Duchy, wampiry, zombie, utopce, strachy zamieszkujące przeszłość, przyszłość i straszące tu i teraz, w światach absolutnie fantastycznych i całkowicie podobnych do naszych. Groza przemocy, tej bardziej i mniej widowiskowej, groza tego, co widoczne, ale i utajone, co jest poza zasięgiem wzroku. Groza tak wielka, że trudno na nią patrzeć, i tak subtelna, że ledwo wyczuwalna. Groza przemielona przez recyklingowe miechy popkultury i nasza swojska, rodzima; groza na poważnie i trochę mniej serio. I w końcu – groza codzienności, czająca się w całkiem normalnym dniu. W polskich współczesnych komiksach znajdziemy prawdziwe bogactwo przerażających motywów i napawających trwogą historii.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu komiksowej grozy było na rynku wydawniczym niewiele. Łukasz Słoński w opublikowanym w 2016 roku tekście[1] o grozie w polskim komiksie powołuje się między innymi na bibliografię komiksów Marka Misiory[2] i pisze o wielkim braku – w publikacji nie odnotowuje się zbyt wielu horrorów, dominują tłumaczenia tytułów zagranicznych. Jak zauważa Jerzy Szyłak[3], którego ustalenia Słoński również przytacza, wynikało to przede wszystkim z propagandowej i dydaktycznej funkcji komiksu w PRL. Zmiana następuje więc wraz z nadejściem transformacji. To z jednej strony otwarcie Polski na komiksy z zagranicy, a z drugiej – nowo nabyta nieograniczona artystyczna wolność rodzimych twórców. Grozy oraz innych mniej propagandowo-dydaktycznych gatunków zaczęło w polskim komiksie przybywać, choć, co ciekawe, Słoński sporą część swojego tekstu, dotyczącego głównie komiksu współczesnego, i tak poświęca nowym wydaniom komiksów z lat 80. (O Zmroku Tadeusza Baranowskiego i Wampiurs Wars Jana Platy-Przechlewskiego). Można jednak wytłumaczyć to faktem, że ogromna większość komiksowych historii to wciąż druki ulotne – publikowane w magazynach paski, ilustracje i krótkie historie, pojedyncze zeszyty, na łamach których historie ciągną się latami i których kolejną część łatwo pominąć. Niezwykle rozwinięty jest również rynek komiksu niezależnego: wydaje się tu bardzo dużo (choć w niskich nakładach), a dostępność tytułów zmienia się właściwie co festiwal. Na uwagę zasługują też komiksy internetowe, od jakiegoś czasu zyskujące coraz większą popularność. Publikacje zbiorcze, klasyczne wydawnictwa czy antologie prac kuszą lepszą dostępnością. Gdy piszę ten tekst, sama otoczona jestem stertami papieru, a przecież to tylko niewielka część tego przerażającego tortu. Moja podróż przez współczesny polski komiks grozy naznaczona jest więc pewnymi ograniczeniami; nie sposób bowiem dotrzeć do wszystkich tekstów, przeczytać ich, odnieść do konkretnego kontekstu i opisać – poza tym każda analiza, każde opracowanie musi mieć swój koniec. Z duszą na ramieniu – ruszajmy.
Trochę powagi. Groza przerażająca, dziwna, a czasem komentująca
Wydanie Postapoland (2021) i Weird Tales of Postapoland (2022) Bartosza Zaskórskiego było swoistym wydarzeniem. Ogłoszone drukiem przez włoskie wydawnictwo Hollow Press komiksy świetnie wpisały się w rosnący na naszym rynku trend zainteresowania horrorem. Fakt, że opublikowane zostały po angielsku przez zagranicznego wydawcę nie wpłynął negatywnie na ich odbiór wśród polskich odbiorców, a może wręcz przeciwnie: przyczynił się do wzrostu popularności Zaskórskiego. Komiksy przykuwają uwagę przede wszystkim warstwą graficzną – począwszy od samej okładki, na której w przypadku pierwszej części podziwiać możemy przedziwne, przedstawione szczegółowo monstrum o ogromnych genitaliach. Fabuła obu części jest fragmentaryczna i dość ogólna. Obserwujemy świat po jego końcu; pod wpływem energii Wściekłego Słońca organizmy przeszły mutację, zniszczeniu uległy wszelkie znane nam systemy i hierarchie, w ich miejsce powstały zaś nowe. Wszystko wokół zdaje się cierpieć. Dwa mutanty wyruszają w podróż. Mają jeden cel: odnaleźć zaginionego psa. W drugim tomie otrzymujemy za to szereg migawek z przedziwnego świata Postapoland. Zaskórski, zamiast opowiadać historię, przedstawia nam swoje spojrzenie na wykreowaną rzeczywistość, odwołuje się przy tym do licznych kontekstów estetycznych i filozoficznych[4].
Groza Postapoland jest wielopoziomowa. Pierwszy jej poziom stanowi oczywiście warstwa graficzna. Skłonność do niezwykle szczegółowego obrazowania łączy się tu z tendencją autora do tworzenia rozbudowanych, monumentalnych projektów – postaci, pejzaży. Groteskowe przedstawienia, zwłaszcza wizerunki mutantów, szokują dziwnością, a często także obscenicznością. Kolejny poziom grozy w omawianych komiksach jest natomiast związany z nadbudową intelektualną tych niezwykłych historii – jej obecność znacząco wpływa na postrzeganie całości, uwypuklając przerażający charakter wizji Zaskórskiego.
Powróćmy jednak do fabuły. Nad światem Postapoland wisi fatum. Nikt nie może uniknąć niszczącej siły Wściekłego Słońca, które powoduje nieustanny wzrost wszystkiego, a to z kolei prowadzi do powstawania aberracji, przerostów. Rzeczywistość Postapoland to biocyborgiczna dżungla, pełna ciał, kabli i cierpienia; istnienie w tej przestrzeni niesie ze sobą jedynie ból. Zaskórski wykorzystuje język komiksu i stworzoną przez siebie przerysowaną wizję jako metakomentarz: nawiązuje do diagnoz współczesnego świata stawianych przez Georges’a Bataille’a, Wernera Herzoga i Marka Fishera, odnosi się do ich myśli w zakresie ekonomii (zdaje się podzielać obawy towarzyszące nieustającej nadmiernej konsumpcji) oraz sztuki (przeżywa wraz z Herzogiem emocjonalną mieszankę przerażenia i fascynacji przestrzenią wypełnioną przez chaos, czy to dżungli, czy Postapoland). Warto dodać, że groza egzystencji wynika w tym ujęciu z antycznego wręcz fatalizmu i zgryzoty, której sami prawdopodobnie doświadczamy już teraz albo będziemy doświadczać w niedalekiej przyszłości.
