W lipcu 2024 roku w rankingu „New York Times Book Review” Genialna przyjaciółka, pierwsza część cyklu neapolitańskiego Eleny Ferrante, została uznana za najważniejszą powieść XXI wieku. Na kolejnych miejscach znalazły się dzieła między innymi Roberta Bolaña, W.G. Sebalda, Kazuo Ishigury, Cormaca McCarthy’ego, Alice Munro czy Philipa Rotha. W Polsce rozgorzała dyskusja, dlaczego na liście nie ma powieści Olgi Tokarczuk, pisano również o amerykocentryczności wyboru, którego dokonało pięciuset troje pisarzy i pisarek, poetów i poetek, krytyków i krytyczek.
Oczywiście każdy podobny ranking prowokuje do polemik, tworzenia – często na prywatny użytek wielbicielek i wielbicieli literatury – odmiennych wyliczeń. Wybór najważniejszej powieści przyjęto jednak, również w Polsce, ze sporym zdziwieniem. W uzasadnieniu twórcy listy nie pisali wyłącznie o autofikcji, czyli kategorii dominującej w literaturze XXI wieku – a jej najlepszym przykładem może być właśnie Genialna przyjaciółka. Podkreślali również bezkompromisowość powieści, której lektura może okazać się wyzwaniem.
„Polska obojętność wobec Eleny Ferrante nosi znamiona wyparcia”1 – pisał w Dwutygodnik.pl Jakub Zgierski, porównując „doskonałe milczenie”, z jakim spotkało się wydanie tłumaczeń dwóch pierwszych tomów tetralogii neapolitańskiej (Genialna przyjaciółka, Historia nowego nazwiska), z entuzjastycznymi opiniami (i tekstami uznanych krytyczek i krytyków) o Mojej walce Karla Ovego Knausgårda. Niemal dekadę temu Kinga Dunin pisała o tetralogii Ferrante: „Nie jest to jednak nic więcej niż przyzwoita powieść popularna, w której słyszymy piosenki, które już znamy”2. I dodawała, nie bez odrobiny ironii: „Nic w tym złego, a dodatkową zaletą autorki jest to, że nie istnieje. To znaczy istnieje, ale nikt nie wie, kim jest”3.
Owszem, wiele z tego, co napisano o Ferrante, dotyczy jej nieznanej tożsamości. Od momentu powieściowego debiutu, Obsesyjnej miłości (1992), autorka konsekwentnie dba o to, by nikt nie wiedział, kim jest. Może jest kobietą, może mężczyzną, a może autorskim tandemem – spekulacje trwają, czasem padają nawet nazwiska najbardziej prawdopodobnych osób. Przyznam, że nigdy szczególnie nie interesowało mnie, kim jest Elena Ferrante, choć fakt, że pisarka „bez ciała” (a więc na przykład bez obecności w mediach społecznościowych) została przez magazyn „Time” uznana za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie, budzi podziw. Ferrante się czyta, niekiedy wspomina się nawet o więzotwórczym charakterze tej lektury (krytyczka filmowa Klara Cykorz przyrównuje doświadczenie czytania jej powieści ze wspólnotową lekturą Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz, czyli jednego z najpopularniejszych polskich cykli książek dla młodzieży). W Polsce Ferrante Fever zaczęła się wraz z wydaniem tłumaczeń tetralogii: Genialnej przyjaciółki (2014), Historii nowego nazwiska (2015), Historii zaginionej dziewczynki (2016), Historii ucieczki (2016); później, również nakładem wydawnictwa Sonia Draga, ukazały się: Córka (2017), Obsesyjna miłość (2018), Zakłamane życie dorosłych (2020), Czas porzucenia (2020).
Nie ulega wątpliwości, że powieściami wydanymi w milionach egzemplarzy w ponad czterdziestu krajach zainteresują się twórcy filmów. Ale, co ciekawe, pierwsze adaptacje prozy Ferrante zaczęły powstawać jeszcze przed jej światowym sukcesem. Obsesyjna miłość w reżyserii Maria Martonego miała premierę w 1995 roku, a więc trzy lata po wydaniu debiutanckiej powieści pisarki.
