Przyglądanie się obrzeżom
Trudna współczesność wykształciła w nas zdolność do odnajdywania i wynajdywania różnych strategii przetrwania. Realizujemy te strategie jako społeczności, w tym społeczność globalna, organizując się w ramach ruchów wspólnotowych, na przykład na rzecz klimatu, praw mniejszości czy rozwiązywania problemów lokalnych. Działamy też oczywiście jako jednostki, funkcjonujące w ramach ogółu, obok niego lub pomimo zakorzenienia, próbując zaradzić niemocy, wpleść porażki w opowieść o sobie lub przygotować się na to, co prawdopodobne. Współczesność, która stawia opór i której stawia się odpór, szczęśliwie jest nie tylko doświadczeniem, lecz także przedmiotem narracji – widziana z boku, z pewnego dystansu, który rodzi się między rzeczywistością a tekstem o niej, wydaje się w znacznym stopniu zrozumiała i nieco bardziej znośna.
Książki Ludzie nieznaczni. Taktyki przetrwania (2024) Agnieszki Daukszy i Zaniechanie (2025) Zofii Zaleskiej postrzegam właśnie jako reakcje na trudną współczesność. Pierwsza wyrosła z bezsilności, o której autorka pisze w pierwszym zdaniu, a które jest jednocześnie świadectwem przekroczenia tego doznania, ponieważ zostało ono przekształcone w pracę, w pisanie, które objęło takie doświadczenia jak porażka, gesty oporu, działania emancypacyjne, przeżycia związane z chorobą, doświadczenie Zagłady, bycie częścią wspólnoty czy zwierzęce strategie przetrwania. Z kolei książka Zaleskiej w kontrze do imperatywu aktywizacji, działania i produktywności opowiada o potencjale zaniechania, czyli wyborze braku działania, odmowie podjęcia aktywności, zaprzestaniu wytwarzania. Autorka Zaniechania skupia się przede wszystkim na kulturze literackiej i przypadkach, w których pisarze lub pisarki zawieszają tworzenie i wycofują się z życia publicznego. Analizuje również historie społeczne, pewną sumę jednostkowych doświadczeń, na przykład historię marginalizacji kobiet. Często czyni głównym wątkiem historie peryferyjne, bo – jak stwierdza pod koniec książki – badanie zaniechania polega przede wszystkim na „[p]rzyglądaniu się obrzeżom, badaniu dróg nieoczywistych i zapoznanych”[i].
Trwanie w stanie porażki i szukanie sposobu na przetrwanie tego, co się zdarza, oraz zaniechanie, czyli odmowa działania, wydają się rodzajami działań o przeciwnych wektorach. Przyglądanie się historiom, które obejmują te dwa doświadczenia, pokazuje jednak, że są one przede wszystkim wynikiem egzystencjalnego wahania między biegunami aktywności i pasywności – i w tym sensie są podobne. Na wybór miejsca na tej osi egzystencjalnego wahania ma wpływ wiele czynników, od możliwości psycho-fizycznych człowieka do warunków społeczno-politycznych, które mogą albo umożliwić wspomniane działanie lub zamrozić wszelką aktywność, w tym tę kognitywną. Zarówno poprzedzający porażkę opór (działanie wbrew biernemu trwaniu w tym, co jest), jak i zaniechanie są rodzajami postaw wobec przeżywanej współczesności (w tym jej wymiaru mikro, czyli codzienności), które autorki omawianych książek znajdują w różnych przestrzeniach: w sztuce, w biografiach, w literaturze , w świadectwach, w zdarzeniach emancypacyjnych, w kontrkulturze. Stworzone przez nie katalogi taktyk przetrwania zawierają kilkadziesiąt przykładów radzenia sobie z doświadczanymi tu i teraz wydarzeniami czy przeżyciami, co pokazuje w gruncie rzeczy, że nie możemy ich dłużej uznawać za taktyki peryferyjne, odnajdywane tylko na obrzeżach, przypisywane podmiotom marginalizowanym czy wykluczonym. „Przetrwać” jest współczesnym imperatywem, który na naszych oczach i z naszym udziałem staje się jednym z podstawowych dążeń i rozbudowującym się dyskursem wokół owych dążeń, szczególnie w kontekście niepewnej przyszłości.
Czas przemian
Kim są „ludzie nieznaczni”? Jak można rozgościć się w nieznaczności spowodowanej zaniechaniem? I dlaczego na zaniechanie nie wszystkich stać?
Nieznaczność jest stanem, na który można świadomie się zdecydować i uznać za własny; może być też stanem, który zostaje narzucony przez zewnętrzne okoliczności, na przykład urządzenie rzeczywistości społecznej. W obu przypadkach jest stanem relacyjnym, „funkcjonuje w jakiejś skali odniesień”[i] , jak pisze Agnieszka Dauksza, dopuszczającym zdystansowanie się wobec rzeczywistości, a także wobec siebie i swoich doświadczeń. Nieznaczność może nas prowadzić ku wolności, może też – niestety – być narzędziem konserwującym nierówności społeczne i w konsekwencji powodować nieobecność podmiotów nieznacznych w przestrzeni publicznej, sprzyjać nieuznawaniu ich podmiotowego statusu i odmawianiu prawa do samostanowienia.