Promienie xi Zavki[5] (2024) to komiks o równie wysokim progu wejścia. Choć jest utrzymany w zupełnie innej estetyce niż Postapoland, ma wiele punktów wspólnych z książką Zaskórskiego. Oto historia o końcu świata, o tajemniczej sile, która wszystko zmieniła i doprowadziła do rozprzestrzeniających się mutacji. Podobieństwa doszukiwać się można także w ogólnej warstwie przekazu – zarówno Promienie xi, jak i Postapoland zawierają pewien zawoalowany komentarz do rzeczywistości. Promienie xi to między innymi opowieść o pozycji jednostki w relacji z systemem i o władzy, której ta jednostka podlega i wobec której może, a w pewnych sytuacjach powinna występować. To także historia o prawie człowieka do wiedzy i pamięci o sobie samym i swoim życiu. Co więcej, komiksy Zavki i Zaskórskiego obudowane są licznymi kontekstami, przy czym Zavka sięga raczej po scenografie odpowiadające różnym gatunkom (Promienie xi łączą w sobie elementy s.f., psychologicznego dramatu, thrillera, horroru, a nawet baśni) oraz po odniesienia do kultury, przede wszystkim do malarstwa i filmu (Henriego Matisse’a, Andrew Wyetha, Stanleya Kubricka, Darrena Aronofsky’ego czy Davida Lyncha).
Groza Promieni xi objawia się przede wszystkim w towarzyszącym nam przez całą opowieść poczuciu niepokoju, które swoje źródło ma w piętrzących się tajemnicach – nie wiemy, czym właściwie był Incydent prowadzący do końca znanego bohaterom świata ani dlaczego się wydarzył, niczego nie wiemy również o sprawującej rządy Czarnej Korporacji ani o charakterze zachodzących mutacji. Bohaterowie żyją w zamkniętym mieście, nie wiedzą nic o świecie zewnętrznym, o swoich zaginionych bliskich, a nawet o sobie – główna bohaterka zmaga się z utratą pamięci. W komiksie znajdziemy także wiele charakterystycznych dla horroru tropów: las z czyhającym w nim niebezpieczeństwem, mutanty i rozprzestrzeniające się wciąż zmiany genetyczne, a także miejsce naznaczone złem, czyli szkołę, w której doszło do pewnego incydentu. Co więcej, w Promieniach xi nie brakuje scen brutalnych, pełnych agresji, które uderzają tym bardziej, że w części z nich uczestniczą dzieci, a warstwa graficzna komiksu utrzymana jest w estetyce przywodzącej na myśl dziecięce rysunki.

Popkulturowymi kontekstami i znanymi tropami bawi się także Piotr Marzec w komiksie Smoła (2024). To kolejna opowieść wywołująca u czytelnika poczucie przytłoczenia i dezorientacji, które, ponownie, mogą być źródłem niepokoju. Pod względem fabuły Smoła zdaje się najbardziej „klasyczną” narracją spośród dotąd omówionych. Główne bohaterki, Susan i Sheila, spotykają się w drodze. Sheila zmierza do swojego rodzinnego domu, w którym nie była od lat. Zaprasza do niego Susan i tak ostatecznie obie kobiety trafiają do drewnianego domu w samym środku lasu. Jest duszno, niepokojąco, jak gdyby coś miało się wydarzyć. Marzec zręcznie manewruje między teraźniejszością a wspomnieniami, między realnością a tym, co być może istnieje tylko w sferze wyobraźni. Wrażenie „duchoty” towarzyszące lekturze z jednej strony wynika ze złożoności pozornie chaotycznej narracji, z drugiej zaś jest– skutkiem ukształtowania warstwy graficznej – Marzec rysuje grubą, dynamiczną kreską, dużo tu czerni, niekiedy wiele rzeczy dzieje się w kadrze jednocześnie. „Gęsty” rysunek wpływa też czasem negatywnie na czytelność opowieści; zdarza się bowiem, że odbiorcy trudno określić, co i kogo właśnie widzi. Autor sięga także po rozwiązania techniczne związane z horrorem, takie jak choćby jump scare, który poprzedzony zostaje rozciągniętą w czasie/kadrach sekwencją budującą napięcie. Jak już wspomniałam, Marzec, podobnie jak Zaskórski i Zavka, umieszcza swoje historie w bardzo konkretnych kontekstach; mamy tu popkulturowe odniesienia do piosenek Nicka Cave’a czy do seriali Z Archiwum X i Miasteczko Twin Peaks – na taki trop naprowadza czytelnika lokalizacja akcji gdzieś w lasach wokół Seattle. Miejsce akcji to hybryda wyrosła na gruncie Ameryki wyobrażonej, telewizyjnej, niedookreślonej i uniwersalnej, dom w lesie równie dobrze mógłby znajdować się zupełnie gdzie indziej.
Z kolei Łukasz Godlewski zdecydował się na jeden, bardzo konkretny popkulturowy kontekst i zaproponował w swoim komiksie Czarne Serce (2024) alternatywną historię pochodzenia kostki LeMarchanda, znanej z serii filmów Hellraiser. Kostka jest bramą do innego wymiaru, w którym ból miesza się z przyjemnością. Artefaktem zarządzają istoty zwane Cenobitami. Godlewski uruchamia tu kontekst indyjski, przywołując panującego w III wieku p.n.e. władcę Aśokę i kult bogini Kali. Kostka-układanka w komiksowej wersji to Serce Aśoki, klucz do zbudowanej na jego polecenie świątyni, która odzwierciedlać ma buddyjskie piekło, miejsce tortur przekraczających granice ludzkiej wyobraźni. W tych dekoracjach Godlewski opowiada dość prostą, ale angażującą historię dwóch sióstr, z których jedna w wyniku zbiegu okoliczności wchodzi w posiadanie Serca Aśoki i niespodziewanie znika, druga zaś postanawia ją odnaleźć. Ślady prowadzą do Indii, a w wyprawie towarzyszą bohaterce amerykański glina i polski kolekcjoner przedmiotów niesamowitych, H.P. Lowelski.
