Ogród zwierzęcy

W swo­im naj­now­szym tomie Agniesz­ka Wol­ny-Ham­ka­ło bacz­nie obser­wu­je cia­ła zwie­rząt, by poćwiar­to­wać je za pomo­cą słów i zaj­rzeć do ich wnę­trza. Jed­no­cze­śnie snu­je reflek­sję na temat roli poszcze­gól­nych istot w świe­cie i pró­bu­je przy­jąć per­spek­ty­wę ani­mal­ną. Wie­le wier­szy poświę­ca róż­nym gatun­kom, kon­se­kwent­nie pro­wa­dząc nar­ra­cję w stro­nę pozba­wio­ne­go złu­dzeń post­hu­ma­ni­zmu.

W cią­gu dwu­dzie­sto­pię­cio­let­niej dzia­łal­no­ści twór­czej wro­cław­ska poet­ka nie­jed­no­krot­nie pisa­ła o roz­ma­itych stwo­rze­niach, lecz nigdy nie poja­wia­ły się one w jej tomach w takim natę­że­niu jak w zbio­rze z 2024 roku. Już w Niko­nie i Leice (2010) prze­pla­ta­ła utwo­ry o ludziach i popkul­tu­rze z tymi o mar­szu jam­ni­ków, łań­cusz­kach mró­wek i „koł­tu­nie bia­łych ciem”. Sto­so­wa­ła tam zabie­gi, do któ­rych wra­cać będzie w książ­ce  Dla two­jej cór­ki. Frasz­ki – antro­po­mor­fi­za­cje („W stu­diach łka­ją jemio­łusz­ki”, lost), apo­stro­fy („jasz­czur­ko z Loch Ness”, tof­fi) oraz baśnio­we sytu­acje lirycz­ne („Moja małp­ka Rita / wynio­sła się z jaj­ka sku­lo­na / jak żółt­ko, jak smo­cza wróż­ka”, Histo­ria praw­dzi­wa). W nie­któ­rych wier­szach się­ga­ła po język dzie­cię­cy i oni­ryzm, łącząc je z kieł­ku­ją­cy­mi roz­wa­ża­nia­mi nad miej­scem małych istot w świe­cie („Wszyst­ko, co żyje / masze­ru­je na nas.”, pot). Do zapo­cząt­ko­wa­nej w 2010 roku wizji poetyc­kiej Wol­ny-Ham­ka­ło wró­ci­ła w swym naj­now­szym dzie­le, co może być dość zaska­ku­ją­ce, gdyż jej poprzed­ni tom, Wier­sze o poję­ciach (2023), odzna­czał się powa­gą i filo­zo­ficz­nym cha­rak­te­rem. Zde­cy­do­wa­nie bar­dziej zbli­żał się do egzy­sten­cjal­nych roz­te­rek doro­słych niż do wyobraź­ni dziec­ka. Tym razem autor­ka powró­ci­ła do sty­li­sty­ki baśnio­wej, jed­nak­że nie ozna­cza to, że opo­wie nam o spra­wach bła­hych – wręcz prze­ciw­nie; maska zwie­rzę­ca słu­ży jej czę­sto do uka­za­nia cier­pie­nia i nie­spra­wie­dli­wo­ści.

Ćwierć­wie­cze dosko­na­le­nia poetyc­kie­go warsz­ta­tu obfi­to­wa­ło w kil­ku­krot­ne zmia­ny poety­ki – od emo­cjo­nal­nych wyznań cha­rak­te­ry­stycz­nych dla poezji kobie­cej, aż do reto­ry­ki kom­pul­syw­nej nie­au­ten­tycz­no­ści. Jak jed­nak zauwa­ża Jakub Skur­tys w posło­wiu do wybo­ru Zerwa­ne roz­mo­wy. 105 wier­szy na inne oka­zje (2020), okre­ślo­ne ele­men­ty, takie jak oni­ryzm, foto­gra­ficz­ność, realizm i psy­cho­lo­gizm, odna­leźć moż­na w całym dorob­ku autor­ki. Pierw­szy z wymie­nio­nych kom­po­nen­tów jest szcze­gól­nie waż­ny w Dla two­jej cór­ki….

