Nie sposób przepuścić możliwości oddania się lekturze kolejnej książki Petera Markusa, która ukazała się na polskim rynku wydawniczym. W ciągu ostatnich trzech lat (za sprawą Piotra Siweckiego) mieliśmy okazję, żeby poznać niezwykły świat rzeki przedstawiony w powieści Bob albo mężczyzna na łodzi (2022); dziś możemy dostać się na drugi brzeg i sięgnąć po serię opowiadań i próz poetyckich tworzących książkę Dobrze, bracie (2025).
Na początku warto zwrócić uwagę na pewną kwestię dotyczącą chronologii: pierwsza przetłumaczona na język polski książka Markusa, Bob albo mężczyzna na łodzi, jest w istocie ostatnią z cyklu, w oryginale wydaną w 2008 roku. Czytelnik zaznajomiony z pierwszym polskim przekładem i sięgający po (powstałe wcześniej) Dobrze, bracie w toku lektury może zatem odnieść wrażenie, że wciąż wraca do tych samych treści. Polskie tłumaczenie Dobrze, bracie składa się tak naprawdę z trzech pozycji, wydanych kolejno jako: Dobrze, bracie (2001), Śpiewające ryby (2005), Robimy błoto (2011). (Posługuję się polskimi tytułami książek tak, jakby ukazały się osobno, niemniej wszystkie trzy zawierają się w jednej publikacji wydanej przez Ha!art w 2025 roku). Strategia literacka przyjęta przez Markusa w Bobie… jest poniekąd rozwinięciem formy, z którą spotykamy się w Dobrze, bracie i Śpiewających rybach. Prosta konstrukcja zdań, silna rytmizacja w układzie – te elementy pojawiają się już w zbiorze opowiadań, ale nie tworzą tam jeszcze jednego głosu, którego ton rezonuje wokół onirycznej postaci Boba i jego łodzi, o czym pisałem w recenzji opublikowanej w magazynie ZAKŁAD[1]. Z kolei Robimy błoto, zbiór najnowszych utworów, pod względem formy wyróżnia się nieco na tle wcześniejszych tekstów. By posłużyć się metaforą: płyniemy tu wciąż tą samą tratwą, ale prąd wnosi już nowe elementy: jest w nich więcej domu, matki i ognia.
Przed wyruszeniem w drogę warto odnieść się do recepcji Markusa na jego rodzimym rynku wydawniczym, do komentarzy silnie akcentujących harmonię i muzyczność frazy tego autora, którego pisarstwo momentami przywodzi na myśl fragmenty utworów bluesowych.
Markus writes like a blues singer; his tools are limited and specific. He employs just a few notes, but oh how those notes ring[2].
Rzeka jest brudna, ludzie są ubrani skromnie, żywią się rybami. Trud życia i jego prosta afirmacja zestawiane są tu z opowiadaniami Hemingwaya o Nicku Adamsie i o Michigan – miejscu, z którego pochodzi również autor poematu o rzece i rybie. To może być dobry punkt wyjścia do dalszej refleksji, ponieważ kraina Wielkich Jezior poprzez swój charakter nie tylko wpływa na życie codzienne jej mieszkańców, lecz także działa na wyobraźnię i inspiruje.
W Dobrze, bracie (odnoszę się do tłumaczenia Siweckiego, a więc do zbioru trzech książek Markusa) znajdujemy się nad rzeką, w bliżej nieokreślonym miejscu. Wiadomo jednak, że są z nami Bracia, Rzeka, Ryby, Ojciec, Matka, Dziewczyna, Chłopiec i tak dalej. Postaci te sytuują się w centrum prowadzonej przez Markusa narracji, ale istotne są dla niej także takie elementy, jak zardzewiałe gwoździe, błoto, słup telegraficzny i wiele innych przedmiotów odgrywających ważną rolę w nasiąkniętym wilgocią świecie rzeki.
Czy jest to ta sama rzeka, nad którą przebywamy w Bobie…? Czy istnieje pierwowzór, być może gdzieś w Michigan, stanowiący dla autora inspirację do budowania spójnych odniesień i aluzji do świata rzeczywistego? Trudno stwierdzić, ponieważ w opisie przedstawianego pejzażu wodnego (waterscape) Markus nie korzysta z konkretnych odniesień geograficznych. Nie znamy nazwy rzeki ani miejscowości, obok której ta przepływa. Nie znamy lasu schodzącego do brzegu ani nazwy przystani. Można się domyślać, że większy zbiornik wodny znajduje się gdzieś w pobliżu – na ten trop naprowadzają odbiorcę choćby wzmianki o latarni czy o porcie, pozbawione jednak większej precyzji.