Współczesną figurą nieznaczności, która wiąże się z niższym statusem w społeczeństwie, wytworzonym z powodu nierealizowania pewnych norm czy zadań społecznych, jest tak zwany „przegryw”, czyli osoba wyobcowana, oceniana lub oceniająca siebie jako kogoś, komu się w życiu nie powiodło, kto często ogranicza relacje społeczne, kogo często charakteryzuje silnie afektywnie nacechowana postawa wobec społeczeństwa lub wybranych grup społecznych. Kontekst, w jakim umiejscawia tę figurę autorka Ludzi nieznacznych – kontekst relacji społecznych i nierówności – uświadamia nam jednak, że figura przegrywa jest społecznym konstruktem, jest etykietowaniem, które dewaluuje doświadczenia i tożsamości oraz umacnia nieznaczność i negatywną ocenę doświadczenia porażki. Jest to jednak tożsamościowy konstrukt, w którym – jak z kolei pokazuje książka Patrycji Wieczorkiewicz i Aleksandry Herzyk Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności (2023) – można się odnaleźć i zadomowić jako osoba, mimo negatywnego wpływu tej pozycji tożsamościowej na relacje międzyludzkie. Autorki książki skupiają się na doświadczeniach młodych mężczyzn, pielęgnujących tożsamość przegrywa w cyfrowej manosferze, wskazują jednak bardzo wyraźnie jak pewne układy społeczne, kształtujące się w oparciu o wygląd, kapitał ekonomiczny, pochodzenie społeczne i umiejętność grania w społeczne gry (w tym te, w których rozgrywamy role płciowe, takie jak na przykład rola samca alfa), wpływają na samoocenę, ocenę społeczeństwa a w konsekwencji pozycję społeczną osoby, która w jakiejś interpersonalnej rozgrywce uznała siebie lub została uznana za nieporadną, nieprzystosowaną, niespełniającą norm.
Nieznaczność i marginalizacja ludzi są też produktem transformacyjnego pędu, który wymusza dostosowanie do tempa zachodzących zmian, a brak dostosowania karze odsunięciem na obrzeża. Autorki Zaniechania i Ludzi nieznacznych piszą o rodzimym doświadczeniu transformacji, które napędzane retoryką postępu, emancypacji i próbą doścignięcia Zachodu zmarginalizowało doświadczenia tych, którzy z różnych względów nie byli i nie są w stanie utrzymać tego tempa. Istotną kwestią w tym kontekście są przemiany pokoleniowe. Dauksza, opierając się na własnym doświadczeniu pokoleniowym, pisze o świadomym wyłączeniu się pokolenia X, Y i osób urodzonych po 2000 roku z transformacyjnego dążenia i wybieraniu porażkowania[ii]. Narracja o możliwości szybkiej i obejmującej wiele aspektów życia społecznego transformacji powoli się wyczerpuje, kontrowana jest bardzo silnie przez narrację o schyłku (związaną chociażby ze zmianami klimatu), zbudowaną z refleksji nad możliwością przetrwania i nieuchronnością ponoszenia porażek. To krytyczne podejście do transformacji i emancypacji (o doświadczeniu emancypacji piszę nieco więcej niżej), wyrastające z bezsilności, jest źródłem oporu wobec współczesności i prowadzi do opracowywania innych niż poprzednie pokolenia strategii przetrwania.

W książce Zaleskiej historia transformacji jest również wprowadzana jako element historii osobistej. To opowieść, która wychodzi od tłumu (scena protestu zapamiętana przez autorkę), a kończy się zbliżeniem na doświadczenie jednostkowe (ADHD); rozgrywa się na tle transformacji demokratycznej i stopniowo od tego tła się oddziela.
Czas powstania „Solidarności” i przełomu 1989 roku był okresem ambiwalentnym, powodującym nie tylko euforię i oczekiwanie na zrealizowanie się wszystkich zapowiedzianych i spodziewanych zmian, lecz także niepewność i zagubienie. Zaleska opisuje przymus działania i próbę odszukania takiej wersji egzystencji, w której działanie nie będzie funkcjonowało jako przymus; egzystencji, w której nie wszystko musi się udać, a jak się nie uda – nie musi być od razu traktowane jako porażka czy wykroczenie przeciwko wspólnotowemu stawianiu czoła wyzwaniu transformacji. Zjawiskiem, które udowodniło, że inna reakcja na rzeczywistość transformacyjną jest możliwa, była kontrkultura lat 90., która pokazała, że kontestacja zaangażowania może towarzyszyć czasom, w których działanie na rzecz wspólnoty jest imperatywem. Odmowa udziału może wyznaczyć inną, alternatywną ścieżkę ku wolności.
