Niepamięć

W oko­licz­no­ściach, w któ­rych języ­ki poetyc­kie zosta­ły zdo­mi­no­wa­ne przez reje­stry prze­ła­mu­ją­ce tra­dy­cyj­nie rozu­mia­ną lirycz­ność, trud­no odna­leźć poety­kę nio­są­cą w sobie czas pozba­wio­ny dystan­su. Kul­tu­ra pamię­ci odbior­ców dys­po­nu­ją­cych umie­jęt­no­ścią obiek­tyw­ne­go spoj­rze­nia na wspo­mnie­nie z per­spek­ty­wy auto­no­micz­ne­go, indy­wi­du­al­ne­go „ja” zatra­ca się w naj­now­szym tomie poetyc­kim Jerze­go Jar­nie­wi­cza – Trzy kobie­ty. Pamięć dąży ku sta­łe­mu samo­ak­tu­ali­zo­wa­niu, by w kon­se­kwen­cji stać się nie­moż­li­wą do zamknię­cia w krę­pu­ją­cej ruchy klat­ce. Jeśli jed­nak spoj­rzeć na to z per­spek­ty­wy wspól­no­to­wej, pojem­ność pamię­ci kul­tu­ro­wej (ale prze­cież tak­że jed­nost­ko­wej) jest nie­ogra­ni­czo­na. Moż­na by rzec, że gra­nie w kon­wen­cji cza­su i for­mo­wa­nia całe­go zja­wi­ska jest aktem innym, osob­nym, nakre­śla­ją­cym nie­jed­no­krot­nie tor poj­mo­wa­nia prze­szło­ści w kate­go­riach teraź­niej­szo­ści. Pamięć odgry­wa więc tutaj rolę prze­wod­ni­ka – sta­le się aktu­ali­zu­je, dążąc do uka­za­nia spo­so­bu kształ­to­wa­nia pod­mio­tu – two­rzy tym samym klucz do całej histo­rii, jest jej nie­od­łącz­nym roz­wią­za­niem, nie­uchwyt­nym jed­nak o tyle, że wciąż prze­kształ­ca wła­sną for­mę.

W nowej książ­ce Jar­nie­wi­cza poja­wia się cykl, w któ­re­go skład wcho­dzi sie­dem wier­szy. Sto­rie sta­no­wią osob­ną, lecz nie do koń­ca auto­no­micz­ną opo­wieść. Wier­sze, poza ostat­nim, uka­zu­ją pomiesz­cze­nia, zamknię­te łódz­kie domy i klau­stro­fo­bicz­ne poko­je. Kobie­ty – zde­ter­mi­no­wa­ne sojusz­nicz­ki, pra­gną­ce prze­trwać – w cyklu tym zysku­ją jesz­cze bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ne rysy, są jesz­cze wyra­zist­sze. Ich ukon­sty­tu­owa­na wspól­no­ta znaj­du­je wytchnie­nie w miesz­ka­niu mat­ki. Jest to azyl, w któ­rym wal­czą z wła­sną histo­rią i zmar­twie­nia­mi codzien­no­ści. To miej­sce, do któ­re­go przy­no­szą cho­rej peru­ki, by w trwa­niu kobie­co­ści ukryć umie­ra­nie. Jest to wresz­cie rów­nież ta prze­strzeń, w któ­rej mat­ka odcho­dzi. Ostat­ni tekst w cyklu, Trzy strza­ły, „mor­du­je” każ­dą z towa­rzy­szek osob­no, wyra­zi­stym dys­ty­chem, bez uprze­dze­nia, na głów­nej arte­rii Łodzi – uli­cy Piotr­kow­skiej. „Cia­ła uprząt­nię­to jak­by ich nigdy nie było”, ale dzie­je się to na zewnątrz. Pamięć wycho­dzi poza obszar swo­je­go dotych­cza­so­we­go ist­nie­nia i wyzwa­la się z sideł okieł­zna­nia. Wiersz ten – outro cyklu – istot­nie domy­ka więk­szą całość i wień­czy jed­ną opo­wieść (Sto­rii); lirycz­na nar­ra­cja Trzech kobiet jest jed­nak w nie­wzru­szo­ny spo­sób kon­ty­nu­owa­na; jak­by tyl­ko czy­tel­nik, w prze­ci­wień­stwie do pod­mio­tu, zda­wał sobie z tej śmier­ci spra­wę.

