Całą tę wolną, o tak, wolną kulturę

Czy­ta­nie na głos kon­sty­tu­cji, udział w anty­rzą­do­wych pro­te­stach, pisa­nie powie­ści o prze­mo­cy sek­su­al­nej – to wła­śnie za takie występ­ki moż­na tra­fić w Ame­ry­kach do aresz­tu, wię­zie­nia albo na czar­ne listy zawie­ra­ją­ce nazwi­ska auto­rów i auto­rek, któ­rych książ­ki są wyco­fy­wa­ne ze szkol­nych biblio­tek. Co cie­ka­we, zarów­no na pół­no­cy, jak i na połu­dniu ulu­bio­nym celem ata­ków wła­dzy są piszą­ce kobie­ty oraz oso­by z rdzen­nych spo­łecz­no­ści.

Zacznij­my od naj­więk­sze­go nie­bez­pie­czeń­stwa, na jakie ska­za­ne są w Ame­ry­ce Połu­dnio­wej i Środ­ko­wej oso­by piszą­ce. Rober­to Car­los Figu­eroa, Vic­tor Alfon­so Cule­bro Mora­les, Ale­jan­dro Mar­tínez Nogu­ez, Mau­ri­cio Cruz Solís, Patri­cia Ramírez Gon­zález , Jim­my Jean, Marc­ken­dy Nato­ux – tak brzmią imio­na i nazwi­ska dzien­ni­ka­rzy zamor­do­wa­nych w Mek­sy­ku i na Haiti w 2024 roku, któ­re­go doty­czy opu­bli­ko­wa­ny raport PEN Toż­sa­mość na celow­ni­ku: prze­śla­do­wa­nie i opór. Zgi­nę­li, bo zadar­li z wła­dzą, wiel­kim biz­ne­sem lub zor­ga­ni­zo­wa­ną prze­stęp­czo­ścią, a zwy­kle z wszyst­ki­mi trze­ma naraz; opi­sy­wa­li korup­cję, dewa­sta­cję śro­do­wi­ska, prze­stęp­cze ukła­dy.

Takie wła­śnie mamy sko­ja­rze­nia z Ame­ry­ką Cen­tral­ną i Połu­dnio­wą, kie­dy sły­szy­my „zagro­żo­na wol­ność sło­wa”, praw­da? Tar­ga­ny codzien­ną prze­mo­cą region świa­ta, wła­dza zbra­ta­na z prze­stęp­ca­mi, bez­rad­ność pań­stwa wobec zor­ga­ni­zo­wa­nej prze­mo­cy. To bez wąt­pie­nia część praw­dy o kra­jach takich jak Mek­syk, któ­ry pozo­sta­je jed­nym z naj­bar­dziej nie­bez­piecz­nych dla dzien­ni­ka­rzy miejsc na świe­cie (choć koniecz­nie trze­ba dodać, że od paź­dzier­ni­ka 2023 roku żaden zaką­tek świa­ta nie może się rów­nać ze Stre­fą Gazy, gdzie w celo­wych izra­el­skich ata­kach zosta­ło zabi­tych, w zależ­no­ści od sza­cun­ków, od stu sie­dem­dzie­się­ciu jeden do dwu­stu dwu­dzie­stu ośmiu pra­cow­ni­ków mediów). Na pod­sta­wie lek­tu­ry roz­dzia­łu rapor­tu PEN poświę­co­ne­go Ame­ry­kom moż­na wysnuć jesz­cze inny ponu­ry wnio­sek. Pły­nie­my na tej samej bru­nat­nej fali, zale­wa­ją­cej spo­rą część świa­ta, a wie­le z opi­sa­nych w spra­woz­da­niu prze­śla­do­wań, któ­rych doświad­cza­li tam­tej­si auto­rzy i autor­ki, moż­na sobie wyobra­zić tak­że w euro­pej­skim kon­tek­ście.

