Duchy (z) przyszłości

Twór­czość Mar­ci­na Czu­ba usy­tu­ować moż­na wśród zysku­ją­cej coraz więk­sze zna­cze­nie na polu współ­cze­snej pol­skiej pro­zy for­ma­cji sur­re­ali­stycz­nej – odwo­łu­ją­cej się cza­sa­mi do two­rze­nia fik­cyj­nych świa­tów w podob­ny spo­sób, jak robią to twór­cy i twór­czy­nie weird fic­tion, gatun­ku lite­ra­tu­ry popu­lar­nej repre­zen­to­wa­ne­go przez Howar­da Phil­lip­sa Love­cra­fta, Ste­fa­na Gra­biń­skie­go czy Tho­ma­sa Ligot­tie­go, by wymie­nić tyl­ko auto­rów kano­nicz­nych. Do wspo­mnia­nej for­ma­cji sur­re­ali­stycz­nej zali­czyć moż­na, oprócz auto­ra Obja­wie­nia Bogi­ni-Świ­ni, rów­nież Natal­kę Susz­czyń­ską (Dro­pie, Chip­sy dla gości), Ada­ma Kacza­now­skie­go (Ze Sło­wac­kie­go) czy Kata­rzy­nę Szau­liń­ską (Czar­na ręka, zsia­dłe mle­ko). Kata­log ten nie jest oczy­wi­ście zamknię­ty, wprost prze­ciw­nie – pęcz­nie­je z każ­dym rokiem, co poka­zu­je, jak czę­sto we współ­cze­snej pro­zie pol­skiej się­ga się po róż­ne poety­ki awangardowe/surrealistyczne czy „narzę­dzia weird fic­tion”, jak to okre­śla Zuzan­na Sala na łamach „Prak­ty­ki Teo­re­tycz­nej”[1]. W głów­nym obie­gu coraz wyraź­niej do gło­su docho­dzi zatem nurt „lite­ra­tu­ry dzi­wacz­nej”, nie­co odmien­ny od gatun­ku weird fic­tion,  repre­zen­to­wa­ne­go w Pol­sce przez Woj­cie­cha Gunię, Annę Marię Wybra­niec czy Jaku­ba Bie­law­skie­go, ale wyko­rzy­stu­ją­cy podob­ne spo­so­by obra­zo­wa­nia świa­ta oraz wyda­rzeń.

Czub swo­jej w naj­now­szej książ­ce Natu­ra dziu­ry, wyda­nej, podob­nie jak jego powie­ścio­wy debiut Obja­wie­nie Bogi­ni-Świ­ni, nakła­dem kra­kow­skie­go Ha!artu w serii pro­za­tor­skiej Pio­tra Marec­kie­go, kon­ty­nu­uje pro­jekt moc­no sur­re­ali­zu­ją­cej poety­ki. W tym przy­pad­ku gro­te­skę zna­ną z pierw­szej książ­ki zastę­pu­je jed­nak w dużej mie­rze nie­sa­mo­wi­tość i nie­zwy­kłość. Głów­nym boha­te­rem Natu­ry dziu­ry jest Ryszard, miesz­ka­niec jed­nej z wro­cław­skich alta­nek dział­ko­wych na Niskich Łąkach (pozdra­wiam zza torów!), domo­ro­sły filo­zof. Pew­ne­go dnia naty­ka się w radiu na tajem­ni­czą audy­cję Prze­kaz z Kosmo­su nada­wa­ną z przy­szło­ści, od któ­rej dzie­li go sto lat. Nar­ra­cja w książ­ce toczy się zatem dwu­to­ro­wo, przy­naj­mniej do jakie­goś cza­su: z jed­nej stro­ny obser­wu­je­my poczy­na­nia nar­ra­to­ra, z dru­giej zaś doświad­cza­my kolej­nych nagrań. Te ostat­nie są głów­nym źró­dłem dziw­no­ści w powie­ści. Do pew­ne­go momen­tu prze­bie­ga­ją dosyć sza­leń­czym torem – od audy­cji o czło­wie­ku, któ­ry nago latał na orbi­cie, przez histo­rię kobie­ty oba­la­ją­cej helio­cen­tryzm, po wywiad ze spe­cja­list­ką zaj­mu­ją­cą się likwi­do­wa­niem wszel­kich scho­rzeń poprzez prze­no­sze­nie jaź­ni cho­re­go do cia­ła inne­go czło­wie­ka.  Jed­nak Ludwik, pro­wa­dzą­cy Prze­kaz z Kosmo­su, ogła­sza wszem i wobec, że w kon­se­kwen­cji prze­cie­ku audy­cji do prze­szło­ści nale­ży bez­względ­nie zli­kwi­do­wać Ryszar­da. Naj­gor­szą bowiem ewen­tu­al­no­ścią dla archi­tek­tów przy­szło­ści – w tym przy­pad­ku spe­ku­lan­tów gieł­do­wych, miło­śni­czek teo­rii spi­sko­wych i medy­cy­ny „alter­na­tyw­nej” – jest moż­li­wość zre­ali­zo­wa­nia ich pomy­słów sto lat wcze­śniej, niż oni sami je wymy­śli­li i wcie­li­li w życie. Od momen­tu ujaw­nie­nia, że Ryszard słu­cha audy­cji i zamie­rza odtwo­rzyć nie­któ­re wspo­mnia­ne tam pomy­sły, akcja nabie­ra tem­pa, a dwa pla­ny nar­ra­cyj­ne coraz czę­ściej wcho­dzą w inte­rak­cję, aż do kon­fron­ta­cji w fina­le.

