Realność wojny

Dariusz Sośnic­ki tym razem nie kazał czy­tel­ni­kom aż tak dłu­go cze­kać. Tomik Po domu wyda­ny został w 2021 roku po sied­miu latach mil­cze­nia auto­ra[1], a Repre­zen­ta­cja zwie­rząt uka­za­ła się w 2025 roku nakła­dem wro­cław­skie­go wydaw­nic­twa War­stwy[2] – dwie ostat­nie książ­ki poetyc­kie dzie­lą więc zale­d­wie czte­ry lata. Moż­na by zapy­tać, czy sło­wo „zale­d­wie” nie jest pod­szy­te iro­nią. Nie, nie mia­łam takich inten­cji. Nie­mniej po pierw­szej lek­tu­rze odnio­słam wra­że­nie, że Repre­zen­ta­cja zwie­rząt być może poja­wi­ła się za szyb­ko, że w pew­nym sen­sie nie two­rzy spój­nej cało­ści. Z jed­nej stro­ny mamy tutaj nad­rzęd­ny, sfor­mu­ło­wa­ny w tytu­le temat, z dru­giej jed­nak autor zde­cy­do­wał się na trzy­czę­ścio­wy podział tomu i nie­zmier­nie zasko­czył odbior­ców nie­jed­no­rod­no­ścią sty­li­stycz­ną książ­ki: obok wier­szy wol­nych poja­wia się tu kil­ka tek­stów, w któ­rych Sośnic­ki zde­cy­do­wał się na regu­lar­ną wer­sy­fi­ka­cję, w innych utwo­rach trud­no cza­sem z kolei uchwy­cić poetyc­kość, tak wyraź­nie ich melo­dia zbli­ża się do pro­za­tor­skiej rela­cji.

Ponie­waż mimo wszyst­ko chcia­łam zaufać poecie, się­gnę­łam po Repre­zen­ta­cję zwie­rząt ponow­nie, tym razem wspo­ma­ga­jąc się kon­tek­sta­mi w mniej lub bar­dziej bez­po­śred­ni spo­sób zasu­ge­ro­wa­ny­mi przez Sośnic­kie­go. Kolej­ne lek­tu­ry spra­wi­ły, że posta­no­wi­łam zary­zy­ko­wać nastę­pu­ją­cą tezę: otóż tak jak Po domu było tomi­kiem, dla któ­re­go histo­rycz­nym tłem sta­ła się pan­de­mia koro­na­wi­ru­sa, tak Repre­zen­ta­cja zwie­rząt jest książ­ką pisa­ną jako reak­cja na woj­nę w Ukra­inie (podob­nie jak wyda­ny w 2024 roku tomik Hulan­ki & Swa­wo­le Toma­sza Różyc­kie­go). Być może nie była to ani prze­wod­nia, ani jedy­na myśl, ale wła­śnie ona nie dawa­ła mi spo­ko­ju w trak­cie rów­no­le­głej lek­tu­ry Repre­zen­ta­cji zwie­rzątMani­fe­stu Nowe­go Reali­zmu Mau­ri­zia Fer­ra­ri­sa.

Wydaje mi się, że Sośnicki czuje się przytłoczony realnością wojny. Trudno mu jednak ująć w słowach to doświadczenie. Ma bowiem jako medium język poetycki, z kolei jako problem coś dotkliwie niepoetyckiego.

I może wła­śnie dla­te­go decy­du­je się na poezję tak mało poetyc­ką, świa­do­mie rezy­gnu­je z zabie­gów, któ­re sty­li­stycz­nie kom­pli­ko­wa­ły­by prze­kaz, i skła­nia się raczej ku prze­kształ­ce­niom w obrę­bie skład­ni.

