Fundamentem finansowym mojej twórczości jest pensja mojego męża

Kata­rzy­na Kachel: Rekla­mu­jesz jakieś pro­duk­ty lub usłu­gi?

Kata­rzy­na Koby­lar­czyk: Nie, jesz­cze nie otrzy­ma­łam takiej pro­po­zy­cji. Nikt nie zapro­po­no­wał mi rekla­mo­wa­nia mar­ko­wych zegar­ków czy ciu­chów. Na samo­chód nawet nie cze­kam, bo jeż­dżę rowe­rem. Za to raz sama byłam nagro­dą. Pew­na fir­ma, któ­ra chcia­ła nagro­dzić swo­ich naj­lep­szych pra­cow­ni­ków, uzna­ła, że dosko­na­łą for­mą doce­nie­nia ich wyni­ków będzie spo­tka­nie ze mną. Mie­li więc Kata­rzy­nę Koby­lar­czyk na wyłącz­ność przez okre­ślo­ny czas. I to było świet­ne prze­ży­cie. Przy­go­to­wa­łam dla nich spe­cjal­ny spa­cer po Nowej Hucie, odpo­wia­da­łam na ich pyta­nia. Oczy­wi­ście dosta­łam za to pie­nią­dze i wszy­scy byli zado­wo­le­ni. Na doda­tek każ­dy z zapro­szo­nych pra­cow­ni­ków kupił moją książ­kę, pod­pi­sa­łam też wszyst­kie egzem­pla­rze. Skoń­czy­ło się to wspól­ną kawą.

Czy to były naj­więk­sze i naj­szyb­ciej zaro­bio­ne pie­nią­dze w two­im pisar­skim życiu?

Nie. Naj­więk­sze pie­nią­dze, jakie kie­dy­kol­wiek zaro­bi­łam na pisa­niu, to była Nagro­da im. Ryszar­da Kapu­ściń­skie­go, czy­li sto tysię­cy zło­tych minus poda­tek. Zda­je się, że teraz wyno­si tyle samo.

Nagro­dę dosta­łaś za książ­kę Strup. Hisz­pa­nia roz­dra­pu­je rany. A pamię­tasz, ile zaro­bi­łaś na swo­im debiu­cie?

Moją pierw­szą książ­kę, Baśnie z blo­ku cudów, wydał „Dzien­nik Pol­ski”, a kon­kret­nie ówcze­sny wła­ści­ciel gaze­ty, Wydaw­nic­two Jagiel­lo­nia. Publi­ka­cja tra­fi­ła do dys­try­bu­cji kio­sko­wej, mia­ła sza­lo­ny nakład, wyno­sił – o ile sobie dobrze przy­po­mi­nam – aż dzie­sięć tysię­cy egzem­pla­rzy. Książ­kę sprze­da­wa­no razem z „Dzien­ni­kiem…”. Więc na pew­no zaczę­łam od suk­ce­su sprze­da­żo­we­go, cho­ciaż w ogó­le nie pamię­tam, ile dosta­łam wte­dy pie­nię­dzy. Wnio­sku­ję więc, że były to jakieś gro­sze. Uzna­no pew­nie, że przy tej pozy­cji zbyt­nio się nie napra­co­wa­łam, ponie­waż skła­da­ły się na nią repor­ta­że już wcze­śniej dru­ko­wa­ne w piąt­ko­wym maga­zy­nie.

Byłaś zado­wo­lo­na?