Okładka książki Jerzego Jarniewicza pod tytułem „Trzy kobiety”.
Jerzy Jarniewicz, „Trzy kobiety”, Kołobrzeg: Biuro Literackie, 2025.

Mat­ka z Trzech kobiet nie jest podob­na do tej ze zbio­ru Rze­czy, któ­rych nie wyrzu­ci­łem Mar­ci­na Wichy czy z femi­ni­stycz­nej zbior­czo­ści Mar­ty­ny Bun­dy. Opo­wieść Jar­nie­wi­cza przede wszyst­kim rekon­stru­uje obraz mat­ki utrwa­lo­ny nie­gdyś w świa­do­mo­ści dziec­ka, dziś już doro­słe­go. Kim jed­nak są tytu­ło­we trzy kobie­ty, czy­li Wan­da, Kryś­ka i Ire­na? Czy to two­ry dzie­cię­cej wyobraź­ni, pró­ba zre­kom­pen­so­wa­nia sobie nie­obec­no­ści przed­wcze­śnie zmar­łej rodzi­ciel­ki przez wyobra­że­nie kobiet nie­za­leż­nych – z któ­rych każ­da jest taka, jaką chcia­ło­by się widzieć wła­sną mat­kę? We wspo­mnie­niach autor Maki­ja­żu odnaj­du­je to, co ukry­te przed świa­tem.

Przy­ję­ta przez Jar­nie­wi­cza for­ma repor­ta­żo­we­go wyzna­nia pozwa­la odna­leźć w tym języ­ku część bez­re­flek­syj­ną, odar­tą z wykre­owa­nych w sen­ty­men­tal­nej ide­ali­za­cji struk­tur zmy­sło­wych (ale prze­cież rów­nie moc­no w reflek­syj­no­ści osa­dzo­ną). Jed­nak czy języ­kiem repor­ta­żo­wym moż­na mówić o prze­szło­ści, jeśli jedy­ne, co w niej pozo­sta­ło, to wizja mat­ki oraz nie­ist­nie­ją­cych (zamordowanych/stworzonych) przy­ja­ció­łek – wizja (czte­rech) kobiet? Tym, co wpły­wa na ich por­tre­ty, powsta­ją­ce i prze­kształ­ca­ne w chło­pię­cym spoj­rze­niu pod­mio­tu, są for­my, w jakich boha­ter­ki speł­nia­ją wobec nie­go powin­no­ści odcho­dzą­cej mat­ki. Momen­ta­mi jed­nak kobie­ty te się indy­wi­du­ali­zu­ją, cho­wa­ją za chmu­rą dymu, a w skraj­nych przy­pad­kach milk­ną, gdy boha­ter wcho­dzi do poko­ju. Ukry­wa­ją się przed nim, ale i kształ­tu­ją na jego oczach. By spa­ra­fra­zo­wać wiersz Andrze­ja Sosnow­skie­go: gdzie ma się schro­nić takie życie, ist­nie­nie zagu­bio­ne­go chłop­ca, jeże­li nie w obję­ciach mat­ki i nie­obec­ne­go ojca? Być może wła­śnie w ramio­nach „trzech”, nie­po­łą­czo­nych z nim wię­za­mi krwi, chło­piec odnaj­du­je na nowo spo­kój domu rodzin­ne­go, sub­li­mo­wa­ny w nie­oczy­wi­stą kobie­cość. Być może to wła­śnie dla­te­go, gdy umie­ra mat­ka, doko­nu­je się pra­wie apo­kry­ficz­ne uni­ce­stwie­nie jej towa­rzy­szek.

