Ale dramat!

Kie­dy zaczy­na­łam pisać tek­sty dra­ma­tycz­ne, nie wie­dzia­łam, że wcho­dzę w świat funk­cjo­nu­ją­cy wpraw­dzie w cen­trum języ­ka, ale na pogra­ni­czu lite­ra­tu­ry. Co w ogó­le zna­czy to całe pogra­ni­cze? Jest dobrze czy też pogrzeb? Odpo­wiedź nie jest pro­sta, ponie­waż pocią­ga za sobą kolej­ne i kolej­ne pyta­nia – na przy­kład: komu jesz­cze bra­ku­je dra­ma­tu?

Jestem pisar­ką, publi­ku­ję pro­zę od prze­szło osiem­na­stu lat, mam za sobą doświad­cze­nia fil­mo­we, ale z per­spek­ty­wy cza­su za naj­bar­dziej for­ma­tyw­ne uwa­żam wła­śnie moje doświad­cze­nia teatral­ne. Moje począt­ki z dra­ma­tem były wcze­sne i burz­li­we. Wycho­wa­łam się w miej­sco­wo­ści wyklu­czo­nej teatral­nie, do naj­bliż­sze­go teatru insty­tu­cjo­nal­ne­go (Teatr Maska w Rze­szo­wie) mia­łam dzie­więć­dzie­siąt sześć kilo­me­trów, co spra­wia­ło, że wyjaz­dy na spek­ta­kle były rzad­kie i zawsze wyjąt­ko­we. Od cza­su do cza­su w Miej­skim Domu Kul­tu­ry w Sta­lo­wej Woli moż­na było obej­rzeć spek­ta­kle gościn­ne, ale bile­ty zwy­kle zni­ka­ły, zanim infor­ma­cja o wysta­wie­niu sztu­ki roz­cho­dzi­ła się po oko­li­cy, szcze­gól­nie poza mia­stem. W tej sytu­acji jedy­nym wyj­ściem pozo­sta­wa­ło oglą­da­nie Teatru Tele­wi­zji i fil­mo­wych adap­ta­cji sztuk teatral­nych. Do dziś mam gdzieś na kase­cie VHS Juliu­sza Ceza­ra z 2006 roku w reży­se­rii Jana Engler­ta, spek­takl nagra­ny na jakiejś komu­nii, ale naj­więk­sze wra­że­nie i tak robi­ły dra­ma­ty Shakespeare’a w kino­wym wyda­niu – myślę przede wszyst­kim o Tytu­sie Andro­ni­ku­sie w reży­se­rii Julie Tay­mor, któ­ry zatrzy­mał mnie na dość dłu­go. Kadr przed­sta­wia­ją­cy Lawi­nię z paty­ka­mi w miej­scu obcię­tych dło­ni przy­kle­ił mi się do wewnętrz­nej stro­ny powiek i wra­cał wie­lo­krot­nie w moich opo­wia­da­niach.

Po prze­pro­wadz­ce do Kra­ko­wa z jed­nej stro­ny zyska­łam łatwy dostęp do teatru, ale z dru­giej stro­ny mia­łam nie­od­par­te wra­że­nie, że bra­ku­je mi umie­jęt­no­ści, narzę­dzi i języ­ka, żeby stać się odbior­czy­nią tego medium. Z tego powo­du w teatrach insty­tu­cjo­nal­nych bywa­łam rzad­ko, wybie­ra­łam przy­stęp­ny reper­tu­ar i zwy­kle szu­ka­łam winy w sobie, zwłasz­cza jeśli sztu­ka oka­zy­wa­ła się nie­zro­zu­mia­ła, nud­na czy trud­na. Na szczę­ście to zmie­ni­ło się dosyć szyb­ko wraz z odkry­ciem prze­ze mnie teatru (wów­czas) Pań­stwo­wej Wyż­szej Szko­ły Teatral­nej im. Sta­ni­sła­wa Wyspiań­skie­go. Był to mój pierw­szy kon­takt z nowy­mi tek­sta­mi dra­ma­tycz­ny­mi, czę­sto poda­ny­mi w eks­pe­ry­men­tal­ny spo­sób; dodat­ko­wo moż­na było poga­dać ze stu­den­ta­mi, więc nie­raz cał­kiem spo­rą gru­pą ury­wa­li­śmy się z labo­ra­to­riów, żeby zdą­żyć na przed­sta­wie­nie w środ­ku tygo­dnia. Pamię­tam, że po wyj­ściu z Na koń­cu łań­cu­cha Mate­usza Paku­ły (reży­se­ria Eva Ryso­va, 2012 rok, o ile się nie mylę, gościn­ny pokaz po pre­mie­rze w Teatrze Oster­wy) już wie­dzia­łam, że zro­bię wszyst­ko, żeby pra­co­wać w teatrze.

Jak więc wyglą­da świat trzy­na­ście lat póź­niej?

Skom­pli­ko­wa­nie.

Zaczę­łam od dosyć śmia­łej tezy, że dra­mat sytu­uje się gdzieś na pogra­ni­czu lite­ra­tu­ry, ale sama rozu­miem to raczej jako styk róż­nych dzie­dzin sztu­ki. Wia­do­mo zaś, że na sty­ku tego rodza­ju zawsze dzie­ją się rze­czy naj­cie­kaw­sze. Oto nagle arse­nał narzę­dzi twór­czych wycho­dzi poza samo sło­wo – roz­sze­rza się o muzy­kę, ele­men­ty fil­mo­we, rzeź­bę, malar­stwo, mul­ti­me­dia, czy­li – w naj­więk­szym skró­cie – sze­ro­ko poję­te sztu­ki audio­wi­zu­al­ne. Daje to twór­com pole do popi­su, mogą oni puścić wodze fan­ta­zji i nie mar­twić się budże­tem, przy­naj­mniej przez pewien czas. Dla mnie dodat­ko­wą war­to­ścią jest ten etap pra­cy, któ­ry zakła­da dopusz­cze­nie do pro­ce­su innych twór­ców (reży­se­ra, sce­no­gra­fa, kom­po­zy­to­ra, zespół aktor­ski i reali­za­tor­ski). Odmie­nia to tro­chę spo­sób, w jaki dzia­łam; zastę­pu­je samot­ne prze­sia­dy­wa­nie przy kom­pu­te­rze czy nad pustą kart­ką papie­ru – a wła­śnie tym w dużej mie­rze jest dla mnie pisa­nie: bok­so­wa­niem się ze świa­tem bez żad­ne­go wspar­cia.

