Wspólnota rzeki, wspólnota ryby, wspólnota ruchu

Nie spo­sób prze­pu­ścić moż­li­wo­ści odda­nia się lek­tu­rze kolej­nej książ­ki Pete­ra Mar­ku­sa, któ­ra uka­za­ła się na pol­skim ryn­ku wydaw­ni­czym. W cią­gu ostat­nich trzech lat (za spra­wą Pio­tra Siwec­kie­go) mie­li­śmy oka­zję, żeby poznać nie­zwy­kły świat rze­ki przed­sta­wio­ny w powie­ści Bob albo męż­czy­zna na łodzi (2022); dziś może­my dostać się na dru­gi brzeg i się­gnąć po serię opo­wia­dań i próz poetyc­kich two­rzą­cych książ­kę Dobrze, bra­cie (2025).

Na począt­ku war­to zwró­cić uwa­gę na pew­ną kwe­stię doty­czą­cą chro­no­lo­gii: pierw­sza prze­tłu­ma­czo­na na język pol­ski książ­ka Mar­ku­sa, Bob albo męż­czy­zna na łodzi, jest w isto­cie ostat­nią z cyklu, w ory­gi­na­le wyda­ną w 2008 roku. Czy­tel­nik zazna­jo­mio­ny z pierw­szym pol­skim prze­kła­dem i się­ga­ją­cy po (powsta­łe wcze­śniej) Dobrze, bra­cie w toku lek­tu­ry może zatem odnieść wra­że­nie, że wciąż wra­ca do tych samych tre­ści. Pol­skie tłu­ma­cze­nie Dobrze, bra­cie skła­da się tak napraw­dę z trzech pozy­cji, wyda­nych kolej­no jako: Dobrze, bra­cie (2001), Śpie­wa­ją­ce ryby (2005), Robi­my bło­to (2011). (Posłu­gu­ję się pol­ski­mi tytu­ła­mi ksią­żek tak, jak­by uka­za­ły się osob­no, nie­mniej wszyst­kie trzy zawie­ra­ją się w jed­nej publi­ka­cji wyda­nej przez Ha!art w 2025 roku). Stra­te­gia lite­rac­ka przy­ję­ta przez Mar­ku­sa w Bobie… jest ponie­kąd roz­wi­nię­ciem for­my, z któ­rą spo­ty­ka­my się w Dobrze, bra­cieŚpie­wa­ją­cych rybach. Pro­sta kon­struk­cja zdań, sil­na ryt­mi­za­cja w ukła­dzie – te ele­men­ty poja­wia­ją się już w zbio­rze opo­wia­dań, ale nie two­rzą tam jesz­cze jed­ne­go gło­su, któ­re­go ton rezo­nu­je wokół oni­rycz­nej posta­ci Boba i jego łodzi, o czym pisa­łem w recen­zji opu­bli­ko­wa­nej w maga­zy­nie ZAKŁAD[1]. Z kolei Robi­my bło­to, zbiór naj­now­szych utwo­rów, pod wzglę­dem for­my wyróż­nia się nie­co na tle wcze­śniej­szych tek­stów. By posłu­żyć się meta­fo­rą: pły­nie­my tu wciąż tą samą tra­twą, ale prąd wno­si już nowe ele­men­ty: jest w nich wię­cej domu, mat­ki i ognia.

Przed wyru­sze­niem w dro­gę war­to odnieść się do recep­cji Mar­ku­sa na jego rodzi­mym ryn­ku wydaw­ni­czym, do komen­ta­rzy sil­nie akcen­tu­ją­cych har­mo­nię i muzycz­ność fra­zy tego auto­ra, któ­re­go pisar­stwo momen­ta­mi przy­wo­dzi na myśl frag­men­ty utwo­rów blu­eso­wych.

Mar­kus wri­tes like a blu­es sin­ger; his tools are limi­ted and spe­ci­fic. He employs just a few notes, but oh how tho­se notes ring[2].