Fik­sa­cja na punk­cie (obro­ny) toż­sa­mo­ści, wal­ka z pro­duk­cją opo­wie­ści pod­wa­ża­ją­cych nor­ma­tyw­ną, wciąż domi­nu­ją­cą (bia­łą, męsko­cen­trycz­ną, uprzy­wi­le­jo­wa­ną, hete­ryc­ką – i tak dalej) nar­ra­cję – oto nie­zwy­kle żywo biją­ce dziś źró­dło, z któ­re­go pły­ną repre­sje, repry­men­dy i restryk­cje wobec piszą­cych, utrzy­my­wa­ne przez dzier­żą­cych poli­tycz­ną i eko­no­micz­ną wła­dzę. Jesteś kobie­tą albo queerem, pocho­dzisz z rdzen­nej spo­łecz­no­ści albo kla­sy ludo­wej, piszesz o prze­mo­cy albo sek­su­al­no­ści, a na doda­tek łączysz dzia­łal­ność lite­rac­ką z akty­wi­zmem? Praw­do­po­dob­nie two­je książ­ki sprze­da­ją się nie­źle, jesteś doce­nia­na przez kry­ty­ków i juro­rów, ale masz też naj­bar­dziej prze­rą­ba­ne.

„Cho­ciaż kobie­ty sta­no­wi­ły tyl­ko 29% listy przy­pad­ków w 2025 roku, były one bar­dziej nara­żo­ne na pro­ce­sy sądo­we lub róż­ne­go rodza­ju prze­śla­do­wa­nia” – piszą auto­rzy spra­woz­da­nia. „Rdzen­ni pisa­rze w obu Ame­ry­kach, w takich kra­jach, jak Kana­da i Mek­syk, rów­nież zna­leź­li się na liście przy­pad­ków, pod­czas gdy pisa­rze-człon­ko­wie mniej­szo­ści byli prze­śla­do­wa­ni za wyra­ża­nie swo­jej toż­sa­mo­ści”. I jesz­cze: „W 2024 roku wzro­sła licz­ba gróźb wobec kobiet i rdzen­nych auto­rów, któ­rzy czę­sto poru­sza­li waż­ne kwe­stie, takie jak: obro­na zie­mi i tra­dy­cyj­nych tery­to­riów, migra­cja i pra­wa czło­wie­ka, a tak­że tych piszą­cych o toż­sa­mo­ści sek­su­al­nej i płcio­wej”.

Weź­my na przy­kład Argen­ty­nę. Od pra­wie dwóch lat wła­dzę spra­wu­je tam Javier Milei, skraj­nie pra­wi­co­wy i neo­li­be­ral­ny poli­tyk, któ­ry mógł­by ucho­dzić za cał­kiem fascy­nu­ją­cy wytwór czy­jejś dys­to­pij­nej wyobraź­ni, gdy­by nie fakt, że ist­nie­je napraw­dę i rzą­dzi czter­dzie­sto­pię­cio­mi­lio­no­wym kra­jem. Kra­jem, dodaj­my, wyjąt­ko­wo dobrej lite­ra­tu­ry – czę­sto pisa­nej przez kobie­ty – któ­ra docze­ka­ła się cał­kiem spo­rej licz­by tłu­ma­czeń na język pol­ski. Jed­ną z argen­tyń­skich auto­rek jest Dolo­res Rey­es, nauczy­ciel­ka i mat­ka dzie­wię­cior­ga dzie­ci, miesz­ka­ją­ca na przed­mie­ściach Buenos Aires, któ­ra sześć lat temu weszła prze­bo­jem na tam­tej­szy rynek lite­rac­ki powie­ścią Zie­mio­żer­czy­ni (Come­tier­ra). Książ­ka uka­za­ła się po pol­sku w prze­kła­dzie Bar­ba­ry Bara­dyn (Wydaw­nic­two Mova). Opo­wia­da o małej dziew­czyn­ce, zgod­nie z tytu­łem znaj­du­ją­cej upodo­ba­nie w żar­ciu zie­mi, któ­ra wywo­łu­je u boha­ter­ki wizje pozwa­la­ją­ce usta­lić, co się sta­ło z zagi­nio­ny­mi dziew­czyn­ka­mi i kobie­ta­mi z oko­li­cy i gdzie spo­czy­wa­ją ich szcząt­ki. W wywia­dzie, któ­ry prze­pro­wa­dzi­łam z Rey­es w 2020 roku, pisar­ka mówi­ła:

