Fajne korale. Język fotografii artystycznej oraz język poezji 

Nata­lia Malek: Kie­dy roz­ma­wia­li­śmy o pomy­śle na Nowe wyra­zy, podzie­li­łeś się nie­oczy­wi­stą uwa­gą, że ze wszyst­kich sztuk to foto­gra­fia ma z poezją naj­wię­cej wspól­ne­go. Roz­wi­niesz tę myśl?

Witek Orski: Wyda­je mi się, że poezja i foto­gra­fia są sobie bliż­sze, niż sądzi­my. Kie­dy pró­bu­ję uła­twić ludziom rozu­mie­nie arty­stycz­nej funk­cji foto­gra­fii, czę­sto uży­wam figu­ry „foto­gra­fia jako poezja”. Pierw­szym wspól­nym mia­now­ni­kiem jest kon­tekst, nazwij­my to: mate­ria­ło­wy. Współ­cze­sna foto­gra­fia jest pra­wie tak dostęp­na jak sło­wo. Każ­dy na co dzień robi zdję­cia – podob­nie jak każ­dy na co dzień uży­wa języ­ka. Roz­po­wszech­nie­nie foto­gra­fii rodzi wie­le pytań, gdy zaczy­na­my mówić o jej arty­stycz­nym uży­ciu. W tek­ście kura­tor­skim pisze­cie z Pio­trem Polich­tem to samo w odnie­sie­niu do poezji, praw­da?

Tak, pisze­my, że tymi samy­mi sło­wa­mi pro­si się o buł­kę w skle­pie i two­rzy się wiersz, co bywa źró­dłem wie­lu nie­po­ro­zu­mień i prze­oczeń, głów­nie na nie­ko­rzyść poezji.

Podob­nie bywa ze zdję­cia­mi. Wszy­scy mamy w tele­fo­nach zdję­cia zro­bio­ne w celach infor­ma­cyj­nych, daj­my na to, zdję­cia koszul­ki, któ­ra nam się spodo­ba­ła w skle­pie. Albo wysy­ła­my zna­jo­mym wia­do­mość ze zdję­ciem: „słu­chaj, o, to by ci paso­wa­ło, faj­ne kora­le”. Ta funk­cja foto­gra­fii: użyt­ko­wa i nie­sta­wia­ją­ca opo­ru, jest toż­sa­ma z komu­ni­ka­cyj­ną funk­cją języ­ka. W kon­tek­ście foto­gra­fii mówi się, że więk­szość jej zasto­so­wań ma cha­rak­ter trans­pa­rent­ny, czy­li ist­nie­je pew­na prze­zro­czy­stość tego medium i dopie­ro kie­dy się ją zabu­rzy, zaczy­na­ją powsta­wać pra­ce cie­ka­we z arty­stycz­ne­go punk­tu widze­nia, rodzi się uży­cie arty­stycz­ne.

Dla­cze­go to poezja, a nie pro­za, jest bliż­sza foto­gra­fii?

Z jed­nej stro­ny moż­na uży­wać foto­gra­fii w jej funk­cji repor­ter­sko-doku­men­tal­nej i pod tym wzglę­dem bli­żej było­by jej chy­ba do pro­zy. Ana­lo­gia pole­ga na tym, że pro­za może słu­żyć do moż­li­wie zobiek­ty­wi­zo­wa­ne­go opi­su fak­tów, tak jak foto­gra­fii uży­wa się do doku­men­to­wa­nia. Z dru­giej stro­ny, kie­dy obraz foto­gra­ficz­ny jest wyko­rzy­sty­wa­ny jako śro­dek arty­stycz­nej eks­pre­sji, bli­żej mu do poezji. Powie­dział­bym więc, że nie tyle foto­gra­fia, ile foto­gra­fia w jej zasto­so­wa­niach arty­stycz­nych jest bliż­sza poezji.

Waż­ne jest to, że i w poezji, i w foto­gra­fii arty­sta posłu­gu­je się ele­men­ta­mi szcząt­ko­wy­mi. Zarów­no wiersz, jak i zdję­cie arty­stycz­ne to zale­d­wie ślad po jakimś zda­rze­niu lub pro­ce­sie.