Na czwar­tej stro­nie okład­ki pol­skie­go wyda­nia Mani­fe­stu Nowe­go Reali­zmu Fer­ra­ri­sa poja­wia­ją się sło­wa, któ­rych auto­rem jest Karl Schlögel, nie­miec­ki histo­ryk zaj­mu­ją­cy się dzie­ja­mi Rosji: „Ale rze­czy­wi­stość woj­ny dopa­dła nas – i chwy­ci­ła od tyłu – i zapła­ci­my za to tym wię­cej, im dłu­żej będzie­my pró­bo­wa­li uni­kać tego spo­tka­nia”[3]. W uję­ciu Schlögla real­ność woj­ny sta­je się nie­pod­wa­żal­nym argu­men­tem pozwa­la­ją­cym podać w wąt­pli­wość jed­no z klu­czo­wych zało­żeń post­mo­der­ni­stów: że nie ist­nie­ją fak­ty, lecz inter­pre­ta­cje. Nowy realizm stoi po stro­nie rze­czy­wi­sto­ści, któ­rej nie bie­rze się w cudzy­słów, a więc stoi po stro­nie rze­czy­wi­sto­ści, a nie jej repre­zen­ta­cji. Jestem prze­ko­na­na, że książ­kę poetyc­ką Sośnic­kie­go nie­przy­pad­ko­wo otwie­ra wiersz Mał­pa, papu­ga. Zawar­ta w nim dedy­ka­cja: „Dla Nor­wi­da i Fer­ra­ri­sa, auto­ra Mani­fe­stu Nowe­go Reali­zmu” sama w sobie jest pew­ne­go rodza­ju pod­po­wie­dzią, a może nawet mani­fe­stem Sośnic­kie­go. Wyda­je mi się, że autor Repre­zen­ta­cji zwie­rząt wycią­ga istot­ne wnio­ski z roz­wa­żań Fer­ra­ri­sa, że myśl wło­skie­go filo­zo­fa towa­rzy­szy mu w całym tomie, nawet jeśli bez­po­śred­nie odwo­ła­nie do Mani­fe­stu Nowe­go Reali­zmu poja­wia się jedy­nie w wier­szu Mał­pa, papu­ga.

Dlatego zakładam, że poeta opowiada się po stronie realizmu. Dlatego też spróbuję udowodnić, że taka – podważająca postmodernistyczną optykę – wizja rzeczywistości jest wpisana w jego poetyckie rozważania.

Nie­przy­pad­ko­wo w dedy­ka­cji obok Fer­ra­ri­sa poja­wia się Nor­wid. Sądzę, że Sośnic­ki odwo­łu­je się do jego wier­sza Ner­wy. W oby­dwu tek­stach mamy do czy­nie­nia z podob­ną dyna­mi­ką opo­wie­ści, zbież­ne są rów­nież nie­któ­re moty­wy – przede wszyst­kim poja­wie­nie się papu­gi, zwier­cia­dła i reali­zmu.

Z roz­dar­tym ser­cem, z nie­chę­cią do nie­spra­wie­dli­we­go świa­ta, któ­re­go real­ność przy­tła­cza, czło­wiek mimo wszyst­ko usi­łu­je zapo­mnieć, odwró­cić się, przejść mimo, jak mil­czą­cy, zadu­ma­ny, obłud­ny fary­ze­usz. W obu tek­stach mamy do czy­nie­nia z kon­tra­stem mię­dzy ludz­kim dra­ma­tem (w wier­szu Nor­wi­da poja­wia­ją się ludzie umie­ra­ją­cy z gło­du, w utwo­rze Sośnic­kie­go – prze­czu­cie, że w lesie doszło do tra­ge­dii) a życiem pozba­wio­nym praw­dzi­wych trosk. W tek­ście Nor­wi­da pęka zwier­cia­dło, nie mamy już do czy­nie­nia z odbi­ciem, ale z praw­dą, „wyma­lo­wa­ne papu­gi” zaś prze­ry­wa­ją mil­cze­nie, reagu­ją dużo bar­dziej zde­cy­do­wa­nie niż czło­wiek. Uży­wa­jąc języ­ka Sośnic­kie­go, moż­na by powie­dzieć, że docho­dzi tutaj do inter­wen­cji repre­zen­ta­cji zwie­rząt. Oczy­wi­ście może­my tak­że zało­żyć, że Nor­wid posłu­żył się iro­nią i uka­zał powierz­chow­ną reak­cję w grun­cie rze­czy obo­jęt­ne­go czło­wie­ka – zamiast czy­nów mamy jedy­nie wznio­słe hasła.