Zaniechanie jest jedną ze strategii przetrwania w obliczu wyzwań, jakie stawiają przed nami nasze czasy. Jest wyborem alternatywnej ścieżki, niezaangażowanym publicznie trwaniem, protestem lub po prostu taktyką ochronną. Może prowadzić ku stanowi nieznaczności, wybieranemu świadomie i performowanemu na różne sposoby. Zaleska zwraca uwagę na konstruktywne aspekty zaniechania, do których – oprócz zyskania wolności – należy przykładowo ochrona prywatności, jak w przypadku Eleny Ferrante. Włoska pisarka nie pokazuje się w mediach, nie komentuje też swojej twórczości. Podobnie jak w przypadku Rimbauda, który porzucił pisanie i przestał interesować się tym, co dzieje się z jego twórczością (Zaleska opisuje jego historię w rozdziale zatytułowanym Dwoistość), mamy do czynienia z separacją autorki i jej dzieła. To ostatnie, w przypadku Ferrante, tematyzuje jednak w ciekawy sposób problem znikania i zacierania śladów, zaniechania uczestnictwa w życiu tak mocno uwarunkowanym przez rzeczywistość społeczno-polityczną, przypadkowe zdarzenia czy relacje rodzinne i damsko-męskie. Figurą zaniechania u Ferrante jest niewątpliwie Lila, bohaterka cyklu neapolitańskiego. Buntowniczka, arcysilna postać kobieca, która postanawia zniknąć i nie dać się odnaleźć, wybiera zaniechanie będące ratunkiem przed niespełnieniem.
Strategię Ferrante można też uznać za próbę kontrolowania opowieści biograficznej. W odniesieniu do włoskiej pisarki jest to kontrola w postaci ukrywania się pod pseudonimem, odmowa ujawnienia siebie i historii swojego życia. Z kolei w przypadku J.D. Salingera, którego historię odmowy uczestnictwa Zaleska również przywołuje, chęć sprawowania kontroli nad opowieścią biograficzną doprowadziła do konfliktu. Biografia pisarza pióra Iana Hamiltona wywołała sprzeciw autora Buszującego w zbożu (1951), i w konsekwencji doprowadziła do procesu sądowego. Mimo unikania kontaktu z prasą czy czytelnikami, Salinger nie chciał utracić kontroli nad tym, w jaki sposób opowiadana jest jego historia. Mimo tego jednak nie mógł mieć wpływu na własną pisarską popularność i status gwiazdy amerykańskiej kultury literackiej, bo są to procesy zbyt silne dyskursywnie i medialnie, by mogła je kontrolować jednostka. Bycie poza kulturą literacką, w której zajął tak istotne miejsce, było w jego przypadku de facto walką o ustanowienie i utrzymanie granicy między prywatnym a publicznym, w tym między sobą samym a swoim słynnym dziełem.

Zaniechania jako strategii przetrwania czy strategii wolnościowej nie da się odseparować od działania, w tym od kapitalistycznego imperatywu produktywności, który reguluje życie jednostek zdolnych do wytwarzania kapitału poprzez pracę. Zaniechać w tym kontekście oznacza zajmować pozycję krytyczną, ćwiczyć opór wobec dominacji tego imperatywu i jego ekspansywności. Sen, odpoczynek, czas wolny czy leniuchowanie nie są produktywne w sposób, w jaki produktywny jest uregulowany rozkład dnia, w którym praca zajmuje określoną jego część, a przeznaczony na pracę czas i wkładany w nią wysiłek oraz jej wynik podlegają kontroli. Zaleska omawiając możliwość performowania zaniechania w systemie kapitalistycznym odwołuje się do ważnej książki 24/7. Późny kapitalizm i celowość snu (2015) Jonathana Crary’ego. Jako obywatele krajów kapitalistycznych pozwoliliśmy odebrać sobie prawo snu i odpoczywania, zgodziliśmy się na przeliczenie naszego czasu na pieniądze i na rozliczanie naszego wysiłku osiągniętymi rezultatami, wyprodukowanymi rzeczami czy zrealizowanymi usługami. Uwagi Crary’ego sprzyjają deziluzji i umożliwiają spojrzenie na przykład na sen jako na praktykę wywrotową. Sprawiają również, że zaczynamy dostrzegać, jak nienaturalne są warunki pracy, na które się godzimy.
Jednym z najciekawszych fragmentów Zaniechania jest opowieść o osobach, które na to tytułowe (nie)działanie z różnych względów nie mogą sobie pozwolić. W rozdziale Wiecznie coś robić źle autorka przedstawia kobiece doświadczenie społecznego zaniechania, które wiąże się z utrwalaniem wizerunku kobiet jako słabszych podmiotów, niezdolnych do wybranych rodzajów aktywności. Brak publicznej obecności w tym kontekście nie jest wyborem kobiet, tylko systemową tendencją do ich marginalizacji, do przemilczania ich doświadczeń i osiągnięć, ignorowania ich dążeń czy wymazywania z historii. To historyczne pominięcie aktywności kobiet stało się w okresie emancypacji przedmiotem wielopoziomowej i zaangażowanej krytyki, a jednym z działań krytycznych było zaniechanie – tym razem stanowiące wybór, na przykład zaniechanie wykonywania pracy lub prac domowych po to, by móc wziąć udział w protestach na rzecz praw kobiet.
