, ale nie­re­gu­lar­nie; są to pie­nią­dze z zalicz­ki za książ­kę albo spek­takl, cza­sa­mi sty­pen­dia, nagro­dy. Wyda­je mi się, że może to być pół na pół, bo za godzi­ny w apte­ce też nie dosta­je się jakichś zawrot­nych pie­nię­dzy. Nigdy tego nie liczy­łam, bo docho­dy za twór­czość są moc­no nie­rów­ne. Bio­rę wciąż dużo zle­ceń, ponie­waż zawsze może być tak, że nowe się nie poja­wią. Tak jak w trak­cie pan­de­mii. Ten strach o przy­szłość został ze mną do teraz. Czę­sto poświę­cam swój wol­ny czas, by robić faj­ne rze­czy, na przy­kład napi­sać sce­na­riusz komik­su. Nadal uwa­żam, że to przy­wi­lej, choć odbi­ja się na zdro­wiu i życiu pry­wat­nym. Odkąd nauczy­łam się pisać wnio­ski, sta­ram się tak­że o sty­pen­dia twór­cze. Sty­pen­dium Mło­dej Pol­ski popra­wi­ło moją sytu­ację. To była duża kwo­ta, dzię­ki któ­rej mogłam spo­koj­nie pra­co­wać rok czy dwa lata, bez stra­chu o sta­bil­ność finan­so­wą. Byłam na rezy­den­cjach lite­rac­kich, gdzie też otrzy­my­wa­łam sty­pen­dium, któ­re cza­sa­mi uda­wa­ło się zaosz­czę­dzić. W zeszłym roku dosta­łam nagro­dę teatral­ną, co też pozwo­li­ło mi ode­tchnąć. Chęt­nie star­tu­ję w kon­kur­sach, bo lubię się spraw­dzać. Cza­sa­mi pie­nią­dze dosta­je się już za wej­ście do fina­łu, jak w przy­pad­ku kon­kur­su na dra­mat w Teatrze w Słup­sku, albo za samo uczest­nic­two, na przy­kład w kon­kur­sie Stre­fy Kon­tak­tu we Wro­cław­skim Teatrze Współ­cze­snym. Budżet pisa­rza uzu­peł­nia­ją nagro­dy, coraz czę­ściej sama nomi­na­cja wią­żę się z wyna­gro­dze­niem, co jest wspa­nia­łym pomy­słem, zwa­żyw­szy, że nie ma tych nagród w Pol­sce zno­wu tak dużo.

To źle czy dobrze, że pra­ca jest two­ją pasją?

Dziś jestem mło­da, nie mam zobo­wią­zań, mogę w taki spo­sób funk­cjo­no­wać, ale jak będzie póź­niej? Nawet kie­dy pra­ca jest pasją, to nadal wią­że się z wie­lo­go­dzin­nym sie­dze­niem przy biur­ku i codzien­nym kle­pa­niem w kla­wia­tu­rę. To wciąż są wyjaz­dy, tar­gi, spo­tka­nia z czy­tel­ni­ka­mi. Rzad­ko bywam na Face­bo­oku, nie śle­dzę regu­lar­nie dys­ku­sji inter­ne­to­wych, ale tra­fi­ły do mnie gło­sy, że pisa­rze i pisar­ki prze­sa­dza­ją, bo doma­ga­ją się pie­nię­dzy za spo­tka­nia autor­skie. A prze­cież czę­sto, żeby w takim spo­tka­niu uczest­ni­czyć, musi­my wziąć urlop, zapew­nić opie­kę tym, za któ­rych jeste­śmy odpo­wie­dzial­ni – czy to kotu, czy dziec­ku, czy innym bli­skim – musi­my doje­chać na miej­sce, coś zjeść, co bywa skom­pli­ko­wa­ne, jeśli ma się pro­ble­my żywie­nio­we; takie przed­się­wzię­cie zaj­mu­je nie­raz cały dzień. Do domu nie­rzad­ko wra­ca­my w nocy. Nie zawsze wyna­gro­dze­nie pokry­wa wszyst­kie kosz­ty, któ­re pono­szę, ale sta­ram się raczej nie odma­wiać uczest­nic­twa. Myślę, że war­to spo­ty­kać się z czy­tel­ni­ka­mi, choć trud­no przy­cho­dzą mi publicz­nie wystą­pie­nia. Ale naj­bar­dziej cie­szy mnie roz­mo­wa z pra­cow­ni­ka­mi i pra­cow­nicz­ka­mi biblio­tek czy księ­gar­ni, z człon­ka­mi klu­bów dys­ku­syj­nych, z każ­dym, dla kogo lite­ra­tu­ra jest waż­na. To pozwa­la nam budo­wać spo­łecz­ność wokół naszej twór­czo­ści i pozy­tyw­nie wpły­wa na sprze­daż ksią­żek.