Czy myślisz, że wte­dy się nad tym głę­biej zasta­na­wia­łam? Cie­szy­ło mnie to, że mój debiut uka­że się dru­kiem i będzie sze­ro­ko dys­try­bu­owa­ny. To był dobry start, duży nakład, dodat­ko­wo świet­ne zdję­cia Rober­ta Kosie­radz­kie­go. Ponoć ta książ­ka jest teraz bia­łym kru­kiem, poja­wia się na por­ta­lach aukcyj­nych wyce­nia­na na gru­be pie­nią­dze. Sama oczy­wi­ście nic już z tego nie mam. Moją kolej­ną książ­ką była pozy­cja Pył z lan­dry­nek. Hisz­pań­skie fie­sty. Napi­sa­łam ją, wysła­łam do wydaw­nictw. Dosta­łam umo­wę, wów­czas nie­wie­le z niej rozu­mia­łam, ale kie­dy dziś przy­po­mi­nam sobie zawar­te w niej zapi­sy, stwier­dzam, że były to stan­dar­do­we warun­ki ofe­ro­wa­ne debiu­tan­tom.

Na co więc mogła liczyć debiu­tant­ka?

Na dzie­sięć pro­cent ceny okład­ko­wej od każ­de­go sprze­da­ne­go egzem­pla­rza książ­ki – i dla publi­ku­ją­cej po raz pierw­szy autor­ki nie były to złe warun­ki. Zalicz­ka nie nale­ża­ła do prze­sad­nie wyso­kich, ale nie mogę zdra­dzić, ile wyno­si­ła, ponie­waż obję­to ją klau­zu­lą pouf­no­ści. Tak zresz­tą robi się do dziś. Nie pamię­tam, na co mi wystar­czy­ła. Miesz­ka­łam wte­dy w Hisz­pa­nii, więc może­my zało­żyć, że prze­pu­ści­łam pie­nią­dze na ośmior­nicz­ki.

Szybko poznałam realia panujące w świecie wydawniczym i straciłam złudzenia co do zarobków autora i jego pozycji w całym tym procesie.

Jesteś autor­ką waż­nych i gło­śnych ksią­żek o Hisz­pa­nii. Jakich nakła­dów finan­so­wych wyma­ga­ło od cie­bie ich napi­sa­nie?

Nigdy tego dokład­nie nie liczy­łam, szcze­gól­nie gdy tam miesz­ka­łam. Sytu­acja się pogor­szy­ła, kie­dy wró­ci­łam do Pol­ski. Chcia­łam dalej pisać o Hisz­pa­nii, a zatem musia­łam finan­so­wać moje prze­lo­ty do Madry­tu, noc­le­gi na miej­scu, bile­ty na pociąg i tak dalej. Wszyst­ko to było mi potrzeb­ne, żeby poznać ludzi, któ­rzy mie­li być moimi roz­mów­ca­mi – żeby się do nich zbli­żyć. Tak więc wspo­mnia­ne wydat­ki trak­to­wa­łam jako inwe­sty­cję, któ­ra po pew­nym cza­sie mia­ła się zwró­cić. Zresz­tą to zawsze wyglą­da­ło tro­chę tak, że jed­na książ­ka finan­so­wa­ła dru­gą. To, co zara­bia­łam na jed­nej publi­ka­cji, pako­wa­łam w następ­ną. Nagro­da Kapu­ściń­skie­go pozwo­li­ła mi na dwie rze­czy: napi­sa­nie Ciał­ka i sfi­nan­so­wa­nie apa­ra­tu na zęby.

Dla­cze­go więc piszesz?

Z powo­du poczu­cia misji. Może dla­te­go robię to bar­dzo rzad­ko. Wła­ści­wie tyl­ko wte­dy, kie­dy tra­fię na temat, któ­ry mnie uwie­ra, doty­ka. Pisa­nie w oko­licz­no­ściach, któ­re wyma­ga­ją zain­we­sto­wa­nia w ten pro­ces mnó­stwa cza­su, pie­nię­dzy i emo­cji, cała ta cięż­ka pra­ca wyko­ny­wa­na bez gwa­ran­cji, że się zwró­ci, wią­żą się nie tyl­ko z oczy­wi­stym ryzy­kiem, lecz tak­że z dużym wyrze­cze­niem. Gdy­bym więc mia­ła roz­wa­żać moją dzia­łal­ność twór­czą wyłącz­nie w kate­go­riach zysków i strat i pró­bo­wa­ła ująć to w Exce­lu, trud­no było­by mi zrów­no­wa­żyć kosz­ty. Kie­dy zaczy­nam zbie­rać mate­ria­ły do nowej książ­ki, czę­sto po cichu liczę, że zda­rzy się cud: cykl spo­tkań lub jakichś warsz­ta­tów, któ­ry będę mogła popro­wa­dzić i na tym zaro­bić.