Tak, jeśli foto­gra­fie bazu­ją na czymś rze­czy­wi­stym, kon­kret­nym obiek­cie czy real­nej sytu­acji, to na jakimś pozio­mie zbie­ra­ją „szcząt­ki świa­ta” i zesta­wia­ją je w intry­gu­ją­cy spo­sób. W któ­rejś z naszych roz­mów powie­dzia­łaś, że w poezji łączy się szcząt­ki, strzę­py sytu­acji, a wiersz to zarys cze­goś, co było żywym doświad­cze­niem, ale siłą rze­czy nie jest, a prze­strzeń mię­dzy wer­sa­mi i zwrot­ka­mi słu­ży temu, żeby czy­tel­nicz­ka i czy­tel­nik oży­wi­li to „minio­ne”. Wyda­je mi się to traf­ne. Oczy­wi­ście two­je myśle­nie moż­na odno­sić wyłącz­nie do wier­szy i obra­zów foto­gra­ficz­nych zako­twi­czo­nych w rze­czy­wi­sto­ści, bo bywa­ją takie, któ­re zry­wa­ją swój zwią­zek z rze­czy­wi­sto­ścią. Naszą roz­mo­wę pro­wa­dzi­my w trze­ciej sali waszej wysta­wy, „post­kon­struk­ty­wi­stycz­nej”, jak ją nazwa­łaś. Tutaj łatwiej pamię­tać o innych stra­te­giach two­rze­nia niż bazo­wa­nie na czymś rze­czy­wi­stym, na przy­kład o two­rze­niu pla­nu od zera albo prze­ciw­nie: nad­pi­sy­wa­niu i cove­ro­wa­niu w nie­skoń­czo­ność już ist­nie­ją­cych utwo­rów, budo­wa­niu kon­cep­tu­al­nych gier, któ­re powsta­ją i funk­cjo­nu­ją w ode­rwa­niu od real­ne­go świa­ta.

To raczej mogło­by doty­czyć sali „post­mo­der­ni­stycz­nej”. Ale takiej sali na naszej wysta­wie nie ma, choć poka­zu­je­my pra­ce bio­rą­ce się z myśle­nia post­mo­der­ni­stycz­ne­go oraz fun­da­men­tal­nej dla tego nur­tu palimp­se­sto­wo­ści, remik­so­wa­nia, cove­ro­wa­nia.

Kapi­tal­nym przy­kła­dem takie­go myśle­nia jest Co robi łącz­nicz­ka Dar­ka Fok­sa i Zbi­gnie­wa Libe­ry. Libe­ra poka­zu­je, jak oszczęd­nym gestem foto­mon­ta­żu moż­na roz­wi­nąć coś, co jest cał­ko­wi­cie fik­cyj­ną, para­do­ku­men­tal­ną nar­ra­cją. Foks robi to samo mon­ta­żem słow­nym. W cyklu z łącz­nicz­ką wybrzmie­wa jesz­cze jeden zwią­zek foto­gra­fii i poezji: mało któ­re dzie­dzi­ny potra­fią tak zagrać ero­ty­ką, oddać spe­cy­ficz­ne, wiszą­ce w powie­trzu napię­cie, gdy znaj­du­je­my się w sytu­acji poten­cjal­nie ero­tycz­nej, ale i zosta­wić w swo­im przed­sta­wie­niu nie­zbęd­ne nie­do­po­wie­dze­nie. Film por­no­gra­ficz­ny czy har­le­qu­ino­wa powieść nie są w sta­nie tego oddać, są zbyt dosłow­ne. A w ero­ty­ku poetyc­kim i w dobrej foto­gra­fii ero­tycz­nej wystę­pu­je ele­ment gry, nabu­do­wy­wa­nia napię­cia przez kolej­ne nie­do­po­wie­dze­nia. Foks i Libe­ra wybra­li to napię­cie świa­do­mie.

Wróć­my do podo­bieństw struk­tu­ral­nych ujaw­nia­ją­cych się w głęb­szej ana­li­zie. Jakie jesz­cze pokre­wień­stwa foto­gra­fii i poezji obser­wu­jesz – oprócz wspo­mnia­nej reszt­ko­wo­ści, rezy­du­al­no­ści?