O ile w książ­ce bez wąt­pie­nia mamy do czy­nie­nia z wie­lo­ma sur­re­ali­stycz­ny­mi sytu­acja­mi, posta­cia­mi czy twi­sta­mi języ­ko­wy­mi, o tyle mam duże wąt­pli­wo­ści co do innej atry­bu­cji gatun­ko­wej Natu­ry dziu­ry, wymie­nia­nej na tyl­nej okład­ce czy w opi­sach mar­ke­tin­go­wych. Ele­men­tów fan­ta­stycz­no­nau­ko­wych jest tu na tyle mało, że trud­no mówić o tej powie­ści jako o „filo­zo­ficz­nym scien­ce fic­tion” (cokol­wiek by to mia­ło zna­czyć). Skła­niał­bym się raczej ku okre­śle­niu tek­stu Czu­ba jako sur­re­ali­zu­ją­ce­go, uży­wa­ją­ce­go narzę­dzi słu­żą­cych zamą­ce­niu per­cep­cji głów­ne­go boha­te­ra, a przez to rów­nież oso­by czy­ta­ją­cej. Dar­ko Suvin, twór­ca jed­nej z bar­dziej wpły­wo­wych teo­rii gatun­ku, okre­ślał scien­ce fic­tion jako lite­ra­tu­rę wyob­co­wa­nia poznaw­cze­go (cogni­ti­ve estran­ge­ment), kon­fron­tu­ją­cą oso­bę czy­ta­ją­cą ze świa­tem przy­szło­ści, w któ­rym nie­zna­ne nam tech­no­lo­gie dzia­ła­ją na porząd­ku dzien­nym. U Czu­ba wyob­co­wa­nie prze­bie­ga na nie­co innym pozio­mie, zde­cy­do­wa­nie bliż­szym weird fic­tion. Ser­cem wspo­mnia­ne­go gatun­ku jest powo­do­wa­nie szo­ku poznaw­cze­go u boha­te­rów (a przez to rów­nież pośred­nio u osób czy­ta­ją­cych), zwią­za­ne­go z wkro­cze­niem do pozor­nie reali­stycz­ne­go świa­ta ele­men­tów nad­na­tu­ral­nych. U Czu­ba istot­nie mamy do czy­nie­nia z podob­ną sytu­acją, gdy boha­te­ro­wie radio­wej audy­cji z prze­szło­ści przy­by­wa­ją do teraź­niej­szo­ści, by zamor­do­wać Ryszar­da – inną spra­wą jest to, czy sytu­acja ta jest pochod­ną wyobra­że­nia boha­te­ra, czy „wyda­rzy­ła się napraw­dę” w tym świe­cie.