Jaki zysk przy­no­szą ci spo­tka­nia autor­skie?

Myślę, że to jest poło­wa zysku z książ­ki, choć prze­cież staw­ki za spo­tka­nia nie są osza­ła­mia­ją­ce. Nie wiem, czy dosta­łam kie­dyś wię­cej niż tysiąc pięć­set zło­tych za jed­no spo­tka­nie.

Często zgadzam się pojechać na spotkanie nawet za pięćset czy osiemset złotych. Pewnie psuję rynek, ale po prostu naprawdę lubię kontakt z czytelnikami.

Docho­dy auto­ra to tak­że pie­nią­dze z festi­wa­li lite­rac­kich. Przy oka­zji takich imprez cza­sa­mi tra­fia­ją się warsz­ta­ty, na przy­kład pisa­nia repor­ta­żu. Nie­kie­dy są to dobre finan­so­wo ofer­ty. Na doda­tek, kie­dy pro­wa­dzę tego rodza­ju zaję­cia, mam zagwa­ran­to­wa­ny noc­leg i wyży­wie­nie.

Piszesz blur­by?

Tak, piszę rów­nież recen­zje wewnętrz­ne dla wydaw­nictw.

Za pie­nią­dze?

Nie zawsze, więc wie­le osób znów powie, że psu­ję rynek. Zda­rzy­ło mi się napi­sać blurb do książ­ki malut­kie­go wydaw­nic­twa, któ­ra ogrom­nie mi się podo­ba­ła – zro­bi­łam to za dar­mo. Bar­dzo tej książ­ce kibi­co­wa­łam. Wydaw­nic­two zor­ga­ni­zo­wa­ło mi póź­niej spo­tka­nie, za któ­re mi zapła­ci­ło, więc była to ponie­kąd trans­ak­cja wią­za­na. Cza­sa­mi za blur­by wydaw­cy pła­cą mi książ­ka­mi. Blur­by tak napraw­dę nie są dla mnie oczy­wi­stą spra­wą, ponie­waż z jed­nej stro­ny jest to rekla­ma książ­ki, a za rekla­mę się pła­ci. Z dru­giej stro­ny zaś nie napi­sa­ła­bym nicze­go dobre­go o złej książ­ce.

Ale przy­go­to­wa­nie blur­bów wyma­ga od cie­bie pra­cy, musisz daną książ­kę prze­czy­tać, zna­leźć sło­wa, któ­ry­mi chcesz ją opi­sać.

Tak, wiem, że robię to za pięć, sześć ksią­żek z ofer­ty wydaw­nic­twa, któ­re dosta­ję za dar­mo. I to może się wyda­wać smut­ne. Ale pisa­nie wciąż trak­tu­ję jako pasję. Dzie­je się tak pew­nie dla­te­go, że fun­da­men­tem finan­so­wym mojej twór­czo­ści jest pen­sja moje­go męża.

Prze­cież sama tak­że pra­cu­jesz.