We wspomnianym rozdziale Zaleska zwraca również uwagę na historie kobiet, które nie mogły pozwolić sobie na zaniechanie ze względu na zobowiązania wobec innych, a także ze względu na poczucie misji i służby. Tymi kobietami były opiekunki, od pracy których zależało życie innych. Ten wątek wydaje mi się szczególnie ważny w kontekście dokonującego się współcześnie ważnego procesu emancypacyjnego, związanego z globalnym kryzysem opieki i częstszymi wystąpieniami opiekunów osób z różnych powodów potrzebujących wsparcia. Przykładem wystąpień emancypacyjnych z pola kultury literackiej są między innymi książki Droga Jana (2020) Doroty Danielewicz oraz Emil i my. Monolog wielodzietnej matki (2021) Magdaleny Moskal, omawiające takie tematy jak praca opiekuńcza, kwestie osób z niepełnosprawnościami i rzeczywistość społeczną, która nie może zaopiekować się osobami potrzebującymi pomocy i tymi, które pomoc zapewniają. Zaleska przypomina w swojej książce także o zbiorze opowieści o żydowskich opiekunkach z czasów wojny, wydanym w 2018 roku przez Wydawnictwo Czarne, o bardzo znaczącym w kontekście opieki i moralnego zobowiązania do jej świadczenia tytule: Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny. W przypadku opieki, niezależnie od warunków, w jakich się ona realizuje, zaniechać oznaczałoby pozbawienie osób zależnych niezbędnego wsparcia, które pozwala im przetrwać. Bo jeśli mowa o pracy opiekuńczej, mowa także o przetrwaniu, o wspieraniu innych na drodze radzenia sobie z czasowo lub trwale niesprawnym ciałem czy z nawigowaniem przestrzeni społecznej.
Pozycja nieznaczności oraz wycofanie się z działalności publicznej lub rezygnacja z jakiejś życiowej aktywności mogą być doświadczeniami prowadzącymi ku wolności. Mogą również powodować marginalizację i w konsekwencji separować od otoczenia, zagłuszać wyrażane pragnienia i potrzeby, ograniczać podmiotową sprawczość. Dostrzegam w tych dwóch strategiach zarówno potencjał subwersji i tworzenia konstruktywnie krytycznych postaw wobec tego, co dominujące (systemów, grup społecznych, narracji), jak również potencjał destrukcji i unieważnienia. Z wykorzystaniem i realizowaniem tego ostatniego nie zawsze jesteśmy w stanie walczyć, zwłaszcza wtedy, kiedy na reżyserowanie emancypacji w oparciu o porażkę nie starcza nam już sił.
Dryfując w ciszy, performując opór
Jeden z najbardziej rozbudowanych opisów stawania się człowiekiem nieznacznym i życia w przetrwaniu, w stanie po porażce, w którym modus przetrwania uaktywnia się ze zmienną częstotliwością i siłą, a częściej jednak jest blokowany przez nieustannie tętniący smutek i przez bezsilność, znajdziemy w wydanej w tym roku książce Joanny Lech Drapieżcy chmur. W historii Leo porażka jest doświadczeniem naznaczającym niemal każdy aspekt życia: zdobywanie zawodu, pracę, relacje z kobietami, rozwijanie pasji. Bohater nie dostrzega jednak, że to doświadczenie jest splotem sytuacji (zaplanowanych i przypadkowych), wysiłków, prób, zaniechań i pragnień; jest wynikiem działań, na które bohater ma wpływ, oraz zdarzeń, które zależą od wyborów innych osób. Leo doświadcza porażki w samotności, w ciszy, jaka wypełnia kolejne jego mieszkania, szare i tonące w półmroku. Stworzone przez Lech literackie studium doświadczenia porażki obejmuje nie tylko życie bohatera, lecz także jego rodziny. W zachowaniu jej członków odbija się smutek i niespełnienie, a uporczywy i powtarzający się u wielu jego krewnych nawyk melancholijnego patrzenia w dal symbolicznie określa niemożność trwałego i naznaczonego szczęściem zakorzenienia w tym, co tu i teraz.
Drapieżcy chmur są opowieścią o współczesnym doświadczeniu porażki, ale nie przedstawiają – tak jak zupełnie inne gatunkowo, ale analizujące podobne doświadczenia, czerpiące z fikcji literackiej książki Daukszy i Zaleskiej – pozytywnych, emancypacyjnych doświadczeń porażki czy zaniechania. To, czego doświadcza Leo, nie prowadzi do subwersji – jest źródłem egzystencjalnego, dojmującego smutku i niepokoju, które narrator charakteryzuje jako tętniące. Jest też źródłem zmęczenia, zniechęcenia, wstydu, gniewu i żalu, a ostatecznie wyobcowuje bohatera z jego własnego życia i prowadzi do uczucia, jakoby przestał być realny, że stał się zawieszoną między byciem i niebyciem istotą nieumarłą.