Rze­ka jest brud­na, ludzie są ubra­ni skrom­nie, żywią się ryba­mi. Trud życia i jego pro­sta afir­ma­cja zesta­wia­ne są tu z opo­wia­da­nia­mi Hemin­gwaya o Nic­ku Adam­sie i o Michi­gan – miej­scu, z któ­re­go pocho­dzi rów­nież autor poema­tu o rze­ce i rybie. To może być dobry punkt wyj­ścia do dal­szej reflek­sji, ponie­waż kra­ina Wiel­kich Jezior poprzez swój cha­rak­ter nie tyl­ko wpły­wa na życie codzien­ne jej miesz­kań­ców, lecz tak­że dzia­ła na wyobraź­nię i inspi­ru­je.

W Dobrze, bra­cie (odno­szę się do tłu­ma­cze­nia Siwec­kie­go, a więc do zbio­ru trzech ksią­żek Mar­ku­sa) znaj­du­je­my się nad rze­ką, w bli­żej nie­okre­ślo­nym miej­scu. Wia­do­mo jed­nak, że są z nami Bra­cia, Rze­ka, Ryby, Ojciec, Mat­ka, Dziew­czy­na, Chło­piec i tak dalej. Posta­ci te sytu­ują się w cen­trum pro­wa­dzo­nej przez Mar­ku­sa nar­ra­cji, ale istot­ne są dla niej tak­że takie ele­men­ty, jak zardze­wia­łe gwoź­dzie, bło­to, słup tele­gra­ficz­ny i wie­le innych przed­mio­tów odgry­wa­ją­cych waż­ną rolę w nasiąk­nię­tym wil­go­cią świe­cie rze­ki.

Czy jest to ta sama rze­ka, nad któ­rą prze­by­wa­my w Bobie…? Czy ist­nie­je pier­wo­wzór, być może gdzieś w Michi­gan, sta­no­wią­cy dla auto­ra inspi­ra­cję do budo­wa­nia spój­nych odnie­sień i alu­zji do świa­ta rze­czy­wi­ste­go? Trud­no stwier­dzić, ponie­waż w opi­sie przed­sta­wia­ne­go pej­za­żu wod­ne­go (water­sca­pe) Mar­kus nie korzy­sta z kon­kret­nych odnie­sień geo­gra­ficz­nych. Nie zna­my nazwy rze­ki ani miej­sco­wo­ści, obok któ­rej ta prze­pły­wa. Nie zna­my lasu scho­dzą­ce­go do brze­gu ani nazwy przy­sta­ni. Moż­na się domy­ślać, że więk­szy zbior­nik wod­ny znaj­du­je się gdzieś w pobli­żu – na ten trop napro­wa­dza­ją odbior­cę choć­by wzmian­ki o latar­ni czy o por­cie, pozba­wio­ne jed­nak więk­szej pre­cy­zji.

Zary­so­wa­na przez Mar­ku­sa w obu książ­kach prze­strzeń ma jed­nak wspól­ne cechy. Rze­ka jest tu muli­sta, ciem­na, wręcz pach­nie wil­go­cią z kart książ­ki, leni­wie mean­dru­je mię­dzy księ­ży­co­wą łuną, któ­rą nie­trud­no pomy­lić z rybą, a rodzin­nym domem poło­żo­nym nad rdza­wym brze­giem. Mamy więc do czy­nie­nia z kon­kret­ną, dobrze prze­my­śla­ną prze­strze­nią, będą­cą nie tyle sce­ną roz­gry­wa­nych zda­rzeń – takich jak lepie­nie z bło­ta Dziew­czy­ny czy wjazd roz­pę­dzo­nym truc­kiem do wody – ile hipe­ro­biek­tem narzu­ca­ją­cym swo­je zasa­dy i funk­cje wszyst­kie­mu, co znaj­du­je się w pobli­żu[3].

