Żeby apokalipsa mogła zadziałać literacko, musi zostać zepchnięta na drugi plan. Dekadencki sentyment, który jest szkicowany grubą kreską, ryzykuje popadnięcie w dosłowność. A popadnięcie w dosłowność w przypadku wizji wszelakich końców oznacza rozczarowanie współczesnego odbiorcy.
Dzisiejszy czytelnik jest już właściwie domyślnie nastawiony do otaczającego go świata negatywnie. Pesymizm stał się czymś w rodzaju kolektywnej postawy zaimportowanej. Nie jest to spowodowane traumą covidową, konfliktami w Palestynie i Ukrainie ani coraz bardziej panoszącą się sztuczną inteligencją. Epidemie, wojny oraz pozostawiający zgliszcza rozwój technologiczny są przecież toposami każdego stulecia, począwszy od starożytności, a na wczorajszym popołudniu skończywszy.
Przyczyna uniwersalnej społecznie markotności nie tkwi więc w samych wydarzeniach, lecz w sposobie ich konsumpcji. Ów niemal oczywisty fatalistyczny nastrój wynika z intensywności obcowania ze wspomnianymi sytuacjami, to jest z intensywności informacji, jaką gwarantują media społecznościowe.
Człowiek XXI wieku, permanentnie podłączony do maszyny „doomscrollingowej”, nie doświadczy niczego szczególnego, czytając prozę, która zupełnie wprost opowiada o widmie tego, co ostateczne. Emocje, jakie wywołuje taka fabuła, są bowiem dla niego jedynie fikcyjnym produktem wtórnym, namiastką doznania, jakie dzień w dzień zapewnia mu dzisiejsza rzeczywistość.
W tym kontekście znakomity wydaje się więc pomysł wydawnictwa ArtRage, żeby ponownie odkryć dla rodzimych czytelników Lód Anny Kavan (w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej). Ponieważ jest to powieść opowiadająca o sprawach ostatecznych, nie skupia się na przetwarzaniu dystopijnych oczywistości, lecz na egzystencjalnych wątkach, o których dwudziestopierwszowieczny TikTokowy katastrofista prawdopodobnie nie ma czasu nawet pomyśleć.
Wydana po raz pierwszy w 1968 roku, ostatnia książka brytyjskiej pisarki opiera się na szeregu fabularnych sekretów. Autorka z jednej strony konstruuje znajomą oś narracyjną, a z drugiej przetrąca ją uderzającą siłą niedopowiedzenia.
Kreśli losy bliżej nieokreślonego narratora obsesyjnie poszukującego bliżej nieokreślonej kobiety, a wszystko to usytuowane w bliżej nieokreślonym świecie trawionym przez bliżej nieokreśloną katastrofę ekologiczną, która skutkuje postępującym lodowaceniem całego globu.
Skrajna nieokreśloność Lodu służy przede wszystkim odrealnieniu toku zdarzeń. Właściwie nie sposób nazwać postaci zasiedlających uniwersum Kavan pełnokrwistymi bohaterami. To raczej fantasmagoryczne zjawy niosące nie prawdę, lecz zwątpienie, nie nadzieję na zrozumienie fikcji czy utożsamienie się z nią, a przymus pogodzenia się z niemożnością pełnego poznania.
Wszystkie te niedopowiedzenia poruszają się po kartce wedle iście syzyfowego, eliptycznego rytmu. Każdy rozdział zaprzecza idei narracji jako kontynuacji na rzecz narracji jako wiecznego restartu. Kavan nieustannie powraca do bardzo prostej, lecz skutecznej konstrukcji. Raz po raz ukazuje narratora desperacko poszukującego kobiety, która opętała jego myśli, serce i duszę. Ta toksyczna wręcz fiksacja wciąż prowadzi go do tego samego celu. Odnajduje kolejne miejsca, w których może przebywać obiekt jego obsesji, a nawet zdarza się, że udaje mu się zamienić z nią słowo.
Ostatecznie jednakże zawsze wydarza się coś, co sprawia, że postać określana w powieści po prostu jako „Dziewczyna”, wymyka się z rąk. Porażka narratora cofa odbiorcę do samego początku drogi, gdzie od nowa obserwuje tę samą tragiczną odyseję ku niemożliwej do urzeczywistnienia fantazji. Skazana na porażkę, nieskończona pogoń za niemożliwym pragnieniem wydaje się doświadczeniem, które jak ulał pasuje właśnie do realiów XXI wieku. Uwięziony w plątaninie pożądliwych myśli narrator przywodzi na myśl dzisiejszego użytkownika internetu, który każdego dnia zascrollowuje swoje libido na śmierć.