My, Argen­tyn­ki, mamy dość. Dość patrze­nia na to, jak bar­dzo lek­ce­wa­żo­ne są nasze pra­wa i jak bar­dzo nie liczy się w tym kra­ju życie kobiet. […] Mniej wię­cej jed­na trze­cia kobie­to­bójstw jest doko­ny­wa­na z uży­ciem bro­ni nale­żą­cej do poli­cjan­tów albo przed­sta­wi­cie­li innych sił porząd­ko­wych. Poli­cjan­ci i woj­sko­wi są rów­nież zamie­sza­ni w han­del kobie­ta­mi i zmu­sza­nie ich do pro­sty­tu­cji.

I doda­wa­ła:

Mam bar­dzo duży sza­cu­nek dla lite­ra­tu­ry, bo wie­rzę, że może oświe­tlać rze­czy­wi­stość z dużo więk­szą mocą niż dzien­ni­kar­stwo. Media, pod­su­wa­jąc nam co dzień tak nie­sa­mo­wi­te ilo­ści wia­do­mo­ści, pro­wa­dzą do tego, że zała­mu­je się nasza zdol­ność ich asy­mi­la­cji. Dzi­siaj zosta­ła zamor­do­wa­na szes­na­sto­lat­ka, jutro zgi­nie dwu­dzie­sto­trzy­lat­ka, a poju­trze sześć­dzie­się­cio­lat­ka umrze z powo­du pięć­dzie­się­ciu cio­sów nożem. Odbiór takich new­sów siłą rze­czy się auto­ma­ty­zu­je. Lite­ra­tu­ra daje inną moż­li­wość: mogę zła­pać czy­tel­ni­ka za fra­ki i spra­wić, że auto­ma­ty­za­cja zosta­nie prze­rwa­na, że zacznie on na nowo doświad­czać tego, o czym czy­ta.

Zie­mio­żer­czy­ni to, pod­su­mo­wu­jąc, fra­pu­ją­cy lite­rac­ko krzyk sta­no­wią­cy reak­cję na zastra­sza­ją­cą licz­byę femi­ni­ci­dios, zabójstw kobiet – na spo­łecz­ną i poli­tycz­ną kata­stro­fę, któ­ra dotknę­ła tak­że Argen­ty­nę.

W listo­pa­dzie 2024 roku Dolo­res Rey­es zna­la­zła się w gro­nie czte­rech pisa­rek, któ­re zaata­ko­wał rząd Javie­ra Mile­ia, zarzu­ca­jąc im, że w swo­ich książ­kach epa­tu­ją por­no­gra­fią i prze­mo­cą, i żąda­jąc natych­mia­sto­we­go wyco­fa­nia ich dzieł ze szkol­nych biblio­tek. „Są gra­ni­ce, któ­rych nie wol­no prze­kra­czać. Prze­stań­cie sek­su­ali­zo­wać nasze dzie­ci, zabie­rze­cie z klas tych, któ­rzy pro­mu­ją nik­czem­ne agen­dy, i sza­nuj­cie nie­win­ność naj­młod­szych! NIE z naszy­mi dzieć­mi!” – napi­sa­ła na plat­for­mie X wice­pre­zy­dent­ka Argen­ty­ny, Vic­to­ria Vil­lar­ru­el. Za rzą­dem ruszy­ła inter­ne­to­wa armia trol­li i hej­te­rów, któ­rzy w zma­so­wa­nym ata­ku wyla­li falę nie­na­wi­ści i gróźb pod adre­sem pisa­rek. „Zaczę­łam dosta­wać czte­ry­sta pięć­dzie­siąt wia­do­mo­ści dzien­nie z obe­lga­mi, pogróż­ka­mi i prze­ra­ża­ją­cy­mi epi­te­ta­mi” – mówi­ła Dolo­res Rey­es w audy­cji Radio con vos.

