Albo gdzieś chodzę, albo coś czytam

Powie­dzia­łeś mi kie­dyś, że przed trzy­dziest­ką chcesz wydać trzy książ­ki. Skoń­czy­łeś archi­tek­tu­rę, wspól­nie z Olgą Dren­dą pro­wa­dzisz audy­cję w radio­wej „Czwór­ce”. Na co jesz­cze wystar­cza ci cza­su?

Na piśmie taka dekla­ra­cja mogła­by być ode­bra­na jako prze­chwał­ki, więc roz­bro­ję to: praw­do­po­dob­nie moje ówcze­sne gada­nie mia­ło cha­rak­ter infor­ma­cyj­ny. Do trzy­dziest­ki mam jesz­cze dwa i pół roku, a że od jakie­goś cza­su regu­lar­nie pra­cu­ję nad nową książ­ką i lubię tę robo­tę, to praw­do­po­dob­ne skoń­czę pisać wcze­śniej. Poza tym wyda­je mi się, że cza­su wystar­cza mi na wszyst­ko, cze­go potrze­bu­ję. Cho­ciaż dzie­je się dużo, to w moim codzien­nym funk­cjo­no­wa­niu jest zauwa­żal­na powta­rzal­ność. W sumie to głów­nie albo gdzieś cho­dzę, albo coś czy­tam.

Wyda­je się, że zda­nie: „albo gdzieś cho­dzę, albo coś czy­tam”, mogło­by być defi­ni­cją pra­cy pisa­rza. Napi­sa­łeś dwie książ­ki, któ­rych akcja roz­gry­wa się w latach 80. i u pro­gu XXI wie­ku, pro­wa­dzisz pro­fil Dzie­ci NEO na Face­bo­oku, w radiu roz­ma­wiasz o nostal­gii i ducho­lo­gii. Skąd u cie­bie taki zwrot ku prze­szło­ści?

Akcja Dzie­ci, moje­go debiu­tu, roz­gry­wa się w pierw­szych kil­ku­na­stu latach nowe­go wie­ku i jest zawie­szo­na w jakimś post­trans­for­ma­cyj­nym bez­cza­sie. Podej­mu­ję ten trop nie bez powo­du – wyda­je mi się, że przy współ­cze­snym retro­spek­tyw­nym cha­rak­te­rze kul­tu­ry moż­na sobie z tych poszcze­gól­nych dekad cie­ka­wie pod­bie­rać pew­ne rze­czy i zesta­wiać je w róż­nych per­spek­ty­wach. Jed­nak jestem świa­do­my, że – jak choć­by w przy­pad­ku książ­ki Tak szyb­ko się nie umiera, z akcją osa­dzo­ną w 1982 roku, a więc w cza­sie, któ­re­go nie pamię­tam – prób­ko­wa­nie i remik­so­wa­nie histo­rii po swo­je­mu wyma­ga ogro­mu pra­cy. Bez tego zbu­do­wa­nie wia­ry­god­ne­go świa­ta rodem z innej epo­ki jest nie­moż­li­we. Czy­ta­łem więc, oglą­da­łem, a póź­niej kon­sul­to­wa­łem tekst ze świad­ka­mi wyda­rzeń sta­no­wią­cych tło mojej opo­wie­ści. Wią­za­ło się to z nie­sa­mo­wi­tą fraj­dą, bo prze­szło­ścią zaj­mu­ję się od zawsze.