Biografowie Anny Kavan podają, iż jedną z jej słabości była heroina. Oczywiście nie możemy mieć absolutnej pewności, że ulubiony narkotyk jazzmanów bezpośrednio wpłynął na treść Lodu. Przy okazji warto natomiast przywołać pewną istotną kwestię.
Mianowicie inny prominentny (eks)heroinista, Nick Cave, w wywiadzie, którego całkiem niedawno udzielił Belli Freud1 (projektantce mody, prawnuczce Sigmunda Freuda i córce malarza Luciana Freuda), wspomniał, że cechą charakterystyczną osób uzależnionych od tego konkretnego specyfiku jest obsesyjne umiłowanie cykliczności.
Ze słów australijskiego pieśniarza można wywnioskować, że konsumpcja wspomnianej substancji wiąże się ze skrajną powtarzalnością. Pewnym porządkiem definiującym dzień według rytmu uzależnienia ‒ tego, co robi się przed „działką”, po „działce” i wreszcie w trakcie samego aktu przyjmowania „działki”.
Porządkiem, którego wedle Cave’owskiej teorii i praktyki nie da się porównać z zażywaniem innych specyfików. Albowiem te, które z podobnym impetem kiereszują ludzką duszę, są zazwyczaj przyjmowane nieregularnie. Z kolei te, które robią to równie systematycznie, zazwyczaj oddziałują wolniej, w myśl cierpliwej strategii wojny pozycyjnej (Witkacowskie „pyffko”, „cof”, „FZZ”), a nie zmasowanego psychofizycznego ataku.
Jeśli więc zawierzymy słowom lidera The Bad Seeds i zestawimy je z istotnym szczegółem biografii Anny Kavan, narracyjne kolistości Lodu nabiorą wyraźnego sensu.
Co więcej, pozwoli to na jeszcze mocniejsze zszycie powieści z 1967 roku z rzeczywistością dzisiejszego wtorku. Egzystencja w naszych cyberpunkowych czasach płynie bowiem szaleńczym prądem ucyfrowionej heroiny, to jest wspomnianych wcześniej mediów społecznościowych.
Żądza autodestrukcji, w której objęciach zasypia i budzi się narrator, przywodzi na myśl codzienność użytkownika dzisiejszego internetu. Bohater Kavan, podobnie jak domyślny konsument treści zapełniających rozmaite „walle”, funkcjonuje całodobowo zespolony z własnym, niemożliwym do całkowitego zaspokojenia pragnieniem.
Ciągle widzi „Dziewczynę” na horyzoncie, a nawet jest w stanie jej dotknąć. Finalnie jednak nigdy nie może jej posiąść. Pozostaje mu jedynie pielęgnowanie nieznośnie nierealistycznych marzeń o zdobyciu jej duszy i ciała.
Analogicznie dzisiejszy internauta zasypia i budzi się ze smartfonem. Całe dnie i noce poświęca gorączkowej czynności odświeżania, czyli kompulsywnemu poszukiwaniu rozkoszy. Raz na jakiś czas trafi w dziesiątkę. Znajdzie materiał, który sprawi, że poziom jego dopaminy wystrzeli w kosmos. Wtedy podąża za cyfrową fatamorganą i, kuszony wizją permanentnej ekstazy (wizją schwytania „Dziewczyny”), intensyfikuje swoje eksploracje tylko po to, by ostatecznie uzyskać jedynie rozczarowujące rezultaty („Dziewczyna” wymyka się z rąk).
Wreszcie aktualność prozy Kavan zawiera się też w specyficznej, poniekąd sadomasochistycznej relacji pomiędzy narratorem a „Dziewczyną”. W tej dynamice pana i niewolnika stroną dominującą jest oczywiście wyruszający w niekończącą się podróż mężczyzna, zaś uległą poszukiwana przez niego kobieta. Lód nie szczędzi nam akapitów potwierdzających tę interpretację.
Narrator jest tu postacią, która definiuje ruch. To ktoś, kto podejmuje stanowcze decyzje i robi wszystko, co w jego mocy, by przyniosły one pożądane przez niego efekty. To on ściga, a nie jest ścigany. To on jest łowcą, a nie zwierzyną. To on goni, a nie ucieka.