Nierzadko jest to błogosławieństwem i daje niemal demiurgiczną kontrolę nad kreowaną przestrzenią, ale bywa i tak, że człowiek się męczy, więc odmianę zwykle witam z otwartymi rękami i szaleństwem w oczach.

Nie­daw­no mia­łam oka­zję wziąć udział w dys­ku­sji o tym, komu jesz­cze potrzeb­ny jest dra­mat. W jej trak­cie Aga­ta Dąbek, dobra dusza i orę­dow­nicz­ka pol­skiej sce­ny dra­ma­to­pi­sar­skiej, powie­dzia­ła nie­zwy­kle waż­ne zda­nie, któ­re nale­ża­ło­by uznać za pod­sta­wę naszych roz­wa­żań – otóż każ­dy tekst jest wyda­rze­niem, więc powi­nien być trak­to­wa­ny jak wyda­rze­nie. Obec­nie jed­nak tek­sty dra­ma­tycz­ne mają dużo mniej­sze zna­cze­nie w obie­gu lite­rac­kim, niż powin­ny, więc czę­sto prze­cho­dzą bez echa, nie wywo­łu­ją żad­nej reak­cji, prze­pa­da­ją w gąsz­czu kolej­nych dzieł.

Ten pro­blem ma zło­żo­ne przy­czy­ny. Przede wszyst­kim war­to popra­co­wać nad zwięk­sze­niem licz­by omó­wień dra­ma­tu, żeby w więk­szej mie­rze nagła­śniać sztu­ki dra­ma­tycz­ne, budo­wać należ­ne im miej­sce w kry­ty­ce lite­rac­kiej, a nie miej­sce sie­ro­ce gdzieś na wąskim paśmie zie­mi niczy­jej mię­dzy lite­ra­tu­rą a teatro­lo­gią. Nawet jeśli tek­sty nie są reali­zo­wa­ne na sce­nie, powin­ny wciąż być dys­ku­to­wa­ne, a przede wszyst­kim publi­ko­wa­ne.

Wła­śnie: gdzie zna­leźć współ­cze­sne tek­sty dra­ma­tycz­ne? Wbrew pozo­rom nie jest to wca­le zbyt trud­ne, lecz fakt ten nie ma więk­sze­go wpły­wu na ich widocz­ność. Wiel­ka baza sztuk nomi­no­wa­nych i nagro­dzo­nych jest udo­stęp­nia­na przy oka­zji kon­kur­sów dra­ma­tycz­nych, takich jak na przy­kład Gdyń­ska Nagro­da Dra­ma­tur­gicz­na, Nagro­da Dra­ma­tur­gicz­na im. Tade­usza Róże­wi­cza czy Stre­fy Kon­tak­tu, orga­ni­zo­wa­ne przez Wro­cław­ski Teatr Współ­cze­sny (war­to dodać: utwo­ry dostęp­ne są za dar­mo). Następ­nie mamy anto­lo­gie tek­stów dra­ma­tycz­nych: prze­kro­jo­we doty­czą­ce jed­ne­go twór­cy, jed­ne­go tema­tu albo sta­no­wią­ce zapis warsz­ta­tów, jak było w przy­pad­ku warsz­ta­tów Nasz Głos, orga­ni­zo­wa­nych przez Aga­tę Dąbek w Naro­do­wym Sta­rym Teatrze w Kra­ko­wie, któ­re przy­nio­sły rezul­tat w posta­ci e‑booka. Mia­łam szczę­ście uczest­ni­czyć w tym przed­się­wzię­ciu wraz z Ish­bel Sza­traw­ską, Elką Łap­czyń­ską i Alek­san­drą Byr­ską. Nie­mniej bez odpo­wied­nie­go wspar­cia medial­ne­go wszel­kie tego rodza­ju zapi­sy tra­fia­ją do sfe­ry, któ­rą moż­na okre­ślić jako lim­bo, i tam czę­sto zosta­ją zapo­mnia­ne.

Na począt­ku dro­gi dra­ma­to­pi­sar­skiej, czy­li po napi­sa­niu pierw­sze­go tek­stu, moż­li­wo­ści publi­ka­cyj­ne auto­ra są ogra­ni­czo­ne, ponie­waż nie­ste­ty do wybo­ru pozo­sta­ją jedy­nie cza­so­pi­sma zwią­za­ne stric­te z teatrem (jak na przy­kład „Dia­log”). Pamię­tam, że po uka­za­niu się tam jed­ne­go z moich dra­ma­tów byłam peł­na nadziei, że teraz otwo­rzy się nie­bo, zaśpie­wa­ją che­ru­bi­ny, więc mogę już tań­czyć polo­ne­zy na uli­cach wio­dą­cych do reali­za­cji tek­stu na sce­nie. Jakież było moje roz­cza­ro­wa­nie, gdy bodaj osiem lat póź­niej we wspo­mnia­nej spra­wie wciąż nie wyda­rzy­ło się nic! – i to mimo moich wysił­ków i prób dotar­cia do dyrek­to­rów teatrów czy reży­se­rów. Miej­sca dla pro­zy na ryn­ku cza­so­pism jest dużo wię­cej: mamy „Pismo”, „Twór­czość”, „Znak”, „Czas Lite­ra­tu­ry”. Dobrym roz­wią­za­niem było­by wydzie­le­nie prze­strze­ni publi­ka­cji rów­nież dla tek­stów dra­ma­tycz­nych, co zwięk­szy­ło­by zasięg dra­ma­tu, spra­wi­ło, że zosta­wiał­by on po sobie ślad, pro­wo­ko­wał do roz­mo­wy. Wkrót­ce miej­sce tego rodza­ju ma zna­leźć się wła­śnie w „Cza­sie Lite­ra­tu­ry” (od nume­ru 3/2025 już regu­lar­nie; wcze­śniej spo­ro dra­ma­tu było w nume­rze 2/2024). Trzy­mam kciu­ki, żeby sta­ło się to począt­kiem nowej prak­ty­ki rów­nież w innych pismach lite­rac­kich.

