Każda osoba nielojalna wobec władzy jest ekstremistą, a każde działanie, które w jakikolwiek sposób nie spodoba się władzy, uznawane jest za ekstremistyczne i podlega karze. Tego rodzaju antyrządowy działacz jest wrzucany do jednego worka z pedofilami, dilerami narkotyków i poważnymi przestępcami – mówi prezeska Białoruskiego PEN Clubu Taciana Niedbaj w rozmowie z Justyną Czechowską.
Justyna Czechowska: Zacznijmy rozmowę od PEN-owskiej tradycji pustego krzesła. Kogo chciałabyś wspomnieć, a kto nie może dziś z nami być?
Taciana Niadbaj: Dziękuję za taką możliwość. Chciałabym przedstawić Mikałaja Dziadoka – pisarza, dziennikarza, działacza anarchistycznego i więźnia politycznego. Mikałaj opublikował książkę Kolory świata równoległego – to przejmujące świadectwo o białoruskim systemie penitencjarnym, napisane na podstawie prywatnych doświadczeń autora. W 2011 roku został on skazany na cztery i pół roku pozbawienia wolności w tak zwanej sprawie anarchistów. W 2020 roku – po brutalnym zatrzymaniu, torturach i upokorzeniu – ponownie trafił za kraty. Adwokatka, która miała z nim kontakt w areszcie, poinformowała, że Mikałaj został pobity. Miał widoczne obrażenia, siniaki na klatce piersiowej, ślady uderzeń na ramionach. Mimo to nie wdrożono żadnych środków ochrony. Sprawa została utajniona. Brakuje informacji o zarzutach. W 2021 roku sąd skazał Mikałaja na pięć lat kolonii karnej. Przez cały ten czas oskarżony nie przyznał się do winy. Pisał, protestował, zachowywał godność. Przebywał w izolatkach, pozbawiony możliwości korespondowania, uczestnictwa w spotkaniach, kontaktu z rodziną. Odmówił pracy, która miała służyć jego degradacji. Nie zrezygnował z przekonań. Nie zamilkł.
Mikałaj Dziadok powinien opuścić więzienie 4 kwietnia 2025 roku. 31 marca 2025 roku, zaledwie kilka dni przed zakończeniem jego wyroku, dowiedzieliśmy się, że wszczęto przeciwko niemu nową sprawę karną. To, że na kilka dni przed odzyskaniem przez więźnia wolności powstaje kolejny akt prześladowania, nie jest przypadkiem. To powtarzająca się praktyka białoruskich władz stosowana wobec ludzi, którzy zachowują godność i mają odwagę, by mówić o niesprawiedliwości, nawet jeśli przebywają w izolacji. Wobec ludzi, którzy nie wyrzekają się swoich przekonań. Dla reżimu są zagrożeniem. Dla nas – świadectwem odwagi. Mikałaj pozostał wierny sobie. I dlatego jego krzesło jest dziś puste.
Cofnijmy się w czasie do sierpnia 1991 roku. Republika Białorusi odzyskuje niepodległość. Intelektualiści postanawiają przyłączyć się do międzynarodowej federacji PEN International. Jak wygląda historia Białoruskiego PEN Clubu?
Intelektualiści poczuli oddech wolności już w 1989 roku, i to właśnie wówczas założyli Białoruski PEN Club. Organizacja – jak to często zdarzało się w przypadku PEN Clubów na całym świecie – powstała jako elitarny klub: była jedną z pierwszych w Białorusi, a może nawet pierwszą, która miała w planach obronę praw człowieka. Klub był elitarny, ponieważ grono decyzyjne nie każdego chciało czy mogło do niego przyjąć. Po pierwsze dlatego, że od liczby członków zależała składka, którą corocznie należało płacić do centrali w Londynie, więc w przypadku dużej liczby członków koszty byłyby zbyt wysokie. Po drugie dlatego, że to nie był związek wszystkich pisarzy, lecz intelektualistów prawdziwie oddanych ideom wolności słowa. Mimo to za kadencji Carlosa Shermana w latach 90. XX wieku Białoruski PEN Club był niezmiernie aktywny. Po chorobie i śmierci Shermana działalność przyhamowała. Działo się tak aż do chwili, gdy do organizacji dołączył Andrej Chadanowicz. Początkowo był członkiem klubu, a w latach 2009–2017 pełnił funkcję prezesa. To pokazuje, jak konkretna osobowość wpływa na wspólnotę. Chadanowicz jest intelektualistą, poetą i tłumaczem, a wtedy w Białoruskim PEN Clubie rozkwitła działalność literacka. Organizowano warsztaty dla młodych ludzi, którzy marzyli o tym, by pisać. Byłam jedną z tych osób, około 2005 roku brałam udział w takich spotkaniach, dzięki czemu oczywiście poznałam tajniki pisania, ale także całe pokolenie aktywnych dziś literacko twórców. W Białoruskim PEN Clubie całe młode pokolenie mogło spotkać swoich starszych literackich idoli: Wasila Bykaua, Lawona Barszczeuskiego, Ryhora Baradulina czy Alesia Razanaua.