Pę­dzimy tam, ku mie­j­scu-z-któ­­re­go-nie-moż­na-iść-da­lej w tej opo­wie­ści. Tam za­rdze­wiały, me­ta­lowy znak ostrze­gaw­czy mówi nam, bra­ciom, by­śmy za­wró­cili, by­śmy od­wró­cili się, bo tu jest po­czą­tek tej brud­nej rze­ki i za­ra­zem ko­niec na­szej nad­rzecz­nej, brud­nej dro­gi.

[…]

A te­raz patrz na pu­stą pakę cię­ża­rówki, na kla­pę, na tyl­ne świa­tła, chro­mo­wany zde­rzak – te czę­ści toną ostat­nie. Patrz, jak toną – patrz, jak zni­kają, patrz tak, jak­by to dzia­ło się w ja­kimś in­nym cza­sie, kie­dy my, bra­cia, mo­gli­by­śmy stać i pa­trzeć, jak na­sza mat­ka i nasz oj­ciec od­jeż­dżają od nas, bra­ci, tą za­ku­rzoną, bocz­ną dro­gą[4].

 

[Frag­men­ty opo­wia­da­nia Błot­ni­sta pół­cię­ża­rówka, za­rdze­wiała rze­ka]

Tym, cze­go nie moż­na pomi­nąć, gdy ana­li­zu­je się styl Mar­ku­sa, jest język, nada­ją­cy wyra­zi­sty cha­rak­ter pro­zie i poezji, złą­czo­nym w jeden stru­mień, spla­ta­ją­cym się i roz­le­wa­ją­cym w każ­dym z kolej­nych opo­wia­dań. Postać oni­rycz­ne­go, tajem­ni­cze­go nar­ra­to­ra, któ­rym raz są Bra­cia (a przy­naj­mniej jakaś wspól­no­ta utoż­sa­mia­ją­ca się z prze­strze­nią i okre­śla­ją­ca swo­ją przy­na­leż­ność do rze­ki), a innym razem Bob (w przy­pad­ku książ­ki prze­tłu­ma­czo­nej w 2023 roku), inspi­ru­je do sta­wia­nia pytań o jako­ści i war­stwy przed­sta­wio­ne­go świa­ta. O to, w jakim stop­niu rze­czy­wi­ste wyda­rze­nie może się stać czę­ścią baśni, a w jakim stop­niu baśń prze­ra­dza się w praw­dę o świe­cie. Kosmos i wra­że­nie trans­cen­den­cji są rów­nie wyraź­ne w całej serii poświę­co­nej rze­ce[5], nie­mniej Bob jest wszech­ist­nie­ją­cym obiek­tem, prze­ra­dza­ją­cym się w ele­men­ty kon­struk­cji świa­ta, nato­miast Bra­cia swo­ją trans­cen­den­cję w więk­szym stop­niu uza­leż­nia­ją od rela­cji, w któ­rych trwa­ją. Oba uję­cia są nie­zmier­nie podob­ne, lecz poemat poświę­co­ny męż­czyź­nie w łodzi odno­si się do jed­no­ści, opo­wia­da­nia zaś zor­ga­ni­zo­wa­ne są wokół wspól­no­ty.