Wciąż za mało dra­ma­tów jest publi­ko­wa­nych w for­mie książ­ko­wej przez wydaw­nic­twa. Poja­wia­ją się wpraw­dzie wyjąt­ki, jak choć­by dosko­na­ły tekst Żywot i śmierć pana Her­sha Lib­ki­na z Sacra­men­to w sta­nie Kali­for­nia Ish­bel Sza­traw­skiej – zauwa­żo­ny i sze­ro­ko komen­to­wa­ny – a tak­że dra­ma­ty Wero­ni­ki Murek i Doro­ty Masłow­skiej, ale wszyst­ko to w nie­wiel­kim stop­niu wpły­wa na popra­wę sytu­acji dra­ma­to­pi­sa­rzy. Oka­zji do dru­ku jest nie­wie­le, a ewen­tu­al­nym roz­mo­wom z wydaw­ca­mi czę­sto towa­rzy­szy ich gest roz­kła­da­nia rąk, ponie­waż prze­cież nikt w Pol­sce dra­ma­tów nie czy­ta, a jeśli nikt nie czy­ta, to i nikt nie kupi.

W ten sposób prostą drogą docieramy do problemu systemowego, tak – zakorzenionego w edukacji!

Obec­nie w szko­łach oma­wia się raczej tek­sty kla­sycz­ne, w pod­sta­wie pro­gra­mo­wej próż­no szu­kać współ­cze­sne­go dra­ma­tu, więc jeśli w szko­le nie uda się zachę­cić uczniów do obco­wa­nia z dra­ma­tem, to trud­no potem wal­czyć z dłu­go­fa­lo­wy­mi skut­ka­mi tego rodza­ju nie­do­pa­trzeń. Tym­cza­sem dra­mat jest dosko­na­łą for­mą pro­mo­cji czy­tel­nic­twa wśród mło­dych odbior­ców – są to bowiem czę­sto tek­sty krót­kie, dyna­micz­ne, opa­trzo­ne dida­ska­lia­mi, roz­bu­dza­ją­ce wyobraź­nię. Świet­nym roz­wią­za­niem mogło­by być zapra­sza­nie dra­ma­to­pi­sa­rzy na szkol­ne warsz­ta­ty, spo­tka­nia i dys­ku­sje o tek­stach. Zna­ko­mi­ty rezul­tat przy­nio­sły­by rów­nież z pew­no­ścią pró­by wysta­wia­nia przez dzie­ci i mło­dzież wła­snych spek­ta­kli (co zda­rza się oczy­wi­ście w róż­nych pla­ców­kach, ale nie wszę­dzie). War­to by doło­żyć do tego szer­szą współ­pra­cę mię­dzy teatra­mi a szko­ła­mi – kla­so­we wyj­ścia na przed­sta­wie­nia w połą­cze­niu ze spo­tka­niem z zespo­łem czy ze zwie­dza­niem budyn­ku teatru, ponie­waż pod­glą­da­nie magii, któ­ra dzie­je się za kuli­sa­mi, roz­bu­dza kre­atyw­ność uczniów i zachę­ca ich do wła­snych poszu­ki­wań twór­czych. Kie­dy pierw­szy raz mogłam wejść w sam śro­dek „brzu­cha” Sta­re­go Teatru, z tru­dem mnie stam­tąd póź­niej wypro­szo­no.

Pod­czas sie­dem­na­stej edy­cji Mię­dzy­na­ro­do­we­go Festi­wa­lu Teatral­ne­go Boska Kome­dia odby­ła się roz­mo­wa Dra­mat w potrze­bie, w któ­rej udział wzię­li Mate­usz Paku­ła, Ish­bel Sza­traw­ska, Joan­na Opa­rek, Prze­my­sław Pilar­ski i Aga­ta Dąbek. Na stro­nie „Dia­lo­gu” moż­na prze­czy­tać skró­co­ny zapis tej roz­mo­wy (gorą­co pole­cam!), któ­ra kon­kret­nie pod­su­mo­wu­je pro­ble­my z widocz­no­ścią dra­ma­tów, ale moją uwa­gę zwró­cił przede wszyst­kim pewien głos z publicz­no­ści. Jed­na z widzek traf­nie zauwa­ży­ła, że oprócz bile­tów i pro­gra­mu w kasie teatru dostęp­ne powin­ny być rów­nież wyda­ne tek­sty, któ­rych reali­za­cje moż­na zoba­czyć na sce­nie. Według mnie jest to świet­ny pomysł, ini­cja­ty­wa war­ta zain­te­re­so­wa­nia – przede wszyst­kim dzię­ki temu dra­ma­ty mia­ły­by w koń­cu szan­sę zdo­być uwa­gę widzów zarów­no jako ele­ment spek­ta­klu, jak i nie­za­leż­ne dzie­ło. Poja­wia­ją się gło­sy kwe­stio­nu­ją­ce zasad­ność wyda­wa­nia poje­dyn­czych – niszo­wych w dodat­ku – dra­ma­tów, ale w kon­tek­ście teatru, a więc gra­ne­go przed­sta­wie­nia i toczą­cej się wokół nie­go dys­ku­sji, dra­ma­ty mogły­by prze­stać ucho­dzić za niszo­we. Jestem pew­na, że nie­je­den widz i nie­jed­na widz­ka po powro­cie ze spek­ta­klu chęt­nie się­gnę­li­by po tekst. To szan­sa, żeby móc spo­koj­nie wró­cić do przed­sta­wie­nia, zatrzy­mać się nad par­tia­mi, któ­re mogły być trud­ne, nie­zro­zu­mia­łe czy choć­by zwy­czaj­nie zabaw­ne, albo żeby po pro­stu prze­żyć dru­gi raz doświad­cze­nie teatral­ne, wyko­rzy­stu­jąc inne środ­ki – i zro­bić to w domo­wym zaci­szu czy gdzie­kol­wiek ktoś sobie tego zaży­czy.