Tak, na pół eta­tu w ośrod­ku kul­tu­ry. Mój budżet to sta­ła, regu­lar­na pen­sja, do któ­rej docho­dzą pie­nią­dze ze sprze­da­ży ksią­żek, ze spo­tkań autor­skich, nagród i 800+. To jest zasób finan­so­wy nie do prze­ce­nie­nia: Pro­gram „Dobry Start”, czy­li trzy­sta zło­tych na dziec­ko we wrze­śniu i osiem­set zło­tych każ­de­go mie­sią­ca. Tak więc im wię­cej dzie­ci ma pisar­ka, tym ma łatwiej. Przy­naj­mniej mogło­by się tak wyda­wać. Są tak­że komer­cyj­ne spa­ce­ry, któ­re cza­sa­mi pro­wa­dzę dla róż­nych insty­tu­cji. Jestem rów­nież wykła­dow­czy­nią lite­ra­tu­ry non-fic­tion na Uni­wer­sy­te­cie Jagiel­loń­skim. Oczy­wi­ście to nie jest żaden skok na wiel­ką kasę, robię to głów­nie dla mojej gło­wy. Kon­takt ze stu­den­ta­mi i stu­dent­ka­mi jest odświe­ża­ją­cy dla umy­słu.

Naj­lep­sza umo­wa, jaką wyne­go­cjo­wa­łaś?

Naj­lep­szą umo­wą, jaką w życiu pod­pi­sa­łam, była umo­wa z Muzeum Histo­rii Żydów Pol­skich POLIN. Nie doty­czy­ła wca­le książ­ki, ale pod­ka­stu lite­rac­kie­go. Zaofe­ro­wa­no mi god­ne pie­nią­dze, od razu powie­dzia­łam: tak! Pra­co­wa­łam nad serią pod­ka­stów na pod­sta­wie pamięt­ni­ków z get­ta war­szaw­skie­go. Nada­wa­łam im lite­rac­ką for­mę; tek­sty tra­fia­ły póź­niej do akto­rów, któ­rzy je czy­ta­li. Wła­ści­wie była to lite­ra­tu­ra. Tę współ­pra­cę wspo­mi­nam napraw­dę dobrze, tak­że dla­te­go, że nie wyma­ga­ła ode mnie żad­nych nego­cja­cji.

W prowadzeniu negocjacji dotyczących wysokości stawek za książki jestem fatalna.

Na szczę­ście mam kole­żan­kę, Bar­ba­rę Sadur­ską, któ­ra jest lite­rat­ką i praw­nicz­ką i wspie­ra mnie w tym pro­ce­sie. Każ­dą roz­mo­wę doty­czą­cą umo­wy zaczy­nam zwy­kle od słów: „Po kon­sul­ta­cji z moją praw­nicz­ką chcia­ła­bym…”. Ale i tak uwa­żam, że moje umo­wy są – wyłącz­nie z mojej winy – nie­do­ne­go­cjo­wa­ne. Mam kło­pot z pro­sze­niem o pie­nią­dze, nie potra­fię wyce­nić swo­jej pra­cy. Nie mam tak­że porów­na­nia, jak sobie radzą z tym inni auto­rzy, a przy­naj­mniej do nie­daw­na nie mia­łam. Unia Lite­rac­ka, któ­rej człon­ki­nią jesz­cze wpraw­dzie nie zosta­łam, ale tego nie wyklu­czam, ujaw­nia, jakie są cho­ciaż­by zakre­sy docho­do­we. Myślę, że dla wie­lu auto­rów może to być szo­ku­ją­ce odkry­cie.

Przy­kład Chło­pek… dużo zmie­nił?