Pro­zo­po­etyc­ki cha­rak­ter twór­czo­ści, spla­ta­ny z rze­ką i uwi­kła­ny w jej rytm, nasu­wa sil­ne odczu­cie mity­za­cji świa­ta przed­sta­wio­ne­go. To jed­nak nie blu­es miesz­kań­ców ostat­nie­go domu za mia­stem, któ­ry nasiąk­nął wil­go­cią i wrósł w oto­cze­nie. To rze­czy­wi­stość czer­pią­ca ze sprzę­że­nia mię­dzy tym, co real­ne, a tym, co uro­jo­ne. To rytu­ał dnia codzien­ne­go, wple­cio­ny w myśle­nie magicz­ne, nie­mniej na innym pozio­mie, niż zna­my to z Márqu­eza czy Astu­ria­sa, ponie­waż sytu­acja, w jakiej zanu­rzo­ne są pod­mio­ty w opo­wia­da­niach Mar­ku­sa, raczej nie wyra­sta z lokal­nych mitów czy legend. Jeśli poja­wia­ją się tu zabie­gi włą­cza­nia ele­men­tów magicz­nych, zosta­ją one odcię­te od pier­wot­nych kono­ta­cji, sta­jąc się nowym zna­czą­cym w nowej kon­fi­gu­ra­cji zna­ków. Bra­cia, Ojciec, Ryby, Rze­ka, Dziew­czy­na, Mat­ka, Gwoź­dzie, Bło­to, Księ­życ, Latar­nia – wszyst­kie te zna­ki i obiek­ty na stro­nach opo­wia­dań wcho­dzą w nowy rodzaj dia­lo­gu, sta­ją się nośni­ka­mi ponadre­gio­nal­ny­mi. Prze­no­szą uni­wer­sal­ne zna­cze­nia. Z tego powo­du nie mogę się zgo­dzić na uprasz­cza­ją­ce porów­na­nia twór­czo­ści auto­ra Śpie­wa­ją­cych ryb do pisar­stwa Hemin­gwaya, typo­we zwłasz­cza dla recep­cji dzieł Mar­ku­sa w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Nie mogę rów­nież pod­pi­sać się pod zaszu­flad­ko­wa­niem go jako auto­ra tek­stów sur­re­ali­stycz­nych czy z gatun­ku weir­du – ich ele­men­ty znaj­dą czy­tel­ni­cy w Dobrze, bra­cie, lecz nie spro­wa­dza­ją one tek­stu do alo­gicz­nych zabie­gów w nar­ra­cji czy do two­rze­nia figur roz­sz­cze­pia­ją­cych rze­czy­wi­stość. Stra­te­gię lite­rac­ką Mar­ku­sa postrze­gam jako nowy realizm magicz­ny, sku­pio­ny nie wokół histo­rii spo­łecz­no­ści, jej życia i zwią­za­nej z nim magii folk­lo­ru, lecz wokół poszcze­gól­nych obiek­tów, takich jak ryby czy bra­cia, przed­sta­wia­nych za pomo­cą pro­stych kon­struk­cji zda­nio­wych na tle oni­rycz­ne­go, nie­co melan­cho­lij­ne­go pej­za­żu rela­cji.

Okładka książki Petera Markusa pod tytułem „Dobrze, bracie”.
Peter Markus, „Dobrze, bracie”, tłum. Piotr Siwecki, Kraków: Ha!art, 2025.

Kon­struk­cja opo­wia­dań – czy może poema­tów pisa­nych pro­zą? – pozwa­la na wej­ście w doświad­cze­nie czy­tel­ni­cze z dowol­ne­go miej­sca. Fabu­ła, któ­ra gra szcząt­ko­wą rolę, jest do tego stop­nia ela­stycz­na, że czy­tel­ni­cy mogą roz­po­cząć lek­tu­rę książ­ki od koń­ca. Ana­chro­nicz­na kon­struk­cja jest kolej­nym ele­men­tem wpi­su­ją­cym się w szta­faż nowe­go reali­zmu magicz­ne­go, a jed­no­cze­śnie roz­gry­wa jesz­cze jed­ną eko­kul­tu­ro­wą płasz­czy­znę, czy­li pej­zaż wod­ny i jego splą­ta­ny cha­rak­ter. Losy boha­te­rów (choć być może lep­szym okre­śle­niem był­by ter­min: „obiek­ty”, odzwier­cie­dla­ją­cy wszech­stron­ność i ela­stycz­ność sto­so­wa­nych przez Mar­ku­sa akce­so­riów) są wło­żo­ne w okre­ślo­ną cyklicz­ność, przy­po­mi­na­ją­cą pory roku, natu­ral­ne wzbie­ra­nie i wysy­cha­nie rze­ki, jej mean­dro­wa­nie. Histo­rie są splo­tem rela­cji, wykrę­co­nych jak uro­bo­ros, cze­go przy­kła­dem może być zapis:

Boje się ko­ły­szą. W tę i z po­wro­tem – do­dał, a kie­dy od­wró­ci­łem się, żeby spoj­rzeć na Bra­ta, zo­ba­czy­łem, że Brat ko­ły­sze się jak boja na rzecz­nej fali. To może być łódź, po­wie­dzia­łem i ręce zło­ży­łem tak, żeby po­wstała z nich ręcz­nej ro­boty lor­netka, dzię­ki któ­rej moje oczy mo­gły wi­dzieć le­piej. Może, zgo­dził się Brat, cho­ciaż wciąż po­ru­szał się jak boja. Po­cze­kajmy i zo­ba­czymy, czy się zbli­ży. I rze­czy­wi­ście, to coś zbli­żyło się po chwi­li. A kie­dy to coś zbli­żyło się, kie­dy było wy­star­cza­jąco bli­sko, że­by­śmy my, bra­cia, zo­ba­czyli, co to ta­kiego po­ru­sza się po po­wierzchni wody – zo­ba­czy­li­śmy i zro­zu­mie­li­śmy. Ryba, ryba! – za­śpie­wa­li­śmy obaj, my, bra­cia. I za­śpie­wa­li­śmy tak gło­śno, że na­wet księ­życ spoj­rzał z góry, żeby zo­ba­czyć, o czym tak za­śpie­wa­li­śmy. Ryba, któ­ra cho­dzi po wo­dzie! – po­wie­dzia­łem to rze­ce, cho­ciaż mój głos – usły­sza­łem to, gdy mój głos wy­po­wia­dał te sło­wa – mój głos nie mó­wił, lecz śpie­wał. Spoj­rza­łem na Bra­ta. Chcia­łem po­wie­dzieć: Dla­czego Brat nie śpie­wa z Bra­tem? Ale Brat nie śpie­wał, Brat nie mó­wił nic, tyl­ko po­wta­rzał „ale, ale”, bo, na chwi­lę, Brat i jego błot­ny mózg za­jęci byli my­śle­niem o tym, że to prze­cież nie­moż­liwe[6].

 

[Frag­ment opo­wia­da­nia O ry­bie, któ­ra szła po wo­dzie]

Poezja Mar­ku­sa – zapi­sa­na pro­zą – jest w cią­głym ruchu. Obiek­ty potra­fią się prze­ista­czać, są nie­jed­no­rod­ne, tak jak­by w każ­dym momen­cie mogły obja­wić się w odmien­nej posta­ci. Więc ruch nie poja­wia się wyłącz­nie jako mime­sis natu­ry czy prak­ty­ka czy­tel­ni­cza (prze­ska­ki­wa­nie pomię­dzy opo­wia­da­nia­mi), ale rów­nież sta­je się pew­nym mecha­ni­zmem wska­zu­ją­cym na płyn­ność posta­ci, tro­chę jak­by obiek­ty poja­wia­ją­ce się w tek­ście były – by nawią­zać do Object Orien­ted Onto­lo­gy[7] – w obrę­bie przed­mio­tu zmy­sło­we­go. Pod­kre­śla ich dziw­ność, nie­po­ję­tość i przy­na­leż­ność do wła­snej, odręb­nej onto­lo­gii, wyję­tej z antro­po­cen­trycz­ne­go kore­la­cjo­ni­zmu. Repry­za, czę­sto wyko­rzy­sty­wa­ny przez auto­ra zabieg powtó­rze­nia moty­wu, odnie­sie­nia się do tego same­go przed­mio­tu, wyda­je się for­mal­nym pod­par­ciem hipo­te­zy o ruchu jako ele­men­cie kształ­tu­ją­cym obiek­ty Mar­ku­sa.