Podobnie było z adaptacją „Czasu porzucenia”, który został opublikowany w 2002 roku – film Roberta Faenzy pokazano na festiwalu w Wenecji zaledwie trzy lata później.
Dziwić – i zawieść – miłośniczki i miłośników Ferrante może fakt, że żaden z tytułów nie jest obecnie dostępny na platformach streamingowych. Mimo to możemy oglądać cztery sezony serialu Genialna przyjaciółka (2018–2024), sześcioodcinkowy serial Zakłamane życie dorosłych (2023) i film Maggie Gyllenhaal Córka (2021). Z kolei w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie grany jest spektakl Genialna przyjaciółka w reżyserii Eweliny Marciniak (premiera: 17 marca 2023).
Krakowskie przedstawienie było moim pierwszym spotkaniem z prozą Eleny Ferrante – przygotowując się do pisania recenzji, przeczytałam cykl neapolitański. Wcześniej czytałam o Genialnej przyjaciółce w reżyserii Weroniki Szczawińskiej – spektaklu zrealizowanym we Wrocławskim Teatrze Współczesnym (premiera: 17 lutego 2018). Wiedziałam również, że w Krakowie Marciniak będzie pracowała nad pierwszą częścią tetralogii, drugą zaś wystawi w hamburskim Thalia Theater (premiera: 28 września 2023).
Dziś, po lekturze kilku powieści oraz obejrzeniu ich adaptacji teatralnych, filmowych i serialowych, widzę, jak pozornie prosta narracja Ferrante prowokuje do nieoczywistych rozwiązań dramaturgicznych oraz scenariuszowych.
W Polsce powstały dotąd trzy Ferrantowskie spektakle: wspomniane już adaptacje Genialnej przyjaciółki i Czas porzucenia w reżyserii Weroniki Szczawińskiej, zrealizowany w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie (premiera: 19 marca 2022). Nie widziałam pierwszego z przedstawień Szczawińskiej, znam je jedynie z opisów krytyczek i krytyków oraz recenzji, które dość wyraźnie nazywają strategie dramaturgiczne twórców przedstawienia: reżyserki oraz dramaturga Piotra Wawra jr. Jolanta Kowalska na łamach „Teatru” pisała: „Szczawińska podejmuje grę, jaka toczy się w powieści pomiędzy fikcją a sugestią autobiografizmu. Efektownie miksuje perspektywy narracyjne, układając rozmaite skrawki fabuły w barwny patchwork”4. Szczawińska i Wawer adaptowali całość tetralogii, stąd owe skrawki, epizody pochodzące z różnych jej części. Jednocześnie reżyserka dostrzega w dziele Ferrante pewne pęknięcia, które pozwalają na niejednoznaczne, niekiedy po części wykluczające się interpretacje. Po pierwsze, czytając Genialną przyjaciółkę i kolejne tomy cyklu neapolitańskiego (i przedstawienia, i serial nadają całości tytuł pierwszej części), wcale nie mamy pewności, czy dwie bohaterki – Elena Greco i Raffaella Cerullo, Lenù i Lila, córka woźnego i córka szewca – nie są w istocie tą samą bohaterką. Podczas lektury wielokrotnie zastanawiałam się, czy Lina nie jest jedynie wyobrażonym alter ego Lenù, uznanej pisarki, projekcją jej alternatywnego losu, ponieważ w tej drugiej wersji życiorysu (w akcji rozgrywającej się w drugiej połowie XX wieku) młoda, nieprzeciętnie uzdolniona, ambitna kobieta nie może kontynuować edukacji i nie wyjeżdża z Neapolu. Podobne wątpliwości wyrażała cytowana już Kinga Dunin: „Związek Liny z Leną jest tak silny, że… pozwala przypuszczać, że w gruncie rzeczy jest to jedna osoba”5. Szczawińska podkreśla tę jedność: w finale spektaklu Anna Kieca, grająca Elenę, jak pisze Kowalska: „dosłownie rozdwaja swoją postać, odgrywając spotkanie dwóch bohaterek po latach. […] Pisarce Elenie robi rachunek sumienia jej wyparta połówka, Lili”6. Po drugie, z owej niejednoznacznej tożsamości może wynikać pewne zaburzenie narracji – rodzi się pytanie, czy Elena, która opowiada historie swojej dzielnicy, przyjaciółki i własną, nie jest narratorką niewiarygodną?