Porażkowa historia Leo w bardzo przejmujący i dotkliwy (tętniący w książce smutek przenosi się na czytelnika i krąży w ciele dość długo), ale jednocześnie ważny i konieczny sposób uzupełnia historie przedstawione w omawianych w tym tekście książkach eseistycznych, zwłaszcza książkę Agnieszki Daukszy. Historia Leo to dobry przykład na zobrazowanie sinusoidalnego charakteru przetrwania, o którym autorka Ludzi nieznacznych wspomina w rozdziale piątym. Bohater doświadcza przejścia od bezsilności do siły, podejmuje działanie, którego celem jest oswojenie porażki i jej akceptacja; przeżywa porażkę, ale doświadcza też nadziei na zmianę swojej sytuacji, co wynosi go ponownie ku szczytowi sinusoidy; działa na różne sposoby lub odmawia działania, zamyka się w czterech ścianach, ogranicza kontakty z ludźmi, poddaje się wspomnieniom, w tym rozpamiętywaniu porażek. Dynamika przetrwania w przypadku tego bohatera zależy od wielu czynników i zdarzeń: egzystencjalnych, zdrowotnych, związanych z najbliższym otoczeniem, społeczno-politycznych. Historia Leo pokazuje również, że zasób strategii przetrwania, jakie mamy, jakie oferuje najbliższe otoczenie i rzeczywistość społeczna, może się wyczerpać, a sinusoida przetrwania może się wypłaszczyć. Co wtedy? Odpowiedzią bohatera wykreowanego przez autorkę jest… śmiech. Nie pozostaje mu nic poza śmiechem, który na życie naznaczone porażkami pozwala spojrzeć z dystansu, z pozycji kogoś, kto nie chce już dłużej w tej porażkowej historii uczestniczyć.

Odmowę uczestniczenia w zdarzeniach lub świecie, który jest nie do zniesienia, można też performować w szerszym, społecznym kontekście, na oczach innych. Dauksza omawia w swojej książce kilkadziesiąt różnego rodzaju społecznych (publicznych) performansów, realizowanych przez artystów, polityków czy gwiazdy kultury popularnej. Są to działania, których źródłem jest bezsilność i opór, manifestujące się w wyrażonym za pomocą różnorakich środków proteście. Liczne przykłady tego rodzaju performansów autorka Ludzi nieznacznych porządkuje według kategorii, które doskonale znamy (na przykład obywatelskie nieposłuszeństwo), tworzy też nowy słownik dla performasów bezsilnego oporu, w którym znalazły się lepkie, miękkie i gorące performanse. Lepkie performase powodują takie reakcje jak obrzydzenie, szokują formą, są odbierane jako dziwne, jednak zatrzymują uwagę odbiorcy („lepią się” do niego), podobnie jak performanse Joanny Rajkowskiej. Miękkie to z kolei takie, które dotykają problemu, ale nie mają mocy sprawczej, ponieważ dotyczą pewnej globalnej komplikacji. Mogą one co najwyżej uświadamiać czy ewokować jakieś zjawisko czy problem, tak jak słynne wystąpienie Lady Gagi w stroju uszytym z płatów mięsa. Wreszcie gorące performanse porażki to te, które zawierają silny ładunek emocjonalny i mogą składać się z gwałtownych, szokujących czy wulgarnych gestów sprzeciwu, na przykład strategie protestu wykorzystywane przez kobiety i ich sojuszników w czasie Czarnego Protestu.
Performowanie oporu po to, żeby przetrwać lub żeby przetrwała albo zakorzeniła się w świecie jakaś idea czy praktyka, nie jest oczywiście wytworem kultury nam współczesnej. Dauksza odwołuje się do różnych epizodów z historii działań subwersyjnych (przekraczających zastany porządek, dokonujących przesunięć w systemie znaczeń i praktyk), między innymi tych dotyczących działań na rzecz praw Afroamerykanów u USA. Ta historia praktyk oporu i nieuchronnie związanych z nimi porażek (opór subwersyjny często napotyka opór konserwujący zastany porządek) nie jest czymś, co przyswoiliśmy sobie tak mocno, jak historie sukcesów, znamionujących postęp, celebrowanych i często odtwarzanych. Historie emancypacyjnych ruchów społecznych nie są elementem wiedzy powszechnej, mimo często silnego, globalnego oddziaływania i trwania w oporze, bez którego wprowadzanie trwałych zmian jest niemożliwe. Historie oporu są istotne ze względu na dwa podstawowe aspekty: po pierwsze, prezentują doświadczenia przetrwania i wspierają ich wymianę (zgodnie z ideą solidarności); po drugie, zwracają uwagę na wspólnotowy aspekt działań, umacniają perspektywę podmiotu zbiorowego, z którym można się utożsamić, łagodząc tym samym poczucie samotności w świecie nieakceptującym porażek.