Godlewski serwuje nam rasowy, krwawy horror. Mamy tu tajemniczy artefakt i powiązany z nim równie tajemniczy i niebezpieczny kult, starożytne bóstwa i całkiem sporo scen gore. Cenobici lubują się w zadawaniu bólu i wyglądają przerażająco. Równie dopracowane są wizerunki Kali, projekt świątyni oraz kończąca komiks sekwencja akcji. Największe wrażenie robią jednak całostronicowe grafiki przedstawiające miejsce rozgrywania się wydarzeń – jego skalę, wszechogarniającą pustkę, mrok i czające się w oddali… coś. Te elementy najlepiej zaświadczają o znakomitym warsztacie Godlewskiego, który świetnie operuje tempem, ukazuje różne punkty akcji i jej symultanizm, wreszcie – trzyma nas w napięciu do samego końca.
Brutalnością i niesamowitym nastrojem odznaczają się także komiksy Benedykta Szneidera, Diefenbach (2002) i Diefenbach. Zanim wzejdzie świt (2011). Opublikowane w dość dużym odstępie czasowym, współdzielą ze sobą wiele punktów wspólnych. Oba komiksy to raczej krótkie opowieści osadzone w świecie przywodzącym na myśl średniowieczną Europę, w obu do czynienia mamy z motywem wampirycznym, w obu też główny nacisk położono na warstwę graficzną. W przypadku młodszego tytułu jest ona wręcz zachwycająca – gęsta, niezwykle szczegółowa kreska, za pomocą której autor potrafi zarówno podkreślić detal, jak i stworzyć monumentalne pejzaże: lasy, doliny, okalające góry jeziora, piętrzące się na niebie chmury i deszcz. Niektórzy recenzenci porównywali rysunek Szneidera do prac Dürera, inni powinowactwa szukali wśród japońskich twórców. Oba Diefenbachy z pewnością trafią w gusta fanów japońskiego dark fantasy spod znaku Berserka, Claymore czy Wolfsmunda. Choć trzeba zaznaczyć, że Szneidera zdecydowanie mniej interesuje element akcji czy walki, a o wiele bardziej wydobycie z tworzonego przez siebie świata maksymalnych ilości grozy. Kadry wypełniają więc ciała – mordowane, torturowane, upodlone, a także uchwycone w kleszczach perwersji. Świat jest mroczny, zimny i zdecydowanie nieprzyjazny, w mroku skrywa się zło, a człowiek w zderzeniu z ciemnymi mocami może liczyć co najwyżej na cud. Co ciekawe, z powodu określonego nastroju komiksów Schneidera, ich leśnej, deszczowej scenografii i perwersyjno-demonicznego ducha rozpatruje się je w kontekście muzyki blackmetalowej. O takich inspiracjach wspominał zresztą sam autor.
Graficznego rozmachu nie można także odmówić Alchenitowi Rafała Spórny (2023), choć komiks wykonany jest w innym stylu – przede wszystkim autor łączy rysunek ze zdjęciami, a wszystko okrasza efektami z programów graficznych. Alchenit to komiks z pogranicza s.f. i alternatywnej wizji historii, w której drugą wojnę światową wygrała III Rzesza, a dokonała tego dzięki alchenitowi – skalnemu porostowi, który wpływa na intelektualne możliwości człowieka i pozwala mu na nadnaturalne działania, takie jak kontrolowanie czasu czy pogody. Komiks jest totalną, obezwładniającą rozmachem i przytłaczającą szczegółowością wizją świata, przytłaczającą także z powodu częstych zmian planów czasowych oraz perspektywy narratora. Tym, co jednak dla nas interesujące, jest wyłaniająca się z tej wizji groza. Komiks Spórny, choć jest fikcją literacką, boleśnie przypomina prawdziwą historię. Sam autor na początku zaznacza, że inspirował się fotografiami z czasów drugiej wojny światowej. Opowieść otwiera też scena eksperymentu, który naziści przeprowadzają na zamkniętych w kościele mieszkańcach wsi. Podobieństwo do prawdziwych wydarzeń bywa więc spore. Groza wojny jest w wydaniu Spórny wiarygodna, a przez to bardziej przytłaczająca. Autor nie bawi się w półśrodki, kadry Alchenitu bywają niezwykle brutalne: nagie dzieci trzymane w zagrodzie, karmione z koryta i wychowywane na przyszłych niewolników (jedno z dzieci „padło”, leży martwe na ściółce, inne płacze i woła „mama”); przyłapani na praktykowaniu zakazanego chrześcijaństwa mieszkańcy wsi, zmuszeni do śpiewania kolęd pod drzewami, na których powieszono wszystkie dzieci w wieku od dwóch do pięciu lat; masowe zabiegi lobotomii przeprowadzane na inteligencji podbitych narodów.
Groza wojny, temat, zdawałoby się, jeszcze do niedawna pozostający – przynajmniej dla Europy – jedynie echem przeszłości, staje się na nowo przedmiotem zainteresowań artystów, w tym również twórców komiksów. Na rynku wydawniczym pojawiają się publikacje będące wyrazem wsparcia dla ofiar wojny w Ukrainie (Paneuropa. Solidarni z Ukrainą, 2023), także w wymiarze finansowym (Hootin Pooy, 2023). Zwraca uwagę niepokojący zin Gosi Makockiej Słońca nie było (2025), który można odbierać jako bardziej uniwersalny przekaz, choć data wydania jest tu sugestywna. To komiksowa adaptacja baśni braci Grimm Dzieci w głodowej niedoli – komiks Makockiej to historia matki i córki ukrywających się w bunkrze. Obie cierpią ogromny głód, który sprawia, że matka zaczyna rozważać zjedzenie córki. Ta pierwsza ostatecznie opuszcza bunkier – być może tylko tak mogła powstrzymać się przed zamordowaniem swojego dziecka. Krótki zin przypomina o tym, że wiele tragedii rozgrywa się po cichu oraz że doświadczenia graniczne i towarzyszące im okoliczności mogą zachwiać podstawami człowieczeństwa.