To może zasta­nów­my się nad foto­gra­fia­mi Jac­ka Fok­sa. W pucy­bu­cie, fry­zje­rzeden­ty­ście apa­rat dzia­ła jak krzy­we zwier­cia­dło, przy czym dzie­je się to na pozio­mie kon­cep­cji, a nie­ko­niecz­nie reali­za­cji. Jacek Foks nie chwy­ta resz­tek ze świa­ta, jak na przy­kład Woj­ciech Wil­czyk, któ­re­go Kopen­ha­gę czy Cho­rzów (I–II) też poka­zu­je­cie, a raczej przy­sta­wia do świa­ta krzy­we zwier­cia­dło. Uważ­nie oglą­da rze­czy­wi­stość, ale ste­ru­je jej ele­men­ta­mi; te obra­zy są na gra­ni­cy doku­men­tu, a raczej – moc­ku­men­tu. Jacek Foks tak wybie­ra poka­zy­wa­ne przez sie­bie kawał­ki, że dalej już gra­ją one same, jego foto­gra­fie są kom­plet­ne. Arty­sta two­rzy plan zdję­cio­wy od zera, czy­li jak­by kon­stru­uje świat, ale osta­tecz­nie poka­zu­je ele­men­ty prze­ina­czo­ne, nada­jąc obra­zo­wi absur­dal­ny, iro­nicz­ny wydźwięk.

Mówi­li­śmy o napię­ciach i balan­so­wa­niu mię­dzy dopo­wie­dze­niem a nie­do­po­wie­dze­niem w odnie­sie­niu do „Łącz­nicz­ki” Dar­ka Fok­sa i Zbi­gnie­wa Libe­ry. Wyda­je mi się, że ope­ro­wa­nie napię­ciem jest ponie­kąd ope­ro­wa­niem skró­tem. Skrót nie jest osią­gal­ny w dłuż­szej for­mie lite­rac­kiej czy audio­wi­zu­al­nej, czy­li nie jest moż­li­wy w powie­ści lub fil­mie. Ale jest moż­li­wy w poezji i foto­gra­fii. Wpro­wa­dza­nie do utwo­ru skró­tu zakła­da jed­nak spe­cy­ficz­ną rolę odbior­cy, któ­ry musi odtwo­rzyć kon­tek­sty samo­dziel­nie i być bar­dziej aktyw­ny niż w sytu­acji, kie­dy ser­wu­je mu się opo­wieść peł­ną, line­ar­ną.

Aktyw­na rola odbiorczyni/odbiorcy bywa pro­ble­ma­tycz­na. Widać to mię­dzy inny­mi w trud­no­ści, jaką foto­gra­fia napo­ty­ka, kie­dy ma opo­wie­dzieć sie­bie samą jako dzie­dzi­nę arty­stycz­ną. I ma prze­bić się przez świat, w któ­rym sztu­kę raczej defi­niu­je się poprzez „spe­cjal­ne umie­jęt­no­ści”. Ma prze­wa­gę ten, kto umie stwo­rzyć obraz pędz­lem, obraz malar­ski jest uzna­wa­ny za sztu­kę domyśl­nie. Nato­miast gdy ktoś umie zro­bić obraz foto­gra­ficz­ny, to potrze­ba wię­cej dobrej woli ze stro­ny odbior­cy, by uznać ten walor arty­stycz­ny. Do odbio­ru arty­stycz­ne­go foto­gra­fii potrze­ba kogoś, kto jest goto­wy zain­we­sto­wać wła­sną wyobraź­nię, czas, ener­gię. Dla­te­go tak trud­no sprze­dać książ­ki z wier­sza­mi i dla­te­go tak trud­no sprze­dać foto­gra­fie na ryn­ku sztu­ki, że one są wyma­ga­ją­ce z per­spek­ty­wy odbior­cy. Tu trze­ba nie tyl­ko pod­sta­wo­wych kom­pe­ten­cji, ale też chę­ci, umie­jęt­no­ści par­ty­cy­po­wa­nia w pro­ce­sie twór­czym. Foto­gra­fii arty­stycz­nej nie da się do koń­ca chło­nąć – cze­go ocze­ku­je się od sztu­ki. Trze­ba w nią wło­żyć wię­cej wysił­ku. Ludzie, któ­rzy tre­nu­ją się w rozu­mie­niu poezji i foto­gra­fii, są wyma­rzo­ny­mi odbior­ca­mi, przy­zwy­cza­jo­ny­mi do aktyw­ne­go odbio­ru. Może to kwe­stia edu­ka­cji szkol­nej. W pod­sta­wach pro­gra­mo­wych jest spo­ro line­ar­nie roz­wi­ja­nych powie­ści i mało frag­men­ta­rycz­nych, ope­ru­ją­cych skró­tem wier­szy. Gdy­by ktoś mądrze zaczął myśleć o zaję­ciach pla­sty­ki w szko­le, to uczył­by aktyw­niej­sze­go odbio­ru sztu­ki, wykra­cza­ją­ce­go poza pro­sty zachwyt nad – przy­kła­do­wo – Sza­łem Wła­dy­sła­wa Pod­ko­wiń­skie­go.