Zarysowana przez Markusa w obu książkach przestrzeń ma jednak wspólne cechy. Rzeka jest tu mulista, ciemna, wręcz pachnie wilgocią z kart książki, leniwie meandruje między księżycową łuną, którą nietrudno pomylić z rybą, a rodzinnym domem położonym nad rdzawym brzegiem. Mamy więc do czynienia z konkretną, dobrze przemyślaną przestrzenią, będącą nie tyle sceną rozgrywanych zdarzeń – takich jak lepienie z błota Dziewczyny czy wjazd rozpędzonym truckiem do wody – ile hiperobiektem narzucającym swoje zasady i funkcje wszystkiemu, co znajduje się w pobliżu[3].
Pędzimy tam, ku miejscu-z-którego-nie-można-iść-dalej w tej opowieści. Tam zardzewiały, metalowy znak ostrzegawczy mówi nam, braciom, byśmy zawrócili, byśmy odwrócili się, bo tu jest początek tej brudnej rzeki i zarazem koniec naszej nadrzecznej, brudnej drogi.
[…]
A teraz patrz na pustą pakę ciężarówki, na klapę, na tylne światła, chromowany zderzak – te części toną ostatnie. Patrz, jak toną – patrz, jak znikają, patrz tak, jakby to działo się w jakimś innym czasie, kiedy my, bracia, moglibyśmy stać i patrzeć, jak nasza matka i nasz ojciec odjeżdżają od nas, braci, tą zakurzoną, boczną drogą[4].
[Fragmenty opowiadania Błotnista półciężarówka, zardzewiała rzeka]
Tym, czego nie można pominąć, gdy analizuje się styl Markusa, jest język, nadający wyrazisty charakter prozie i poezji, złączonym w jeden strumień, splatającym się i rozlewającym w każdym z kolejnych opowiadań. Postać onirycznego, tajemniczego narratora, którym raz są Bracia (a przynajmniej jakaś wspólnota utożsamiająca się z przestrzenią i określająca swoją przynależność do rzeki), a innym razem Bob (w przypadku książki przetłumaczonej w 2023 roku), inspiruje do stawiania pytań o jakości i warstwy przedstawionego świata. O to, w jakim stopniu rzeczywiste wydarzenie może się stać częścią baśni, a w jakim stopniu baśń przeradza się w prawdę o świecie. Kosmos i wrażenie transcendencji są równie wyraźne w całej serii poświęconej rzece[5], niemniej Bob jest wszechistniejącym obiektem, przeradzającym się w elementy konstrukcji świata, natomiast Bracia swoją transcendencję w większym stopniu uzależniają od relacji, w których trwają. Oba ujęcia są niezmiernie podobne, lecz poemat poświęcony mężczyźnie w łodzi odnosi się do jedności, opowiadania zaś zorganizowane są wokół wspólnoty.
Prozopoetycki charakter twórczości, splatany z rzeką i uwikłany w jej rytm, nasuwa silne odczucie mityzacji świata przedstawionego. To jednak nie blues mieszkańców ostatniego domu za miastem, który nasiąknął wilgocią i wrósł w otoczenie. To rzeczywistość czerpiąca ze sprzężenia między tym, co realne, a tym, co urojone. To rytuał dnia codziennego, wpleciony w myślenie magiczne, niemniej na innym poziomie, niż znamy to z Márqueza czy Asturiasa, ponieważ sytuacja, w jakiej zanurzone są podmioty w opowiadaniach Markusa, raczej nie wyrasta z lokalnych mitów czy legend. Jeśli pojawiają się tu zabiegi włączania elementów magicznych, zostają one odcięte od pierwotnych konotacji, stając się nowym znaczącym w nowej konfiguracji znaków. Bracia, Ojciec, Ryby, Rzeka, Dziewczyna, Matka, Gwoździe, Błoto, Księżyc, Latarnia – wszystkie te znaki i obiekty na stronach opowiadań wchodzą w nowy rodzaj dialogu, stają się nośnikami ponadregionalnymi. Przenoszą uniwersalne znaczenia. Z tego powodu nie mogę się zgodzić na upraszczające porównania twórczości autora Śpiewających ryb do pisarstwa Hemingwaya, typowe zwłaszcza dla recepcji dzieł Markusa w Stanach Zjednoczonych. Nie mogę również podpisać się pod zaszufladkowaniem go jako autora tekstów surrealistycznych czy z gatunku weirdu – ich elementy znajdą czytelnicy w Dobrze, bracie, lecz nie sprowadzają one tekstu do alogicznych zabiegów w narracji czy do tworzenia figur rozszczepiających rzeczywistość. Strategię literacką Markusa postrzegam jako nowy realizm magiczny, skupiony nie wokół historii społeczności, jej życia i związanej z nim magii folkloru, lecz wokół poszczególnych obiektów, takich jak ryby czy bracia, przedstawianych za pomocą prostych konstrukcji zdaniowych na tle onirycznego, nieco melancholijnego pejzażu relacji.