W wier­szu Sośnic­kie­go w róż­nych warian­tach inter­punk­cyj­nych pię­cio­krot­nie powra­ca fra­za: „Idzie­my, idzie­my przez las”, któ­ra jest począt­kiem opo­wie­ści o „złym wspo­mnie­niu” drę­czą­cym pod­miot. Atmos­fe­ra nie­win­nej wyciecz­ki, nie­dziel­nej wypra­wy się zmie­nia; za spra­wą śmie­chu (mał­py? papu­gi?) prze­śla­du­ją­ce­go boha­te­rów wyraź­nie wyczu­wa­my atmos­fe­rę gro­zy potę­go­wa­nej przez ciszę:

Nikt nie wie, nikt nie pamię­ta.
Przez nie­dzie­lę pomno­żo­ną przez sie­dem
idzie­my, idzie­my przez las
i nagle śmiech.

 

I cisza.

 

Po jakim śmie­chu cichość taka?
Po jakim taka próż­nia głu­cha
jak po zabi­ciu kogoś, cze­goś?

 

Kogo, co
zabi­to w tym lesie? [RZ 7]

W tytu­le Sośnic­ki zesta­wia w krót­kim sze­re­gu dwa zwie­rzę­ta, któ­re język pol­ski utoż­sa­mia z pozba­wio­nym reflek­sji naśla­dow­nic­twem; wystar­czy wspo­mnieć tu nace­cho­wa­ne pejo­ra­tyw­nie cza­sow­ni­ki odrze­czow­ni­ko­we: „mał­po­wać” i „papu­go­wać”. Odno­szę jed­nak wra­że­nie, że w wier­szu Sośnic­kie­go zarów­no mał­pa, jak i papu­ga są real­ne i kon­kret­ne, a nie wyab­stra­ho­wa­ne ze związ­ków fra­ze­olo­gicz­nych. Nie­przy­pad­ko­wym obra­zem jest tak­że „Lustrza­na kora drzew” [RZ 6]:

Wła­śnie się w niej przej­rza­ły ryby śpie­wa­ją­ce na całe gar­dło.
I korze­nie szu­mią­ce ponad kona­ra­mi.
I węże pro­sto­li­nij­ne, pro­sto­dusz­ne.
A tak­że stru­mie­nie ciek­ną­ce pod górę,
żeby na niej wytry­snąć fon­tan­ną i fata­mor­ga­ną [RZ 6–7].

W lustrza­nej korze drzew Sośnic­ki celo­wo uka­zu­je świat wyima­gi­no­wa­ny, nie­moż­li­wy, à rebo­urs. Chce w ten spo­sób zwró­cić uwa­gę na zane­go­wa­nie praw rze­czy­wi­sto­ści. Nie po to jed­nak, by pod­wa­żyć jej ist­nie­nie. Post­mo­der­ni­ści sta­li na sta­no­wi­sku, że nie mamy dostę­pu do real­ne­go świa­ta, ale obcu­je­my z jego słow­ną repre­zen­ta­cją, inter­pre­ta­cją – że nie ma nic poza tek­stem. Tego rodza­ju podej­ściu – w nie­upraw­nio­ny spo­sób zrów­nu­ją­ce­mu onto­lo­gię z epi­ste­mo­lo­gią – prze­ciw­sta­wia się Fer­ra­ris. W przed­sta­wio­nej przez nie­go kon­cep­cji nowe­go reali­zmu nie­zwy­kle istot­ne jest pod­kre­śle­nie róż­ni­cy mię­dzy onto­lo­gią a epi­ste­mo­lo­gią. Rze­czy­wi­stość ist­nie­je nie­za­leż­nie od naszej wie­dzy o niej: „Jest rze­czą naj­więk­szej wagi, by nie mylić onto­lo­gii z epi­ste­mo­lo­gią. W prze­ciw­nym razie zacznie obo­wią­zy­wać zasa­da: «nie ist­nie­ją fak­ty, tyl­ko inter­pre­ta­cje»”[4]. Rze­czy­wi­stość, zda­niem wło­skie­go filo­zo­fa, dopad­nie nas nawet wów­czas, kie­dy nie będzie­my umie­li jej nazwać, opi­sać, wyja­śnić. Tak wła­śnie chcia­ła­bym rozu­mieć puen­tu­ją­ce wiersz Sośnic­kie­go pyta­nie: „Kogo, co / zabi­to w tym lesie?”.