Jeśli wiersz lub obraz foto­gra­ficz­ny sta­no­wią odprysk, ślad jakie­goś zda­rze­nia, to odbior­ca de fac­to odtwa­rza całość, któ­ra ten ślad poprze­dza.

W O foto­gra­fii, iry­tu­ją­cym, ale cią­gle aktu­al­nym kla­sy­ku (iry­tu­ją­cym, ponie­waż autor­ka w zasa­dzie nisko ceni medium, o któ­rym pisze), Susan Son­tag za pod­sta­wo­wą sła­bość foto­gra­fii wzglę­dem lite­ra­tu­ry uzna­je to, że lite­ra­tu­ra, ese­isty­ka, repor­taż mają zdol­ność inter­pre­ta­cji świa­ta, nato­miast foto­gra­fia jest tyl­ko strzę­pem. Son­tag pisze, że foto­gra­fia jest „powierz­chow­ną błon­ką zdej­mo­wa­ną ze zda­rzeń świa­ta”.

A lite­ra­tu­rę rozu­mie przede wszyst­kim jako dłuż­szą for­mę, nie zaś jako poezję.

Tak. Wyda­je mi się, że two­rze­nie bło­nek i świa­do­me wybie­ra­nie, któ­rą błon­kę odkle­isz od świa­ta, co z nią zro­bisz, w jaki spo­sób, jak uło­żo­ną wkle­isz do swo­je­go ziel­ni­ka, to kolej­ne podo­bień­stwo naszych dzie­dzin. Oczy­wi­ście trud­niej osią­gnąć zdol­ność wypo­wia­da­nia cie­ka­wych i waż­nych rze­czy, gdy się tak pra­cu­je, ale foto­gra­fia to trud­ne medium. W innych mediach, jeśli sku­pisz się na pod­szli­fo­wa­niu tech­ni­ki, opa­no­wa­niu rze­mio­sła, to więk­szość pra­cy arty­stycz­nej zosta­je wyko­na­na, tutaj to dopie­ro począ­tek. Tak samo chy­ba jest z wier­sza­mi? Poezja jako zdej­mo­wa­nie tych nie­szczę­snych bło­nek, tak bym widział arty­stycz­ne uży­wa­nie języ­ka.

Mówi­li­śmy o abs­tra­ho­wa­niu, czy­li wyod­ręb­nia­niu frag­men­tu z pew­nej cało­ści. Może podo­bień­stwo poezji i foto­gra­fii pole­ga też na tym, że obie muszą spo­ro kadro­wać?

W dys­ku­sji na temat foto­gra­fii abs­trak­cyj­nej poja­wia się wie­le pytań: czy jeśli zro­bisz zdję­cie, na któ­rym nie widać tego, co przed­sta­wio­ne, albo zro­bisz zdję­cie nie­ostre, to już jest abs­trak­cja? Wyda­je mi się, że wszel­ka foto­gra­fia jest abs­trak­cyj­na wła­śnie dla­te­go, że jest abs­tra­ho­wa­niem rze­czy z rze­czy­wi­sto­ści. Lubię wier­sze, któ­re mają dużo prze­strze­ni mię­dzy wer­sa­mi i dają poczu­cie, że ktoś z chi­rur­gicz­ną pre­cy­zją doko­nał wybo­ru tego, co w wier­szu jest, ale i cze­go w nim nie ma. W kadro­wa­niu foto­gra­ficz­nym to zasad­ni­czy dyle­mat. Waż­ne jest nie tyl­ko to, co się wybra­ło, ale i to, w jaki spo­sób odkro­iło się resz­tę.