Genialna przyjaciółka Szczawińskiej, określana przez krytyków jako traktat feministyczny czy esej o kobiecości i klasowości, trwała niespełna dwie godziny i była drugą (po londyńskiej) teatralną adaptacją tetralogii. Pięć lat później Ewelina Marciniak z dramaturżką Małgorzatą Czerwień potraktowały dwa pierwsze tomy cyklu neapolitańskiego (z Historii nowego nazwiska zaczerpnięto kilka początkowych epizodów) jako podstawę opowieści o emancypacji – kobiet i mężczyzn, artystek i artystów.
I Szczawińska, i Marciniak dekonstruują epicką narrację Ferrante. W krakowskim przedstawieniu jej pęknięcie, pewna podwójność ujawniają się dość szybko, właściwie od pierwszej sceny. Po pierwsze, zaburzona zostaje chronologia opowieści: spektakl zaczyna się w środku opowiadanej przez Ferrante historii, bohaterki widzimy w momencie przełomowym, u progu dorosłości. Lina (Karolina Staniec) wychodzi za mąż, podczas gdy Lenù (Anna Paruszyńska-Czacka) kontynuuje decydujący o jej życiu etap edukacji. Następujących później scen – w szkole, warsztacie szewskim rodziny Liny, w kuchni Eleny, na plaży – nie można traktować jako retrospekcji, to raczej kolejne epizody z życia bohaterek porozrzucane na osi czasu. Po drugie, wyraźnie zaznaczony zostaje status Eleny jako tej, która opowiada, ale nie zawsze panuje nad materią opowieści. Owszem, podobnie jak powieściowa narratorka niekiedy wybiega w przyszłość, lecz sprawia wrażenie, jakby – w przeciwieństwie do tamtej – nie miała samoświadomości ani dystansu wynikającego z przyglądania się swojemu życiu z perspektywy kilkudziesięciu lat (Greco w książce Ferrante postanowiła opowiedzieć swoją/nie swoją historię jako sześćdziesięciokilkuletnia kobieta).
Ale Czerwień i Marciniak niewiarygodność narracji Eleny przenoszą również na inny poziom: bohaterki i bohaterowie przedstawienia mają niejako dwa statusy: awersem są postaci zainspirowane w mniejszym lub większym stopniu tymi wykreowanymi w powieści, rewersem – grający ich aktorzy i aktorki. W rezultacie widzimy, jak jedni opowiadają o drugich, jak opowiadają ich historię – i nie można tu mówić jedynie o podkreślaniu sceniczności, aktu tworzenia, procesu performowania. Historia Liny i Lenù staje się osią zupełnie innego procesu: aktorki i aktorzy nie tylko komentują swoją obecność na scenie, ale również bezpośrednio odnoszą się do swojej sytuacji prywatnej i zawodowej. I narratorka, i bohaterowie podają niekiedy w wątpliwość status przed momentem zagranych scen: „A może to była taka scena…”, w której wcale nie wydarzyło się to, co widzieliśmy – albo inaczej: to, co widzieliśmy, nie powinno się było wydarzyć. Ani w teatrze (bo czy spektakl powinien zaczynać się od opisu seksualnej inicjacji?), ani w życiu (bo czy przemoc jest metodą wychowawczą?).