Okładka książki Dariusza Sośnickiego pod tytułem „Reprezentacja zwierząt”.
Dariusz Sośnicki, „Reprezentacja zwierząt”, Wrocław: Wydawnictwo Warstwy, 2025.

Sądzę, że podob­ne mecha­ni­zmy dzia­ła­ją w wier­szu Wie­wiór­ka albo Jeden orze­szek, nie wię­cej. To cie­ka­wy przy­kład utwo­ru, w któ­rym motyw zwie­rzę­cy sta­je się pre­tek­stem do mówie­nia o pro­ble­mach natu­ry histo­rycz­nej i spo­łecz­nej. W pierw­szych wer­sach poeta zawarł opis kra­jo­bra­zu:

W kra­jo­bra­zie pła­skim jak stół kraw­ca,
co kra­jał, jak mu sta­wa­ło.
W kra­jo­bra­zie z wie­życz­ką wiej­skie­go kościo­ła,
z wrzo­dem sto­gu, pło­my­kiem sto­do­ły,

 

z kolo­rat­ką lasu na hory­zon­cie,
w nega­ty­wie, a jak­że [RZ 14].

Uwa­gę od razu przy­ku­wa sfor­mu­ło­wa­nie „pło­myk sto­do­ły”. Nie z powo­du uży­tej przez Sośnic­kie­go nie­ba­nal­nej meta­fo­ry dopeł­nia­czo­wej, ale dla­te­go, że sło­wo „sto­do­ła” w połą­cze­niu ze sło­wem „pło­myk” przy­wo­dzi na myśl tra­gicz­ną histo­rię Jedwab­ne­go. Kolej­nym trau­ma­tycz­nym miej­scem w dwu­dzie­sto­wiecz­nej histo­rii pol­ski jest brzo­zo­wy lasek ze zbio­ro­wy­mi gro­ba­mi. W utwo­rze bole­śnie przy­ku­wa uwa­gę zdrob­nie­nie:

W brzo­zo­wym zagaj­ni­ku
z mogił­ka­mi w śnie­gu [RZ 14].

Pej­zaż, któ­ry Sośnic­ki szki­cu­je w Wie­wiór­ce…, zde­cy­do­wa­nie nie jest nie­win­ny. Kolej­ny raz powra­ca­ją wspo­mnie­nia woj­ny i zwią­za­nej z nią śmier­ci. Nie nale­ży więc dzi­wić się, że poeta w odważ­ny i bez­po­śred­ni spo­sób podej­mu­je temat aktu­al­nych dzia­łań zbroj­nych. Cykl Czte­ry kart­ki z dzien­ni­ka cza­su woj­ny skła­da się na dru­gą część tomu, noszą­cą tytuł Inne wier­sze. Chcia­ła­bym uważ­niej przyj­rzeć się trze­cie­mu ogni­wu tego cyklu, zaty­tu­ło­wa­ne­mu Myśle­nie o gra­ni­cach w 11. dniu woj­ny albo Sześć lwów, sześć tygry­sów, lika­on i dwa kara­ka­le, w któ­rym Sośnic­ki przy­bli­ża czy­tel­ni­ko­wi histo­rię rato­wa­nia zwie­rząt z ukra­iń­skie­go azy­lu. Ta nie­zmier­nie egzo­tycz­na repre­zen­ta­cja zwie­rząt, któ­ra spod Kijo­wa dotar­ła do poznań­skie­go ogro­du zoo­lo­gicz­ne­go, przez jego dyrek­tor­kę, Ewę Zgrab­czyń­ską, zosta­ła uwznio­ślo­na, okre­ślo­na jako „sym­bol wol­nej Ukra­iny”[5]. Sośnic­ki zda­je asce­tycz­ną rela­cję z akcji ratun­ko­wej i wyłącz­nie puen­ta spra­wia, że zaczy­na­my myśleć o tym utwo­rze jako o wier­szu:

W nocy ze śro­dy na czwar­tek
zwie­rzę­ta zna­la­zły się

 

na gra­ni­cy [RZ 39].