Wyda­je mi się, że stwo­rzy­ło mnie to, co sta­re. Wycho­wy­wa­łem się w nie-miej­scu, na przed­mie­ściach wybu­do­wa­nych w koń­ców­ce wie­ku na reszt­kach wsi. Pod­czas spa­ce­rów w tam­tej oko­li­cy nie­rzad­ko łazi­łem po piw­ni­cach i innych pozo­sta­ło­ściach domów wybu­rzo­nych pod budo­wę osie­dla. Mia­łem stam­tąd dość dale­ko do cen­trum mia­sta z wiel­ką histo­rią w tle i musia­łem ją sobie sta­le symu­lo­wać w domu: za pomo­cą ksią­żek czy inter­ne­tu, z któ­re­go korzy­stam, odkąd skoń­czy­łem osiem lat. Jestem więc praw­dzi­wym „Dziec­kiem Neo­stra­dy”, stąd też nazwa mojej stro­ny inter­ne­to­wej. Stro­na ta z cza­sem sta­ła się czymś, co pew­nie kil­ka­na­ście lat temu okre­ślił­bym mia­nem blo­ga, a co współ­cze­śnie jest swe­go rodza­ju awa­ta­rem, w ramach któ­re­go daję upust moje­mu cho­ro­bli­we­mu szpe­rac­twu,  poszu­ki­wa­niu rze­czy sprzed lat. To też medium, do któ­re­go jestem moc­no przy­wią­za­ny, gro­ma­dzą­ce świet­ną spo­łecz­ność i powo­du­ją­ce przy­jem­ne zamie­sza­nie, a cza­sem napraw­dę nie­prze­wi­dy­wal­ne sytu­acje. Kie­dyś na przy­kład opi­sa­łem tam książ­kę, któ­rą prze­glą­da­łem w cza­sach przed­szkol­nych. Pamię­ta­łem nie­wie­le: zmię­ty papier kre­do­wy, spo­koj­ną i tajem­ni­czą atmos­fe­rę ilu­stra­cji, okład­kę przed­sta­wia­ją­cą uśpio­ne mia­sto. Dzię­ki temu szcząt­ko­we­mu opi­so­wi jeden z czy­tel­ni­ków sko­ja­rzył tytuł Gdy zapad­nie noc Tade­usza Kubia­ka i Bogu­sła­wa Orliń­skie­go z 1978 roku, a po tygo­dniu nawet przy­słał mi tę książ­kę, za co jestem mu do dziś ogrom­nie wdzięcz­ny. Jeśli nie są to spo­łecz­ne ramy pamię­ci, to nie wiem, co nimi jest!

A co do radia – bar­dzo się cie­szę, że na ante­nie „Czwór­ki” może­my two­rzyć z Olgą wspól­ny for­mat bez narzu­co­nej odgór­nie agen­dy i roz­ma­wiać o książ­kach czy zja­wi­skach we współ­cze­snej kul­tu­rze. Mimo że kie­dyś wymy­śli­li­śmy sobie hasło „co sta­re­go?”, któ­re mia­ło być jed­nym z moty­wów powra­ca­ją­cych w audy­cji, to prze­szłość zaglą­da do nas chy­ba rza­dziej, niż się spo­dzie­wa­li­śmy.

Opo­wiedz tro­chę o tym two­im cho­dze­niu. Mam wra­że­nie, że cią­gle jesteś na jakichś wyciecz­kach i nie ma zna­cze­nia, czy to opusz­czo­ny PGR na połu­dniu czy dale­kie kra­je. Co cie­ka­we­go ostat­nio odkry­łeś w Pol­sce?