Przede wszystkim dobrze się bawić. Groza wielotomowa
Zapraszamy do Jelitkowa. Tego miejsca na mapie dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie szukać. Może i ofertę gastronomiczną mają tam rozbudowaną, ale wyłącznie pod jeden typ klienta. Tutaj w menu króluje ludzina. Rzeźzin to cykl trzech antologii (2022, 2023 i 2024) oraz kilku wydawnictw dodatkowych, stworzonych przez szereg twórczyń i twórców pod czujnym okiem dwójki artystów, Zvyrke i Tomxyz, do których przy pracy nad tomem trzecim dołączył Tomasz Kontny. O ile komiksy zawarte w pierwszym tomie nie były ze sobą powiązane tematycznie, o tyle w jednej z dodatkowych publikacji, Rzeźzin spod lady, wydanej w tym samym roku (2022), zauważamy już motyw przewodni w postaci rzeźnika[6]. Tom drugi to, ponownie, zbiór niezwiązanych ze sobą historii, z tym że dzieją się one w jednym konkretnym uniwersum – Jelitkowie. Tom trzeci natomiast przynosi nam narracyjną unifikację. Po pierwsze, Rzeźzin 3 jest antologią prac, ale fabularnie to jeden komiks. Każdy rozdział ma innego autora, ale nad spójnością historii czuwa niezawodny Tomasz Kontny. Po wtóre, wracamy tu do wątków z tomu drugiego – pojawiają się Ci sami bohaterowie, a rozpoczęte wtedy historie mają swój dalszy ciąg.
Rzeźzin jest zarówno niezwykle światowy – chodzi przede wszystkim o liczne popkulturowe nawiązania – jak i niesamowicie swojski. Jelitkowo, nasze rodzime Silent Hill albo, jak sugerują autorzy w tomie trzecim, Twin Peaks (Pani Diano, wjeżdżam do miasteczka Jelitkowo), jest tak polskie, jak tylko może być: zakupy zrobimy tu w osiedlowym zielonym sklepiku z uroczym zwierzątkiem w logo lub w markecie Pierdonka. Warto odwiedzić także lokalnego rzeźnika, który kusi bogatą ofertą świeżych wyrobów. Dla lubujących się w jedzeniu na mieście jest świetny kebab, od niedawna także wege. Pejzaż miasta tworzą bloki z wielkiej płyty i domy kostki, typowe dla architektury lat 80. XX wieku. Na przystanku ktoś zerwał rozkład jazdy i nabazgrał Jelitkowo pany. Śpiewa i tańczy zespół Podrobianki. Jest jak w domu.
Groza cyklu Rzeźzin jest dość oczywista i niewysublimowana – twórcy ukazują czytelnikowi przede wszystkim dużą dozę brutalności i makabry: ludzkie i zwierzęce tusze zwisające spod sufitu, ćwiartowanie, zazwyczaj jeszcze żywych ofiar, także samookaleczanie (tu ukłon w stronę filmowej Piły). Autorzy często trafiają w groteskowe rejestry, zwłaszcza wtedy, gdy horror łączy się z seksem, a niektóre historie/rozdziały to czysta pulpa. Dodać należy do tego niewyszukany humor – na koniec tomu trzeciego bohater dosłownie przemierza jelita Jelitkowa i wreszcie zostaje wydalony przez kanalizację miasteczka – oto mamy przepis na może niewymagającą, ale i nienużącą rozrywkę. Rzeźzinowi i jego grozie blisko jest do szokujących, tabloidowych artykułów rodem z „Faktu”, co wydaje się zamierzonym zabiegiem twórców tych historii. Autorzy proponują nam zresztą lekturę dodatkowej publikacji Nekrozin, stylizowanej na codzienną gazetę, w której przeczytamy o libacji na cmentarzu, sprawdzimy swój horoskop czy rozwiążemy krzyżówkę.
Tomasz Kontny zaangażowany jest także w inne niezwykle popularne przedsięwzięcie dotyczące tematyki grozy (to zresztą niezwykle pracowity scenarzysta). On sam określa ów projekt mianem weird fiction, a drugi ze stałych autorów, Marek Turek[7], odnosi te prace do nurtu „szeroko rozumianego postmodernizmu”[8]. Bo czego w Wydziale 7 (wydawanym od 2018 roku) nie ma? Mamy tu tajną jednostkę Służb Bezpieczeństwa, tytułowy Wydział VII, który w oficjalnie ateistycznej Polsce walczy ze zjawiskami paranormalnymi, klasyczne duchy, zombie czy przedstawicieli kryptozoologii, ale też lokalne, słowiańskie demony[9], wątki historyczne (na przykład najnowsze wydanie specjalne Medium jest związane tematycznie z tragedią Powstania Warszawskiego), a nawet sprawy kryminalne z przeszłości (przypadek Karola Kota) oraz miejskie legendy (słynna czarna wołga).
Nie jest Wydział 7 horrorem sensu stricto; to osadzony w realiach lat 60. i 70. XX wieku policyjny kryminał w stylu 07 zgłoś się czy Kapitana Żbika z paranormalnym twistem, przy czym każdy z zeszytów ma nieco odmienny charakter. Niektórym zdecydowanie bliżej do klasycznych spraw kryminalnych, w innych dominuje element fantastyczny, jeszcze inne zbudowane są wokół idei historii alternatywnej – wszystko w myśl zasady „coś dla każdego”. Także i sama groza ma tu różne źródła, a jej efekt wywoływany jest na wiele sposobów. Zeszyt 6., Letnicy, nawiązuje do motywu pobytu w leśnym domku, gdzie nie tyle można odpocząć, ile odkrywać kolejne piętrzące się tajemnice. Członkowie Wydziału VII są na tropie sprawy sprzed lat, udają się na Kaszuby pod pretekstem odbycia urlopu. Tajemnicze symbole, kamienne kręgi emanujące obezwładniającą energią, leśne istoty i historia dzieci o niesamowitych umiejętnościach – w tę intrygującą opowieść o charakterze śledztwa szybko wkrada się groza. Okazuje się bowiem, że tajemne moce nie widzą różnicy między życiem zawodowym a rodzinnym przedstawicieli Wydziału, a w całą sprawę wciągnięci zostają bliscy bohaterów.
W kolejnym numerze, Pościg na E 81, groza jest jeszcze bardziej zintensyfikowana. Retelling miejskiej legendy o czarnej wołdze zawiera w sobie sporo wzmianek o trupach, ale przede wszystkim wyróżnia się niezwykle niepokojącą, diabelską wręcz atmosferą. Sierota wchodzi w pakt z demoniczną czarną wołgą, stanowiącą pomost między światem żywych a krainą umarłych. Karmi ją kolejnymi ofiarami (kocięta, niemowlę). Kiedy przez przypadek dochodzi do pościgu, w sprawę zostaje wciągnięty były członek Wydziału VII, teraz pracujący w drogówce, Szymon Wilk. Grozę opowieści budują zarówno sama makabra, jak i nadnaturalny charakter opisywanych wydarzeń. Całości dopełnia realistyczny rysunek autorstwa Grzegorza Kaczmarczyka, który świetnie uchwycił psychodeliczne, demoniczne wnętrze czarnej wołgi. Czytelnik tej historii nie może pozbyć się wrażenia, że nad Wilkiem ciąży fatum; przeczucie to intensyfikuje się zwłaszcza w momentach, w których czynione są aluzje do dzieciństwa bohatera. Twórcy ukazują tu bowiem wizję losów mężczyzny, któremu normalne życie nie jest pisane i który nie jest w stanie uciec przed swoim przeznaczeniem, bez względu na to, jak bardzo by się starał.