I żadnej kobiety?
Na liście założycieli Białoruskiego PEN Clubu widnieje nazwisko jednej, to Swiatłana Aleksijewicz.
A co z działalnością na rzecz wolności słowa?
Od samego początku to była podstawowa działalność. W 1996 roku Białoruski PEN Club przyczynił się do spisania w Barcelonie Universal Declaration of Linguistic Rights, przy naszym wsparciu w Białorusi zawiązywały się inne organizacje obrony praw człowieka.
W 1994 roku Łukaszenka wygrał jedyne demokratyczne wybory i krok po kroku zaczął ograniczać wolność słowa i demokrację. Carlos Sherman działał błyskawicznie. W 1996 roku zorganizował w Mińsku Światowy Kongres PEN Clubu, co między innymi miało zwrócić uwagę międzynarodowej społeczności na to, jak w Białorusi łamie się prawa człowieka.
Jednocześnie prężnie rozwijała się scena literacka.
Utworzono niezależny od państwa system nagród literackich. W połowie lat 90. XX wieku powołano do życia dwa wyróżnienia: imienia Alesia Adamowicza (to jego Swiatłana Aleksijewicz uważa za swojego nauczyciela) za eseje i publicystkę na temat współczesności oraz imienia Franciszka Bohuszewicza za dzieła historyczne. Od 2011 roku przyznawana jest Nagroda Literacka im. Jerzego Giedroycia za najlepszą książkę roku. Wspólnie z niezależnym Stowarzyszeniem Białoruskich Pisarzy i innymi organizacjami stworzyliśmy szereg nagród, które pozwalają na docenienie białoruskiej literatury praktycznie w każdej dziedzinie.
Kiedy dołączyłaś do Białoruskiego PEN Clubu?
To było około 2014 roku. Pracowałam w mediach niezależnych, pomieszkiwałam w Warszawie. Białoruskie Ministerstwo Sprawiedliwości wciąż próbowało komplikować działalność organizacji pozarządowych. Wprowadzono na przykład zasadę, że aby stowarzyszenie mogło zostać uprawomocnione (po białorusku hramadskaje abjadniannie), musi ono mieć członków zameldowanych w różnych częściach kraju (nie tylko w samym Mińsku). Pochodzę z Połocka, więc poproszono mnie o złożenie wniosku o członkostwo. Tym sposobem do Białoruskiego PEN Clubu dołączyło sporo młodych ludzi z nowoczesnymi kompetencjami.
NGO w Białorusi często działały dzięki wsparciu z zagranicy. Aby legalnie otrzymać grant, trzeba było złożyć wniosek o jego zarejestrowanie w departamencie działającym przy prezydencie. Urzędnicy najczęściej uznawali, że temat, na który mają być przeznaczone pieniądze, jest nieaktualny, więc wniosek odrzucano, a pieniądze wracały do grantodawcy. Dofinansowanie od państwa można było dostać jedynie na projekt związany z ideologicznymi interesami kraju. Ludzie biznesu bali się wspierać inicjatywy świadczące o nielojalności wobec władzy. Dlatego zagraniczne granty stanowiły jedyną możliwość pracy na rzecz praw człowieka. Przypomnę, że właśnie granty z zagranicy doprowadziły do pierwszej sprawy karnej przeciwko Alesiowi Bialackiemu, białoruskiemu nobliście, założycielowi Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna”, członkowi Białoruskiego PEN Clubu. Władze potraktowały granty na działalność organizacji jako prywatny dochód Bialackiego i zażądały podatku dochodowego oraz kary za jego niespłacenie. Aleś spędził w więzieniu trzy lata, od 2011 do 2014 roku, chociaż udowodniono, że wszystkie środki wykorzystano na działalność „Wiosny”.