W kon­tek­ście wię­zi łączą­cej kobie­ty oraz spo­so­bu postrze­ga­nia tej rela­cji przez boha­te­ra war­to przy­wo­łać wiersz Wszyst­ko, co rze­czy­wi­ste, odby­ło się wów­czas, a on nic o tym nie wie­dział:

musia­ło być póź­no, nawet póź­niej niż po noc­nym desz­czu,
któ­ry Ire­nę u nas zatrzy­mał, bo pamię­tam ciszę
roz­pię­tą jak para­wan, na któ­re­go tle ten nie­ru­cho­my obraz
z Ire­ną i mat­ką przy sto­le:
sie­dzą naprze­ciw sie­bie i nic,
żad­ne sło­wo ich nie łączy, nie łączy­spoj­rze­nie, ale w zamian
widzę rękę mat­ki na sto­le, i że Ire­na mat­kę za rękę trzy­ma, i że
tyl­ko trzy­ma, nic wię­cej, ale tak bar­dzo ina­czej
niż moż­na rękę trzy­mać, niż trzy­mał ją ojciec,
tak ina­czej, że ja, któ­ry obie dło­nie widzia­łem, chcia­łem
wie­rzyć, że zanim cokol­wiek wypo­wiem, zanim sło­wem
te ręce dwóch kobiet roz­dzie­lę, wej­dzie ktoś,
wciąż od nocy mokry, i wyłą­czy świa­tło.

Tytuł utwo­ru oddzie­la per­spek­ty­wę auto­ra od doświad­cze­nia pod­mio­tu, pod­miot z kolei – od dzie­cię­cej posta­ci „ja”. Postać ta jest innym, obcym już ist­nie­niem, nosi w sobie tajem­ni­cę. Obser­wa­cja wię­zi dwóch kobiet sprzę­gła się w tym przy­pad­ku z indy­wi­du­ali­za­cją świad­ka wyda­rzeń i naj­sil­niej­szy­mi z towa­rzy­szą­cych mu afek­tów. Ten wariant pamię­ci ukształ­to­wał doro­słe­go boha­te­ra, świa­do­me­go i ulo­ko­wa­ne­go w „teraz”, o któ­rym w tam­tej chwi­li (tytu­ło­we „wów­czas”) dzie­cię­ce „ja” nie mogło wie­dzieć. Kon­struk­cja wier­sza zosta­ła opar­ta na pró­bie uchwy­ce­nia w poje­dyn­czym obra­zie nie przed­mio­tów, któ­re two­rzą jego sce­no­gra­fię, lecz emo­cji i uczuć porząd­ku­ją­cych spe­cy­ficz­ną, zady­mio­ną atmos­fe­rę tej prze­strze­ni. Wplą­ta­ny w bli­skość kobiet, boha­ter kreu­je miej­sce nie­zwy­kle intym­ne­go spo­tka­nia dwóch mistycz­nych posta­ci. Jako dziec­ko pozo­sta­je uwi­kła­ny w rela­cje, w któ­rych poru­sza się w sfe­rze nie­do­mó­wień, pozba­wio­ny peł­nej samo­świa­do­mo­ści. Podob­nie Albert Camus w Pierw­szym czło­wie­ku zawie­ra rela­cję obec­ne­go „ja” z tym mło­dzień­czym, któ­re dzier­ży klucz do praw­dy. Klu­czem jest bowiem „coś” funk­cjo­nu­ją­ce­go w prze­strze­ni domu stwo­rzo­ne­go przez kobie­ty, obec­nie nie­uchwyt­ne­go. Tak bli­skie­go i wręcz nama­cal­ne­go w cza­sach dzie­ciń­stwa.

Z rów­nie inte­re­su­ją­cą per­spek­ty­wą mamy do czy­nie­nia w utwo­rze Spo­łe­czeń­stwo oby­wa­tel­skie:

Koń­czy się rok, więc wyzna­ję: spa­łem z poli­ty­ka­mi,
robi­łem im laskę, a potem nawet szli­śmy do kina
na wie­czor­ny seans. Tak, z nim też. Nie wiem,
czy umo­rzą nam za życia kre­dyt czy będzie­my mogli
spo­cząć pod jed­nym adre­sem. nie wiem,
kocha­li mnie
bez miło­ści, zna­czy: bez zobo­wią­zań, taką przy­ję­li­śmy
stra­te­gię na życie. w lodów­ce zosta­wiam ci ser­ce
socjal­de­mo­kra­ty […] któ­re
wykro­iłem po uda­nym sek­sie. Dopraw do sma­ku
i nie myśl o mnie źle. Jutro się zoba­czy­my, jeśli nas nie ośle­pi
pro­mie­nie­ją­cy tele­bim na prze­krzy­wio­nym nie­bie.