Oni­rycz­ny cha­rak­ter ma już otwie­ra­ją­cy tom wiersz robak Mo, w któ­rym przez prze­zro­czy­stą gło­wę tytu­ło­we­go owa­da widać „bom­by ato­mo­we, pają­ki w szczy­pior­ku, sztucz­ne mię­śnie fote­la”1. Istot­ny wyda­je się fakt, iż utwór zbu­do­wa­no za pomo­cą dłu­giej apo­stro­fy do tytu­ło­we­go boha­te­ra. Przy­wo­łu­je się go, lecz nie odda­je mu się gło­su, co wymow­nie pod­kre­śla brak spraw­czo­ści zwie­rząt. Robak został uka­za­ny poprzez sekwen­cję sen­ty­men­tal­nych obra­zów – urósł na wydmach, lecz zgu­bi­ły go wła­sne skrzy­dła i świa­tła; następ­nie stra­cił swój aksa­mit w nastur­cjach i pra­gnął cało­wać się pod bza­mi. Osta­tecz­nie zamie­ni się w „ziar­no, czar­ną fal­ba­nę”2, któ­ra spad­nie pod­miot­ce na oczy – może to sym­bo­li­zo­wać prze­mi­ja­nie mate­rii, śmierć. Skraw­ki marzeń sen­nych przy­po­mi­na­ją rów­nież mię­dzy inny­mi: świerszcz poru­sza­ją­cy się w kobie­cie (świerszcz), kame­le­on patrzą­cy z ter­ra­rium na gwiaz­dę psa (kame­le­on), karm­nik zawie­ra­ją­cy żuka, orgazm i sto­krot­kę (na Han­nę), zło­dziej jeżyn ssą­cy popla­mio­ne pal­ce (zło­dziej bzu) oraz usta, „z któ­rych / wyla­tu­je czter­dzie­ści psów, bał­kań­ski ksią­żę, mini­ster i jakiś pan, co uda­wał pół­słów­ko, pół­l­wiąt­ko”3 (Wan­da). Sur­re­ali­stycz­ną wizję zawar­to też w utwo­rze woda – lubię ją na tobie, któ­ry ukła­da się w swo­istą lita­nię, chó­ral­ny śpiew wzno­szo­ny do ryb-jupi­te­rów, ryb-miast i ryb-szkol­nych ławek. Nie­rze­czy­wi­stej poezji towa­rzy­szą baśnio­we ilu­stra­cje autor­stwa Richie Aca­pul­co, odzna­cza­ją­ce się żywą obec­no­ścią wszyst­kich kolo­rów tęczy, kon­tra­sto­wo­ścią i płyn­no­ścią kształ­tów, nasu­wa­ją­cą sko­ja­rze­nia z malar­stwem Salva­do­ra Dale­go. Nie­któ­re z nich przy­bie­ra­ją jed­nak mrocz­ną, nie­po­ko­ją­cą for­mę – są ską­pa­ne w ciem­nych bar­wach, cha­otycz­ne, maka­brycz­ne. Przed­sta­wia­ją pozba­wio­ne wyra­zu twa­rze, ludz­kie tuło­wia z sze­ścio­ma ręka­mi przy­wo­dzą­ce na myśl paję­cze odwło­ki lub mac­ki ośmior­ni­cy, kary­ka­tu­ral­ne isto­ty z usta­mi roz­cią­gnię­ty­mi w sar­do­nicz­nym uśmie­chu, mar­twe cia­ła oraz kły krwio­żer­czych świń.