W podobnym czasie premierę miała inna seria utrzymana w nastroju tajemnicy i grozy, Doom Pipe (2019–2020). W ciągu zaledwie dwóch lat „Henryk” (pseudonim Bartka Glazy) i Tomasz Kaczkowski z pomocą zaproszonych do udziału w projekcie artystów wydali aż osiem zeszytów spod znaku kości i fajki. Choć na pierwszy rzut oka historie nie wiążą się ze sobą ściśle, ich źródło ma być wspólne – to tajemnicza książka przesłana do redakcji i decyzja, aby opowiadania spisane w zagadkowym tomie zilustrować i opublikować właśnie w takiej formie. Stąd powracający w kolejnych zeszytach bohaterowie i motywy: człowiek-mucha, Rebe Fisher czy trąbka, w której uwięziona jest diabelska dusza. Leitmotivem serii jest także zaginięcie jednego z członków redakcji. Doom Pipe to więc z jednej strony zbiór historii grozy, a z drugiej – próba stworzenia swoistego uniwersum wokół samej publikacji, otoczenia jej nimbem tajemnicy i niepokoju.
Atmosfera i wydarzenia towarzyszące wydaniu danego komiksu są czasem nie mniej ważne niż to, co dzieje się na jego kartach. To zdanie pasuje właściwie do każdej z wymienionych już serii, a także do następnej, którą dopiero przedstawię. Mowa o cyklu Warchlaki, jednej z najważniejszych antologii komiksowych budowanej wokół tematyki weird fiction. Autorzy opatrzyli projekt alternatywną nazwą Apokaliptyczny Zin Komiksowy i od początku dbali o zachowanie spójnego, konkretnego stylu komunikacji, a więc po prostu o branding. W niemal każdym numerze znajdziemy coś z pogranicza grozy, a dwa tomy, 4.1 i 4.2 o podtytule Spirits and Silent Sisters (2018 i 2019), poświęcone są stricte strasznym historiom (w dodatku są to prace niemal całkowicie pozbawione słów). Łącznie otrzymujemy prawie dwieście pięćdziesiąt stron różnorodnych komiksów: od ujęć zabawnych (Satan Spitting Hot Lines! Jakuba Topora o omyłkowym przywołaniu Szatana Trapera; Zbieracz Rafała Szkubela o demonicznym grzybobraniu; Sitwa Jakuba „Dema” Dębskiego i Ewy Zaremby o zlocie czarownic foodies) przez historie zdecydowanie bardziej realistyczne (komiks Joanny Karpowicz o starszej kobiecie, która za pomocą magii wymierza sprawiedliwość księdzu pedofilowi; komiks Edyty Bystroń Skala szarości o przemocy, której świadkiem i ofiarą jest dziecko; komiks Nrob Pawła Kicmana i Doroty Papierskiej o lustrzanej rzeczywistości zamieszkanej przez zombie) aż po klasyczne opowieści z nurtu grozy, narracje fantastyczne i miejskie legendy (Ritual Joanny Sępek o znachorce, która walczy z czasem; komiks Bartosza Dygonia o strzydze; komiks Michała Dziergaczowa i Falauke o procesach w Salem). Autorki i autorzy sięgają zarówno po motywy słowiańskich zwyczajów i demonów (topienie marzanny, południca, strzyga), jak i po elementy typowe dla popkulturowej grozy: wampiry, wilkołaki czy zombie, odwołania do konkretnych wydarzeń (Salem), a nawet filmów (Blair Witch Project).

Jak wspomniałam, również w innych numerach Warchlaków możemy znaleźć opowieści grozy. Poboczną linię wydawniczą, w której każdy tom poświęcony jest innemu gatunkowi muzycznemu, otwierają Warchlaki na dyskotece: Black Metal (2024). Publikacja zawiera niepokojący komiks Jerzego Łanuszewskiego i Macieja Pałki Gdzie jest Lukas Nyman?, opowiadający o tajemniczym zniknięciu młodego członka skandynawskiej kapeli metalowej. W tym krótkim komiksie autorom udało się przedstawić spójną historię w angażujący, przypominający śledztwo sposób, nakreślić tło społeczne wydarzeń (szanse i możliwości młodych osób żyjących na prowincji), zbudować niepokojącą atmosferę (kadry wypełnione są wszystkimi odcieniami szarości, a biel jest niemal nieobecna), wreszcie – odsłonić przed czytelnikiem cichy, kameralny, lecz mrożący krew w żyłach finał.
Proza/groza życia. Komiks obyczajowy i zaangażowany
Po spotkaniach z najróżniejszymi potworami czas zmierzyć się z rzeczywistością, a przecież ta bywa bardziej przerażająca niż niejeden horror – zwłaszcza gdy jest się kobietą. Tak się bowiem złożyło, że wszystkie publikacje, które omówię w tej części tekstu, są autorstwa kobiet. Do uwzględnionej w nagłówku kategorii, umownie nazwanej proza/grozą, w moim rozumieniu włączyć można komiksy, w których elementy fantastyczne albo wcale nie występują, albo są obecne, ale ich rola w opowieści jest drugorzędna, podporządkowana innym aspektom (na przykład metaforycznemu komentowaniu zastanej rzeczywistości).