Puła­wy! Wcze­śniej jakoś nie mia­łem oka­zji tam poje­chać, kopa dała mi dopie­ro książ­ka Fala Rafa­ła Księ­ży­ka, z któ­rym roz­ma­wia­li­śmy pod­czas jed­nej z naszych audy­cji. Od lat jestem wiel­kim fanem i Księ­ży­ka, i opi­sy­wa­ne­go w książ­ce w kon­tek­ście Puław zespo­łu Sie­kie­ra, i pocho­dzą­ce­go z tego mia­sta Toma­sza Adam­skie­go. Poje­cha­łem bez szcze­gól­ne­go pla­nu. Wysia­dłem pod daw­nym dwor­cem PKS, któ­ry teraz zda­je się peł­nić funk­cję oddol­ne­go kre­atyw­ne­go cen­trum. Tra­fi­łem na dzień, w któ­rym mimo desz­czu przed budyn­kiem sta­ły ze dwa pia­ni­na, leżał oso­bli­wy kop­czyk, usy­pa­ny z daw­ne­go dwor­co­we­go wypo­sa­że­nia, a wszyst­ko – od posadz­ki po ścia­ny – było ozdo­bio­ne obra­za­mi i graf­fi­ti. Wspa­nia­le abs­trak­cyj­ne miej­sce. Pie­szo zła­zi­łem spo­ry kawa­łek, od par­ku Czar­to­ry­skich po kino Sybil­la, na koniec jesz­cze poje­cha­łem pod Azo­ty, gdzie sta­łem kil­ka minut i gapi­łem się na dymią­ce komi­ny. Nie­sa­mo­wi­te, wie­lo­wy­mia­ro­we mia­sto.

Dużo się ostat­nio mówi i pisze o zarob­kach pisa­rzy. Ty jesteś na roz­dro­żu: zostać wzię­tym archi­tek­tem czy bie­do­wać jako pisarz. Masz pomysł na jakąś trze­cią dro­gę?

Rów­nie dużo mówi się o zarob­kach osób, któ­re zaj­mu­ją się pro­jek­to­wa­niem, z tą róż­ni­cą, że rza­dziej się o nich pisze. Zresz­tą ich sytu­acja wyda­je się nawet trud­niej­sza, bo archi­tek­tu­ra jest jesz­cze bar­dziej uwi­kła­na w realia neo­li­be­ral­ne­go kapi­ta­li­zmu i jesz­cze bar­dziej kon­ku­ren­cyj­na niż lite­ra­tu­ra. Dla mnie aktyw­ność lite­rac­ka zawsze była oddol­na i spon­ta­nicz­na, pisa­nie daje mi poczu­cie nie­skrę­po­wa­nia i swo­bo­dy. Kal­ku­lo­wa­nie, co się opła­ca, i pró­by tra­fie­nia w koniunk­tu­rę nie­po­trzeb­nie pod­ci­na­ły­by mi skrzy­dła. Teraz lite­ra­tu­ra to jed­na z kil­ku moich prac, i to ta, któ­ra naj­sil­niej trzy­ma mnie przy biur­ku. Rów­nież dla­te­go, że to z niej bie­rze się naj­wię­cej wspo­mnia­nych przez cie­bie „trze­cich dróg” – bez moje­go pisa­nia nie było­by mnie w radiu, w cza­so­pi­smach czy na spo­tka­niach autor­skich. W lite­ra­tu­rze dzie­je się to, co dla mnie naj­waż­niej­sze.

Jakie są two­je poza­li­te­rac­kie ambi­cje? Czy wśród nich też znaj­dą się rze­czy do zro­bie­nia przed trzy­dziest­ką?