Wspo­mnia­ne dra­ma­tur­gia i gro­za wyzie­ra­ją nie tyl­ko z zatrwa­ża­ją­cych, fan­ta­sma­go­rycz­nych gra­fik, lecz tak­że z samych wier­szy. Mimo że pod­ty­tuł Dla two­jej cór­ki sta­no­wi dopi­sek Frasz­ki, co obie­cu­je odbior­com żar­to­bli­we bła­host­ki w sty­lu Na lipę Jana Kocha­now­skie­go, w tomie zawar­to wie­le gorz­kich prze­my­śleń na temat współ­cze­sne­go losu zwie­rząt. W utwo­rze na KFC Wol­ny-Ham­ka­ło w natu­ra­li­stycz­ny spo­sób uka­zu­je wnętrz­no­ści kury leżą­cej na sto­le: „Two­je szkla­ne jaj­ka wypeł­nio­ne biał­kiem. / Two­je jąka­nie, słod­ki szpik i modre jeli­ta na sto­le. / Tech­nicz­ne oczy prze­szu­ku­ją zie­mię […]”4.

Następ­nie cel­nie zauwa­ża: „Nie byłaś jed­nym z tych zwie­rząt, / któ­re chce się cało­wać, / tyl­ko dla­te­go, że są”5. Tym samym pod­no­si kwe­stię nie­spra­wie­dli­wo­ści oraz wybiór­czej miło­ści ludzi dla róż­nych stwo­rzeń, choć niko­go nie oskar­ża. Na łaskę zasłu­gu­ją te z nich, któ­re są uro­cze, ład­ne, zabaw­ne. Resz­ta zosta­nie bez­li­to­śnie zabi­ta i prze­ro­bio­na na paszę dla miło­ści­wie panu­ją­cych homo sapiens. Ostat­nia stro­fa sku­pia się na uczu­ciach kury – pod­miot­ka wie, że chcia­ła­by ona jedy­nie „dać nura w zło­to i zmie­nić się w zbo­że”6, a zatem po pro­stu być wol­na.

Frasz­ka świ­nia podej­mu­je pro­ble­ma­ty­kę wyzy­sku żywe­go inwen­ta­rza z innej per­spek­ty­wy. Trak­tu­je o mak­sy­ma­li­za­cji płod­no­ści, eko­no­mi­za­cji pro­ce­su roz­mna­ża­nia się: „Nasze cią­że są użyt­ko­we, godzi­my się na to. / My, wasze ban­ki genów”7. Czło­wiek postrze­ga świ­nie jako cho­dzą­ce inku­ba­to­ry. Powin­ny się one cie­szyć kory­ta­mi nie­bie­ski­mi od cyjan­ku i grzecz­nie opie­ko­wać się potom­stwem, ponie­waż do tego zosta­ły stwo­rzo­ne. W ten spo­sób, choć bez jaw­nych alu­zji poli­tycz­nych, Wol­ny-Ham­ka­ło dys­ku­tu­je być może rów­nież z narzu­co­ną rolą kobie­ty w spo­łe­czeń­stwie. Mimo cywi­li­za­cyj­ne­go postę­pu w nie­któ­rych krę­gach nadal uwa­ża się przed­sta­wi­ciel­ki płci żeń­skiej za „ban­ki genów” i spro­wa­dza się ich spraw­czość do rodze­nia dzie­ci. Fakt, że ogra­ni­czo­ny żywot świń opi­su­je pod­miot­ka, a nie pod­miot jest tutaj zna­czą­cy; spra­wia, iż całość wybrzmie­wa dobit­niej i bar­dziej mani­fe­sta­cyj­nie. W ostat­nim wer­sie poet­ka wspo­mi­na o szcze­ci­nie wyko­rzy­sty­wa­nej do pro­duk­cji pędz­li – sta­no­wi to kolej­ny prze­jaw eks­plo­ata­cji zaso­bów gospo­dar­skich. Na KFCświ­nia rzu­ca­ją na Dla two­jej cór­ki… nowe świa­tło. Odda­la­ją się w war­stwie nastro­jo­wej od bar­dziej rado­snych i afir­ma­tyw­nych wzglę­dem życia minia­tur poetyc­kich zawar­tych mię­dzy inny­mi w mrów­kach oraz wejdź do mnie. Two­rzą wyż­szy rejestr emo­cjo­nal­ny, pełen napię­cia i zło­wiesz­czo­ści, zbli­ża­ją­cy sytu­ację lirycz­ną do scen z Fol­war­ku zwie­rzę­ce­go George’a Orwel­la, a nie sie­la­nek czy baśni. Ssa­ki i pta­ki są pod­da­wa­ne ter­ro­ro­wi antro­po­cen­try­zmu. Reżim zmu­sza je do bez­względ­ne­go posłu­szeń­stwa oraz wyda­wa­nia na świat mło­dych, a gdy prze­sta­ją być uży­tecz­ne zabi­ja je, dokład­nie tak jak Orwel­low­ski Napo­le­on. Nie zawsze jed­nak wła­dzę tota­li­tar­ną dzier­żą ludzie – we wro­nach to tytu­ło­wy gatu­nek sie­je postrach, rzą­dząc „z pał­ką wierz­bo­wą”8. Trwo­gą napa­wa­ją też niedź­wie­dzie, któ­rych strasz­li­we spoj­rze­nia spra­wia­ją, że ścia­ny domu się roz­pa­da­ją (dom). Zwie­rzę­ta potra­fią być więc potęż­niej­sze od wytwo­rów czło­wie­ka, zawłasz­czyć jego tery­to­rium.