Gdybym miała wskazać czołową polską autorkę komiksów z gatunku grozy i horroru, to byłaby to XUH. Obecna na scenie komiksowej od ponad dekady, tworzy wyłącznie publikacje niezależne, drukowane w antologiach i samodzielnych wydawnictwach. Komiksem, który pozwolił XUH przebić się do szerszego grona odbiorców, była jej praca dyplomowa Coal (2020). To historia Adama, który doświadcza dużej straty i sam ociera się o śmierć. Od tej pory strach przed śmiercią prześladuje go, przybierając formę zmarłego tragicznie psa bohatera. Z kolei w komiksie You’ll be fine (2024) protagonistka zmaga się z problemem dysmorfii/hipochondrii po tym, jak zauważa, że na jej ciele pojawia się coraz więcej pieprzyków. W zbiorze Papatu Para Para Comic Shorts (2024), w komiksach vanished oraz the calling, autorka sięga natomiast po grozę charakterystyczną dla creepy past i ściśle związaną z technologiami. W pierwszej opowieści głównej bohaterce wbrew jej woli zostaje wykonane zdjęcie z użyciem filtru wymazującego obiekty – w taki sposób dziewczyna znika ze swojego życia; mama nie odpowiada na jej słowa, w jej pokoju brakuje należących do niej rzeczy, a aparat fotograficzny nie rejestruje jej obecności. W drugiej historii główny bohater wykonuje zaś pracę biurową (z własnego domu). Przyporządkowuje cyfrowe treści do odpowiednich kategorii, co jest czynnością niezwykle nużącą i nieprzyjemną, gdyż analizowane materiały niekiedy wprawiają mężczyznę w dyskomfort. Wkrótce oglądane obrazy stają się dla protagonisty coraz bardziej przerażające, zwłaszcza gdy zaczyna on widzieć na nich samego siebie. O wszystkim próbuje rozmawiać z mamą, która z jednej strony nie do końca rozumie położenie syna, a z drugiej szczerze się o niego martwi.

Bohaterowie komiksów XUH są w jakiś sposób niezrozumiani, ignorowane są ich uczucia, lęki czy intuicje. Gdy inni żądają faktów, wykreowane przez XUH postacie kierują się szóstym zmysłem. Świat szkiełka i oka zderza się tu ze światem czucia, co niemal zawsze prowadzi do tragicznego finału. Pod względem fabuły historie XUH są bardzo często proste, wręcz banalne. Ta prostota fabularna uzupełniona jest przez minimalistyczną kreskę – pojedynczą, czystą linię, częstą rezygnację z teł, brak detalu. W kontrze do tej oszczędności funkcjonuje barwa. To w jej kierunku autorka przesuwa środek ciężkości, sięgając po mocne kolory i kontrasty. Z ich pomocą tworzy spektakularne, przerażające metafory graficzne: z granatowoczarnego, niespokojnego oceanu wyłania się ogromny, czarny, kudłaty pies i zawisa nad światem, usadowiony na tle czerwonego nieba; ciało bohaterki zajmowane jest przez kolejne czarne pieprzyki, jej jasna skóra zostaje pokryta czernią niczym smołą, aż w końcu bohaterka osuwa się w czerń. Jak mówi sama autorka: „Strach zawsze był mi bliski, do momentu, gdy stał się zbyt bliski i zaczął dotyczyć bardziej przyziemnych spraw – stąd psychologiczne wątki w moich komiksach”[10]. W pracach XUH za tajemniczymi znakami, niewyjaśnionymi sytuacjami i niesamowitymi obrazami kryją się całkiem zwyczajne problemy: lęk, smutek, osamotnienie.
Podobny zamysł odnaleźć możemy w komiksach Edyty Kranc[11], choć jej opowieści są bliższe rzeczywistości. O ile XUH koncentruje się na historiach grozy, którym następnie nadaje cechy prawdopodobieństwa, o tyle Kranc, określana mianem twórczyni zaangażowanej, czerpie inspiracje przede wszystkim z życia, przy czym skupia się na kwestiach dla człowieka problematycznych i dosadnie je komentuje. Często poruszanymi przez nią tematami są: prawa zwierząt i ekologia, prawa dziecka i jego sytuacja, także w relacjach władzy (rodzic, szkoła), korporacjonizm i kapitalizm, stosunki rodzinne czy starzenie się kobiet. Jedną ze strategii twórczych Kranc jest wplatanie w jej historie elementów typowych dla powieści grozy, co pozwala autorce wydobyć lub podkreślić przerażający charakter otaczającego nas świata.
W Nie chcę się bać (2018) Kranc sięga po narzędzia psychoanalityczne i wizualizuje strach towarzyszący siedmioletniej Anecie. W komiksie o problemach związanych z tworzeniem i utrzymywaniem relacji – czy to rówieśniczych, czy też rodzinnych (na linii rodzic–dziecko) – spotkamy całą gromadę potworów, od wilka przez jaszczury aż po tajemniczą, mroczną parę dorosłych, która zaczyna tkać wokół dziewczynki coraz bardziej zacieśniającą się sieć. Poczucie grozy i zagrożenia potęguje „brudna” kreska, obecna w wielu tytułach Kranc – rysunek jest z pozoru szybki i niedbały, tworzą go mnogie nachodzące na siebie kreski, które wypełniają kadry czernią i odejmują im czytelności. Również font wykorzystany do zapisu wypowiedzi przerażających bohaterów się wyróżnia; jest wykrzywiony, miejscami nieczytelny, co ma odzwierciedlać straszny głos postaci. Wizerunek Anety także kształtowany jest na podstawie stereotypowego wyobrażenia o dziecku z horroru. Dziewczynka ma długie, czarne włosy, ogromne oczy, ubiera się na czarno, jest raczej małomówna i wycofana. Została przedstawiona na okładce – stanowiącej jedyny kolorowy element książki – jako osoba o jasnej, wręcz sinej skórze. Jednak wbrew pozorom Aneta nie jest źródłem ani przekaźnikiem grozy. To postać pozytywna, która zarówno mierzy się z własnymi problemami, jak i wykazuje chęć pomocy innym. Także bohaterowie którzy początkowo uosabiają zagrożenie, ostatecznie okazują się niegroźni lub otwierają się na zmianę – skierowane do czytelnika przesłanie jest zatem jasne: ze swoim strachem należy się zmierzyć i go oswoić.
Przedstawianie bohaterów pozytywnych lub moralnie niejednoznacznych jako przerażających jest zresztą charakterystyczne dla twórczości Kranc. W komiksie Zebranie obowiązkowe (2019) dzikie dziecko zostaje ukazane jako przeciwieństwo dorosłej, poukładanej głównej bohaterki. Obie postaci należą do dwóch różnych światów: straszna (tę cechę podkreśla sama protagonistka) dziewczynka o czarnych, potarganych włosach i niebezpiecznym uśmiechu jest przedstawicielką świata natury, miejscowego lasu – reprezentuje nieujarzmioną, bezkompromisową siłę; z kolei Klaudia to dorosła kobieta mieszkająca w mieście, szeregowa pracownica korporacji i – według własnej definicji – szara myszka, uległa i podległa, czy to w relacjach zawodowych, czy też rodzinnych, uprzejma, usłużna, cicha. Ostatecznie jednak to nie leśne dziecko budzi największą trwogę; przerażający okazuje się bezduszny świat miasta i korporacji, pasożytniczo czerpiących siłę z życia innych (na przykład pracowników bądź hodowanych masowo zwierząt).