Tłem wyda­rzeń była (skąd­inąd pokrze­pia­ją­ca) decy­zja lokal­ne­go rzą­du Buenos Aires, aby do lokal­nych biblio­tek wpro­wa­dzić książ­ki poka­zu­ją­ce roz­ma­ite aspek­ty toż­sa­mo­ści bona­re­na­se, kate­go­rii postrze­ga­nej przez lokal­nych poli­ty­ków w spo­sób do tego stop­nia otwar­ty, że w jej ramach zna­la­zły się mię­dzy inny­mi książ­ki Dolo­res Rey­es, Auro­ry Ven­tu­ri­ni, Sol Fan­tin i Gabrie­li Cabe­zón Cáma­ry. Ta ostat­nia, któ­rej utwo­ry w prze­kła­dzie Bar­ba­ry Jaro­szuk moż­na czy­tać we frag­men­tach po pol­sku w argen­tyń­skim nume­rze „Lite­ra­tu­ry na Świe­cie”, to kolej­ne gorą­ce nazwi­sko współ­cze­snej argen­tyń­skiej lite­ra­tu­ry. Cáma­ra jest autor­ką mię­dzy inny­mi nomi­no­wa­nej do Nagro­dy Booke­ra powie­ści Las aven­tu­ras de Chi­na Iron (Przy­go­dy Żon­ki Iron), sub­wer­syj­ne­go dia­lo­gu z argen­tyń­ską epo­pe­ją naro­do­wą Mar­tín Fier­ro, któ­re­go boha­ter­ką jest bez­i­mien­na w ory­gi­nal­nym dzie­le żona boha­te­ra. „Dla­cze­go Dolo­res Rey­es, dla­cze­go Gabrie­la Cabe­zón, dla­cze­go one wszyst­kie, dla­cze­go ich książ­ki? Są prze­cież od sie­bie cał­ko­wi­cie róż­ne” – zasta­na­wia­ła się na łamach hisz­pań­skie­go dzien­ni­ka El País argen­tyń­sko-kata­loń­ska pisar­ka Lucia Lijt­ma­er. Według niej z punk­tu widze­nia rzą­dzą­cych pro­ble­ma­tycz­ne są nie tyl­ko kontr­opo­wie­ści doty­czą­ce zbio­ro­wej toż­sa­mo­ści przed­sta­wia­ne przez wymie­nio­ne pisar­ki, ale tak­że poza­li­te­rac­kie zaan­ga­żo­wa­nie tych auto­rek.

„Z jakie­goś powo­du Vic­to­ria Vil­lar­ru­el je ze sobą mie­sza. I usta­na­wia linię, któ­ra nie do koń­ca zaczy­na się od lite­ra­tu­ry: zarów­no Dolo­res Rey­es, jak i Gabrie­la Cabe­zón Cáma­ra były zaan­ga­żo­wa­ne w ruch Ni Una Menos, któ­ry w Argen­ty­nie ma na celu pod­nie­sie­nie świa­do­mo­ści na temat prze­mo­cy wobec kobiet i dziew­cząt” – prze­ko­nu­je pisar­ka.

