Piosenka, którą w drugiej połowie lat 50. napisało dla Nataszy Zylskiej małżeństwo Hanna Skalska-Szemioth (kompozytorka) i Kazimierz Szemioth (pisarz), w żartobliwy sposób ogrywa tragiczną sytuację lokalową tamtego okresu. Deficyt mieszkań powodował, że znaczna część populacji musiała żyć w fatalnych warunkach – w przeludnionych pokojach, bez bieżącej wody, toalet i z plamami na wciąż zalewanych sufitach. Wiara w tymczasowość uwierających okoliczności, wynikająca tyleż z zakochania, co z narzuconej przez komunistyczny ustrój narracji, pozwala bohaterom tekstu na zabawę w opisywanie widzianych nad głową kształtów przypominających ludzi i zwierzęta. Zofia Lorek niemal siedem dekad później zaczyna swoją debiutancką powieść Stany przejściowe od opisu plamy na suficie. Narratorka dostrzega w niej wyspę, na którą nigdy nie pojedzie; z kolei mężczyzna leżący obok unika rozmowy i zamyka się w bezpiecznej przestrzeni snu. Przekomarzanie jest zastępowane przez frustrację, spajająca gra wyobraźni – przez marazm. Współczesny kryzys mieszkaniowy, wynikający z innych przyczyn, jest diametralnie odmienny od tego w powojennej Polsce. Przede wszystkim jednak różnice widoczne są w postawie obu par. Z niepasującą do realiów beztroską pierwszej kontrastuje stagnacja i zmęczenie drugiej. Radość wyciekła z życia bohaterów, dziś nie ma już na nią miejsca. Bezimienna narratorka Stanów przejściowych to everywoman naszych czasów, nieprzynależna do określonej pracy i nazwanej relacji. To błądząca po Krakowie flâneuse, której mapę włóczęgi wytyczają Żabki i supermarkety. Jak stwierdza: „Pełnię istnienia osiąga się w supermarketach, a dokładniej w Lidlu, ale ja mam daleko do Lidla, więc żyję namiastką życia w Biedronce. Supermarkety to Ulisses codzienności”[1].
Narratorce prozy Lorek odbija się nadmiarem. Wszystkie powinności i chcenia wpychane jej latami do gardła przestają się trawić. Codzienne czynności stają się wyzwaniami ponad siły. Pisarka, która – podobnie jak Don DeLillo w Białym szumie – w supermarketach widzi dzisiejsze świątynie, właśnie do nich najczęściej wysyła bohaterkę, próbującą na nowo zakotwiczyć się w rzeczywistości. Niestety, sztuczne światło i kolorowe produkty już nie wypełniają pustki. Niczym w micie o Persefonie, przytłoczona przesytem dziewczyna ulega pokusie w postaci owocu granatu, który nawet nieskonsumowany, zabiera ją do podziemnego królestwa.
Według najprostszej interpretacji Stany przejściowe są powieścią o depresji, rozumianej nie tylko jako choroba, ale także czas kontestacji, w którym odmawia się brania udziału w społecznej grze i kwestionuje jej sens. Bezruch i apatia są wówczas jedyną możliwą odpowiedzią organizmu na wszechobecną nadprodukcję i przesadne bodźce. Codzienność narratorki przypomina sen wypełniony białymi plamami: kobieta nie wie, jak znalazła się w danym miejscu, lub nie pamięta, co robiła przed chwilą. Rutynowy ciąg naprzemiennych wyjść po papierosy i kolejnych zagubień zakłócają fantastyczne postaci: Sfinks, Śmierć czy świńska kasjerka z absurdalnie dobrą fryzurą. Granica między życiem a śmiercią została zniesiona – po obu stronach obowiązują te same godziny pracy. Przyjaźń bohaterki ze zmarłym Antonim przestaje dziwić, podobnie jak to, że potrafi on zamienić się w mebel. Surrealistyczne elementy podkreślają odrealnienie codzienności i poczucie wyobcowania bohaterki.
Autorka zręcznie łączy sen z kapitalizmem, wskazując wywrotową rolę tego drugiego. W Stanach przejściowych wybrzmiewa myśl, którą Jonathan Crary opisał w publikacji 24/7. Późny kapitalizm i celowość snu:
Sen – stan bezużyteczny i zasadniczo pasywny, generujący niepoliczalne straty czasu produkcji, obiegu i konsumpcji dóbr. […] Sen to radykalna przerwa w kradzieży naszego czasu dokonywanej przez kapitalizm. Większość z pozoru naturalnych potrzeb czy procesów, takich jak głód, pragnienie, pożądanie, a od niedawna potrzeba przyjaźni, zostało utowarowionych lub zmonetyzowanych. Sen – jako potrzeba i związany z nią czas – nie daje się skolonizować ani zaprząc do wielkiej maszynerii opłacalności, pozostaje więc zaburzającą ciągłość anomalią i kryzysowym punktem globalnej teraźniejszości[2].

Sen w książce Lorek jest ucieczką i bezpiecznym schronieniem dla współlokatora narratorki, a dla niej samej prawdą o stanie rzeczy, ukrytą pod komercyjnym obrazem jawy. Oniryczna struktura prozy podkreśla stan mentalny bohaterki, która poniekąd wypisuje się ze świata – jednak nie w sposób ostateczny. Tytułowe „stany przejściowe” to momenty zawieszenia między sprzeciwem wobec tego, jak jest, a nowym sposobem funkcjonowania.