Konstrukcja opowiadań – czy może poematów pisanych prozą? – pozwala na wejście w doświadczenie czytelnicze z dowolnego miejsca. Fabuła, która gra szczątkową rolę, jest do tego stopnia elastyczna, że czytelnicy mogą rozpocząć lekturę książki od końca. Anachroniczna konstrukcja jest kolejnym elementem wpisującym się w sztafaż nowego realizmu magicznego, a jednocześnie rozgrywa jeszcze jedną ekokulturową płaszczyznę, czyli pejzaż wodny i jego splątany charakter. Losy bohaterów (choć być może lepszym określeniem byłby termin: „obiekty”, odzwierciedlający wszechstronność i elastyczność stosowanych przez Markusa akcesoriów) są włożone w określoną cykliczność, przypominającą pory roku, naturalne wzbieranie i wysychanie rzeki, jej meandrowanie. Historie są splotem relacji, wykręconych jak uroboros, czego przykładem może być zapis:
Boje się kołyszą. W tę i z powrotem – dodał, a kiedy odwróciłem się, żeby spojrzeć na Brata, zobaczyłem, że Brat kołysze się jak boja na rzecznej fali. To może być łódź, powiedziałem i ręce złożyłem tak, żeby powstała z nich ręcznej roboty lornetka, dzięki której moje oczy mogły widzieć lepiej. Może, zgodził się Brat, chociaż wciąż poruszał się jak boja. Poczekajmy i zobaczymy, czy się zbliży. I rzeczywiście, to coś zbliżyło się po chwili. A kiedy to coś zbliżyło się, kiedy było wystarczająco blisko, żebyśmy my, bracia, zobaczyli, co to takiego porusza się po powierzchni wody – zobaczyliśmy i zrozumieliśmy. Ryba, ryba! – zaśpiewaliśmy obaj, my, bracia. I zaśpiewaliśmy tak głośno, że nawet księżyc spojrzał z góry, żeby zobaczyć, o czym tak zaśpiewaliśmy. Ryba, która chodzi po wodzie! – powiedziałem to rzece, chociaż mój głos – usłyszałem to, gdy mój głos wypowiadał te słowa – mój głos nie mówił, lecz śpiewał. Spojrzałem na Brata. Chciałem powiedzieć: Dlaczego Brat nie śpiewa z Bratem? Ale Brat nie śpiewał, Brat nie mówił nic, tylko powtarzał „ale, ale”, bo, na chwilę, Brat i jego błotny mózg zajęci byli myśleniem o tym, że to przecież niemożliwe[6].
[Fragment opowiadania O rybie, która szła po wodzie]
Poezja Markusa – zapisana prozą – jest w ciągłym ruchu. Obiekty potrafią się przeistaczać, są niejednorodne, tak jakby w każdym momencie mogły objawić się w odmiennej postaci. Więc ruch nie pojawia się wyłącznie jako mimesis natury czy praktyka czytelnicza (przeskakiwanie pomiędzy opowiadaniami), ale również staje się pewnym mechanizmem wskazującym na płynność postaci, trochę jakby obiekty pojawiające się w tekście były – by nawiązać do Object Oriented Ontology[7] – w obrębie przedmiotu zmysłowego. Podkreśla ich dziwność, niepojętość i przynależność do własnej, odrębnej ontologii, wyjętej z antropocentrycznego korelacjonizmu. Repryza, często wykorzystywany przez autora zabieg powtórzenia motywu, odniesienia się do tego samego przedmiotu, wydaje się formalnym podparciem hipotezy o ruchu jako elemencie kształtującym obiekty Markusa.
Przestrzeń zarysowana na stronach Dobrze, bracie jest przede wszystkim wspólnotowa, cykliczna, splątana w niejednorodny twór przypominający deleuzjańskie kłącze[8], w którym brak centralnie zarysowanej narracji czy jednostronnej prezentacji obiektu. Pojawia się za to nieustannie zachodząca wymiana i przekształcanie się jednego zestawu właściwości w drugi. Co więcej, mam wrażenie, że tytułowi Bracia, Ryby (czy może ogólniej wybrzmiewające w głosie narratora „my”) za każdym razem odnoszą się do innych obiektów funkcjonujących na tych samych warunkach. Tutaj repryza wiąże się z koniecznym wprowadzeniem wielości, stanowi zabieg przedstawienia tego samego wrażenia, doświadczenia ekologii, czyli mechanizmu utrzymania równowagi między środowiskiem a kulturą[9].
My, bracia, mamy takie spojrzenie, którym lubimy, od czasu do czasu, spoglądać na siebie. To ten rodzaj spojrzenia, które naprawdę rani twarz spoglądającego nim brata.