Dziś Białoruski PEN CLUB jest stowarzyszeniem zarejestrowanym w Polsce, może legalnie korzystać z grantów, dotacji i darowizn. Zachęcamy do wspierania walki o wolną Białoruś, pozostającej w interesie całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Jednorazowa darowizna: https://penbelarus.org/en/padtrymacz-pen.html
Subskrypcja Patronite: https://patronite.pl/pen
W sierpniu 2021 roku, czyli dwanaście miesięcy po sfałszowanych wyborach prezydenckich, Sąd Najwyższy w Mińsku zdelegalizował Białoruski PEN Club. Spodziewaliście się takiego ruchu?
Już w czerwcu władze zaczęły wymagać od nas złożenia dokumentów z poprzednich pięciu lat działalności. Przeczuwaliśmy najgorsze. W połowie lipca zablokowano nam konto, przeszukano siedzibę i mieszkanie jednego z członków rady. Prezeski Swiatłany Aleksijewicz nie było już wtedy w Mińsku, Andreja Chadanowicza także nie. Sama przebywałam wówczas na delegacji w Warszawie, sądziłam, że jeszcze wrócę, ale po wyroku wydanym 9 sierpnia uznałam, że najrozsądniej będzie zostać w Polsce. Wybierałam między dalszą pracą a więzieniem. O ile wcześniej żartowaliśmy, że więzienie to rodzaj rezydencji literackiej, ponieważ faktycznie za kratami powstało mnóstwo wspaniałej literatury, o tyle teraz pozbawia się osadzonych możliwości pisania albo konfiskuje ich teksty. To forma tortur. To czas wyrwany z życia, niszczy ciało i psychikę.
Jak zapamiętałaś tamten czas – przenosiny do Warszawy?
Koniec lata i jesień to przeprowadzka części zespołu i organizowanie jej życia tutaj. Ale udało nam się również zebrać i wspólnie przemyśleć, co i jak robimy dalej. Napisaliśmy oświadczenie, ważne dla organizacji, wtedy przecież formalnie nieistniejącej. Nazwaliśmy je Manifestem Niepewnego Czasu (https://penbelarus.org/en/2021/10/01/manifest-nyapeunaga-chasu.html). Od razu wiedzieliśmy, że nie zawieszamy działalności i że nie chcemy dzielić naszej wspólnoty na tę, która została w kraju, i tę, która wyjechała, dlatego nie myśleliśmy i nie myślimy o sobie jako o Białoruskim Pen Clubie na wygnaniu. Przez cały ten czas mieliśmy olbrzymie wsparcie moralne i finansowe, zarówno z biur PEN Clubów w różnych państwach, jak i od konkretnych osób. Pod koniec jesieni 2021 roku odbyło się spotkanie online, które w świetle prawa białoruskiego było nielegalne, ponieważ gromadziło członków zlikwidowanej organizacji.
I pewnie nie wszyscy wzięli w nim udział?
Wiele osób się bało. Ludzie nadal mieszkający w Białorusi bali się o siebie, a ludzie, którzy wyjechali, o bezpieczeństwo swoich rodzin. Mamy więc sporo biernych członków lub takich, którzy wrócą, jak tylko polepszą się warunki.
Jesteście rozproszeni po całym świecie. W jaki sposób utrzymujecie kontakt z pozostałymi członkami?
Po raz pierwszy mamy pracownika, który zajmuje się głównie komunikacją. Chcemy utrzymywać te kontakty, czujemy się odpowiedzialni za naszych ludzi, chcemy odpowiadać na ich potrzeby. To niełatwe, bo ze względu na bezpieczeństwo nasi członkowie preferują różne formy komunikacji: tradycyjny mejl, Messenger, Telegram albo Signal. Lista członków jest oczywiście tajna. Zresztą objęta tajemnicą jest także spora część naszych działań.