W tym miejscu dodam jedynie, że według doniesień uczestników na wspomniane spotkanie „Dramat w potrzebie”, na którym przecież dyskutowano o kondycji dramatu, nie przyszedł ani żaden reżyser, ani żaden dyrektor teatru.

Bra­łam udział w warsz­ta­tach Cen­trum Dra­ma­tu Naj­now­sze­go, pro­wa­dzo­nych przez Mate­usza Paku­łę i Jaku­ba Rosz­kow­skie­go w Teatrze im. Juliu­sza Sło­wac­kie­go w Kra­ko­wie, gdzie w ramach wyda­rzeń towa­rzy­szą­cych orga­ni­zo­wa­no czy­ta­nia per­for­ma­tyw­ne. Mie­li­śmy oka­zję zapo­znać się z tek­stem dra­ma­tycz­nym, któ­ry następ­nie wysta­wia­no na sce­nie, mogli­śmy tak­że wziąć udział w dys­ku­sji z twór­ca­mi, a póź­niej omó­wić to wszyst­ko na warsz­ta­tach. Przy­znam, że było to dla mnie jed­nym z naj­war­to­ściow­szych doświad­czeń w pozna­wa­niu teatru (dzię­ki Remi­giu­szo­wi Brzy­ko­wi odkry­łam Caryl Chur­chill!). Myślę, że moż­na by wymy­ślić nie­co zmo­dy­fi­ko­wa­ne roz­wią­za­nia, któ­re spraw­dzą się poza warsz­ta­ta­mi, na przy­kład w szko­le czy w samych teatrach. Nie mówię, że to się nie dzie­je, ale im wię­cej takich ini­cja­tyw, tym lepiej!

Myślę, że bez wyjąt­ku może­my zgo­dzić się z jed­nym: pol­ski dra­mat stoi na napraw­dę wyso­kim pozio­mie lite­rac­kim, mamy wspa­nia­łych twór­ców i twór­czy­nie, cią­gle powsta­ją waż­ne i inspi­ru­ją­ce tek­sty. Dla­cze­go więc dra­ma­to­pi­sa­rzom i dra­ma­to­pi­sar­kom tak trud­no dostać się z kart­ki na sce­nę?

Debiu­to­wa­łam w Sta­rym Teatrze w Kra­ko­wie spek­ta­klem Głę­biej w reży­se­rii Mał­go­rza­ty Wdo­wik, co było rezul­ta­tem warsz­ta­tów Nasz Głos, o któ­rych pisa­łam powy­żej. Kil­ka dni po pre­mie­rze ogło­szo­no lock­down, co unie­moż­li­wi­ło dal­sze insce­ni­za­cje, ponie­waż teatry po pro­stu prze­sta­ły dzia­łać (cho­ciaż nasz pla­kat wisiał w mie­ście nie­mal do koń­ca izo­la­cji). Kolej­ne spek­ta­kle i czy­ta­nia orga­ni­zo­wa­łam już w duecie z Toma­szem Kaczo­row­skim – wspa­nia­łym, empa­tycz­nym reży­se­rem, któ­re­go pozna­łam w trak­cie warsz­ta­tów Cen­trum Dra­ma­tu Naj­now­sze­go. W przy­szłym roku wraz z Bar­ba­rą Ben­dyk zre­ali­zu­je­my Atlas Pta­ków we Wro­cław­skim Teatrze Współ­cze­snym w ramach nagro­dy, któ­rą wyróż­nio­no tekst w kon­kur­sie Stre­fy Kon­tak­tu.

Oprócz tego nie­ustan­nie od lat wysy­łam swo­je sztu­ki do dyrek­to­rów teatrów w całej Pol­sce, lecz tą dro­gą nigdy nie uda­ło mi się niko­go prze­ko­nać do wysta­wie­nia spek­ta­klu. Naj­czę­ściej teatry po pro­stu nie odpi­su­ją, eks­tre­mal­nie rzad­ko moż­na dostać odpo­wiedź z uza­sad­nie­niem odmo­wy, wów­czas jest to dowód na to, że z tek­stem w ogó­le ktoś się zapo­znał. Z roz­mów ze zna­jo­my­mi z bran­ży wyni­ka, że poko­na­nie dro­gi tego rodza­ju – a więc pro­wa­dzą­cej od tek­stu do spek­ta­klu – jest prak­tycz­nie nie­moż­li­we, dla­te­go naj­efek­tyw­niej­szym wyj­ściem (oprócz udzia­łu w kon­kur­sach i warsz­ta­tach) jest współ­pra­ca z reżyserem/reżyserką. Nie­ste­ty, sta­no­wi to duży pro­blem, ponie­waż obec­nie teatry naj­czę­ściej zapra­sza­ją do współ­pra­cy nie dra­ma­to­pi­sa­rzy, lecz reży­se­rów. Ci ostat­ni zaś w znacz­nej mie­rze dzia­ła­ją w tan­de­mach lub sami piszą tek­sty. Wie­le reali­zo­wa­nych dziś spek­ta­kli opar­tych jest na tek­stach zmon­to­wa­nych z innych sztuk. Dla­te­go jeśli nie ma się oso­by reży­se­ru­ją­cej, to ma się pro­blem.