Siła nie jest jedy­nym atu­tem przed­sta­wi­cie­li fau­ny. U Wol­ny-Ham­ka­ło zachwy­ca­ją oni tak­że swo­im inte­lek­tem. Lis nie widzi w Mary­si sie­rot­ki, gdyż roz­pa­tru­je ją „w kate­go­riach woli, war­to­ści i jaź­ni”9, a zatem prze­ja­wia zdol­no­ści kry­tycz­ne­go myśle­nia, filo­zo­ficz­ne­go odbio­ru rze­czy­wi­sto­ści i ujmo­wa­nia jej w ramach doświad­czeń egzy­sten­cjal­nych. W utwo­rze pies nad rze­ką zwie­rzę zasta­na­wia się nad gra­ni­ca­mi pozna­nia, roz­wa­ża skok w ciem­ność, by dowie­dzieć się, co cze­ka na dnie. Jeż odczu­wa smu­tek, gdyż przez swo­ją kol­cza­stą cie­le­sność nie potra­fi wtu­lać się w dło­nie (igły). Pogłę­bio­na antro­po­mor­fi­za­cja sku­tecz­nie zacie­ra róż­ni­ce mię­dzy ludź­mi a zwie­rzę­ta­mi – czę­sto czy­ta­jąc pierw­sze wer­sy, nie umie­my odgad­nąć, czy w danym wier­szu mowa jest o boha­te­rze dwu­noż­nym, czte­ro­noż­nym czy skrzy­dla­tym. Ilu­stra­cje Aca­pul­co poma­ga­ją ten mię­dzy­ga­tun­ko­wy dystans zmniej­szyć jesz­cze bar­dziej. Na nich owa­dy spa­ce­ru­ją w kape­lu­szach i opie­ra­ją się o laskę, pta­ki sta­wia­ją kro­ki w butach, a bie­dron­ki sto­ją na dłu­gich nogach i roz­ma­wia­ją ze sobą niczym para dobrych zna­jo­mych na uli­cy.