Ten zawód jest trud­ny do wyce­nie­nia, tak napraw­dę nie wie­my, ile jest war­ta robo­czo­go­dzi­na pisa­rza. Cie­szę się, że dys­ku­sja o zarob­kach twór­ców się toczy, bo mało naszych czy­tel­ni­ków zna kuli­sy tego zawo­du. Moja rodzi­na i naj­bliż­si je pozna­li, bo nie­raz dzie­lę się z nimi tro­ska­mi. Dzię­ki temu wie­dzą, jak wyglą­da pro­ces pisa­nia, czy­ta­nia, redak­cji, nano­sze­nia popra­wek, orga­ni­zo­wa­nia pro­mo­cji czy szyb­kie­go przy­go­to­wy­wa­nia się do stwo­rze­nia następ­nej książ­ki. Dziś pisa­rze mówią o tym gło­śno w mediach spo­łecz­no­ścio­wych i nie tyl­ko. Trzy­mam kciu­ki za autor­kę Chło­pek, by zosta­ła wyna­gro­dzo­na ade­kwat­nie do suk­ce­su jej książ­ki, któ­re­go bez niej by nie było. Chcia­ła­bym, aby usta­wa o zawo­dzie arty­sty zosta­ła pre­cy­zyj­nie opra­co­wa­na i wpro­wa­dzo­na w życie. Dobrze, że już o tym dys­ku­tu­je­my. Będzie jesz­cze lepiej, kie­dy uda się to prze­kuć na real­ne dzia­ła­nia doty­czą­ce róż­nych świad­czeń, choć­by ubez­pie­cze­nia zdro­wot­ne­go pisa­rzy. Bra­wa dla Unii Lite­rac­kiej, któ­ra odważ­nie pod­no­si ten temat. W koń­cu bez pisa­rzy nie będzie ksią­żek, a bez sce­na­rzy­stów nie będzie fil­mów.

Jak wyglą­da twój dzień?

Pra­cu­ję codzien­nie w apte­ce, wra­cam do domu i zwy­kle sia­dam do pisa­nia. Piszę czę­sto do wie­czo­ra. Jeśli jestem mię­dzy duży­mi pro­jek­ta­mi, bio­rę dodat­ko­we godzi­ny w innych apte­kach, by doro­bić i nauczyć się cze­goś nowe­go, albo roz­glą­dam się za kolej­ny­mi rze­cza­mi. Week­en­dy spę­dzam na wsi, w moim gospo­dar­stwie, co bar­dzo mnie odprę­ża. Odpo­czy­wam, ple­wiąc pomi­do­ry.

Czy kie­dy­kol­wiek bra­kło ci pie­nię­dzy do koń­ca mie­sią­ca?

Nie, jak dotąd uda­je mi się utrzy­mać na powierzch­ni.

Masz swo­je miesz­ka­nie?

Wynaj­mu­ję miesz­ka­nie i na razie nie pla­nu­ję zmia­ny.

Wyobra­żasz sobie taki czas, kie­dy będziesz już tyl­ko sie­dzieć, pisać i nie myśleć, że musisz doro­bić?

Chcia­ła­bym na mojej pra­cy twór­czej zara­biać ade­kwat­nie do wło­żo­ne­go w nią wysił­ku i do jako­ści jej efek­tu. W spo­sób god­ny. Pamię­tam momen­ty fru­stra­cji, któ­rą odczu­wa­łam choć­by w związ­ku z Sor­ge, książ­ką o żało­bie. Pra­ca nad nią była sza­le­nie wyma­ga­ją­ca zarów­no psy­chicz­nie, jak i fizycz­nie, ale docho­dy ze sprze­da­ży nie pozwo­li­ły mi na peł­ną nie­za­leż­ność, mimo świet­nej współ­pra­cy z wydaw­nic­twem i godzi­wej zalicz­ki. Książ­ki są waż­ne. Pan­de­mia poka­za­ła, że bez kul­tu­ry sie­dzie­li­by­śmy opusz­cze­ni w miesz­ka­niach i że potrzeb­na jest nam każ­da lite­ra­tu­ra – czy­ta­dła, powie­ści o żało­bie, książ­ki trud­ne i ambit­ne, kla­sy­ka, kry­mi­na­ły czy choć­by przy­go­dów­ki scien­ce fic­tion o inwa­zji obcych. Tak, by czło­wiek po dru­giej stro­nie poczuł się mniej samot­ny.

– pisarka, dramatopisarka, scenarzystka.

więcej →

– filolożka, redaktorka, dziennikarka, autorka tekstów.

więcej →

Powiązane teksty