Co więc moż­na zro­bić oprócz sie­dze­nia i pła­ka­nia? Dosko­na­łym wyj­ściem było­by skon­stru­owa­nie plat­for­my umoż­li­wia­ją­cej pozna­nie się reży­se­rów i dra­ma­to­pi­sa­rzy o podob­nej wraż­li­wo­ści i zbli­żo­nych zain­te­re­so­wa­niach arty­stycz­nych – albo po pro­stu inspi­ru­ją­cych się nawza­jem. Dla osób spo­za świa­ta teatru nawią­za­nie tego rodza­ju zna­jo­mo­ści jest ogrom­nie trud­ne, pozo­sta­je im więc jedy­nie budo­wa­nie wła­snej pozy­cji dzię­ki uczest­nic­twu w kon­kur­sach czy warsz­ta­tach. Teatr im. Wan­dy Sie­masz­ko­wej w Rze­szo­wie orga­ni­zu­je Sce­nę Nowej Dra­ma­tur­gii, co pozwa­la reży­se­rom spo­tkać się z dra­ma­to­pi­sa­rza­mi i pod­jąć z nimi współ­pra­cę. Było­by świet­nie, gdy­by sze­ro­ko poję­te pit­chin­gi orga­ni­zo­wa­no czę­ściej i w róż­no­ra­kiej for­mie – przy samych teatrach, w szko­łach teatral­nych albo na festi­wa­lach.

War­to sko­rzy­stać z roz­wią­zań bran­ży fil­mo­wej, gdzie pit­chin­gi są na porząd­ku dzien­nym. Świet­nym przy­kła­dem jest Script Fie­sta, festi­wal sce­na­rzy­stów w War­szaw­skiej Szko­le Fil­mo­wej, w któ­re­go ramach odby­wa się Pitch Fie­sta – naj­waż­niej­si pol­scy pro­du­cen­ci cze­ka­ją w wiel­kiej sali na sce­na­rzy­stów z pomy­sła­mi i w cią­gu kil­ku minut roz­mo­wy moż­na prze­ko­nać kogoś do dal­szej współ­pra­cy. Jedy­nym wymo­giem jest wcze­śniej­sza reje­stra­cja: nie trze­ba mieć żad­nych wiel­kich doko­nań, liczą się pomysł i oso­bo­wość. Z podob­ne­go roz­wią­za­nia korzy­sta Sto­wa­rzy­sze­nie Fil­mow­ców Pol­skich: w ramach orga­ni­zo­wa­nych przez nie cyklicz­nych pit­chin­gów (SFPitch) moż­na wystą­pić na sce­nie, zapre­zen­to­wać swój pomysł i zbie­rać dane kon­tak­to­we pro­du­cen­tów. Myślę, że rów­nież dra­ma­to­pi­sa­rzom dało­by się zapew­nić ana­lo­gicz­ną oka­zję do zain­te­re­so­wa­nia swo­ją pra­cą reży­se­rów czy dyrek­to­rów teatrów.

W naj­szer­szym uję­ciu sce­na­rzy­ści tak­że wca­le nie mają lek­ko: czę­sto pra­cu­ją za dar­mo, czę­sto za dłu­go, czę­sto jedy­nie za obiet­ni­cę, że być może kie­dyś coś z tego będzie (a być może nigdy). Jak­by wszy­scy odpo­wie­dzial­ni za sło­wo – sta­no­wią­ce pod­sta­wę szer­szych dzia­łań twór­czych – byli na koń­cu łań­cu­cha, naj­czę­ściej zja­da­ni i prze­tra­wia­ni, żeby użyź­nić gle­bę, z któ­rej wyro­sną następ­ni sce­na­rzy­ści, peł­ni zapa­łu i ide­ałów w ser­cu (jak na przy­kład niżej pod­pi­sa­na), mamie­ni legen­dą, że kie­dyś komuś się uda­ło.

Nie­mniej sce­na­rzy­ści mają swój festi­wal, więc było­by napraw­dę cudow­nie, gdy­by dra­ma­to­pi­sa­rze tak­że dosta­li swój! Wów­czas od ręki moż­na by wyko­rzy­stać te wszyst­kie pomy­sły, któ­re tu poda­ję, dorzu­ca­jąc jesz­cze spo­tka­nia autor­skie, na przy­kład orga­ni­zo­wa­ne w lokal­nych księ­gar­niach na wzór spo­tkań autor­skich z pisa­rza­mi, co przy­nio­sło­by pro­fi­ty wszyst­kim, a dra­mat umoc­nił­by swo­je miej­sce w lite­ra­tu­rze, otwo­rzył się na nowych odbior­ców, może nawet – kto wie? – przy­cią­gnął­by kogoś zupeł­nie przy­pad­ko­we­go, kto aku­rat sie­dział­by w księ­gar­ni przy kawie.