Zabieg wła­ści­wie banal­ny – prze­rzut­nia, któ­ra spra­wia, że sfor­mu­ło­wa­nie „zna­la­zły się // na gra­ni­cy” zysku­je potrój­ne zna­cze­nie. Przy­wo­ła­ny tekst moż­na rozu­mieć sze­ro­ko – jako opis kon­dy­cji zwie­rzę­cia, ale rów­nież pod­mio­tu, czło­wie­ka, poety, znaj­du­ją­cych się na gra­ni­cy wytrzy­ma­ło­ści. Moż­na tak­że poj­mo­wać go wąsko – w takim uję­ciu gra­ni­ca z ostat­nie­go wer­su była­by toż­sa­ma z przej­ściem gra­nicz­nym. Trze­cia inter­pre­ta­cja zakła­da z kolei myśle­nie o sta­tu­sie zwie­rzę­cia jako ofia­ry woj­ny, jak­by­śmy zbli­ża­li się do prze­kro­cze­nia gra­ni­cy mię­dzy zwie­rzę­ciem a czło­wie­kiem.

Kolej­nym nie­zwy­kle poru­sza­ją­cym wier­szem Sośnic­kie­go jest utwór Łastocz­ka i Lele­ka albo Ata­wi­zmy, w któ­rym o woj­nie mówi się za pomo­cą nawią­zań do orni­to­lo­gii. Autor ukry­wa nie­zmier­nie bole­sny obraz poetyc­ki pod pta­si­mi pseu­do­ni­ma­mi i lek­ką for­mą metrycz­ną. Tekst ten każe nam posta­wić pyta­nie o sta­tus mena­że­rii Sośnic­kie­go, o to, jakie histo­rie opo­wia­da poeta, gdy wyko­rzy­stu­je repre­zen­ta­cję zwie­rząt. Twór­ca wyja­śnia w przy­pi­sie[6], że rosyj­ska Łastocz­ka (jaskół­ka) i ukra­iń­ska Lele­ka (bocian) są dro­na­mi bojo­wy­mi. Utwór Łastocz­ka i Lele­ka… pisa­ny jest dwu­na­sto­zgło­skow­cem, wyraź­nie prze­wa­ża w nim rytm sze­ścio­sto­pow­ca tro­che­icz­ne­go ze śred­niów­ką po czwar­tej syla­bie. Waż­nym zabie­giem jest doda­nie przy­pi­su dol­ne­go – dys­ty­chu pisa­ne­go tym samym rodza­jem wier­sza regu­lar­ne­go. Sądzę, że przy­pis ten jest rodza­jem uszko­dze­nia, roze­rwa­nia, że potę­gu­je obraz domów zruj­no­wa­nych w wyni­ku dzia­łań wojen­nych:

W porze sje­sty czar­no­zie­mu, no bo czy­jej,
o godzi­nie mar­twej z hakiem, tak się zda­rza,

 

że Łastocz­ka z jed­nej stro­ny, a Lele­ka
z dru­giej zerwą się z uwię­zi, no i trze­ba

 

pły­nąć krau­lem pod gwiaz­da­mi z dwóch stron naraz*
pod zęba­tą reszt­kę domu, gdzie jak zwy­kle

 

pod fra­mu­gą, któ­rej nie ma, śpi Łastocz­ka,
a na dachu, któ­ry znik­nął, śpi Lele­ka.
___
* One nie są rów­nie dobre, skąd­że zno­wu,
te dwie stro­ny – w porze sje­sty czar­no­zie­mu.

Kon­trast mię­dzy regu­lar­no­ścią wier­sza a roz­dzie­ra­ją­cym go przy­pi­sem spra­wia, że zaczy­na­my myśleć o ukra­iń­skiej codzien­no­ści, któ­rą bru­tal­nie prze­rwa­ła woj­na. Uświa­da­mia­my sobie wów­czas, że ruiny nie są meta­fo­rą, że są real­ne.