Prze­strzeń zary­so­wa­na na stro­nach Dobrze, bra­cie jest przede wszyst­kim wspól­no­to­wa, cyklicz­na, splą­ta­na w nie­jed­no­rod­ny twór przy­po­mi­na­ją­cy deleu­zjań­skie kłą­cze[8], w któ­rym brak cen­tral­nie zary­so­wa­nej nar­ra­cji czy jed­no­stron­nej pre­zen­ta­cji obiek­tu. Poja­wia się za to nie­ustan­nie zacho­dzą­ca wymia­na i prze­kształ­ca­nie się jed­ne­go zesta­wu wła­ści­wo­ści w dru­gi. Co wię­cej, mam wra­że­nie, że tytu­ło­wi Bra­cia, Ryby (czy może ogól­niej wybrzmie­wa­ją­ce w gło­sie nar­ra­to­ra „my”) za każ­dym razem odno­szą się do innych obiek­tów funk­cjo­nu­ją­cych na tych samych warun­kach. Tutaj repry­za wią­że się z koniecz­nym wpro­wa­dze­niem wie­lo­ści, sta­no­wi zabieg przed­sta­wie­nia tego same­go wra­że­nia, doświad­cze­nia eko­lo­gii, czy­li mecha­ni­zmu utrzy­ma­nia rów­no­wa­gi mię­dzy śro­do­wi­skiem a kul­tu­rą[9].

My, bra­cia, mamy takie spoj­rze­nie, któ­rym lubi­my, od cza­su do cza­su, spo­glą­dać na sie­bie. To ten rodzaj spoj­rze­nia, któ­re napraw­dę rani twarz spo­glą­da­ją­ce­go nim bra­ta.
Wyobraź sobie to spoj­rze­nie.
Spójrz – zwra­ca­my się tym sło­wem do Chłop­ca.
Chło­piec, taki sam jak ty, Chłop­cze.
Tymi sło­wa­mi zwra­ca­my się tak­że do Chłop­ca.
Dziew­czy­na tak­że ma począ­tek w bło­cie.
Dziew­czy­na była bło­tem – mówi­my – ale Dziew­czy­na sta­ła się dziew­czy­ną, kie­dy nada­li­śmy Dziew­czy­nie jej imię.
Nazwa­li­śmy Dziew­czy­nę Dziew­czy­ną, bo tak wła­śnie wyglą­da­ła – jak dziew­czy­na.
Powie­dzie­li­śmy: Dziew­czy­na.
I imię pozo­sta­ło, jak kij wetknię­ty w bło­to.
Wzię­li­śmy kij i wypi­sa­li­śmy imię Dziew­czy­ny w bło­cie na brze­gu tej błot­ni­stej rze­ki.
DZIEW-CZY-NA.
Dziew­czy­na spoj­rza­ła przy­jaź­nie z bło­ta na nas, bra­ci.
Ale – Chło­piec znów wymó­wił to sło­wo.
Chło­piec mówi: Już opo­wia­da­li­ście mi tę histo­rię.
Chło­piec mówi do nas, bra­ci: Ja już wiem wszyst­ko o dziew­czy­nie i o bło­cie.
Chło­piec mówi: Już sły­sza­łem o tym, jak Dziew­czy­na powsta­ła z bło­ta.
Chło­piec mówi: Już wiem o tym, że to wy, bra­cia, spra­wi­li­ście, że Dziew­czy­na pod­nio­sła się z bło­ta.
Opo­wiedz­cie mi coś nowe­go – zwra­ca się Chło­piec do nas, bra­ci[10].

 

[Frag­ment opo­wia­da­nia Chło­piec. Re­pryza]