Jed­ną z nie­oczy­wi­stych kwe­stii doty­czą­cych odbio­ru poezji jest kwe­stia zmy­sło­wo­ści, tak­że zmy­sło­wo­ści słów jako takich. W tek­ście kura­tor­skim sta­wia­my hipo­te­zę, że sło­wa mają podob­ne wła­ści­wo­ści jak inne mate­ria­ły arty­stycz­ne: far­by, tka­ni­ny, żywi­ce – co jest stwier­dze­niem pro­wo­ka­cyj­nym, ale zachę­ca­ją­cym, żeby pod­czas lek­tu­ry czę­ściej śle­dzić prze­pływ wła­snej zmy­sło­wej przy­jem­no­ści. Wie­lu czy­tel­ni­kom ta kon­cep­cja nadal wyda­je się śmia­ła. Czy w przy­pad­ku foto­gra­fii, dzię­ki temu, że jest ona medium poza­słow­nym, roz­mo­wa o zmy­sło­wym aspek­cie odbio­ru jest łatwiej­sza?

W polu sztuk wizu­al­nych na szczę­ście porzu­co­no już wia­rę w to, że dzie­ło może powa­lić doświad­cze­niem wyłącz­nie wizu­al­nym. Na więk­szo­ści wystaw sztu­ki współ­cze­snej bez zna­jo­mo­ści tek­stów towa­rzy­szą­cych pra­com poru­sza­li­by­śmy się jak we mgle. W przy­pad­ku foto­gra­fii osa­dza­nie obra­zów w kon­tek­stach to kwe­stia szcze­gól­na, ponie­waż foto­gra­fia zawsze pozo­sta­je w rela­cji ze swo­im pod­pi­sem. Jest taki eks­pe­ry­ment: poka­zu­jesz dwóm gru­pom osób to samo zdję­cie przed­sta­wia­ją­ce mokre budyn­ki i ludzi prze­no­szą­cych wor­ki z pia­skiem. Ale raz to zdję­cie jest pod­pi­sa­ne Spo­łecz­ność lokal­na po przej­ściu fali powo­dzio­wej, a za dru­gim razem Spo­łecz­ność lokal­na przy­go­to­wu­je się na nadej­ście fali powo­dzio­wej. Sam obraz nie ujmu­je peł­ni sytu­acji, dzie­je się to dopie­ro w połą­cze­niu z pod­pi­sem. Ludzie chcą czy­tać zdję­cia jako wido­ki, wido­ków­ki ze świa­ta – i tak samo dzie­je się z lite­ra­tu­rą, czy­tel­ni­cy chcą prze­zro­czy­sto­ści. Jako arty­ści może­my świa­do­mie to wyko­rzy­stać, zagrać z tym, zamiast zatrzy­my­wać się na powierzch­ni obra­zu, zabu­rzać prze­zro­czy­stość. I chy­ba tak samo dzia­ła dobra poezja, w któ­rej świa­do­mie roz­bi­ja się chro­no­lo­gicz­ną nar­ra­cję, zabu­rza się domyśl­ne sen­sy, nie speł­nia ocze­ki­wań. Jed­ną z metod mące­nia jest humor. Może on prze­wrot­nie zabu­rzać upo­rząd­ko­wa­ną opo­wieść. Bar­dzo lubię pra­ce wyko­rzy­stu­ją­ce humor. Dla­te­go z foto­gra­ficz­ne­go punk­tu widze­nia, gdy­bym miał wska­zać, co na waszej wysta­wie napraw­dę mnie bie­rze, wybrał­bym zdję­cia Jac­ka Fok­sa. Prze­peł­nio­ne absur­dal­nym humo­rem, ale też cie­ka­wie osa­dzo­ne w kon­tek­ście spo­łecz­nym.

A w jaki spo­sób przy­go­to­wa­łeś swo­ją wła­sną pra­cę foto­gra­ficz­ną stwo­rzo­ną spe­cjal­nie na naszą wysta­wę? Two­ja foto­gra­fia rein­ter­pre­tu­je este­ty­kę okła­dek ksią­żek poetyc­kich z wcze­snych lat 2000., a zara­zem w spo­sób kon­cep­tu­al­ny ją prze­chwy­tu­je. Tytuł zapo­ży­czo­ny został z wier­sza Mar­ci­na Sen­dec­kie­go Ziem­ski rum. Sam wiersz Sen­dec­kie­go jest w moim odczu­ciu zbu­do­wa­ny na abs­tra­ho­wa­niu, wyob­co­wy­wa­niu słów. Puen­ta brzmi:

Dzień, noc i dzień.
Noc i dzień, noc, dzień.
Jakie obce sło­wa.