Autor nabiera największej pisarskiej werwy, gdy pisze o absurdach, po które nie trzeba sięgać sto lat wprzód, bo mamy je już teraz – czyli o współczesnym świecie finansjery, funduszy inwestycyjnych oraz gorączce pomnażania kapitału.

Dale­ko mu wpraw­dzie w tym zakre­sie do stop­nia natę­że­nia absur­du Inspek­to­ra Wołecz­ka i Żaru Czung­pa­lar­my Andrze­ja Grau­la (inne­go wro­cław­skie­go pisa­rza), nale­ży jed­nak pod­kre­ślić, że motyw „eko­no­micz­ny” jest tu raczej gdzieś w tle głów­nej akcji, rzad­ko poja­wia się na pierw­szym pla­nie. Jeden z takich frag­men­tów to czwar­ta audy­cja, pod­czas któ­rej mowa jest o fun­du­szach inwe­sty­cyj­nych i wro­cław­skiej Wall Stre­et, gdzie ludzie na niż­szych sta­no­wi­skach zatrud­nia­ni są dla nie­po­zna­ki i „huma­ni­zo­wa­nia” dzia­łal­no­ści ban­ków. Rze­czy­wi­ste decy­zje podej­mu­ją szczu­ry, któ­re za odpo­wied­nią inwe­sty­cję nagra­dza­ne są serem i moż­li­wo­ścią kopu­la­cji, a za nara­że­nie ban­ku na stra­ty – rażo­ne prą­dem. Swo­je odzwier­cie­dle­nie absurd ten znaj­du­je rów­nież w sfe­rze teraź­niej­szej, gdy towa­rzysz­ka Ryszar­da pró­bu­je zre­kon­stru­ować wspo­mnia­ny eks­pe­ry­ment na szczu­rach. Wszel­kie pró­by począt­ko­wo koń­czą się fia­skiem, potem jed­nak „kształ­ce­nie gieł­do­wej intu­icji gry­zo­ni” osią­ga pożą­da­ne rezul­ta­ty. W tle wszyst­kich tych wyda­rzeń nie­mal sły­chać wisiel­czy śmiech nar­ra­to­ra książ­ki, któ­re­go eks­pe­ry­men­ty towa­rzysz­ki jed­no­cze­śnie szo­ku­ją, jak i fascy­nu­ją. Inte­re­su­ją­ce w Natu­rze dziu­ry jest zatem to, w jaki spo­sób pomy­sły z przy­szło­ścią wcho­dzą w inte­rak­cję z powie­ścio­wą teraź­niej­szo­ścią, rodząc sytu­acje, któ­re nie­ja­ko zna­my z naszej wła­snej rze­czy­wi­sto­ści. Spraw­dza się w tym momen­cie słyn­na kwe­stia Mar­ka Fishe­ra o kry­zy­sie wyobraź­ni – w realiach neo­li­be­ral­ne­go, póź­ne­go kapi­ta­li­zmu wymy­śle­nie lep­szej przy­szło­ści, wykra­cza­ją­cej poza współ­cze­sne realia spo­łecz­no-gospo­dar­cze, jest nie­mal nie­moż­li­we. Dzi­siej­szy stan rze­czy nawie­dza wszel­kie wyobra­że­nie na temat tego, co nadej­dzie.