Podobne znaczenia i narzędzia odnajdziemy w komiksach Gosi Kulik, która również w orbicie swoich zainteresowań umieszcza tematykę dotyczącą zwierząt (przede wszystkim w kontekście przemocy, jakiej doświadczają one ze strony człowieka: „Historia współżycia ludzi ze zwierzętami to opowieść o wykorzystywaniu, niewolnictwie, okrucieństwie”[12]). W ujęciu Kulik nasz stosunek do zwierząt mówi dużo o nas samych: „Zwierzęta są dla mnie ważne w kontekście opisu kondycji człowieka”[13]. W komiksie Ta małpa poszła do nieba (2018) do czynienia mamy z obrazem żałoby po stracie dziecka – tyle tylko, że dzieckiem tym jest małpa Małpgosia. Z jednej strony małpa to zaskakująca figura, wzbudzająca emocje, stanowiąca element rozsadzający tradycyjny obraz rodzinnego życia, z drugiej strony to po prostu zwierzę, otoczone troską, obdarzone przez opiekunów prawdziwymi rodzicielskimi uczuciami. Tym bardziej przeraża więc przemoc, jakiej Małpgosia ostatecznie doświadcza z rąk tych, którym ufała. Kulik nie łagodzi przekazu i nie sięga po aluzje – scena odebrania życia Małpgosi jest brutalna i bezpośrednia, wiarygodnie odzwierciedla cierpienie i strach zwierzęcej bohaterki. Źródłem grozy raz jeszcze jest człowiek – w tym przypadku nierozpoznający w Małpgosi istoty, której życie ma jakąkolwiek wartość i nie powinno być zależne od czyjejś arbitralnej decyzji.
Drugi człowiek jako źródło cierpienia i obezwładniającego poczucia grozy to motyw, który odnajdziemy w wielu innych książkach. Zeszyciki prowincjonalne (2018) Beaty Sosnowskiej to zbiór ilustracji i komentarzy dotyczących polskiej prowincji, a często także pozycji kobiety w społeczności i w relacji damsko-męskiej. Tym, co uderza, jest tu między innymi absolutna zwyczajność przemocy: uznawanie jej za coś absolutnie normalnego i oczywistego oraz wynikające z takiej optyki przyzwolenie na akty agresji. Obcy (2024) Gosi Makockiej to dwudziestostronicowy trzymający w napięciu thriller związany z włamaniem, którego autorka doświadczyła jakiś czas wcześniej. Historia jest tu przedstawiona z perspektywy autorki/bohaterki w narracji pierwszoosobowej. Krótkie, lakoniczne wypowiedzi uzupełnia równie oszczędna szata graficzna. Komiks jest zapisem lęku towarzyszącego kobiecie za każdym razem, gdy ta wchodzi do swojego mieszkania i wraca myślami do dnia, w którym jej prywatna, bezpieczna do tej pory przestrzeń została naruszona. Powolne – jakby ostrożne – tempo wydarzeń sprzyja budowaniu napięcia. Źródło grozy w tym przypadku jest dwojakie: pierwotnie stanowi je samo włamanie, wtórnie zaś – powtarzane wspomnienie tego incydentu, wspomnienie niezwykle osobiste, choć jednocześnie uniwersalne, bowiem groza, której doświadczyła autorka, z łatwością mogłaby przypaść w udziale każdemu z nas.
Sytuacje, w których zostajemy pozbawieni sprawczości i władzy, również mogą być źródłem grozy, tak jak w komiksie Ghosting (2018) kth. Bohaterka staje się tu ofiarą tytułowego ghostingu (nagłego całkowitego zerwania kontaktu przez drugą osobę bez podania przyczyny) – ignorowana przez mężczyznę, z którym rozwijała relację, zaczyna znikać: przenika przez ciała innych, jest niezauważalna, nikt jej nie słyszy. Inny kierunek obiera Falauke w komiksie Der pavor nocturnus (2025), dotyczącym doświadczenia porażenia przysennego, czyli sytuacji, w której w trakcie snu budzi się mózg, ale ciało jest sparaliżowane, czemu towarzyszy silne poczucie strachu, często połączone z halucynacjami wizualnymi czy dotykowymi. Autorka, odwołując się do osobistych doświadczeń, tworzy swoisty komiksowy traktat, obudowuje to, co przerażające, w filozoficzne, literackie i psychologiczne konteksty. Szuka więc pocieszenia, a może ratunku, w racjonalizacji.
Poczucie braku kontroli nad sytuacją towarzyszy także bohaterkom dwóch niezwykle ważnych antologii: Opowieści aborcyjnych (2021) Beaty Rojek i Sonii Sobiech oraz Własnym głosem. Herstorii aborcyjnych (2021) pod redakcją Marty Falkowskiej. Zbiory te powstały niezależnie od siebie, a ich podstawę stanowią prawdziwe historie kobiet anonimowo opowiadających o swoich aborcyjnych doświadczeniach. I choć w historiach tych odnaleźć można całą gamę emocji – od strachu i paraliżu przez niepewność aż po ulgę i złość – to jedną z tych uniwersalnych, widoczną we wszystkich opowieściach, jest groza, odczuwana w różnych konkretnych sytuacjach i z różnych powodów. Groza wywołana przez sam ciężar decyzji o aborcji (bez względu na to, czy jego źródłem są wewnętrzne rozterki czy presja publiczna), groza w obliczu zagrożenia wyczekanej ciąży, groza doświadczana na skutek braku wspierających osób, groza na myśl o niechcianej relacji, przypieczętowanej przez narodziny dziecka, groza związana z potencjalnymi konsekwencjami prawnymi zabiegu, wreszcie groza samej aborcji – czasem szybkiej i prostej, a czasem bolesnej, a nawet upokarzającej. Groza, która paraliżuje, bo przecież tu chodzi o prawdziwe życie, a nie fikcyjne fabuły.