Z pew­no­ścią war­to rów­nież, żeby dra­mat był w więk­szym stop­niu obec­ny na tar­gach książ­ki, odby­wa­ją­cych się w róż­nych mia­stach Pol­ski. Sto­iska z wydaw­nic­twa­mi oko­ło­te­atral­ny­mi wpraw­dzie są orga­ni­zo­wa­ne, ale ich widocz­ność pozo­sta­je niska – aby coś kupić, trze­ba dłu­go się naszu­kać, co w przy­pad­ku Mię­dzy­na­ro­do­wych Tar­gów Książ­ki w Kra­ko­wie przy­po­mi­na sport eks­tre­mal­ny (na sto­sun­ko­wo dużej powierzch­ni zawsze znaj­du­je się tam nie­pro­por­cjo­nal­nie ogrom­na licz­ba ludzi). Ser­ce rośnie na myśl, że czy­ta­nie może być popu­lar­ne (nie wni­kam w podzia­ły na lite­ra­tu­rę wyso­ką, popu­lar­ną – i tak dalej). War­to posta­rać się, żeby w rękach osób sto­ją­cych w kolej­ce po auto­graf dane­go auto­ra zna­la­zły się tak­że tek­sty dra­ma­tycz­ne (gdy już zdo­ła­my zwięk­szyć licz­bę ich papie­ro­wych wydań).

Warto by także wzbudzić zainteresowanie dramatem w Dyskusyjnych Klubach Książki – godnej pochwały inicjatywie, która dzięki mrówczej pracy uczestników pozytywnie wpływa na rozwój czytelnictwa w Polsce.

Pol­ska Pol­ską, ale jak wspa­nia­łym roz­wią­za­niem mogło­by być szer­sze doto­wa­nie prze­kła­dów dra­ma­tów na języ­ki obce!

Wspo­mi­na­łam już o czy­ta­niach per­fo­ma­tyw­nych. Pod­kre­ślę ich zna­cze­nie dru­gi raz, ponie­waż są one dosko­na­łym narzę­dziem do pre­zen­ta­cji tek­stów dra­ma­tycz­nych. Nie wyma­ga­ją ogrom­ne­go budże­tu i naj­więk­szej sce­ny, moż­na orga­ni­zo­wać je czę­ściej, szyb­ciej i w prze­róż­nych for­mu­łach, z któ­rych każ­da zwięk­szy atrak­cyj­ność dra­ma­tów w oczach widzów. Mara­ton czy­tań powią­za­nych tema­tycz­nie? Prze­gląd prac debiu­tan­tów? Eks­pe­ry­men­tal­ny teatr? You name it! Co wię­cej, po czy­ta­niu war­to zor­ga­ni­zo­wać spo­tka­nie otwar­te z udzia­łem twór­ców i wymie­nić się wra­że­nia­mi. Dla auto­rów była­by to oka­zja do zapo­zna­nia się ze zda­niem widow­ni, co mogło­by wpły­nąć na ich dal­szą pra­cę nad tek­stem. Z kolei widzo­wie dzię­ki takiej for­mie aktyw­no­ści w nie­zo­bo­wią­zu­ją­cej atmos­fe­rze zapo­zna­li­by się ze sztu­ka­mi mniej popu­lar­ny­mi lub cał­kiem nie­zna­ny­mi.

Tego rodza­ju dzia­ła­nia podej­mo­wał Teatr im. Juliu­sza Sło­wac­kie­go w Kra­ko­wie w cza­sie wspo­mnia­nych już warsz­ta­tów CDN oraz we współ­pra­cy z Wil­lą Decju­sza, kie­dy orga­ni­zo­wał czy­ta­nia frag­men­tów sztuk powsta­łych w ramach tam­tej­szych rezy­den­cji dra­ma­to­pi­sar­skich. Nato­miast Naro­do­wy Sta­ry Teatr im. Hele­ny Modrze­jew­skiej w 2022 roku przy­go­to­wał pro­jekt „Sce­na Kobiet”. Dzię­ki temu przed­się­wzię­ciu mogły­śmy wró­cić po „Naszym Gło­sie” i zapro­po­no­wać nowe tek­sty. Olga Cięż­kow­ska wyre­ży­se­ro­wa­ła wów­czas mój mono­dram Kasan­dra Maszy­na (dodam, że sama mono­dra­my lubię naj­bar­dziej!).

W Sta­rym Teatrze kolej­ne edy­cje warsz­ta­tów dra­ma­to­pi­sar­skich, któ­rych kura­tor­ką jest Aga­ta Dąbek, koń­czą się czy­ta­nia­mi wybra­nych sztuk, pre­zen­to­wa­ny­mi publicz­no­ści w for­mu­le week­en­do­wych prze­glą­dów. Cie­szy mnie fakt, że w paź­dzier­ni­ku pod­czas prze­glą­du dra­ma­tur­gii naj­now­szej pod nazwą „Świa­ty moż­li­we” w gru­pie czy­ta­nych tek­stów znaj­dą się rów­nież te napi­sa­ne przez oso­by zapro­szo­ne do udzia­łu w pierw­szej edy­cji Rezy­den­cji Dra­ma­tur­gicz­nych – pro­gra­mie zaini­cjo­wa­nym przez Doro­tę Igna­tjew, dyrek­tor­kę tej naro­do­wej sce­ny.

Koniecz­nie trze­ba wspo­mnieć o ini­cja­tyw­nie PC Dra­ma w Gdań­sku, gdzie czy­ta­nia odby­wa­ją się wła­śnie w zbli­żo­nej for­mu­le – naj­pierw dzień prób, póź­niej wie­czor­ny pokaz, a następ­nie dys­ku­sja z widow­nią. Mia­łam moż­ność wzię­cia udzia­łu w PC Dra­mie – Tomasz Kaczo­row­ski zre­ali­zo­wał mój tekst Hexen­pro­zes­se – i dzię­ki temu wyda­rze­niu wie­le się nauczy­łam jako twór­czy­ni. Mogłam przede wszyst­kim spraw­dzić, co na sce­nie dzia­ła, co nie (żar­ty!), a póź­niej prze­kuć moje reflek­sje w prak­tycz­ne roz­wią­za­nia i wpro­wa­dzić zmia­ny do tek­stu.

Warto zaznaczyć, że wymieniłam tu głównie inicjatywy, z którymi sama się zetknęłam, ale na szczęście jest ich dużo, dużo więcej!