A sko­ro już o nawie­dze­niach i wyobra­że­niach mowa, wspo­mnieć tu nale­ży jesz­cze jeden wybi­ja­ją­cy się punkt Natu­ry dziu­ry. Nar­ra­to­ro­wi nie­ustan­nie towa­rzy­szy swe­go rodza­ju obse­sja, spo­wo­do­wa­na prze­dziw­nym nawie­dze­niem z przy­szło­ści. Pod­czas jed­nej z audy­cji boha­ter pozna­je inno­wa­cyj­ną meto­dę prze­no­sze­nia cho­rób z jed­ne­go cia­ła do dru­gie­go, koń­czą­cą się nie­mal cał­ko­wi­tym wyru­go­wa­niem każ­de­go scho­rze­nia. Z racji tego, że sam zma­ga się z bólem ple­ców, nie­ustan­nie dąży do pró­by odtwo­rze­nia cudow­nej kura­cji, opie­ra­ją­cej się na połą­cze­niu w jed­nym tran­sie wie­lu osób. W rezul­ta­cie dzia­łań boha­te­ra istot­nie docho­dzi do „zabie­gu”, nie koń­czy się on jed­nak zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi. Wątek ten cią­gnie się przez pra­wie całą książ­kę, sta­no­wiąc jed­ną z głów­nych osi fabu­ły. Trud­no jed­nak powie­dzieć, co tak napraw­dę jest jego staw­ką: czy wska­za­nie na absur­dal­ność współ­cze­snych „alter­na­tyw­nych” metod lecze­nia czy w grun­cie rze­czy cał­kiem inte­re­su­ją­ca pró­ba spraw­dze­nia, jak dzia­ła­ła­by odwró­co­na widmologia/widmontologia[2]. W pierw­szym przy­pad­ku, podob­nie zresz­tą jak w wąt­ku szczu­rów i finan­sje­ry, autor sta­wiał­by tezę, że po absurd nie trze­ba wybie­gać myśla­mi w przy­szłość, bo mamy go już „w domu”. W dru­gim z kolei mie­li­by­śmy do czy­nie­nia z ambit­nym eks­pe­ry­men­tem, któ­re­go rezul­ta­ty pozo­sta­wia­ją jed­nak wie­le do życze­nia, cho­ciaż­by z powo­du szczu­płej obję­to­ści książ­ki i sku­pie­nia na pozo­sta­łych wąt­kach.

Pomi­mo pew­nych potknięć książ­ka Czu­ba sta­no­wi inte­re­su­ją­ce stu­dium wybra­nych absur­dów współ­cze­sne­go świa­ta. Doce­nić tu nale­ży sfe­rę nar­ra­cyj­ną, nie­ustan­ne prze­pla­ta­nie się współ­cze­sno­ści i przy­szło­ści, mącą­ce w gło­wie zarów­no oso­bom czy­ta­ją­cym, jak i głów­ne­mu boha­te­ro­wi powie­ści. Jeśli staw­ką Natu­ry dziu­ry było podwój­ne zmą­ce­nie – kon­wen­cyj­ne i per­cep­cyj­ne – to Czub cel ten z pew­no­ścią osią­gnął. Sądzę, że w inte­re­su­ją­cy spo­sób mogło­by wypaść porów­na­nie książ­ki Czu­ba – odwo­łu­ją­cej się nie­kie­dy do weir­do­we­go instru­men­ta­rium – z ubie­gło­rocz­nym wyda­niem Snów umar­łych. Pol­skie­go rocz­ni­ka weird fic­tion, sku­pia­ją­cym się w szcze­gól­no­ści na fuzji weird fic­tion z ele­men­ta­mi scien­ce fic­tion. To jed­nak pomysł na zupeł­nie inny tekst.

 

[1] Zuzan­na Sala, Dzi­wacz­ny realizm: przy­pa­dek poezji Ada­ma Kacza­now­skie­go, „Prak­ty­ka Teo­re­tycz­na” 2024, nr 4, s. 89.

[2] Ter­min wpro­wa­dzo­ny przez Jacques’a Der­ri­dę w książ­ce Wid­ma Mark­sa, ozna­cza­ją­cy – w dużym skró­cie – powrót i trwa­nie idei z prze­szło­ści w teraź­niej­szo­ści w spo­sób, któ­ry moż­na okre­ślić jako wid­mo­wy. Desy­gna­ty pew­nych idei nie ist­nie­ją już w takiej for­mie jak kie­dyś, ale one same (idee) trwa­ją i „nawie­dza­ją” współ­cze­sne spo­łe­czeń­stwa, media czy dzie­ła kul­tu­ry.

Marcin Czub, „Natura dziury”, Kraków: Ha!art, 2025.

– doktorant w Zakładzie Literatury Ludowej, Popularnej i Dziecięcej (IFP UWr).

więcej →

– polski prozaik i autor sztuk teatralnych.

więcej →

Powiązane teksty