Mieszkająca w jego głowie kobieta zostaje tam skrajnie uprzedmiotowiona. Pozbawiona własnego Ja, żyje w myślach narratora zupełnie urzeczowiona, niczym obiecany przez los artefakt, który należy zdobyć.
Kobietę charakteryzuje z kolei absolutna bierność. Jej postawę należałoby określić mianem skrajnie pasywnej. „Dziewczyna” nie dokonuje żadnych wyborów. Nie zamierza ani uciekać, ani konfrontować się ze ścigającym ją mężczyzną. Gdy zdarza im się ze sobą spotkać, wydaje się obecna jedynie ciałem. Gdy ma w końcu dojść do porwania, nie salwuje się ucieczką, lecz po prostu magicznie rozpływa się w powietrzu.
Proza Kavan ubogaca męską postać polifonią refleksji, dramatów i obsesji. Pisarka portretuje jego jestestwo z każdej możliwej strony. Poświęca komplikowaniu psychologii postaci setki wyczerpujących akapitów. Buduje serię monologów wewnętrznych uzewnętrzniających przed czytelnikiem to, czego największy ekshibicjonista nie zdradziłby nawet najbardziej zaufanemu powiernikowi.
Postać kobieca jest intencjonalnie traktowana po macoszemu. To kobieta nie tylko o porcelanowej skórze, ale i o porcelanowej osobowości. Delikatna, krucha, stojąca gdzieś z boku własnej egzystencji. Jej wypowiedzi są ograniczone do minimum, a jej mowa ciała rysuje przed oczyma odbiorcy figurę manekina, nie kobietę z krwi i kości.
Bliźniaczą dynamikę można zaobserwować w dzisiejszej online’owej hiperrealności. Uniwersum socialmediowe jest bowiem niemal w całości oparte na mechanice pornografii władzy i niewoli.
Przeciętny użytkownik jednej ze „społecznościowych” appek ma w koniuszku palca wskazującego potężną moc. W tym niepozornym anatomicznie miejscu ulokowany jest cały kapitał „lajkowy” i „szerowy” ‒ cała kulturowa potencja chimerycznego bytu zwanego „komentariatem”, wszystkie zrealizowane i niezrealizowane kierunki dyskursów. Wraz z milionami podobnych do niego internautów w pewnym sensie zarządza życiem innych, zarówno tych sławnych, mniej sławnych i znanych jedynie określonemu gronu znajomych.
Śledzi każdy krok wybranych wirtualnych person i uprzedmiotawia je nieustannymi ocenami. Podnosząc kciuki w górę, wysyłając serca, plusując lub minusując, wyraża poziom swojego (nie)zadowolenia z człowieka, który jawi się jako żywy produkt. Proces utowarowienia postępuje coraz gwałtowniej, gdyż apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Żeby całkiem posiąść figurę po drugiej stronie ekranu, usiłuje ją wykupić niczym niewolnika. Gdy nie wystarczy spełnienie symboliczne („lajki” ekwiwalentem obsesyjnych myśli o „Dziewczynie”), w grę zaczynają wchodzić czynności bardziej praktyczne.
Narrator Lodu, nie mogąc już znieść powracających fantazji o wyidealizowanej kobiecie, rusza na łowy w nadziei na schwytanie rzeczywistej materializacji tych marzeń. Follower, subskrybent i obserwator, nie będąc w stanie zadowolić się jedynie umownym wpływem na codzienność „podglądanej” jednostki, przechodzą do ostatecznej formy decydowania o ludzkim losie w systemie kapitalistycznym, to jest finansowania. „Kupują kawę”, zostają „patronami”, wysyłają „donejty”, czyli mówiąc wprost ‒ przejmują czyjeś życie drogą kupna.
Lód mimo upływu lat zdaje się jeszcze bardziej aktualny niż w końcówce lat 60., czyli wtedy, kiedy został przedstawiony zagranicznym czytelnikom po raz pierwszy. Proza Anny Kavan to zanurzona po uszy w apokaliptycznej atmosferze elegia na cześć człowieczeństwa pożartego przez własne niezaspokojone pragnienie. Utworem w całości skupiającym się na wiecznej pogoni za urzeczywistnieniem niemożliwej fantazji. Mechanizmem warunkującym istnienie mediów społecznościowych, a więc aktualnie ustanawiającym istnienie nas wszystkich.
1 Nick Cave Talks Love, Chaos and Style, Fashion Neurosis Podcast with Bella Freud, online: https://www.youtube.com/watch?v=b7JpIfFP6JA [dostęp: 13.10.2025].