Bunt i poczucie dziwności budzą w powieści skojarzenie z dwoma opowiadaniami, chętnie przywoływanymi we współczesnej humanistyce (szczególnie w kontekście dyskursu kapitalistycznego): z Przemianą Franza Kafki i Kopistą Bartlebym. Historią z Wall Street Hermana Melville’a. Nawiązaniem do pierwszego utworu jest rybik cukrowy rozmiaru człowieka, który nagle pojawia się w łóżku bohaterki. Jako postać ze snu może on odzwierciedlać życiowy bałagan, narastające lęki i frustracje, ale również transformację, którą przechodzi kobieta. Podobnie jak skolopendra w twórczości Williama Sewarda Burroughsa, rybik w powieści Lorek jest przejawem zewnętrznego i wewnętrznego brudu. To owad, który potrafi przeżyć rok bez pożywienia, co koresponduje z nieustającym głodem narratorki. Pojawienie się ogromnego insekta zwiastują pochody robaków. „Czuję, jak ten pochód mnie porywa. Chcę iść z nimi, chcę być robakiem, jeżeli to znaczy, że mogę uczestniczyć w tym marszu”[3] – mówi kobieta. Charakter metamorfozy naszej everywoman diametralnie różni się od tej z historii Gregora Samsy. W opowiadaniu Kafki mężczyzna budzi się w ciele owada, co wyraża jego wewnętrzny obraz siebie – istoty wyalienowanej, nierozumianej, będącej balastem dla rodziny. Narratorka Stanów przejściowych chce być robakiem, tęskni za poczuciem wspólnotowości, jakie daje ich wspólny marsz. Rybik w jej domu jest zwiastunem zbliżającego się ozdrowienia, które byłoby niemożliwe, gdyby to, co nieczyste, nie wyszło na wierzch.
Puntem kulminacyjnym powieści jest scena, w której zdanie z Kopisty Bartleby’ego, „I would prefer not to”, zostaje przetłumaczone na język dzisiejszego konsumpcjonizmu. Głodna bohaterka odmawia zjedzenia darmowego hot doga w Żabce. DARMOWEGO. Z ulubionym sosem. Gryzie go i wyrzuca do kosza. To fragment, który każdemu, kto ma w sobie choćby niewielką skłonność do anarchizmu, sprawi niewysłowioną przyjemność. Sama czytałam tę partię tekstu kilka razy, uśmiechając się do myśli, że właśnie tak może dzisiaj wyglądać rewolucja. Nie jest jak w twórczości Melville’a nieustającym odmawianiem, ale świadomym pozbyciem się sztucznie napędzanych przez kapitalizm potrzeb. Czy wypowiedziane dzisiaj „wolałabym nie” nie kończy się tak samo jak w dziewiętnastowiecznym opowiadaniu – śmiercią głodową? To już kwestia interpretacji.
Stany przejściowe to bardzo dojrzały debiut o wysokim poziomie literackim, pełny trafnych obserwacji codzienności i surrealistycznych wyobrażeń. Autorka krytycznie ocenia rzeczywistość, w której żyjemy, ale też potrafi się z niej śmiać. O bardzo dobrym warsztacie Lorek świadczy umiejętne wplatanie w świat przedstawiony elementów nadrealistycznych – połączenia tego rodzaju stanowią największą zaletę tej prozy. Pod tym względem autorka może się równać z inną debiutanką, Yuri Lee, której Brokułowy cios niedawno ukazał się nakładem wydawnictwa ArtRage. Obie pisarki sprawnie łączą groteskę i surrealizm z diagnozą kondycji psychicznej młodych mieszkańców swoich krajów. Warstwa symboliczna w Stanach przejściowych jest przemyślana i nieprzesadzona, złożona z prostych, ale czytelnych metafor, takich jak okładkowy owoc granatu, przenoszący do podziemi. Autorce nie można odmówić również językowej maestrii i fantazji, wybuchającej z hukiem w zdaniach takich jak na przykład: „Konserwa patrzy na mnie okami tłuszczu i nic nie mówi (na szczęście), a oczka w moich rajstopach mrugają do nich porozumiewawczo”[4]. Choć podejmowany w powieści temat jest niezwykle poważny, a samej debiutantce nie zawsze udaje się przy tym utrzymywać na wyżynach błyskotliwości, lektura Stanów przejściowych – dzięki konstrukcji krótkich rozdziałów i obecnemu w tekście komizmowi – należy do przyjemnych doświadczeń. Może nie jesteśmy pokoleniem, które czerpie radość z oglądania plam na suficie, ale na szczęście nie straciliśmy poczucia humoru.
[1] Z. Lorek, Stany przejściowe, Okoniny: Wydawnictwo Drzazgi, 2025, s. 29.
[2] J. Crary, 24/7. Późny kapitalizm i celowość snu, tłum. D. Żukowski, Kraków: Karakter, 2022, s. 13–14.
[3] Z. Lorek, Stany przejściowe, s. 42.
[4] Tamże, s. 115.