Podob­ne skrzy­żo­wa­nie lite­rac­kich i poza­li­te­rac­kich czyn­ni­ków dopro­wa­dzi­ło też do gróźb śmier­ci, któ­re usły­sza­ła w listo­pa­dzie 2024 mek­sy­kań­ska poet­ka ze sta­nu Chia­pas, Mike­as Sán­chez. To praw­dzi­wie fascy­nu­ją­ca postać: uro­dzo­na w 1980 roku pisar­ka, tłu­macz­ka, edu­ka­tor­ka i dzien­ni­kar­ka radio­wa jest pierw­szą w histo­rii kobie­tą publi­ku­ją­cą książ­ki poetyc­kie w języ­ku zoque, jed­nym z naj­star­szych języ­ków Mek­sy­ku, wywo­dzą­cym się z kul­tu­ry Olme­ków, któ­rym dziś posłu­gu­je się sie­dem­dzie­siąt pięć tysię­cy ludzi. Nie­któ­re tek­sty Sán­chez – wnucz­ki uzdro­wi­cie­la i sza­ma­na – moż­na zna­leźć w tłu­ma­cze­niu na angiel­ski na stro­nie Poetry Foun­da­tion. Dwu­ję­zycz­ną poezję tej autor­ki prze­ni­ka misty­cyzm zwią­za­ny z pra­sta­rą kul­tu­rą zoque i wspól­no­to­wy duch wła­ści­wy jej spo­łecz­no­ści. „Bycie rdzen­ną pisar­ką w Mek­sy­ku jest aktem pro­te­stu, kul­tu­ro­we­go i języ­ko­we­go opo­ru, a tak­że wal­ką z mek­sy­kań­skim sys­te­mem edu­ka­cji i eli­ta­mi lite­rac­ki­mi” – mówi­ła Sán­chez w jed­nym z wywia­dów. Twór­czy­ni tej bli­skie są rów­nież inne for­my opo­ru: jest ona współ­za­ło­ży­ciel­ką orga­ni­za­cji ZODEVITE, Ruchu Rdzen­nej Lud­no­ści Zoque w Obro­nie Życia i Zie­mi, któ­ry mię­dzy inny­mi sprze­ci­wia się budo­wie kopal­ni, tam hydro­elek­trycz­nych, frac­kin­go­wi i innym rodza­jom eks­plo­ata­cji bogactw natu­ral­nych w naj­bied­niej­szym pod wzglę­dem eko­no­micz­nym, a zara­zem naj­bo­gat­szym w mine­ra­ły mek­sy­kań­skim sta­nie Chia­pas.

7 listo­pa­da 2024 roku o 8.30 rano do zakła­du foto­gra­ficz­ne­go pro­wa­dzo­ne­go przez pisar­kę wtar­gnął nie­trzeź­wy męż­czy­zna. Zagro­ził on Sán­chez, że skoń­czy ona jak jej przy­ja­ciel, zamor­do­wa­ny nie­ca­łe trzy tygo­dnie wcze­śniej „ojczu­lek Mar­ce­lo Pérez”, zaan­ga­żo­wa­ny poli­tycz­nie i spo­łecz­nie kapłan z ruchu ZODEVITE. W obro­nie Sán­chez sta­nę­ły orga­ni­za­cje femi­ni­stycz­ne, eko­lo­gicz­ne i wal­czą­ce o pra­wa czło­wie­ka w Mek­sy­ku i poza jego gra­ni­ca­mi. Żąda­ły rze­tel­ne­go śledz­twa i zapew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa poszko­do­wa­nej. Alarm odbił się sze­ro­kim echem – i całe szczę­ście. Jak bowiem poda­je raport orga­ni­za­cji Front Line Defen­ders, w 2024 roku zosta­ło zamor­do­wa­nych w Mek­sy­ku co naj­mniej trzy­dzie­ścio­ro dwo­je obroń­ców i obroń­czyń śro­do­wi­ska, a wie­lu z nich wywo­dzi­ło się z rdzen­nych spo­łecz­no­ści. Mię­dzy­na­ro­do­we nagło­śnie­nie spra­wy Mike­as Sán­chez ma więc głę­bo­ki sens.