Tym samym poet­ka pre­zen­tu­je inne podej­ście do rela­cji człowiek–zwierzę niż jej poprzed­ni­cy. Jakub Korn­hau­ser w Droż­dżow­ni tema­ty­kę post­hu­ma­ni­stycz­ną podej­mo­wał sub­tel­niej, nie­mal­że mimo­cho­dem: „Bito wte­dy świ­nie” (Kró­lik oskó­ro­wa­ny (Souti­ne), „Szu­kam żaró­wek, ale są tyl­ko wypcha­ne żaby i kre­ty” (Bia­ły kwa­drat na bia­łym tle (Male­wicz)), „Było wię­cej dachów niż kawek” (Dachy Osten­dy (Ensor)), „Rada powia­tu han­dlo­wa­ła futra­mi z szyn­szy­li, ale sta­ro­sta o niczym nie wie­dział. Wmó­wi­li mu, że to na Cari­tas” (Dom w Trze­me­śni). Świ­nio­bi­cie pozo­sta­ło tu bez komen­ta­rza, wypcha­ne isto­ty pod­miot minął bez gło­śne­go sprze­ci­wu, zani­ka­nie kawek poda­no jako suchy fakt, a han­del futra­mi opi­sa­no jedy­nie z gorz­ką iro­nią. Nato­miast Kira Pie­trek odda­ła per­spek­ty­wę ani­mal­ną z repor­ter­skim zacię­ciem („trzy­dnio­we war­chla­ki pod­da­je się / pod­sta­wo­wym zabie­gom sani­tar­nym”, mix zdro­wia i korzy­ści z tomu Język korzy­ści) i krzy­kiem na ustach: „nie ma już śle­dzia! nie ma już żbi­ków / […] nie ma mło­dych węgo­rzy!” ([ja: wła­da wła­snym zespo­łem] z tomu Sta­ty­sty­ki). Wol­ny-Ham­ka­ło ani nie opi­su­je w pro­sty spo­sób rze­czy­wi­sto­ści, ani nie demon­stru­je swej zło­ści – jest nie­win­na, zagu­bio­na w kra­inie snów i szu­ka języ­ka dzie­ci. Nawią­zu­je z róż­ny­mi gatun­ka­mi bli­skie rela­cje („Pie­sku mój”, pies nad rze­ką)10, wyka­zu­je się empa­tią („wie­dzia­łam, / że chcesz dać nura w zło­to”, na KFC)11, porów­nu­je je do tego, co dobrze zna (jeż – gwoź­dzie, wąż – męskie geni­ta­lia, ciem­ny ero­tyzm), jed­no­cze­śnie pozwa­la­jąc im zacho­wać wła­sne toż­sa­mo­ści.

Agnieszka Wolny-Hamkało, „Dla twojej córki. Fraszki", Wrocław: Wydawnictwo Warstwy, 2024.

Na pozio­mie języ­ko­wym uwa­gę naj­bar­dziej przy­ku­wa­ją licz­ne apo­stro­fy, któ­re – jak zauwa­ża sama autor­ka w roz­mo­wie ze Skur­ty­sem dla Domu Lite­ra­tu­ry – mają wydać się czy­tel­ni­ko­wi gro­te­sko­we, gdyż ozna­cza­ją mówie­nie „poprzez” jakieś zwie­rzę (na przy­kład  „Edward, prze­stań obwą­chi­wać panu udo”), co może ozna­czać nowa­tor­skie podej­ście do kon­tak­tu ze zwie­rzę­ta­mi – pod­miot­ka zwra­ca się do nich, lecz pra­gnie rów­no­cze­śnie nadać jakiś ukry­ty prze­kaz oso­bie trze­ciej (zwrot do psa z proś­bą o zaprze­sta­nie wącha­nia sta­no­wi tak napraw­dę prze­pro­si­ny dla oso­by obwą­chi­wa­nej). Apo­stro­fy te są przy tym dłu­gie, uro­czy­ste, przy­wo­dzą­ce na myśl inwo­ka­cje („Hej, roba­ku Mo, któ­ry tu wle­cia­łeś z ogród­ka, / ale jesteś zie­lo­ny! Coś jak śnieg, na któ­ry świe­cą neo­ny, / coś jak melo­ny, któ­re zakwi­tły w podwór­kach”)12, co jest ele­men­tem humo­ry­stycz­nym bądź odwo­ła­niem się do tra­dy­cji histo­rycz­no­li­te­rac­kiej (podob­nie jak wybór frasz­ki jako gatun­ku prze­wod­nie­go). W zacy­to­wa­nym frag­men­cie z lek­tu­ry wybi­ja­ją nas rów­nież poła­ma­ne rymy wewnątrz wer­sów (zie­lo­ny – neo­ny), któ­re zna­leźć moż­na w całym tomie. Świad­czą one o nie­do­sko­na­ło­ści języ­ka lub świa­do­mym zerwa­niu z dorob­kiem poetów poprzed­nich epok.