Jak to? Przecież wasze działania są bardzo głośne. Jeździsz po Europie, bierzesz udział w niezliczonych konferencjach i opowiadasz o sytuacji Białorusinów. Każde spotkanie publiczne rozpoczyna się od ustawienia pustego krzesła, czyli jest przypomnieniem osoby represjonowanej lub osadzonej w więzieniu. W marcu PEN International opublikował dokument zatytułowany Tożsamość na celowniku: prześladowanie i opór (https://www.pen-international.org/identity-on-trial-persecution-and-resistance-pen-international-case-list-2025), doroczny raport na temat ludzi pióra prześladowanych ze względu na swoją tożsamość. Znajdziemy w nim nazwiska wielu Białorusinów.
Duża część naszej pracy jest mniej spektakularna. Ze względów bezpieczeństwa wykonujemy ją bez podawania szczegółów, nazwisk i adresów. Pomoc dla osób uznanych przez reżim za ekstremistów oraz dla ich rodzin jest kryminalizowana. Chcę, by jak najwięcej ludzi było ambasadorami Białoruskiego PEN Clubu, by opowiadali oni o naszej działalności oraz o więźniach politycznych. Ale to wiąże się z ryzykiem ponoszonym przez naszych przyjaciół i członków rodzin, którzy nadal mieszkają w Białorusi. Stajesz na celowniku propagandy, a nieposłusznych pisarzy i działaczy uznaje się za ekstremistów lub terrorystów.
Może wyjaśnijmy, kim jest ów ekstremista? W moich rozmowach z białoruskimi znajomymi to słowo pojawia się w co drugim zdaniu.
Każda osoba nielojalna wobec władzy jest ekstremistą, a każde działanie, które w jakikolwiek sposób nie spodoba się władzy, uznawane jest za ekstremistyczne i podlega karze, niezmiernie poważnej karze. Tego rodzaju antyrządowy działacz jest wrzucany do jednego worka z pedofilami, dilerami narkotyków i poważnymi przestępcami. Ekstremistyczne są teraz wszystkie książki Swiatłany Aleksijewicz i wielu innych autorów, także zagranicznych.
Na przykład?
Rok 1984 George’a Orwella. Gułag Anne Applebaum. A nawet powieść Fredrika Backmana My przeciwko wam, potępiona przez reżim za treści dotyczące politycznej manipulacji i konfliktów społecznych. Na naszej stronie znajduje się cała lista tego rodzaju książek (https://penbelarus.org/en/2025/05/29/banned-books.html).
Rozumiem, że ten odrodzony w Polsce Białoruski PEN Club także znalazł się na liście ekstremistów?
O dziwo – jeszcze nie. Ale nie mamy złudzeń, że wcześniej czy później tak się stanie. Staramy się unikać kontekstów nadmiernie upolitycznionych. Sfotografowanie się któregoś z członków ze Swiatłaną Cichanouską z pewnością przyspieszyłoby uznanie Białoruskiego PEN Clubu za organizację ekstremistów. Ale nasza działalność polega właśnie na nieugiętości, otwartym sprzeciwianiu się niesprawiedliwościom, deklarowaniu naszego stanowiska. Niełatwe jest takie ciągłe balansowanie, ponieważ prowadzi do tego, że po angielsku mogę powiedzieć więcej niż po białorusku. Dla białoruskich władz literatura i kultura są drugorzędne, a jeśli czegoś się zakazuje, to trochę w ciemno. Nigdy nie wiesz, co wydarzy się jutro. Nie wpisali na listę ani nas, ani naszej strony internetowej, ale profil na Instagramie już tak. Kilka dni temu Sasza Filipienko, pisarz od lat mieszkający w Szwajcarii, trafił właśnie pod gąsienice tego czołgu.
Powiedzmy więc o projektach Białoruskiego PEN Clubu, o których można i warto mówić.