W rapor­cie PEN na nie­chlub­nej liście państw repre­sjo­nu­ją­cych ludzi pió­ra jest też mię­dzy inny­mi Sal­wa­dor, któ­rym od 2019 roku rzą­dzi do nie­daw­na naj­młod­szy pre­zy­dent na świe­cie, Nay­ib Buke­le. Kolum­bij­ski dzien­nik El Espec­ta­dor napi­sał o nim, że „ubie­ra w sza­ty cool rzą­dy twar­dej ręki”, łamie pra­wa czło­wie­ka i oby­wa­te­la pod hasłem wal­ki ze zor­ga­ni­zo­wa­ną prze­stęp­czo­ścią i gan­ga­mi, prze­dłu­ża stan wyjąt­ko­wy, budu­je mega­wię­zie­nia i dopro­wa­dza do naj­wyż­sze­go na świe­cie odset­ka osa­dzo­nych w popu­la­cji (wie­lu z nich zna­la­zło się za krat­ka­mi bez­praw­nie). Jako auto­kra­ta peł­ną gębą, nie tole­ru­je kry­ty­ki. 4 lute­go 2024 roku, w dniu, w któ­rym Buke­le ubie­gał się o reelek­cję na sta­no­wi­sko pre­zy­den­ta, cze­go zabra­nia sal­wa­dor­ska kon­sty­tu­cja, poeta Car­los Bucio Bor­ja odczy­tał w jed­nym z loka­li wybor­czych sto­sow­ne arty­ku­ły usta­wy zasad­ni­czej. Zabra­ło go stam­tąd sze­ściu funk­cjo­na­riu­szy poli­cji; kolej­ne sie­dem­dzie­siąt dwie godzi­ny spę­dził w aresz­cie, z któ­re­go został wypusz­czo­ny bez posta­wie­nia zarzu­tów. Buke­le, jeden z naj­po­pu­lar­niej­szych poli­ty­ków w Ame­ry­ce Łaciń­skiej, wygrał wybo­ry z 85% popar­ciem, zaś losem poety więk­szość spo­łe­czeń­stwa w ogó­le się nie prze­ję­ła. Zacho­wa­nie poli­cji potrak­to­wa­no zapew­ne jako przy­kry sku­tek ubocz­ny bez­par­do­no­wej wal­ki z pan­dil­las, gan­ga­mi, dzię­ki któ­rej Sal­wa­dor odzy­skał upra­gnio­ne bez­pie­czeń­stwo (czy też jego pozo­ry).

Kry­ty­ki pod swo­im adre­sem nie są też w sta­nie znieść – nie­zmien­nie – wła­dze Kuby, któ­re suro­wo uka­ra­ły orga­ni­za­to­rów i uczest­ni­ków anty­rzą­do­wych pro­te­stów odby­wa­ją­cych się na wyspie 11 czerw­ca 2021 roku. Brak szcze­pio­nek prze­ciw­ko koro­na­wi­ru­so­wi i odpo­wied­nich środ­ków bez­pie­czeń­stwa prze­lał cza­rę gory­czy i spo­wo­do­wał, że na uli­ce wyszły tysią­ce osób. Były to naj­więk­sze pro­te­sty na Kubie od począt­ku lat 90. XX wie­ku. Wśród pro­te­stu­ją­cych była wów­czas trzy­dzie­sto­dzie­wię­cio­let­nia poet­ka i dzia­łacz­ka na rzecz praw kobiet, Maria Cri­sti­na Gar­ri­do Rodrígu­ez. Dzień póź­niej zosta­ła zatrzy­ma­na razem ze swo­ją sio­strą Angéli­cą i pobi­ta, a następ­nie znik­nę­ła na osiem­na­ście dni. W stycz­niu 2022 roku ska­za­no ją na sie­dem lat wię­zie­nia za zakłó­ca­nie porząd­ku publicz­ne­go i sta­wia­nie opo­ru. Dziś jest jedy­ną kobie­tą ska­za­ną za udział w pro­te­stach, któ­ra wciąż prze­by­wa w wię­zie­niu: w złych warun­kach, izo­la­cji, bita, nie­kie­dy bez jedze­nia i wody, bez moż­li­wo­ści spo­tka­nia się z dzieć­mi. W listo­pa­dzie 2023 roku uda­ło jej się wysłać z wię­zie­nia poru­sza­ją­ce nagra­nie audio, w któ­rym zwra­ca­ła się do spo­łecz­no­ści PEN Inter­na­tio­nal: „Moż­na uwię­zić zwiot­cza­łe cia­ło, ale nie ducha, napię­te ręce, ale nie natchnie­nie. Prze­sy­łam wszyst­kim wię­zio­nym pisa­rzom świa­ta wyra­zy podzi­wu i wzy­wam do dal­sze­go two­rze­nia amal­ga­ma­tu słów i ciszy, ich wła­snych świa­tów zło­żo­nych z liter i bez­piecz­nych schro­nień”.