Naj­pierw oczy­wi­ście zachwy­ci­ło mnie samo sfor­mu­ło­wa­nie: „ziem­ski rum”. Na waszej wysta­wie moja foto­gra­fia sąsia­du­je z nie­wiel­ką foto­gra­fią Andrze­ja Pili­chow­skie­go-Ragno.

Repro­du­ko­wa­ną w zbio­rze 49 wier­szy o wód­ce i papie­ro­sach Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go z 2004 roku. Naprze­ciw­ko stoi gablo­ta z książ­ka­mi Biu­ra Lite­rac­kie­go – na okład­kach przed­sta­wio­ne były czar­no-bia­łe foto­gra­fie Elż­bie­ty Lempp.

Zarów­no pra­ca Pili­chow­skie­go-Ragno, jak i pra­ce Lempp odda­ją atmos­fe­rę – nie bój­my się tego powie­dzieć – pijac­kie­go fla­ne­ry­zmu tam­te­go okre­su. Tytuł zapo­ży­czo­ny od Sen­dec­kie­go zresz­tą też. Ale jego wiersz spodo­bał mi się na pozio­mie wydźwię­ku. Jest bar­dzo melan­cho­lij­ny; sam mam skłon­ność do melan­cho­lii i lubię, gdy poja­wia się ona w pra­cach. Dzię­ki tytu­ło­wi mogłem zagrać tym sta­nem opo­wie­dzia­nym w nowym kon­tek­ście. Este­ty­ka foto­gra­fii poka­zy­wa­nych w książ­kach z wcze­snych lat 2000. jest oni­rycz­na, nawią­zu­je do snu­cia się, łaże­nia, co też jest pew­nym try­bem prak­ty­ki foto­gra­ficz­nej i poetyc­kiej. Na zdję­ciach Pili­chow­skie­go-Ragno widać ćmę baro­wą, jej ślad wystę­pu­je też w wier­szu Sen­dec­kie­go. To jest wiersz miło­sny.

Tak, o zawie­dzio­nej miło­ści. Na foto­gra­fii Pili­chow­skie­go-Ragno sie­dzą­ca nad kie­lisz­kiem mło­da dziew­czy­na nie ma jed­nak twa­rzy.

Mam wra­że­nie, że arty­sta nało­żył tutaj war­stwę iro­nii czy auto­iro­nii na odnie­sie­nie do wła­snych zama­za­nych wspo­mnień. Na mojej foto­gra­fii poja­wia­ją się butel­ki po winie, duża licz­ba petów, ocie­ka­ją­ca ste­ary­ną świe­ca i roz­cią­ga­ją­ca się nad nią łuna, kawał­ki wyschnię­tej brzo­zy. Te ele­men­ty odwo­łu­ją się do moich wła­snych wspo­mnień, sta­no­wią sce­no­gra­fię ade­kwat­ną do tam­te­go okre­su, tam­tych este­tyk, słów i sta­nów, któ­re były rów­nież moim udzia­łem.

A zara­zem to naj­bar­dziej ste­reo­ty­po­we atry­bu­ty spo­tkań poetyc­kich, być może do dzi­siaj. Ty spryt­nie je prze­chwy­tu­jesz na rzecz więk­sze­go kon­cep­tu, sca­la­jąc doświad­cze­nie ze wspo­mnie­niem, pod­szy­wa­jąc je humo­rem, ale nie rezy­gnu­jąc z fun­da­men­tal­nej melan­cho­lii, poczu­cia stra­ty. Dzię­ki za tę pra­cę i za naszą roz­mo­wę.

Wysta­wa Nowe wyra­zy. Kon­tek­sty wizu­al­ne współ­cze­snych ksią­żek poetyc­kich Muzeum Lite­ra­tu­ry trwa od 24 kwiet­nia do 27 lip­ca.

– poetka, kuratorka wydarzeń literackich, tłumaczka.

więcej →

– artysta wizualny, fotograf i kurator.

więcej →

Powiązane teksty

20.05.2025
Interferencje

Materialistyczny wielogłos. Poemiks i sygnatura autorska

To, co mnie uderza szczególnie, to świadoma, twórcza determinacja w zakwestionowaniu modernistycznego mitu Artysty – jako samotnego geniusza, który tworzy z tajemniczego impulsu i zazdrośnie strzeże swojego dzieła, by zbudować swój autorytet. Plakaciary – jak przekornie je nazywam – nie bały się rozpraszania autorstwa, anonimowości, za którą stoi wspólne działanie.