Zda­ję sobie spra­wę, że wyeks­po­no­wa­łam tyl­ko jeden wątek Repre­zen­ta­cji zwie­rząt i pomi­nę­łam poetyc­ko naj­cie­kaw­szą, ostat­nią część, zaty­tu­ło­wa­ną Osiem scen z życia repre­zen­ta­cji zwie­rząt. Fan­ta­zja, w któ­rej Sośnic­ki odsy­ła czy­tel­ni­ka mię­dzy inny­mi do ryci­ny z Biblii hebraj­skiej znaj­du­ją­cej się w Biblio­te­ce Ambro­zjań­skiej w Medio­la­nie[7]. Chcia­łam jed­nak poka­zać waż­ną dla mnie ścież­kę lek­tu­ry, któ­ra rzu­ca nowe świa­tło na dostrze­gal­ny w tomie motyw roz­pa­du oraz nie­ustan­ne balan­so­wa­nie twór­cy na gra­ni­cy poetyc­ko­ści.

[1] M. Śnie­dziew­ska, W wie­lo­po­ko­le­nio­wej rodzi­nie poetyc­kiej, „Nowy Napis Co Tydzień”, onli­ne: https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-158/artykul/w‑wielopokoleniowej-rodzinie-poetyckiej [dostęp: 6.08.2025].

[2] D. Sośnic­ki, Repre­zen­ta­cja zwie­rząt, Wro­cław: War­stwy, 2025. Wszyst­kie przy­to­cze­nia loka­li­zu­ję bez­po­śred­nio w tek­ście głów­nym, po skró­cie RZ poda­jąc numer stro­ny.

[3] M. Fer­ra­ris, Mani­fest Nowe­go Reali­zmu, tłum. J. Ugniew­ska, Gdańsk: słowo/obraz tery­to­ria, 2023, s. IV [okład­ka].

[4] Tam­że, s. 40.

[5] „Są to kolej­ne oca­lo­ne zwie­rzę­ta, będą­ce sym­bo­lem wol­nej Ukra­iny. Tak jak nie zgi­nął duch w tych tygry­sach, kara­ka­lach, lwach, któ­re wal­czy­ły o życie i sta­ra­ły się w tym trans­por­cie prze­trwać, tak duch nie zgi­nął w ludziach, któ­rzy nawet nie myślą o ochro­nie wła­sne­go życia, tyl­ko o ochro­nie życia innych współ­o­by­wa­te­li i wła­snych zwie­rząt”. W. Błasz­czyk, Zwie­rzę­ta z azy­lu pod Kijo­wem są już w Pozna­niu. „Była to wal­ka z cza­sem, woj­ną i wła­snym stre­sem”, „Głos Wiel­ko­pol­ski”, onli­ne: https://gloswielkopolski.pl/zwierzeta-z-azylu-pod-kijowem-sa-juz-w-poznaniu-byla-to-walka-z-czasem-wojna-i-wlasnym-stresem/ar/c1-16080497 [dostęp: 6.08.2025].

[6] Myślę, że wspo­mnia­ny przy­pis – bły­ska­wicz­nie napro­wa­dza­ją­cy czy­tel­ni­ka na wła­ści­wy trop – nie musiał się poja­wić w tomie. By jed­nak oddać poecie spra­wie­dli­wość, dodam, że pod­po­wiedź ta zosta­ła zamiesz­czo­na dopie­ro w Notach na koń­cu książ­ki, więc Sośnic­ki zosta­wił odbior­cy prze­strzeń do samo­dziel­nej inter­pre­ta­cji utwo­ru.

[7] Zob. onli­ne: https://www.researchgate.net/figure/Above-Behemouth-Leviathan-Ziz-griffin-Below-Feast-of-the-Righteous-Ambrosiana_fig1_313444725 [dostęp: 6.08.2025].

– polonistka i italianistka, pracuje w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego.

więcej →

– poeta, tłumacz z języka angielskiego i redaktor.

więcej →

Powiązane teksty

14.08.2025
Recenzje

Ziemia Ulro jako doskonały narkotyk

Wyrok odczytać można zgodnie ze słynnym zdaniem Blake’a: ,,Nadmiar smutku się śmieje”. Pożoga wojenna, bezsens istnienia, nadchodząca śmierć i metafizyczny akcent w zakończeniu: to wszystko można obrócić w szekspirowski żart. Z dziwacznych metafor padających w tekście, z mrocznego obrazowania wychodzi swoisty danse macabre, którego wyczucie ma niewątpliwie każdy szanujący się dramatopisarz.