Podob­nych histo­rii – przy­pad­ków repre­sji wobec piszą­cych – jest w ame­ry­kań­skiej czę­ści rapor­tu PEN dużo wię­cej. Poja­wia się w nim też, a jak­że, pół­noc­na część Ame­ry­ki. Mecha­ni­zmy tłu­mie­nia wol­no­ści sło­wa są tam zbli­żo­ne do przy­wo­ła­nych wcze­śniej: kana­dyj­ska poli­cja z Edmon­ton w stycz­niu 2024 roku zatrzy­ma­ła pocho­dzą­cą z rdzen­nej gru­py Kri/Irokezów dzien­ni­kar­kę Bran­di Morin, zbie­ra­ją­cą infor­ma­cje o „nie­le­gal­nym” obo­zo­wi­sku zało­żo­nym przez rdzen­nych miesz­kań­ców Edmon­ton pozo­sta­ją­cych w kry­zy­sie bez­dom­no­ści. W USA w ramach skraj­nie pra­wi­co­wo-pury­tań­skie­go zwro­tu kara­no z kolei nie oso­by, ale książ­ki: tyl­ko w roku szkol­nym 2023/2024 PEN odno­to­wał ponad dzie­sięć tysię­cy przy­pad­ków cen­zu­ry ksią­żek (publi­ka­cje usu­wa­no naj­czę­ściej ze szkol­nych biblio­tek). Argu­men­ty, któ­rych uży­wa­li orę­dow­ni­cy czysz­cze­nia księ­go­zbio­rów, są iden­tycz­ne jak te sto­so­wa­ne przez eki­pę Javie­ra Mile­ia: obję­te cen­zu­rą pozy­cje rze­ko­mo mia­ły sze­rzyć por­no­gra­fię, epa­to­wać prze­mo­cą i sek­sem, demo­ra­li­zo­wać naj­młod­szych. Na czar­nej liście może­my zna­leźć peł­ne spek­trum pro­po­zy­cji lite­rac­kich: począw­szy od best­sel­le­rów Jodi Pico­ult (w tym jej powie­ści o szkol­nej masa­krze z uży­ciem bro­ni), skoń­czyw­szy na Naj­bar­dziej nie­bie­skim oku Toni Mor­ri­son.