Ostatnie słowo
W zakończeniu swojego artykułu Słoński napisał: „Trudno też mówić o wykształceniu się wieloodcinkowej serii, która byłaby przykładem przemyślanego i długotrwałego projektu, tak jak przywołane we wstępie Żywe Trupy”[14]. Po niespełna dziesięciu latach możemy powiedzieć: mamy Wydział 7. Mamy też niezwykle silnie rozwijający się gatunek w obrębie sztuki komiksowej. Efekt grozy w polskim komiksie osiągany jest na wiele sposobów – klasycznie i strasznie; z twistem i drugim dnem; poprzez wyeksponowanie historii oraz tego, jaki przekaz się za nią kryje; z wykorzystaniem charakterystycznych chwytów i zabiegów; z odwołaniami do różnych gatunków i rejestrów, do elementów polskiej i słowiańskiej kultury i historii oraz do powszechnie znanych popkulturowych kontekstów; w krótkich zinkach, na setkach stron długich komiksów, w rozciągniętych na lata seriach. W tych wszystkich tytułach, których ostatecznie nie wymieniłam w tekście.
To, co uznajemy za przerażające, i to, co postanawiamy opowiadać, ewoluuje. Każdego dnia relacjonowane są kolejne przerażające akty zbrodni – w Ukrainie, Gazie, Demokratycznej Republice Konga, na całym świecie. Obrazy brutalności na niewyobrażalną skalę i braku litości wobec najsłabszych są dostępne na wyciągnięcie ręki, wyświetlają się na ekranach naszych telefonów; wystarczy kilka minut, by odnaleźć nagrania szokujących aktów przemocy – przerażają, ale z czasem mogą znieczulać na okrucieństwo i agresję. Żyjemy w niespokojnych czasach, rozchwianych, a być może ostatnich – w obliczu zbliżającej się katastrofy klimatycznej, której nikt, kto miałby taką moc, nie chce zatrzymać. Takie poczucie sprawia, że często najbardziej przeraża nas codzienność. Właśnie ona kształtuje nasz sposób postrzegania grozy i decyduje o tym, co włączamy do tej kategorii. Tak jak postać wampira była odpowiedzią na strach przed chorobą, a Godzilla na obawę związaną z próbami nuklearnymi, tak dzisiaj, również w komiksach, zobaczyć możemy, co przeraża twórców i czytelników. Polski komiks grozy z jednej strony wciąż przedstawia konfrontacje człowieka z historią czy tradycją, z drugiej wyśmiewa to, co zgodnie ze zwyczajem powinno wywoływać lęk. Wkrada się ponadto do opowieści mniej oczywistych – postmodernistycznych gatunkowych mozaik, filozoficzno-artystycznych manifestów czy do komiksu obyczajowego i zaangażowanego. Przyjmuje oblicza, które frapują nas na co dzień: wzbudza niepokój, obezwładnia brutalnością, mrozi krew w żyłach, ukazując nam fatalizm losu i wszechogarniającą beznadzieję.
[1] Ł. Słoński, Wampiry bez zamczyska słuchają Burzum. Groza w polskim komiksie, w: Groza w kulturze polskiej, red. R. Dudziński, K. Kowalczyk, J. Płoszaj, Wrocław 2016, s. 206.
[2] M. Misiora, Bibliografia komiksów wydanych w Polsce w latach 1905 (1859)–1999. Albumy, magazyny komiksowe, fanziny i książki o komiksie, Poznań 2010.
[3] J. Szyłak, Komiks, Kraków 2000, s. 165.
[4] Omawiam je szczegółowo w tekście Przytłaczający wzrost, „Zeszyty Komiksowe” 2023, nr 36.
[5] O tym komiksie szerzej pisałam w tekście Na granicy światów, czaskultury.pl, 2025 online: https://czaskultury.pl/artykul/na-granicy-swiatow/ [dostęp: 31.05.2025].
[6] Wspomina o tym Marta Kostecka w tekście Od osieroconego pomysłu do jednej z najlepszych kampanii crowdfundingowych w polskim komiksie, „Zeszyty Komiksowe” 2024, nr 37. W tekście tym autorka opisuje także szeroko sukces serii w kontekście rozpoznawalności i finansowania.
[7] Obaj odpowiadają za scenariusze i serię jako całość, a do współpracy przy każdym numerze dodatkowo zapraszani są rysowniczki i rysownicy. Wydawana w formacie zeszytówki seria dostępna jest także w różnych wariantach okładkowych, projektowanych przez różnych twórców.
[8] Postmodernizm, zombie i esbecy, z Tomaszem Kontnym i Markiem Turkiem rozmawiała M. Kostecka, „Zeszyty Komiksowe” 2024, nr 37.
[9] Słowiańszczyzna i szeroko pojęty folklor także są inspiracją dla twórców szukających nośnika grozy. Łukasz Słoński w przytaczanym już artykule z 2016 roku, pisząc o rodzimej grozie, wymienia takie komiksy, jak Odmieniec Marka Oleksickiego (rysunki) i Mariusza Gradowskiego (scenariusz) z 2004 roku oraz Przebudzone legendy Adama Święckiego (2008). Do tej grupy zaliczyć można także takie tytuły, jak Łauma Karola Kalinowskiego (2009) – co prawda mamy tu do czynienia nie z kontekstem słowiańskim, a jaćwieskim; spotkamy tutaj chociażby zjadającą dzieci Łaumę, a sam komiks otwiera informacja, że babcia głównej bohaterki popełniła samobójstwo – pamiętajmy, że jest to tytuł skierowany do dzieci. Słowiańszczyzna i folklor są również źródłem grozy lub istotnym elementem w budowaniu określonego nastroju chociażby w komiksach: Ballada Michaliny MiShiGo Targosz, Wianek Arttricii (scenariusz i rysunki) i Agaty „HopHop” Hop (rysunki) z 2022 roku, Rusałka. Szepty lasu Kamili Król (2024) czy Sława Łukasza Wnuczka (2023, 2024).
[10] Moje dzieciństwo upłynęło pod znakiem strasznych historii, z XUH rozmawiała D. Gracz-Moskwa, „Zeszyty Komiksowe” 2024, nr 37, s. 115.
[11] Omawiane w tekście komiksy opublikowane zostały pod nazwiskiem Bystroń.
[12] Sami jesteśmy zwierzętami, z Gosią Kulik rozmawiała D. Gracz-Moskwa, „Zeszyty Komiksowe” 2022, nr 33.
[13] Tamże.
[14] Ł. Słoński, Wampiry bez zamczyska…, s. 218.