Organizujemy warsztaty tłumaczeniowe dla młodych ludzi mieszkających zarówno poza krajem, jak i w kraju. To ważne także dla budowania wspólnoty. Planujemy uruchomienie warsztatów dla poetów i pisarzy. Nieprzerwanie przyznajemy nagrody literackie, choć zauważamy, że dziś wydaje się dużo mniej książek. Niezwykle ważna jest działalność na rzecz utrzymania języka białoruskiego i kultury białoruskiej. Owszem, białoruscy twórcy piszą także po rosyjsku, ale o kondycję języka rosyjskiego nie trzeba się martwić. Natomiast tłumaczenie literatury światowej na białoruski jest ważne dla rozwoju języka, osadza i oswaja ją w naszej zbiorowej wyobraźni. Niedawno ukazał się pierwszy białoruski przekład Iliady, za chwilę wydamy Eneidę. To praca, która w większości krajów na świecie została wykonana już dawno, często przy wsparciu państwa. A my robimy to przeciwko naszemu państwu, które stara się nas zatrzymać i zniszczyć efekty naszej pracy.
Wspomniałaś o wydawaniu książek. Od lat na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie jest organizowane stoisko białoruskie, osiem wydawnictw białoruskich działa obecnie w Polsce, w tym roku Polska Izba Książki przyznała im honorowe członkostwo. Czy chociaż trochę czujecie się tu jak w domu?
Kiedy wracałam z targów książki, w tramwaju usłyszałam język polski i ocknęłam się po kilkudniowej intensywnej pracy w białoruskim środowisku. Zdarza mi się zapomnieć, że mieszkam w Warszawie. Ale faktycznie – coraz częściej my, jako Białoruski PEN Club, ale także białoruscy twórcy w ogóle, pojawiamy się na polskich festiwalach i różnych spotkaniach literackich. Dzięki nieocenionemu wsparciu Marcina Jasińskiego, dyrektora Staromiejskiego Domu Literatury, mamy w Warszawie siedzibę. Dwa razy wyjechaliśmy wspólnie na Festiwal Góry Literatury, w zeszłym roku do Gorlic na Festiwal Haupta. We współpracy z Polskim PEN Clubem zorganizowaliśmy spotkanie z Dmitrijem Strocewem z okazji Dnia Uwięzionego Pisarza. Jako organizacja zarejestrowana w Polsce możemy się ubiegać o granty na różne projekty. Bardzo chcielibyśmy robić więcej dla polskiej publiczności, ale zwyczajnie brakuje nam czasu i sił, ponieważ tak dużo jest pracy na rzecz białoruskich ludzi pióra. Pod koniec maja liczba osadzonych w więzieniach osób związanych z kulturą wynosiła 152, w tym 36 pisarzy. Akcja taka jak puste krzesła pozwala nam w symboliczny sposób przypominać o ich losie.

Jak czuje się poetka Taciana Niadbaj w takim natłoku pracy, ciągłych podróży, spotkań na wyższym i niższym szczeblu?
To zabawne, bo w ogóle nie jestem osobą, która lubi występować publicznie. Wyczerpuje mnie to. Od kilku lat nie miałam urlopu. Codziennie budzę się i zasypiam z myślą o wszystkim, czego jeszcze nie zdążyłam zrobić dla Białoruskiego PEN Clubu. Są takie dni, kiedy chciałabym nakryć się kołdrą i nie musieć reagować na świat. I bardzo tęsknię za pisaniem.
Taciana Niadbaj
***
mamo, wszyscy moi przyjaciele to kryminaliści
w komunikatach milicji, wiadomościach
nakazach rewizji, rozprawach sądowych
na listach osób o skłonnościach ekstremistycznych
przewijają się ich nazwiska
przemytnicy wolności
zdrajcy dyktatury
agenci w służbie godności
przy porannej kawie dyskutujemy
o przesłuchaniach, transportach więziennych, wyrokach, liczbie lat
więziennych sztuczkach i sztuce przetrwania
znamy nazwy kolonii karnych, ich położenie i znaki szczególne
na konturowych mapkach historii
wskazujemy je bezbłędnie
oddając im należne miejsce
mamo, literatura to mina, na której wylecieliśmy
równia pochyła
nasza ziemia wysysa naszą krew
blizny zdobią nasze serca
i palą przy zetknięciu z niesprawiedliwością
ukrywamy się dziś w gęstwinach i jamach
książki pochowaliśmy głęboko w piwnicach
pomniki uratowaliśmy przed profanami
zakopaliśmy je, by kiedyś znów puściły pędy
a my co dzień bierzemy w swoje ręce sprawę
naszego życia
tak, tę kryminalną
13.05.2024
Przełożyła Joanna Bernatowicz