O uni­wer­sal­no­ści książ­ki Mar­ku­sa jako tek­stu sta­no­wią­ce­go goto­wy mit, cze­ka­ją­ce­go na odnie­sie­nie go do lokal­nych śro­do­wi­sko­wych wyda­rzeń, wspo­mi­na­łem na począt­ku tek­stu. Jest w tej pro­zo­po­ezji ładu­nek dają­cy się zaprząc jako źró­dło trans­cen­dent­ne­go obco­wa­nia ze śro­do­wi­skiem. Świad­czy o tym choć­by licz­ba uży­tych ele­men­tów, sym­bo­li (czy, jak je okre­ślam w tek­ście, „obiek­tów”), któ­rych pod­ło­że zosta­ło spre­pa­ro­wa­ne, ode­rwa­ne od jed­no­wy­mia­ro­wej inter­pre­ta­cji i prze­kształ­co­ne w uni­wer­sal­ne, wszech­stron­ne mity, a więc w opo­wie­ści o tym, jak dzia­ła świat. Moż­na odnieść je do rodzin­nych stron auto­ra, do Wiel­kich Jezior w Michi­gan, ale rów­nie dobrze moż­na odczy­tać je w kon­tek­ście Odry (nad któ­rą miesz­kam), prze­ży­wa­ją­cej obec­nie wal­kę z nie­ustan­nym zanie­czysz­cza­niem i bata­lię o uzna­nie jej za oso­bę praw­ną. Ta uni­wer­sal­ność zna­czeń nie zamy­ka się jed­nak wyłącz­nie w sfe­rze mitów/obiektów, ale wykra­cza poza nie dzię­ki ele­men­tom afek­tyw­nym takim jak na przy­kład spoj­rze­nie, któ­re w twór­czo­ści Mar­ku­sa może reali­zo­wać odręb­ne zada­nia. Tym samym włą­cza do pej­za­żu wod­ne­go, w któ­rym się znaj­du­je­my, źró­dła napię­cia: wzrok, poczu­cie bycia obser­wo­wa­nym i postrze­ga­nie, sta­no­wią­ce istot­ny ele­ment budo­wa­nia rela­cji ze śro­do­wi­skiem. Temat roli, jaką odgry­wa w tym odbior­ca, pozwo­lę sobie zosta­wić otwar­ty.

[1] K. Kawa­lec, Kosmicz­na ryba (recen­zja książ­ki Bob albo męż­czy­zna na łodzi Pete­ra Mar­ku­sa) [w:] Zakład.magazyn, numer 4, onli­ne: https://www.zakladmagazyn.pl/post/kamil-kawalec-kosmiczna-ryba [dostęp: 6.06.2025].

[2] Fic­tion: The Ble­ak Life, Lynn Craw­ford, onli­ne: https://brooklynrail.org/2007/09/books/fiction-the-bleak-life/ [dostęp: 29.04.2025].

[3] T. Mor­ton, Mrocz­na eko­lo­gia. Ku logi­ce przy­szłe­go współ­ist­nie­nia, tłum. Anna Barcz, War­sza­wa: Wydaw­nic­two Ofi­cy­na Zwią­zek Otwar­ty, 2023.

[4] P. Mar­kus, Błot­ni­sta pół­cię­ża­rówka, za­rdze­wiała rze­ka, Dobrze, bra­cie, tłum. P. Siwec­ki, Kra­ków: Wydaw­nic­two Ha!art, 2025.

[5] K. Kawa­lec, Kosmicz­na ryba, dz. cyt.

[6] P. Mar­kus, O ry­bie, któ­ra szła po wo­dzie, Dobrze, bra­cie, tłum. P. Siwec­ki, Kra­ków: Wydaw­nic­two Ha!art, 2025.

[7] G. Har­man, Trak­tat o przed­mio­tach, tłum. M. Rych­ter, War­sza­wa: PWN, 2013.

[8] G. Deleu­ze, F. Guat­ta­ri, Tysiąc pla­te­au, tłum. pra­ca zbio­ro­wa, War­sza­wa: Fun­da­cja Bęc Zmia­na, 2015.

[9] J. Pija­now­ska, Jak wie­le jest eko­lo­gii? [w:] J. Axer, M. Kona­rzew­ski, Eko­lo­gia inter­dy­scy­pli­nar­no­ści, War­sza­wa: Uni­wer­sy­tet War­szaw­ski, 2021.

[10] P. Mar­kus, Chło­piec. Re­pryza, Dobrze, bra­cie, tłum. P. Siwec­ki, Kra­ków: Wydaw­nic­two Ha!art, 2025.

– poeta, muzyk, animator kultury.

więcej →

Fallback Avatar

– amerykański pisarz, autor powieści opowiadań i poezji.

więcej →

Powiązane teksty