Kolej­nym czyn­ni­kiem, któ­ry może zwięk­szyć zain­te­re­so­wa­nie dra­ma­ta­mi i uła­twić ich reali­za­cje sce­nicz­ne, są wsze­la­kie­go rodza­ju nagro­dy. Mamy Gdyń­ską Nagro­dę Dra­ma­tur­gicz­ną, AURORĘ (Nagro­dę Dra­ma­tur­gicz­ną Mia­sta Byd­gosz­czy), Nagro­dę im. Tade­usza Róże­wi­cza, co więc stoi na prze­szko­dzie, żeby dodać kate­go­rię „dra­mat” do innych pro­gra­mów? W ramach Nagro­dy Gdy­nia przy­zna­wa­ne są wyróż­nie­nia za poezję, pro­zę, prze­kład i esej – uwzględ­nie­nie dra­ma­tu na pew­no pod­kre­śli­ło­by jego przy­na­leż­ność do lite­ra­tu­ry. Ana­lo­gicz­ne zmia­ny wpro­wa­dzo­ne w regu­la­mi­nie Nagro­dy Con­ra­da, przy­zna­wa­nej debiu­tan­tom, mogły­by się moc­no przy­czy­nić do zwięk­sze­nia roz­po­zna­wal­no­ści nowych dra­ma­to­pi­sa­rzy i dra­ma­to­pi­sa­rek. Podob­nie rzecz ma się z Nagro­dą Lite­rac­ką im. Witol­da Gom­bro­wi­cza i Nagro­dą Kra­ko­wa Mia­sta Lite­ra­tu­ry UNESCO.

W Pol­sce orga­ni­zu­je się tak­że coraz wię­cej kon­kur­sów niż­sze­go szcze­bla. Mają one róż­ne for­mu­ły. Część z nich jest otwar­ta dla wszyst­kich, inne wyma­ga­ją for­mal­ne­go zapro­sze­nia do uczest­nic­twa, podob­ne zachę­ty naj­czę­ściej kie­ro­wa­ne są zaś do dra­ma­to­pi­sa­rzy, ale rów­nież do poetów/poetek, pisarzy/pisarek, scenarzystów/scenarzystek. Z pew­no­ścią god­ne pochwa­ły są prak­ty­ki zwią­za­ne z wyna­gra­dza­niem uczest­ni­ków – i tak na przy­kład wspo­mnia­ne Stre­fy Kon­tak­tu prze­wi­du­ją hono­ra­rium dla twór­ców, a Teatr w Słup­sku zaofe­ro­wał wspar­cie finan­so­we fina­li­stów, któ­rzy mie­li przy­go­to­wać peł­no­wy­mia­ro­we sztu­ki (do fina­łu kwa­li­fi­ko­wa­ło się na pod­sta­wie tre­at­men­tu i przy­kła­do­wych scen). Jest to ogrom­nie waż­ny aspekt, ponie­waż dra­ma­to­pi­sarz – oprócz tego, że doświad­cza unie­sień i welt­sch­me­rzu – musi z cze­goś żyć.

Kate­go­rię „teatr” mają rów­nież sty­pen­dia – tu wymie­nię Sty­pen­dium Twór­cze Mia­sta Kra­ko­wa, Sty­pen­dium Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go czy fun­dusz KPO (w któ­rym skąd­inąd nie prze­wi­dzia­no z kolei wspar­cia dla pisa­rzy). Wspar­cie finan­so­we jest nie­zwy­kle waż­ne, dla­te­go musi­my o nim mówić czę­sto, tak­że na fali ruchu wywo­ła­ne­go przez dys­ku­sję o zarob­kach pisa­rzy: niech ten temat obej­mie rów­nież inne zawo­dy zwią­za­ne ze sło­wem.

Na koniec chcia­ła­bym poru­szyć kwe­stię autor­stwa tek­stu dra­ma­tycz­ne­go, ponie­waż czę­sto to, co wyszło spod ręki dra­ma­to­pi­sa­rza, sta­je się czymś innym na sce­nie, po zmia­nach wpro­wa­dzo­nych w trak­cie prób. To trud­ny temat. Zda­rza­ło się, że tek­sty moich zna­jo­mych, pod­pi­sa­ne ich nazwi­ska­mi, w toku przy­go­to­wań do reali­za­cji sce­nicz­nych były prze­pi­sy­wa­ne, prze­mon­to­wy­wa­ne, uzu­peł­nia­ne, obra­sta­ły w nowe zna­cze­nia, kwe­stie i sce­ny. Co wte­dy? Nigdy nie mia­łam podob­nych doświad­czeń, zwy­kle spra­wo­wa­łam kon­tro­lę nad tym, co osta­tecz­nie sta­no­wi­ło część spek­ta­klu, i współ­pra­co­wa­łam z reży­se­ra­mi i reży­ser­ka­mi, któ­rzy trak­to­wa­li tek­sty z dużym sza­cun­kiem, zawsze gwa­ran­to­wa­li mi pra­wo do wypo­wie­dzi, do wysu­wa­nia pro­po­zy­cji i wery­fi­ko­wa­nia zmian. W kon­tro­wer­syj­nych, poten­cjal­nie kon­flik­to­wych sytu­acjach zwy­kle przy­zna­ję słusz­ność reżyserowi/reżyserce, ponie­waż mam zaufa­nie do osób, z któ­ry­mi współ­pra­cu­ję. Chcę jed­nak pod­kre­ślić, że żaden z moich tek­stów nie został nigdy bez mojej zgo­dy i kon­tro­li wywró­co­ny na lewą stro­nę. Kto był­by wte­dy jego autorem/autorką? Zresz­tą tekst dra­ma­tycz­ny to czę­sto zapis pro­ce­su, szcze­gól­nie jeśli powsta­je kolek­tyw­nie w cza­sie prób.