Powrót do kon­wen­cji kon­fe­syj­nej zazę­bia się z nie­mo­cą obiek­ty­wi­za­cji wyzna­nia. Przy oka­zji autor wpro­wa­dza lirycz­ną nar­ra­cję, w któ­rej prze­szłość sta­je się czyn­ni­kiem for­mo­wa­nia kolej­nych wcie­leń pod­mio­tu. Do zre­de­fi­nio­wa­nia wła­snej moral­no­ści wyko­rzy­stu­je jedy­ne zna­ne mu dotych­czas narzę­dzie – cia­ło. Choć pod­miot indy­wi­du­ali­zu­je się za spra­wą kon­kret­nych skraj­nych doświad­czeń zde­rze­nia wita­li­zmu i śmier­ci, wewnętrz­na dewa­sta­cja nosi śla­dy egzy­sten­cjal­ne­go uni­wer­sa­li­zmu. Retro­spek­cyj­ny powrót do daw­ne­go kształ­tu skut­ku­je roz­cza­ro­wa­niem. Nie­pew­ność i nie­moż­ność decy­do­wa­nia o wła­snym jutrze w połą­cze­niu z hiper­emo­cjo­nal­no­ścią pod­mio­tu pro­wa­dzą do kur­czo­we­go trzy­ma­nia się obec­nej for­my; każ­da aktu­ali­za­cja bowiem mogła­by być zagła­dą. Wycho­dząc poza ramy tego kon­kret­ne­go wier­sza, może­my zaob­ser­wo­wać, w jaki spo­sób Jar­nie­wicz powra­ca do intu­icji i stra­te­gii z poprzed­nich tomów. Dostrze­ga­my cha­rak­te­ry­stycz­ny dla jego języ­ka poetyc­kie­go dualizm: odkry­tą poli­tycz­ność oraz ukry­tą cie­le­sność – wska­za­nie, jak dys­kur­sy medial­ne zarzą­dza­ją ludz­kim cia­łem, wkra­da­jąc się ze swo­ją seman­ty­ką w opo­wie­ści o fizycz­no­ści „ja”.

Per­spek­ty­wicz­ność pamię­ci kształ­tu­je pod­miot na nie­mal wszyst­kich pozio­mach tek­stu. Pamięć jest tutaj krzy­wym zwier­cia­dłem prze­szło­ści. Świa­do­mość tej stra­te­gii to punkt wyj­ścia do zmian teraź­niej­szo­ści, a jedo­cze­śnie czyn­nik powo­du­ją­cy intro­spek­cję boha­te­ra. Zakrzy­wie­nie tej dyna­mi­ki pamię­ci wzbu­dza w odbior­cy dozę zwąt­pie­nia we wła­sną, ukon­sty­tu­owa­ną for­mę. Pada przede wszyst­kim pyta­nie: w jaki spo­sób nale­ży o sobie mówić, jeśli subiek­tyw­ność wspo­mnień odbie­ra auto­no­mię prze­szło­ści? Tytu­ło­we trzy kobie­ty sta­ją się pomo­stem histo­rii, klu­czem do oswo­je­nia pamię­ci. Wier­sze uka­zu­ją­ce uwi­kła­nie jed­nost­ki w pro­ce­sy pamię­cio­we (w tym rów­nież w zapo­mi­na­nie) to lirycz­ne nar­ra­cje, w któ­rych kon­wen­cja gra sama ze sobą. W tomie Jar­nie­wi­cza – twór­czym eks­pe­ry­men­cie z płyn­no­ścią pamię­ci, z pozo­rem zapa­mię­ty­wa­nia – wspo­mnie­nia for­mu­ją pod­miot, któ­ry pełen obaw i zwąt­pie­nia, prze­czu­wa, że para­dok­sal­nie od teraź­niej­szo­ści zale­ży jego prze­szłość.

Tekst powstał w ramach warsz­ta­tów twór­cze­go pisa­nia z kry­ty­ki lite­rac­kiej na Uni­wer­sy­te­cie Wro­cław­skim, pro­wa­dzo­nych przez dra Oska­ra Mel­le­ra.

– studentka kultury i praktyki tekstu na Uniwersytecie Wrocławskim. 

więcej →

Jerzy Jarniewicz

– poeta, tłumacz, krytyk literacki, profesor nauk humanistycznych, filolog angielski.

więcej →