Na pew­no był prze­ło­mem. Do świa­do­mo­ści czy­tel­ni­ków wyraź­nie dotar­ło, że ludzie, któ­rzy piszą, zara­bia­ją dość nędz­ne pie­nią­dze albo w ogó­le ich nie zara­bia­ją. Ponie­waż praw­da wyglą­da tak, że dopó­ki nie otrzy­mu­jesz nagród, nie jest o tobie gło­śno, nie­zmier­nie trud­no jest spo­tkać się z zain­te­re­so­wa­niem zarów­no czy­tel­ni­ków, jak i insty­tu­cji, któ­re zapro­szą cię na festi­wal, spo­tka­nie czy warsz­ta­ty. Dla mnie taką cezu­rą i prze­sko­kiem była Nagro­da Kapu­ściń­skie­go. Otwo­rzy­ła przede mną wie­le moż­li­wo­ści. Ale zda­rza­ły się rów­nież sytu­acje, któ­rych nie dało się prze­wi­dzieć, choć­by w cza­sie pan­de­mii. Kobie­ty Nowej Huty. Cegły, per­ły i petar­dy mia­ły wte­dy pre­mie­rę, ale książ­ka nie wyszła poza gra­ni­ce Kra­ko­wa, nie mia­łam spo­tka­nia w żad­nym innym miej­scu. Zosta­ła lokal­ną pozy­cją, choć była pro­jek­to­wa­na na znacz­nie więk­szą ska­lę.

Czy myślisz o kolej­nej książ­ce?

Nawet o trzech. Jestem w trak­cie pod­pi­sy­wa­nia umo­wy na kolej­ny repor­taż, przy­go­to­wu­ję tak­że książ­kę na jubi­le­usz sie­dem­dzie­się­cio­le­cia Ośrod­ka Kul­tu­ry Nor­wi­da w Nowej Hucie. To zaję­cie na ten rok. Cały czas zasta­na­wiam się rów­nież nad wzno­wie­niem Kobiet Nowej Huty… Myślę też o książ­ce, któ­ra była­by powro­tem do prze­szło­ści tej dziel­ni­cy. Wiem, że ten temat ma nie­sa­mo­wi­ty poten­cjał.

Odgra­ża­łaś się kie­dyś, że napi­szesz powieść fan­ta­sy. I co?

Ależ robię to, tyle że w abso­lut­nym sekre­cie! Mam już trzy roz­dzia­ły i zoba­czy­my, co będzie dalej. Nie robię tego na zamó­wie­nie ani nie mam z nikim pod­pi­sa­nej umo­wy. W wol­nym cza­sie sia­dam i piszę dla przy­jem­no­ści, oczy­wi­ście jeśli pisa­nie może być przy­jem­no­ścią. Nigdy nie pisa­łam fic­tion, to nowe doświad­cze­nie, ten pro­ces mnie fascy­nu­je. Badam, jak kon­stru­uje się opo­wieść tego gatun­ku, spraw­dzam róż­ne roz­wią­za­nia fabu­lar­ne, zasta­na­wiam się nad moty­wa­cja­mi posta­ci i mam w tym taką wol­ność, że aż trud­no mi w to uwie­rzyć. Dziw­nie jest pisać coś bez bra­nia odpo­wie­dzial­no­ści za boha­te­ra, za histo­rię, za świat, któ­ry się stwa­rza. Trak­tu­ję to jak eks­pe­ry­ment, choć przy­znam, że zda­rza­ją mi się chwi­le, kie­dy powta­rzam w duchu: „Kur­de, gdy­bym tyl­ko mogła poga­dać z moim boha­te­rem, to wie­dzia­ła­bym, co myśli, co go napę­dza, co stoi za jego wybo­ra­mi”. Bo prze­cież tego nie wiem.

Na koniec powiedz, czy zda­rza­ją ci się nie­ocze­ki­wa­ne gra­ty­fi­ka­cje.

Tak, są bar­dzo miłe i cza­sa­mi bar­dzo słod­kie. Moje panie senior­ki z Nowej Huty czę­sto coś mi przy­no­szą: a to siat­kę śli­wek, a to sło­necz­ni­ki albo dżem domo­wej robo­ty. Ostat­nio od cudow­nych ludzi dosta­łam praw­dzi­wą kon­fi­tu­rę z dere­nia i raj­skie jabłusz­ka. Czy może być coś lep­sze­go niż raj­skie jabłusz­ka?

 

– reporterka, dziennikarka, pisarka.

więcej →

– filolożka, redaktorka, dziennikarka, autorka tekstów.

więcej →

Powiązane teksty