Wyobraź sobie to spojrzenie.
Spójrz – zwracamy się tym słowem do Chłopca.
Chłopiec, taki sam jak ty, Chłopcze.
Tymi słowami zwracamy się także do Chłopca.
Dziewczyna także ma początek w błocie.
Dziewczyna była błotem – mówimy – ale Dziewczyna stała się dziewczyną, kiedy nadaliśmy Dziewczynie jej imię.
Nazwaliśmy Dziewczynę Dziewczyną, bo tak właśnie wyglądała – jak dziewczyna.
Powiedzieliśmy: Dziewczyna.
I imię pozostało, jak kij wetknięty w błoto.
Wzięliśmy kij i wypisaliśmy imię Dziewczyny w błocie na brzegu tej błotnistej rzeki.
DZIEW-CZY-NA.
Dziewczyna spojrzała przyjaźnie z błota na nas, braci.
Ale – Chłopiec znów wymówił to słowo.
Chłopiec mówi: Już opowiadaliście mi tę historię.
Chłopiec mówi do nas, braci: Ja już wiem wszystko o dziewczynie i o błocie.
Chłopiec mówi: Już słyszałem o tym, jak Dziewczyna powstała z błota.
Chłopiec mówi: Już wiem o tym, że to wy, bracia, sprawiliście, że Dziewczyna podniosła się z błota.
Opowiedzcie mi coś nowego – zwraca się Chłopiec do nas, braci[10].
[Fragment opowiadania Chłopiec. Repryza]
O uniwersalności książki Markusa jako tekstu stanowiącego gotowy mit, czekającego na odniesienie go do lokalnych środowiskowych wydarzeń, wspominałem na początku tekstu. Jest w tej prozopoezji ładunek dający się zaprząc jako źródło transcendentnego obcowania ze środowiskiem. Świadczy o tym choćby liczba użytych elementów, symboli (czy, jak je określam w tekście, „obiektów”), których podłoże zostało spreparowane, oderwane od jednowymiarowej interpretacji i przekształcone w uniwersalne, wszechstronne mity, a więc w opowieści o tym, jak działa świat. Można odnieść je do rodzinnych stron autora, do Wielkich Jezior w Michigan, ale równie dobrze można odczytać je w kontekście Odry (nad którą mieszkam), przeżywającej obecnie walkę z nieustannym zanieczyszczaniem i batalię o uznanie jej za osobę prawną. Ta uniwersalność znaczeń nie zamyka się jednak wyłącznie w sferze mitów/obiektów, ale wykracza poza nie dzięki elementom afektywnym takim jak na przykład spojrzenie, które w twórczości Markusa może realizować odrębne zadania. Tym samym włącza do pejzażu wodnego, w którym się znajdujemy, źródła napięcia: wzrok, poczucie bycia obserwowanym i postrzeganie, stanowiące istotny element budowania relacji ze środowiskiem. Temat roli, jaką odgrywa w tym odbiorca, pozwolę sobie zostawić otwarty.
[1] K. Kawalec, Kosmiczna ryba (recenzja książki Bob albo mężczyzna na łodzi Petera Markusa) [w:] Zakład.magazyn, numer 4, online: https://www.zakladmagazyn.pl/post/kamil-kawalec-kosmiczna-ryba [dostęp: 6.06.2025].
[2] Fiction: The Bleak Life, Lynn Crawford, online: https://brooklynrail.org/2007/09/books/fiction-the-bleak-life/ [dostęp: 29.04.2025].
[3] T. Morton, Mroczna ekologia. Ku logice przyszłego współistnienia, tłum. Anna Barcz, Warszawa: Wydawnictwo Oficyna Związek Otwarty, 2023.
[4] P. Markus, Błotnista półciężarówka, zardzewiała rzeka, Dobrze, bracie, tłum. P. Siwecki, Kraków: Wydawnictwo Ha!art, 2025.
[5] K. Kawalec, Kosmiczna ryba, dz. cyt.
[6] P. Markus, O rybie, która szła po wodzie, Dobrze, bracie, tłum. P. Siwecki, Kraków: Wydawnictwo Ha!art, 2025.
[7] G. Harman, Traktat o przedmiotach, tłum. M. Rychter, Warszawa: PWN, 2013.
[8] G. Deleuze, F. Guattari, Tysiąc plateau, tłum. praca zbiorowa, Warszawa: Fundacja Bęc Zmiana, 2015.
[9] J. Pijanowska, Jak wiele jest ekologii? [w:] J. Axer, M. Konarzewski, Ekologia interdyscyplinarności, Warszawa: Uniwersytet Warszawski, 2021.
[10] P. Markus, Chłopiec. Repryza, Dobrze, bracie, tłum. P. Siwecki, Kraków: Wydawnictwo Ha!art, 2025.