Bezsilność i opór, który może się z niej narodzić, są ważnymi elementami przetrwania jako strategii formującej. Refleksja antropologiczna, którą Dauksza uwzględnia w swojej książce i która wynika z interpretacji licznych przykładów nieznaczności, porażki i przetrwania, dostarcza bardzo ciekawych rozpoznań na temat wpływu przetrwania jako stanu na człowieka. Doświadczenie bycia osobą w przetrwaniu nas zmienia, a figurą tego procesu jest spirala. Ruch po spirali oznacza zmianę w tym sensie, że nigdy nie jest powtórzeniem poprzedniego toru ruchu, ponieważ czas płynie, a działania realizowane są w innym kontekście lub w innych okolicznościach. Ten rodzaj ruchu umożliwia też ponawianie sprzeciwu w innych warunkach; sprzeciw nadal zagrożony, jest porażką i może przynieść doskonale znane poczucie bezsilności, jednak powtarzanie sprzeciwu jest możliwe. Dauksza nazywa ten proces „recyklingiem materii sprzeciwu”[i]. Warunkiem utrzymania ruchu spirali jest zdolność podmiotu usiłującego przetrwać jakieś doświadczenie do podjęcia tego ruchu albo jego nieprzerywania. Podejmowanie prób przetrwania wymaga nie tylko kognitywnego wysiłku, polegającego na przekonaniu samego siebie, że warto próbować, lecz także wysiłku fizycznego. Przychodzą mi na myśl w tym kontekście przejmujące („lepkie”) sceny z Drapieżców chmur, w których główny bohater zamyka się w swoim mieszkaniu (opisywanym przez narratora jako grobowiec), cierpi na bezsenność, jego poczucie bezsilności pogłębiają doświadczenia pandemii i wojny w Ukrainie, wzmacniając poczucie strachu, pustki i samotności.
To indywidualne performowanie porażki w wydaniu Leo z powieści Drapieżcy chmur jest historią prywatną, w której tylko ostatni akord – zaśpiewanie frazy „Znowu w życiu mi nie wyszło” z piosenki Sen o dolinie Budki Suflera na podeście, który znajduje się na tyle wysoko, że upadek z niego mógłby spowodować poważny uraz lub nawet śmierć – jest wykonany publicznie i obserwowany przez innych. Większość historii porażek, mniej lub bardziej tragicznych czy emancypacyjnych, zostanie przemilczana albo znajdzie forum wśród ludzi i w przestrzeniach, które nie są dostępne dla wszystkich (jak w przypadku pielęgnowania doświadczenia porażki w cyfrowej przegrywosferze, o której mowa we wspomnianej już kilkukrotnie książce Przegryw). Czy porażka przestanie być traktowana negatywnie i czy kiedykolwiek będzie możliwe mówienie o niej bez wstydu i w sytuacjach społecznych, które nie mają charakteru działania artystycznego lub nie są tekstem literackim? Czy przestanie być społecznym piętnem? I czy jesteśmy na tyle silni jako społeczeństwo, żeby udźwignąć to szczególne zobowiązanie związane z performowaniem porażki, które dotyczy dekonstruowania systemu, akceptującego jedynie sukcesy, nagradzającego produktywność i piętnującego brak aktywności? Szukanie odpowiedzi na te pytania jest trudne, ale wspierają je zdarzenia i teksty kultury, które pozwalają doświadczeniu porażki przyjrzeć się pod różnymi kątami.
Emancypacja, czyli o wspinaniu się
12 marca 1990 roku grupa licząca ponad tysiąc osób z różnymi niepełnosprawnościami zorganizowała pokojowy szturm na amerykański Kapitol, wspinając się po jego schodach. Ten zbiorowy performans, który przeszedł do historii pod nazwą Capital Crawl, podkreślał obecność i sprawczość osób z niepełnosprawnościami i miał jeden podstawowy cel: przyspieszyć wprowadzenie jednolitej ustawy chroniącej prawa osób z niepełnosprawnościami. Był działaniem wspólnotowym, realizowanym w poczuciu prawa do ochrony swoich praw i w poczuciu dumy. Skutecznie zakłócił obraz osoby z niepełnosprawnością jako osoby nieaktywnej, związanej raczej z przestrzenią domową niż publiczną, niezdolnej do podjęcia inicjatywy czy zrzeszania się. Utorował drogę emancypacji.
Historie emancypacji są mi szczególnie bliskie. Postrzegam je jako działania przeciwko marginalizacji i na rzecz sprawiedliwości, zwłaszcza tej o charakterze epistemicznym – czyli sprawiedliwości związanej z wytwarzaniem wiedzy na swój własny temat przez grupy uznawane za mniejszościowe, w kontrze lub uzupełnieniu do wiedzy, która została stworzona przez innych, bez udziału emancypującej się grupy ludzi. Dlatego też emancypacji nie powinniśmy postrzegać tylko jako zjawiska społeczno-politycznego. Ma ono równie mocny epistemiczny i kulturowy charakter, otacza się narracjami i innego rodzaju tekstami kultury, które wzmacniają to typowe dla nowych ruchów społecznych zmierzanie ku centrum, ku społecznej agorze, w której renegocjowane będą prawa, normy i interpretacje doświadczeń mniejszościowych.