Kiedy dwa lata temu pisałam dla „Didaskaliów. Gazety Teatralnej” recenzję przedstawienia Eweliny Marciniak, nie dostrzegałam jeszcze jednej możliwości interpretacyjnej tej dramaturgicznej strategii. Owszem, podwójny status postaci i niepewność co do prawdziwości przedstawianych zdarzeń wynikają tu z potencjalnie niewiarygodnej narracji Eleny, ale również z obsesji Liny, która już w dzieciństwie bała się rozwarstwienia, czyli utraty bądź zachwiania tożsamości. Nieustanna niepewność własnego istnienia, niepewność istnienia wszystkich i wszystkiego dookoła, strach przed tym, że pozostać mogą jedynie kontury rzeczy i osób, towarzyszy również dorosłej Lili. Nieprzypadkowo, jak sądzę, spektakl kończył się w teatralnym foyer – w połowie drogi między wyobrażonym a realnym.
Miłośniczki i miłośnicy prozy Ferrante niecierpliwie czekali na serialową adaptację Genialnej przyjaciółki – wydawało się, że medium filmowe idealnie pokaże neapolitańską historię, nie gubiąc fabularnych zawiłości, a jednocześnie oddając nieoczywistość narracji powieści. Na forach internetowych i w zapowiedziach prasowych podkreślano fakt, że twórcy serialu i obsada to Włosi. Oczekiwania rosły… Cztery sezony, z których ostatni miał premierę we wrześniu ubiegłego roku, podążają dokładnie – może nawet zbyt dokładnie – za fabułą cyklu neapolitańskiego. Rozumiem, że założeniem twórców było przedstawienie historii Lenù i Lili, niemniej w pieczołowicie przygotowanym scenariuszu zgubił się jeden z podstawowych walorów powieści – to, jak opowiada się o zdarzeniach i bohaterach. Klara Cykorz pisała: „w krystalicznie czystej narracji Ferrante samo myślenie miało swoją dramaturgię – myślenie samotnicze i myślenie we dwójkę, myślenie razem i myślenie przeciwko sobie, myślenie o świecie i przeciwko światu”7 .
W kwestii krystaliczności tej narracji mogłabym się spierać (bliższy moim poglądom jest komentarz Kingi Dunin, która po lekturze Historii ucieczki stwierdziła: „bardzo przyzwoita literatura kobieca, ale dlaczego uznawana za arcydzieło, nie pojmuję”8), jednak Cykorz słusznie zwraca uwagę na strategię literacką służącą Ferrante do ukazania sposobu myślenia dojrzałej kobiety wspominającej swoje życie, jego intensywność i sugestywność. Pierwszy i trzydziesty czwarty odcinek tworzą swoistą klamrę: w pierwszym Elena dowiaduje się, że jej przyjaciółka zniknęła, dlatego postanawia złamać złożoną niegdyś obietnicę i opowiedzieć jej historię (z czego wynika narracja prowadzona w kolejnych sezonach), w ostatnim zaś zdaje się godzić i z tym, co przeżyła, i z tym, co opisała – a przede wszystkim ze zniknięciem Lili.
We wszystkich czterech sezonach narracja z offu prowadzona jest dość mechanicznie: dopowiadane jest to, czego nie zdołano pokazać, monotonny głos pisarki (Alba Rohrwacher, grająca również dojrzałą Lenù w czwartym sezonie) w żaden sposób nie buduje – inaczej niż dzieje się to w powieści – równoległego nurtu narracyjnego. Co więcej, niekiedy trudno nam uwierzyć, że relacja między przyjaciółkami – wspaniała i równocześnie toksyczna, dająca niezwykłą siłę i mogąca podcinać skrzydła, czasami siostrzana, a kiedy indziej oparta na bezwzględnej rywalizacji – dzięki swojej intensywności trwała przez kolejne lata. Oczywiście w tak poprowadzonej narracji nie mogło być mowy o zachwianiu statusu postaci Lenù/Lili, choć w czwartym sezonie pojawia się nawiązanie do Persony (1966) Ingmara Bergmana: w scenie, w której Lila opowiada o swoim cierpieniu po stracie córki, nałożone zostają kadry z twarzami obu kobiet – tak, że trudno je odróżnić. Zabieg ten interpretuję jednak nie jako podważenie tożsamości bohaterek, lecz ukazanie niemożności współodczuwania bólu zrozpaczonej matki. Problem jednak w tym, że tylko Lila Cerullo wydaje się tu interesująca, tylko jej losy chcielibyśmy śledzić. Pytanie, które zadajemy sobie w toku lektury cyklu – czy to Elena czy może Lila jest tytułową „genialną” przyjaciółką? – podczas serialowego seansu w ogóle się nie pojawia.