Istot­ny pozo­sta­je tak­że trop sur­re­ali­stycz­ne­go zacie­ra­nia gra­nic – Wol­ny-Ham­ka­ło kon­se­kwent­nie zmniej­sza dystans mię­dzy ludź­mi a nie-ludź­mi. Pisze: „świerszcz się we mnie rusza”13, „wpad­nę do two­je­go poko­ju jak w mro­wi­sko”14, „Hej, jeżu, rzu­caj! Mogę być tar­czą, / z two­ją igłą w oku tań­czy się wspa­nia­le”15. Boha­ter­ka więk­szo­ści utwo­rów przej­mu­je cia­ła i prze­strze­nie zwie­rząt, roz­ko­szu­je się tą bli­sko­ścią, nie prze­ra­ża jej ona („nie boję się cie­bie, choć wiem, że nie­słusz­nie”)16. Dzię­ki temu sztyw­ny, ist­nie­ją­cy od wie­ków podział cywilizacja–natura prze­sta­je obo­wią­zy­wać, gdyż róż­ni­ce mię­dzy­ga­tun­ko­we zni­ka­ją na pogra­ni­czu snu i jawy. Odbior­ca może nawet nie mieć pew­no­ści, kto wypo­wia­da się w danym momen­cie: czło­wiek czy zwie­rzę („Nasze cią­że są użyt­ko­we”)17. Zwra­ca­jąc się do psa, pod­miot­ka nie mówi o jego łapach, lecz rękach: „włóż­my razem ręce w pustą musz­lę”18. Two­rzy się nowa rze­czy­wi­stość, w któ­rej dogmat pry­ma­tu rasy ludz­kiej nad inny­mi nie jest już oczy­wi­sty.

Dla two­jej cór­ki. Frasz­ki zabie­ra czy­tel­ni­ków w nie­zwy­kłą podróż tro­pem zwie­rząt dużych i małych. Jed­ne są bez­bron­ne, wyzy­ski­wa­ne, dru­gie – sil­ne, apo­dyk­tycz­ne; nie­któ­re urze­ka­ją­ce, inne odra­ża­ją­ce. Część z nich cie­szy się peł­nią życia, resz­ta zma­ga się z roz­ma­ity­mi for­ma­mi cier­pie­nia; pozo­sta­łe koń­czą mar­twe. Agniesz­ka Wol­ny-Ham­ka­ło two­rzy uni­kal­ny bestia­riusz na mia­rę naszych cza­sów, w któ­rym realizm spla­ta się z oni­ry­zmem i baśnio­wo­ścią. Całość może słu­żyć jako eru­dy­cyj­ny komen­tarz odno­szą­cy się do man­ka­men­tów antro­po­cen­try­zmu oraz sta­no­wić post­hu­ma­ni­stycz­ne spoj­rze­nie na dycho­to­mię człowiek–zwierzę. Spój­na nar­ra­cja ukła­da się w swo­isty Ogród zwie­rzę­cy – miej­sce istot rzą­dzą­cych i rzą­dzo­nych, wraż­li­wych i okrut­nych.

 

1 A. Wol­ny-Ham­ka­ło, Dla two­jej cór­ki. Frasz­ki, Wro­cław: Wydaw­nic­two War­stwy, 2024, s. 4.

2 Tam­że.

3 Tam­że, s. 42.

4 Tam­że, s. 20.

5 Tam­że.

6 Tam­że.

7 Tam­że, s. 26.

8 Tam­że, s. 34.

9 Tam­że, s. 48.

10 Tam­że, s. 32.

11 Tam­że, s. 20.

12 Tam­że, s. 4.

13 Tam­że, s. 6.

14 Tam­że, s. 16.

15 Tam­że, s. 18.

16 Tam­że, s. 33.

17 Tam­że. s. 26.

18 Tam­że, s. 32.

– studentka filologii polskiej na specjalności krytycznoliterackiej na Uniwersytecie Wrocławskim

więcej →

– poetka, publicystka, krytyczka literacka, kulturoznawczyni.

więcej →

Powiązane teksty