Zarów­no raport PEN, jak i sam moment dzie­jo­wy nie nastra­ja­ją więc do szcze­gól­ne­go opty­mi­zmu. Auto­rzy dość alar­mu­ją­ce­go spra­woz­da­nia nie chcą jed­nak pozo­sta­wić czy­tel­ni­ków i czy­tel­ni­czek z poczu­ciem bez­na­dziei i opi­su­ją tak­że suk­ce­sy. Są tu więc nazwi­ska ludzi pió­ra po latach kam­pa­nii wypusz­czo­nych z wię­zie­nia w Hon­du­ra­sie i na Kubie, jest rów­nież przy­po­mnie­nie, że to wła­śnie oddol­na pre­sja i roz­głos pomo­gły ochro­nić przed zarzu­ta­mi Bran­di Morin i Car­lo­sa Bucio Bor­ję. Soli­dar­ność ma sens. Sens mają wsz­czy­na­nie alar­mu i dzia­ła­nia na lokal­ną i mię­dzy­na­ro­do­wą ska­lę, któ­re towa­rzy­szy­ły każ­dej z opi­sa­nych wyżej sytu­acji i któ­re były for­mą wspar­cia osób repre­sjo­no­wa­nych przez wła­dze. Oso­by te nie szły same i same iść nie będą, choć nie zawsze jest to wystar­cza­ją­ca ochro­na. Dzien­ni­ka­rze i dzien­ni­kar­ki z tego regio­nu świa­ta pła­cą wciąż naj­wyż­szą cenę za wyko­ny­wa­nie swo­je­go zawo­du – od stycz­nia 2025 roku zosta­ło zamor­do­wa­nych co naj­mniej dwa­na­ścio­ro z nich (choć dla porów­na­nia: tyl­ko od począt­ku 2025 roku Izra­el zabił dwa­dzie­ścio­ro dwo­je pale­styń­skich dzien­ni­ka­rzy).

Auto­rom i autor­kom, któ­rzy nie mie­rzą się z bez­po­śred­nim zagro­że­niem życia, orga­ni­zo­wa­na przez ultra­pra­wi­co­wych auto­kra­tów nagon­ka może jed­nak przy­nieść, para­dok­sal­nie bądź nie, tak­że pozy­tyw­ne nie­spo­dzian­ki. Lucía Lijt­ma­er pisa­ła w swo­im felie­to­nie dla El País o „efek­cie Stre­isand”. Zja­wi­sko odno­si się do nie­ocze­ki­wa­ne­go roz­gło­su, któ­re­go doświad­czy­ła ame­ry­kań­ska pio­sen­kar­ka, kie­dy zażą­da­ła od Google’a usu­nię­cia z Google Maps zdjęć swo­jej posia­dło­ści. Argu­men­to­wa­ła, że udo­stęp­nie­nie foto­gra­fii zagra­ża jej bez­pie­czeń­stwu i naru­sza pry­wat­ność. Kon­tro­wer­sje wokół spra­wy przy­nio­sły nie­ocze­ki­wa­ny sku­tek: nie­zau­wa­żo­ne wcze­śniej przez niko­go mate­ria­ły docze­ka­ły się setek tysię­cy odsłon. Ana­lo­gicz­nie: powie­ści Dolo­res Rey­es i Gabrie­li Cabe­zón Cáma­ry sprze­da­ją się obec­nie jesz­cze lepiej niż zwy­kle dzię­ki rekla­mie, jaką nie­za­mie­rze­nie zapew­ni­li tym książ­kom rzą­dzą­cy i hej­te­rzy.

Nie ma nic dobre­go w uci­sza­niu pro­te­stów i gło­sów nie­zgo­dy, w agre­syw­nym, przy­mu­so­wym zacie­ra­niu róż­nic – pod­kre­śla w swo­im felie­to­nie Lucía Lijt­ma­er. „Ale kto wie?” – doda­je.

Może w tych nie­spo­koj­nych cza­sach będzie­my mogli zaznać tak­że pew­nej rado­ści, odkryć efekt ubocz­ny w posta­ci świa­ta peł­ne­go czy­tel­ni­ków opo­wie­ści o dziew­czyn­kach zja­da­ją­cych zie­mię […] i kobie­tach zwa­nych Chi­na Jose­phi­ne Star Iron. I uciec, wzy­wa­jąc je wszyst­kie, ich wszyst­kich, całą tę potęż­ną, wście­kłą, zabaw­ną, skan­da­licz­ną kul­tu­rę. Całą tę wol­ną, o tak, wol­ną kul­tu­rę.

– reporterka i dziennikarka, pracownica miejskiej instytucji kultury, pisarka.

więcej →