Zanim przej­dę do pod­su­mo­wa­nia, pozwo­lę sobie na krót­kie uza­sad­nie­nie tej usil­nej, dłu­go­let­niej wal­ki o dra­mat, któ­ra nie usta­je, choć wokół nas nie­wie­le się zmie­nia. Pyta­nie zada­ne w Bra­kar­ni brzmia­ło: „Komu jesz­cze bra­ku­je dra­ma­tu?”. Odpo­wiem nie­co pate­tycz­nie (bo kto mi zabro­ni?): moim zda­niem wszyst­kim. Dra­mat ma ogrom­ne moż­li­wo­ści języ­ko­we, pozwa­la na eks­pe­ry­ment i zaba­wę, na nie­zwy­kle szyb­kie reago­wa­nie i pod­no­sze­nie tema­tów waż­kich spo­łecz­nie. Daje szan­sę, by spoj­rzeć na takie kwe­stie w nie­oczy­wi­sty spo­sób, pro­wo­ku­je do dys­ku­sji. Dla mnie jako twór­czy­ni wią­że się z otwar­ciem na nowe narzę­dzia, ze spraw­dza­niem się poza moją stre­fą kom­for­tu, z prze­zwy­cię­ża­niem wła­snych ogra­ni­czeń i uni­ka­niem utar­tych ście­żek. Dla publicz­no­ści to doświad­cze­nie wspól­no­to­we­go prze­ży­wa­nia emo­cji, zde­rze­nie z trud­ny­mi tema­ta­mi, ale tak­że dobra, po pro­stu faj­na roz­ryw­ka, któ­ra posze­rza hory­zon­ty. A lite­ra­tu­ra?

Literatura może jedynie skorzystać na testowaniu tego, gdzie leżą jej granice i co może się tam wydarzyć – tam, czyli na tym dziwnym styku słowa i ciała.

Zda­ję sobie spra­wę, że prze­ma­wia prze­ze mnie ide­alizm neo­fit­ki. Cza­sem mogę brzmieć jak oso­ba prze­ko­na­na o tym, że wszyst­ko wie, ponie­waż pra­co­wa­ła przy kil­ku spek­ta­klach, coś tam prze­czy­ta­ła i coś usły­sza­ła. Tak napraw­dę jed­nak wiem nie­wie­le. Dra­mat w potrze­bie to temat nie­zwy­kle zło­żo­ny, doty­czą­cy sze­ro­kie­go gro­na twór­ców, nie­mniej myślę, że każ­dy głos jest waż­ny. Nie cho­dzi o pogłę­bia­nie podzia­łów, ale o zasy­py­wa­nie wil­czych dołów – żeby­śmy mogli wspól­nie pra­co­wać nad popra­wą widocz­no­ści dra­ma­tu w świe­cie lite­ra­tu­ry i kul­tu­ry.

A co może­my zro­bić oprócz wszyst­kich rze­czy, o któ­rych tu pisa­łam? Nie wiem. Może następ­nym razem, wybie­ra­jąc spek­takl, kup­my bilet na reali­za­cję nowe­go pol­skie­go tek­stu, sprawdź­my, kto ów tekst napi­sał i jakie inne ema­na­cje w sztu­ce są dzie­ła­mi tej okre­ślo­nej oso­by, rzuć­my okiem w księ­gar­ni, czy na rega­łach nie ma książ­ki tego auto­ra bądź tej autor­ki, a jeśli jest, to ją kup­my, pożycz­my kil­ku zaufa­nym ludziom albo i obcym (byle odda­li), a na koń­cu postaw­my tę książ­kę na pół­ce, żeby było ją widać. Więc – wła­śnie o to cho­dzi.

Niech nas zoba­czą.

 

 

W toku prac nad powyż­szym tek­stem roz­ma­wia­łam ze zna­jo­my­mi dra­ma­to­pi­sa­rza­mi i dra­ma­to­pi­sar­ka­mi, słu­cha­łam spe­cja­li­stek i spe­cja­li­stów, czy­ta­łam arty­ku­ły na oma­wia­ny temat, korzy­sta­łam tak­że z nastę­pu­ją­cych źró­deł:

  1. Dra­mat w potrze­bie (skró­co­ny zapis roz­mo­wy z Mate­uszem Paku­łą, Ish­bel Sza­traw­ską, Joan­ną Opa­rek i Prze­my­sła­wem Pilar­skim, któ­ra odby­ła się w ramach sie­dem­na­ste­go Mię­dzy­na­ro­do­we­go Festi­wa­lu Teatral­ne­go Boska Kome­dia. Roz­mo­wę pro­wa­dzi­ła Aga­ta Dąbek, z publicz­no­ści głos zabra­ła mię­dzy inny­mi Karo­li­na Fel­berg-Paw­łow­ska, mate­ria­ły do dru­ku opra­co­wa­ła Zuzan­na Berendt), „Dia­log” 2025, nr 2 (816).
  2. Mówię Ci dra­mat! (opra­co­wa­nie: Aga­ta Dąbek, Joan­na Opa­rek; kon­sul­tan­ci i kon­sul­tant­ki pro­gra­mu: Mate­usz Paku­ła, Ish­bel Sza­traw­ska, Jolan­ta Jani­czak, Anna R. Burzyń­ska, Anna Mar­chew­ka, Agniesz­ka Wol­ny-Ham­ka­ło).
  3. Komu jesz­cze bra­ku­je dra­ma­tu? (pod­kast „Dzien­ni­ka Lite­rac­kie­go” Bra­kar­nia Anny Mar­chew­ki z udzia­łem Aga­ty Dąbek, Joan­ny Opa­rek, Alek­san­dry Zie­liń­skiej).

– pisarka, dramatopisarka, scenarzystka.

więcej →

Powiązane teksty