Powtó­rzę to, co powie­dzia­łem na począt­ku: nie chcę żad­ne­go uza­leż­nia­nia się od metry­czek! Żad­ne­go „prze­czy­tam X ksią­żek w danym roku”, żad­nych rze­czy do zro­bie­nia przed trzy­dziest­ką. Ale pośród spraw, któ­re przy­cho­dzą mi do gło­wy i w któ­rych teraz sie­dzę, jest foto­gra­fia – chciał­bym wię­cej foto­gra­fo­wać, jed­no­cze­śnie nie ule­ga­jąc pre­sji per­fek­cji. Jakiś czas temu kupi­łem sobie apa­rat, któ­re­go naj­więk­szą zale­tą jest to, że nie­wie­le od nie­go zale­ży. Kie­dyś foto­gra­fo­wa­łem głów­nie ana­lo­go­wo, a w ostat­nich latach kli­sze okrut­nie podro­ża­ły. Dla­te­go za nie­ca­łą stó­wę naby­łem sta­rą cyfrów­kę od pani, któ­ra korzy­sta­ła z niej kil­ka­na­ście lat temu. Jak mnie­mam, apa­rat wyko­rzy­sty­wa­ła tyl­ko pod­czas rodzin­nych imprez – ple­ne­ro­wych spo­tkań czy posia­dó­wek w domu, o czym świad­czy­ły zdję­cia zacho­wa­ne w pamię­ci urzą­dze­nia. To sprzęt kiep­skiej jako­ści, wyko­na­ne nim zdję­cia wyglą­da­ją tro­chę jak z pod­sta­wów­ko­wych uro­dzin w figlo­ra­ju – prze­świe­tlo­ne albo za ciem­ne, z dziw­ny­mi arte­fak­ta­mi, całym tym wcze­sno­cy­fro­wym bru­dem. Foto­gra­fie więc wyj­dą albo nie, ale ten dro­biazg daje mi wie­le oka­zji do bez­wstyd­ne­go pró­bo­wa­nia.

Kon­se­kwent­nie uni­kasz metry­czek, ale praw­dą jest, że na naszym lite­rac­kim polet­ku ety­kiet­ka „mło­dy pisarz / mło­da pisar­ka” to zarów­no szan­sa na gło­śny debiut, jak i prze­kleń­stwo dru­giej książ­ki. Napi­sa­łeś już dwie powie­ści. Czu­jesz pre­sję? A jeśli tak, to czy nie kor­ci cię, żeby od niej uciec?

Chciał­bym, żeby każ­da moja kolej­na książ­ka była lep­sza od poprzed­niej – i to stra­te­gia na dłuż­szy marsz, wykra­cza poza per­spek­ty­wę „mło­de­go pisa­rza”, któ­rym w Pol­sce jest się chy­ba i tak dość dłu­go. I choć nie jest to kwe­stia żad­nej zapla­no­wa­nej uciecz­ki, wie­le wska­zu­je na to, że moja trze­cia książ­ka nie będzie powie­ścią.

Na koniec chcia­ła­bym zapy­tać o two­je naj­now­sze fascy­na­cje lite­rac­kie. Czy jest jakiś pisarz albo temat, któ­ry cię szcze­gól­nie zaj­mu­je? Robisz waka­cyj­ne pla­ny czy­tel­ni­cze?

Nie­daw­no czy­ta­łem Yukio Mishi­mę, o któ­rym wła­śnie napi­sa­łem spo­ry tekst do „Notat­ni­ka Lite­rac­kie­go”. Arty­kuł jest jed­nak pokło­siem mojej fascy­na­cji nie tyle samym auto­rem, ile Japo­nią dru­giej poło­wy XX wie­ku. W ostat­nich dniach przy­pad­ko­wo natkną­łem się też na zawie­ru­szo­ną gdzieś w miesz­ka­niu książ­kę Bab­cia 19 i sowiec­ki sekret Ondja­kie­go, nie­sa­mo­wi­tą opo­wieść o Ango­li z począt­ku lat 80. ubie­głe­go wie­ku. Tro­chę więc ostat­nio zasu­wam po świe­cie! W waka­cje jak zawsze cze­ka mnie lek­tu­ra ksią­żek z uskła­da­nej w domu gór­ki – ale i jed­ne­go kon­kret­ne­go tytu­łu, kró­ciut­kie­go, któ­ry pla­nu­ję pod­czy­ty­wać na lot­ni­skach i dwor­cach. To nie-miej­sca Mar­ca Augégo; autor opo­wia­da tu o inter­pre­to­wa­niu tytu­ło­wych prze­strze­ni. Przy­da mi się to w pra­cy nad książ­ką, któ­rą teraz piszę!

– pisarz, publicysta, architekt.

więcej →

– promotorka kultury i czytania.

więcej →

Powiązane teksty