Przyznam, że po obejrzeniu trwającego ponad trzydzieści godzin serialu poniekąd straciłam wiarę w sens adaptowania prozy Ferrante. Częściowo ją odzyskałam, oglądając Córkę, film w reżyserii Maggie Gyllenhaal, świetnie przyjęty przez krytykę i doceniony przez widzów. Niewątpliwie do jego sukcesu przyczyniła się kreacja aktorska Olivii Colman, grającej dojrzałą Ledę, narratorkę i zarazem główną bohaterkę powieści. Powyższe porównanie można naturalnie uznać i za niedoskonałe, i za niesprawiedliwe: trudno bowiem podobne kryteria stosować wobec (w tym przypadku: rozwlekłego) serialu i dwugodzinnego filmu, niemniej analizy tej dokonałam nie z perspektywy krytyczki, ale widzki.
„Córka”, powieść napisana przed cyklem neapolitańskim, którą sama Elena Ferrante uważa za najważniejszą w swoim dorobku, liczy nieco ponad dwieście stron i przede wszystkim jest oszczędnym, precyzyjnym opisem rozliczenia niemal pięćdziesięcioletniej kobiety z jej własnym doświadczeniem macierzyństwa.
Gyllenhaal nie tworzy filmu efektownego (choć znakomite są tu aktorstwo, zdjęcia czy muzyka), ale przedstawia obraz, którego pojedyncze kadry i sceny na długo zapadają odbiorcy w pamięć. Narracja podąża za powieścią, a niespokojny rytm wspomnień i żalu, pojawiającego się nieoczekiwanie i burzącego harmonię codzienności, reżyserka buduje dzięki odpowiedniemu montażowi i zbliżeniom. Sielankowych wakacji profesorki literatury porównawczej nie zakłócają hałaśliwi plażowicze, ale jej pamięć, cierpliwie przechowująca niezałatwione sprawy z przeszłości. Wspomnienia pojawiają się niczym nieproszeni goście, natrętni i nieoczekiwani. Od tych obrazów nie ma ucieczki, nie sposób ich zatrzymać ani się od nich odwrócić. „Wczoraj i dzisiaj spoiły ze sobą wszystkie epoki mojego życia”9.
Narracja Córki jest w dużej mierze subiektywna, ale ani przez chwilę nie chcemy porzucić punktu widzenia bohaterki, którą reżyserka i aktorki (Olivia Colman oraz grająca młodą Ledę Jessie Buckley) uczyniły nam bliską.
1 J. Zgierski, Inteligenci bez tradycji, „Dwutygodnik.com”, online: https://www.dwutygodnik.com/artykul/7743-inteligenci-bez-tradycji.html [dostęp: 1.09.2025].
2 K. Dunin, Lena-Lina. Pół feministka, pół komunistka, „Krytyka Polityczna”, online: https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/kinga-dunin-czyta/lena-lina-pol-feministka-pol-komunistka/ [dostęp: 1.09.2025].
3 Tamże.
4 J. Kowalska, Pęknięty portret, „Teatr”, online: https://archiwum.teatr-pismo.pl/6698-pekniety-portret/ [dostęp: 1.09.2025].
5 Tamże.
6 Tamże.
7 K. Cykorz, Genialna przyjaciółka, pojedynczo, „Krytyka Polityczna”, online: https://krytykapolityczna.pl/kultura/film/klara-cykorz-genialna-przyjaciolka-serial-recenzja/ [dostęp: 1.09.2025].
8 K. Dunin, Osobiście uważam, że…, „Krytyka Polityczna, online: https://krytykapolityczna.pl/kultura/czytaj-dalej/kinga-dunin-czyta/osobiscie-uwazam-ze/ [dostęp: 1.09.2025].
9 E. Ferrante, Córka, tłum. L. Rodziewicz-Doktór, Katowice: Wydawnictwo Sonia Draga, 2022.