Obok porażki i zaniechania, emancypacja jest podstawowym doświadczeniem współczesności; jest także jedną z taktyk przetrwania. Historie emancypacji bywają porażkowe: niekiedy nie udaje się zrealizować celu emancypacji, choć działanie emancypacyjne zawsze pozostawia jakiś ślad, o czym mogliśmy się przekonać po protestach rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami odbywających się w sejmie w 2018 roku i powtarzanych w kolejnych latach. Te protesty nie skłoniły rządzących do wprowadzenia wszystkich postulowanych zmian (między innymi ustawy o asystencji), ale zwróciły uwagę na potrzeby osób z niepełnosprawnościami, na postawę władzy wobec tych osób, stworzyły także silne medialne obrazy (słynne zdjęcie posłanki w niebieskiej garsonce odwróconej plecami do osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin), upubliczniły i upolityczniły to, co prywatne, w tym doświadczenie opieki i pracy opiekuńczej.
Dla działań emancypacyjnych ważna jest nie tylko forma i czas (moment historyczny), lecz także miejsce. Nie zawsze miejscem manifestowania oporu są tak eksponowane przestrzenie jak Kapitol czy sejm, często jest nim też po prostu łóżko. W przypadku czasowej lub trwałej niepełnosprawności, która wymaga leżenia, łóżko może stać się miejscem, z którego realizowane jest jakieś działanie aktywistyczne. Nurt bed activism (aktywizmu z łóżka) w ruchu na rzecz praw osób z niepełnosprawnościami przekuwa bezsilność związaną z ograniczeniami ciała w opór, a przestrzeń prywatną upolitycznia, pokazując, że emancypacja nie zachodzi tylko i wyłącznie w przestrzeni publicznej i że może przybierać różne formy.
O tym, jak emancypacyjnie istotne może być każde działanie, nawet zaniechanie spowodowane chorobą czy niepełnosprawnością, pisze też Zofia Zaleska. Autorka przywołuje historię Virginii Woolf, autorki wielu narracji maladycznych, która ze względu na stan zdrowia spędzała wiele czasu w łóżku, leżąc i pisząc. To okres w pisarstwie maladycznym, w którym chorobę traktowało się jako wyjątkowy, przynoszący samopoznanie stan, co we współczesnej twórczości o chorobie i tworzącym się wokół niej dyskursie jest silnie kontrowane przez opisy somatyczności choroby jako trudnego doświadczenia, eksponującego podatność człowieka na utratę zdrowia. W książce znajdziemy też na przykład omówienie leżącego protestu Johna Lennona i Yoko Ono przeciwko wojnie w Wietnamie. W tym konkretnym przypadku brak działania był świadomym wyborem, często ocenianym negatywnie ze względu na nikłą skuteczność i celebrycki charakter (promowanie wizerunku). W wielu wypadkach działanie z łóżka jest przymusem, ale jest możliwe i jest ważną strategią emancypacyjną, pokazującą przebieg walki z chorobą i sposoby radzenia sobie z systemem medycznym. Narracje maladyczne i narracje o niepełnosprawności łączy konsekwentne negocjowanie granic między prywatnym a publicznym, między widzialnością i niewidzialnością niesprawnego ciała, ciała w przetrwaniu. Bez przesuwania tych granic, umożliwiającego ponadjednostkowe trwanie w oporze wobec niesprawiedliwości, emancypacja nie byłaby możliwa.
Wątki emancypacyjne przewijają się w obu opisywanych książkach eseistycznych w różnych kontekstach. Podstawowy to ten, który wiąże się z doświadczeniem nierówności czy byciem osadzonym w pozycji nieznaczności przez zewnętrzne uwarunkowania, tak jak w przypadku osób z niepełnosprawnościami. Innym ważnym kontekstem jest emancypacja poprzez awans społeczny. Jedną z tego typu historii emancypacyjnych przedstawiają Drapieżcy chmur: Leo chciał zostać artystą, zarówno ze względu na talent do rysowania, jak i presję, jaka powstała w jego rodzinie, kiedy dostrzeżono jego talent. W przypadku tego bohatera jego własny awans miał być inną, zakończoną happy endem historią, w odróżnieniu od historii jego matki, która przerwała edukację z powodu ciąży. Obie życiowe historie są jednak podobne, w obu melancholia, smutek i samotność są doświadczeniami, które – połączone z okolicznościami (brak pracy) i zależnościami międzyludzkimi – zamykają bohaterów w bezsilności i utrudniają opór.
Autorka Ludzi nieznacznych wyraźnie rozróżnia emancypację jako wyzwalanie się i wyzwalanie kogoś spod zwierzchnictwa oraz emancypację w wersji liberalnej, mniej relacyjną i bardziej horyzontalną, w której chodzi o „ja”, o samorozwój, edukację i świadome kształtowanie stylu życia. Nie zawsze dostrzegamy jednak pułapki emancypacji, zwłaszcza w przypadku, kiedy emancypacyjne wyzwanie przychodzi z zewnątrz i jest elementem jakiejś ideologii, na przykład tej związanej z postępem. Działanie emancypacyjne da się jednak pomyśleć i ukierunkować inaczej. Nie musi ona być narzędziem systemowego dążenia do rozwoju. Jest możliwa nie tylko w sytuacji, w której istnieją nierówności i wyobrażenie o sprawiedliwości, które chcemy wprowadzić w życie. Emancypacyjne jest również doświadczenie porażki, zaniechania i bezsilnego oporu, bo czasowe bycie z dala od narracji o sukcesie, od przymusu działania, zdobywania nowych umiejętności czy samodoskonalenia, otwiera możliwość myślenia poza pewnymi schematami i z większą swobodą, o ile oczywiście nasze doświadczenie porażki czy nieznaczoności nie jest destrukcyjne i nie wynika z niesprawiedliwości. Emancypacja – jak wspomniałam wyżej – również może być porażkowa, jak każde działanie, którego stawką jest zmiana.
W kontekście emancypacji i takich jej przejawów, jak ruchy społeczne czy awans, praktyka i metafora wspinania się ewokuje przede wszystkim rozwój, postęp i obietnicę sukcesu, do którego dążymy idąc w górę. To wertykalne wyobrażenie emancypacji, sugerujące też istnienie pewnego hierarchicznego układu, wypacza jednak sens działania emancypacyjnego, które wydaje mi się współcześnie najistotniejsze – emancypacji jako koniecznego i autentycznego działania przeciwko nierównościom i niesprawiedliwości. Bo w tak rozumianym działaniu emancypacyjnym nie chodzi o to, by zająć wysoką społeczną pozycję i zdominować społeczną agorę, tylko żeby zmienić mechanizmy wyznaczania i konserwacji tych pozycji oraz mechanizmy dopuszczania do głosu na tej agorze. Takie działanie przekracza też jednostkowość doświadczenia, ponieważ zmiana ma służyć nie tylko wybranej, emancypującej się grupie ludzi – ma też być narzędziem wspólnotowej, opartej na solidarności zmiany.
Postawa strategiczna
Działania na rzecz przetrwania, takie jak opór czy zaniechanie, opisane w przywołanych w tym tekście książkach eseistycznych, miały określony cel, kontekst i zazwyczaj zawierały element projektowania przyszłości. Każde napędzane przez opór działanie realizuje się jako krytyka tego, co jest, zawiera więc zawsze jakąś hipotezę na temat przyszłości, coś w rodzaju erraty do rzeczywistości („powinno być”). Kontrapunktowe zestawienie tych książek z Drapieżcami chmur Joanny Lech wskazuje na konstruktywny i destruktywny charakter doświadczenia porażki, pozwalając na dostrzeżenie, że opór nie zawsze wytwarza zmiany, które chcielibyśmy poprzez dane działanie wprowadzić. Jednak w strategii chodzi też o to, żeby na zmiany (pozytywne i negatywne) się przygotować, żeby opracować sposoby radzenia sobie z ryzykiem, jakie niesie każde działanie – także to, które polega na zaniechaniu.
Książki Daukszy i Zaleskiej są wynikiem katalogowania różnych postaw wobec okoliczności, które powodują bezsilność i opór. Są strategiami realizowanymi z pozycji krytycznej, wykorzystującymi potencjał odmowy działania, akceptacji porażki czy zajmowania pozycji nieznaczności. Rozpoznanie i opisanie tej ostatniej przez Agnieszkę Daukszę jest niewątpliwie jednym z ciekawszych zdarzeń dyskursywnych w dyskusji o porażce, sukcesie, emancypacji i przygotowywaniu na to, co przyniesienie przyszłość. Opis stawania się osobą nieznaczną, opis wykorzystywania nieznaczności w kontroli, wreszcie opis nieznaczności jako przestrzeni wolności są ważnymi diagnozami procesów społeczno-politycznych, w których wszyscy tkwimy i które współtworzymy.
Diagnoza jest punktem wyjścia do działania opartego na oporze wobec warunków rozpoznanych jako niesprzyjające czy nawet szkodliwe. Jak przekonują autorki Zaniechania i Ludzi nieznacznych każdy z nas może wypracować własny styl przetrwania, dostosowany do tego, ile sił możemy przeznaczyć na działanie oparte na oporze. Ważne w tym kontekście jest też dostrzeżenie, że nie jesteśmy w procesie dążenia do przetrwania sami, że możemy w tym procesie „zrosnąć się” ze sobą jako wspólnoty – tak jak czynią to meduzy, o których wspomina Agnieszka Dauksza pod koniec swojej książki. Dzięki zrostowi meduzy ratują słabsze, zranione przedstawicielki swojego gatunku, bo na poziomie tkankowym są dokładnie takie same. W tym podobieństwie – nie tylko podobieństwie organicznym, ale też podobieństwie sytuacji, bo każdy organizm jest podatny na zranienie – zawiera się potencjał przetrwania.
[i] A. Dauksza, Ludzie nieznaczni. Taktyki przetrwania, Kraków-Gdańsk: Karakter, słowo/obraz terytoria, s. 32, 2024.
[ii] Tamże, s.15.
[i] Z. Zaleska, Zaniechanie, Kraków: Wydawnictwo Karakter, s. 171, 2025.
[i] Tamże, s. 225.